34. fireworks like us
"Wcale nie stworzyłem potwora, ale to ja ją ukierunkowałem"
Lucas
Jest popołudniowy piątek, własnie leżę z moją dziewczyną w łóżku, szykując się na kolejną wizytę w barze. Nie byliśmy tam od czasu gdy zaśpiewałem te piosenki. Idziemy tam dzisiaj razem jako para. Mam nadzieję, że nie wyniknie z tego żadne gówno, bo właśnie ilekroć tam jesteśmy coś się dzieje.
Właśnie zamierzam kochać się z moją dziewczyną, wycałowując całą drogę od szyi aż do jej ust. Potem składam czuły pocałunek na jej ustach i znowu całuje po szyi, ale ona ciągnie mnie za włosy i z powrotem przyciąga do siebie. Jej pocałunek jest gorący, ale ja chce to zrobić delikatnie.
Nie potrzebuje pieprzonych fajerwerków, ale chyba tego właśnie nauczyłem Sharon.
Jednak cóż mojej dziewczynie dla, której zrobił bym wszystko niezbyt to pasuje.
- Przestań! - ta tego nie spodziewałem się nigdy usłyszeć w łóżku, gdy jestem prawie nagi.
- Co? - podpieram się ramionami po obu stronach jej głowy.
- Przestań być delikatny gdy wcale taki nie jesteś! - dobra tego się kompletnie nie spodziewałem.
- Po co udajesz? - czy ja udaje? Czy najchętniej rzuciłbym ją na łóżku i zrobiłbym wszystko, co tylko chce? Nie wiem..
- Dlaczego nie dajesz mi szansy? - to pytanie jest głupie, ale tu chodzi o coś więcej.
- To nie jesteś ty! - a może ja nie jestem Chrisem.
- To jestem ja! Daj mi szansę, pozwól mi być dobrym dla ciebie.
- Przyjęłaś to od Chrisa, ale ode mnie nie? - widziałem ich razem i jaką dzielili swobodę.
- Chris taki jest! - dobra to prawda, Chris ma w sobie coś z cipki, nie mówicie mu tego.
- Ja też się staram taki być! Chcę pokazać jak bardzo... - czekam aż to ona pierwsza to powie, chce wiedzieć, że znaczę dla niej więcej niż Chris. Właśnie dlatego robię to wszystko.
- Jak bardzo co? - jest podniecona, a potem rozczarowana.
- Nic - dlaczego gdy ja chce się kochać, ona chce się pieprzyć? To dalej brzmi jak kara, znaczy nie ma nic przeciwko seksowi, ale rozumiecie..
Może ja też jestem cipką?
- Powiedz to - wyzywa mnie.
- Powiedz że mnie kochasz, Luke - jest całkowicie poważna.
- A ty? - odbijamy piłeczkę.
- To nie fair - marszczy brwi.
- Widzisz obydwoje się bronimy! - krzyczę na nią.
- Bronimy się że siebie stracimy, że będziemy w tym za bardzo - obejmuje mnie swoimi małymi ramionami i przyciąga do siebie jeszcze bliżej.
- Chce być dla ciebie dobry - szepcze w jej włosy.
- To chyba nigdy nie nadejdzie co? - odsuwam się od niej, nie wierzę, że to powiedziała, kurwa.
- Hej nie o to mi chodziło - nie mogę się powstrzymać i wstaje z niej. Sięgam do paczki papierosów, która leży przy łóżku. Z wyłącznie mojego nałogu, stało się to naszym wspólnym.
- Nie zrezygnuje z ciebie. Nawet jeśli co drugie twoje słowo to kurwa i nawet jeśli znowu palisz - ale to nie jest dobre, a ja chce taki być.
- Przestanę - Sharon siada obok mnie i przytula się do mojego boku.
- Mam na to sposób - sama sięga po papierosa.
- Uzależniłaś się w ten sposób - warczę. Kurwa.
- Jedyne od czego jestem uzależniona to ty - patrzę w jej oczy i widzę w nich miłość, mam nadzieję, że ona w moich widzi to samo, ale i tak jesteśmy tchórzami, a ja nie mam nawet jaj, żeby być sobą.
Kochała mnie w Mission Beach, a byłem niezłym gnojkiem, może faktycznie powinienem skończyć z taktowaniem jej jak z porcelany?
- Nawet jak jestem skończonym dupkiem? - gasi papierosa i chwyta zębami moją wargę.
- Szczególnie wtedy - całuje ją bez zahamowań i dokładnie tak samo się z nią kocham.
Droga nigdy nie jest prosta, ani krótka. Myślę, że bycie tym kim powinno się być jest dużym błędem w szczególności, że ja powinienem być nic nie wartym bękartem, ale to nie zmienia faktu, że i tak postanowiłem być kimś kim nie jestem.
