33. How to be a couple?
"Cały czas szukam równowagi pomiędzy dobrym facetem, który może dać ci przyszłość, a jaskiniowcem, który chce mieć cię tylko dla ciebie cały czas by swoim boku"
Lucas
Wieczorem w końcu udało nam się wyjść z łóżka, to było inne. Wiedza, że mogę w każdej chwili do niego wrócić, że ona zawsze będzie przy mnie, a naszym największym problem na tą chwile jest u kogo dzisiaj będziemy spali. W najskrytszych marzeniach nigdy nie myślałem, że poznam dziewczynę, która tak zawładnie moim światem.
Mam cholerne szczęście, że Sharon mnie chce, że walczyła o mnie w Mission Beach i dała mi w ten sposób siłę, żebym ja zawalczył o nią teraz. Zmieniłem się.
Kocham ją tak bardzo, że nie chce niczego spieprzyć, ale mój strach jest przesadny. Wiecie najczęściej gdy za bardzo się staracie to wszystko pieprzycie.
Ja nigdy nie byłem dobrym chłopcem, ale teraz już nie jestem chłopcem. Cholera za kilka miesięcy skończę dwadzieścia jeden lat.
Nigdy nie myślałem, że w tym wieku będę na ostatnim roku studiów, ani, że będę studiował inżynierię i muzykę i na dodatek planował przyszłość z dziewczyną.
Jedną, którą kiedykolwiek kochałem i jedyną, która kiedykolwiek kochała mnie.
Jestem ckliwym gnojkiem w tej chwili, ale pozwólcie mi się cieszyć moim szczęściem.
Jesteśmy właśnie z Sharon w sklepie, wybierając pościel do jej łóżka. Może i na początku się nie ucieszyła, a potem nawet na mnie nakrzyczała, że wydałem niepotrzebnie pieniądze, ale w końcowym efekcie sama była podekscytowana.
Naprawdę duże łóżko daje możliwości, a posiadanie pracy możliwość kupienia takiego łóżka. Może i to przesada, że sam jestem z siebie dumny, ale dobrze jest mieć kasę, mieszkanie, samochód i nie musieć polegać na nikim i przede wszystkim móc rozpieszczać swoją dziewczynę.
- W paski? - wymachuje mi przed twarzą jedną pościelą.
- Czy może we wzorki? - a teraz druga.
- Co to za różnica? - naprawdę nie ma znaczenia w czym będziemy się przykrywać.
- Kupiłeś mi łóżko, chociaż bardziej to jest łóżko dla ciebie, więc wybierz pościel - droczy się ze mną.
- Wszystko mi jedno - całuje ją w czoło.
- Póki jestem w tym łóżku z tobą to nie ma znaczenia - laski kochają takie teksty, a ja zawsze śmiałem się z Cala, gdy przez przypadek usłyszałem jak szeptał coś Scarlett na ucho.
- Zaraz się popłacze że śmiechu - mówi moja dziewczyna i odkłada obydwie pościele.
- No co? - podchodzi do mnie i w środku sklepu zaplata ramiona dookoła mojej szyi. Cholera tak dobrze jest wiedzieć, że wszyscy tutaj widzą nas jako młodych, napalonych ludzi, a nie mnie jako gnojka z Mission Beach i Sharon jako dobrą dziewczynę, która niszczy sobie życie z kimś takim ja jak.
- Nie jesteś taki, a ja wcale tego nie potrzebuje - nie do końca rozumiem do czego to prowadzi. Nie mogła by po prostu tego przyjąć?
- Ale to kurwa prawda - uśmiecha się gdy słyszy "kurwa", dobra nie jesteśmy normalni.
- W paski czy wzorki? - pyta ponownie.
- Wzorki - unoszę pościel i pokazuje ją Sharon.
- Takie to było trudne? - całuje mnie w brodę, to jest jedna cholerna rzecz na świecie, która zawsze mnie łamie i jestem bliski powiedzenia jej, że ją kocham.
Nie wiem dlaczego tego nie robię.
Chyba się boje, że ona tego nie czuje.
Też tego nie powiedziała.
Dlatego wypluwam z siebie flaki, żeby ją zadowolić.
Dalej czuję jakbyśmy zamienili się miejscami, ale nic, a nic mi to nie przeszkadza.
- Weźmy też tą - wykazuje trochę inicjatywy. Idziemy do kasy i Sharon chce zapłacić, ale ja szybko ją ubiegam.
- Hej kupiłeś łóżko! - kasjerka patrzy na nas z uśmiechem. Pewnie myśli, że właśnie razem zamieszkaliśmy, a nie, że nie chciałem spać w tym samym łóżku, co jej były chłopak.
Co do wspólnego mieszkania.. Chciałbym, ale wydaje mi się to za wcześnie, potrzebujemy tej przestrzeni, a w szczególności ja gdyby nagle mi odbiło.
- I kupuje do niego pościel - całuje ją krótko i zabieram siatkę z zakupami.
- To ja stawiam kolacje - możesz Sharon pomarzyć, to ja jestem facetem i to ja będę płacił, za wszystko.
- Sharon - obraca się do mnie.
- Wiesz, że mam pieniądze? - kiwa tylko głową.
- Wiesz, że nie obchodzą mnie twoje pieniądze albo ich brak? - i taka jest właśnie Sharon, zawsze chodziło o to jak mnie widzi, nie o to, co mogę jej dać. To dosyć niebezpieczne podejście, ale właśnie dzięki niemu jesteśmy w tym miejscu.
- Dziękuje za tą informacje, dziewczyno, ale i tak ja za wszystko zapłacę - marszczy brwi, a ja szybko wygładzam je kciukami.
- Pozwól mi to zrobić, proszę - i tak wiem, że przy stoliku będzie wyścig do zapłaty, taka właśnie jest moja dziewczyna.
Gdy dojeżdżamy do knajpki niedaleko centrum miasta, zauważamy w środku Jasa i Allison, naprawdę musimy zacząć, więcej czasu spędzać z ludźmi, więc nie zważając uwagi na to, czy oni chcą prywatności przysiadamy się do nich.
- Dobry wieczór moi drodzy - składam pocałunek na policzku Allison, ona wstaje i idzie usiąść po drugiej stronie obok Jasa.
- Cześć - odpowiada oschło Jase.
- Przeszkadzamy? - obydwoje kiwają przecząco głowami, jakbyśmy właściwie byli ich wybawieniem.
- Wyszliście w końcu z domu - wyszczerzam zęby do Jasa i całuje Sharon w policzek. Mogę być dobrym chłopakiem, mogę być cholernie dobrym chłopakiem.
- A co z wami? - pyta moja dziewczyna, zdecydowanie sprawiłem, że jest bardziej otwarta.
- Allison dalej nie wie, co czuje do Ashtona - to się dziewczyna wpakowała, Ashton jest teraz bardziej skomplikowany ode mnie, właściwie to zawsze był, ale w zupełnie inny sposób niż mogłoby się wydawać.
- A ty?
- Cóż ja chce Allison - Allison zaczyna się rumienić, nigdy tego nie widziałem.
- Możemy zostawić te sprawy dla siebie? - pyta cicho.
- Najlepszy sposób to chyba wyśpiewać to całemu miastu, spójrz na nich - wskazuje na nas palcem i widzę jak moja dziewczyna się spina.
- To nie było śmieszne - warczy na niego, rzadko widzę Jasa jako dupka.
- Wiesz mam dosyć, Allison, odezwij się jak będziesz wiedziała czego chcesz - i po prostu wstaje i zostawia ją z nami. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie.
- Przepraszam was - naprawdę nie ma za co.
- Dojdziecie do tego, tylko nie baw się w zdrady. Jase to najporządniejszy facet jakiego znam i cholera najbardziej romantyczny - kiwa tylko głową.
- Pójdę już - i w ten sposób nam też nie udaje się nic zjeść, bo Sharon upiera się, żeby odwieść ją do mieszkania. Gdy dojeżdżamy do niego, Sharon dochodzi do wniosku, że chce spędzić z nią trochę czasu.
Może faktycznie potrzebujemy trochę czasu osobno?
Cholera mieliśmy dwa lata, nie chce być ani na chwilę z daleka od mojej dziewczyny, ale zgadzam się, bo co mam zrobić.
- Dziękuje - szepcze w moje usta gdy mnie całuje.
- Nie wypróbujemy nowej pościeli - wydyma usta z niezadowolenia, co sprawia, że się uśmiecham i łapię ją za kark i przyciągam do głębokiego pocałunku.
- Zadzwonię do ciebie potem - pieszczę jej kark i przyglądam się