Najcudowniejszym, najczulszym, najdelikatniejszym chłopakiem na świecie, to podejście miało być dobre dla naszej dwójki.
Chciałem pokazać Sharon, że zależy mi na niej o wiele bardziej niż może sobie wyobrażać i, że kocham ją tak cholernie mocno.
Nie wiem dlaczego, żadne z nas nie wypowiada tych słów.
Może dlatego, że ostatnio doprowadziły do rozstania albo dla tego, że nie jesteśmy pewni siebie?
Sharon nic nie mówi, ale ja cały czas czuję jakbym zdobywał jej zaufanie.
Nie wiem w, którym momencie związku jesteśmy, ale na pewno nie tak daleko jak Calum i Scarlett, którzy czasem mogą milczeć godzinami, a i tak prowadzą rozmowę, rozumiecie, o co mi chodzi? Chciałbym z nią tego samego.
Czasem sam siebie nie poznaje.
Właściwie to cały czas.
Skoro nie chce delikatności na co dzień, dostanie ją w piosenkach.
Dwie godziny potem jesteśmy w barze. Sharon zabawia piwo i dołącza do reszty naszych przyjaciół, gdzie ja idę pomóc chłopakom rozkładać sprzęt. Kątem oka dostrzegam Chrisa z Mandy. Staram się naprawdę szanować tego kolesia w końcu to ja zabrałem mu dziewczynę, ale jest tu trudne wiedząc, że w ogóle ją miał.
Nie doszliśmy jeszcze do tematu ile dziewczyn ja miałem przez ostatnie dwa lata i czuję, że w którymś momencie to może nas zniszczyć.
Ale nie dzisiaj.
Dzisiaj po raz kolejny zaśpiewam jej piosenkę o tym jak wiele dla mnie znaczy.
Pół godziny później zauważam dziewczyny stojące pod sceną, śmieją się i rozmawiają gdy my rozpoczynamy nasz występ.
- Może ostatnio trochę przesadziłem - nie jestem dobry w tych gadkach.
- Ale chciałbym wam powiedzieć, że dzisiaj jest tutaj ze mną moja dziewczyna - pokazuje palcem na Sharon, a ona zaczyna się rumienić, nie robi tego za często.
- I cholernie jestem szczęśliwy, że ją mam.
- Kiedyś pytaliście o kim są nasze piosenki, to wszystko właśnie o niej - Sharon uśmiecha się, ale widzę też przerażenie w jej oczach.
- Masz moje serce, Sharon - mówię i zaczynam śpiewać. Kurwa, ta dziewczyna jest wszystkim czego potrzebuje, a na dodatek skoro nie chce czułego gówna w sypialni, musi je znieść na scenie, bo w ten sposób mówię jej, że ją kocham, przed tłumem ludzi, nie musząc się ukrywać.
Tutaj jestem gorącym muzykiem, zakochany w dziewczynie, którą odzyskał i kocham to.
Jedna droga do innego świata
Jedno morze do lepszego świata
Jedna ty dla lepszych ludzi
Byłem samolubny bo cię pokochałem
Byłaś tym kim nigdy ja
Nienawidziłem siebie bardziej
Niż cały świat
Nienawidziłem twoje chłopaka
Podziwiałaś go
Nienawidziłem twojego sporzejnia
Uwielbiłaś je
Nienawidziłaś mnie
Gdy ja cię kochałem
Kochałem twój śmiech
Kochałem twój głos
Kochałem ciebie za nim ci to zrobiłem
Potem kochałem ciebie we mnie
A potem nienawidziłem
Nienawidzę cie tak bardzo
Bo tego chciałaś
Nienawidzę cie tak bardzo
Bo mi na to pozwoliłaś
Ale przede wszystkim kocham cie tak bardzo
Bo dałaś mi miłość
Zwracam ci ciebie
Zabieram ci siebie
Kochaj siebie
A może też mnie?***
Widzę łzy w oczach Sharon, to jedna z najbardziej popieprzonych i najszczerszych piosenek jakie kiedykolwiek napisałem. Napisałem ją już po przyjeździe jej do Sydney, jest wyrazem tego, co się między nami działo i pasuje chyba idealnie do dzisiejszego dnia.
Gdy tylko kończę śpiewać, Sharon wbiega na scenę i mnie całuje przy wszystkich.
- Jesteś moim pieprzonym gnojkiem z Mission Beach i tak samo z Sydney, Luke - patrzę na nią, chyba nie rozumiejąc.
- Po prostu teraz ty kochasz siebie - może mieć racje, więc od razu to ja ją całuje.
- Dziękuje, że kochasz tego gnojka - znowu, żadne z nas nie mówi tych słów głośno, chociaż pośrednio je wypowiedzieliśmy.
- Jesteś na mnie skazany, Luke - i nie mogę być za to bardziej wdzięczny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro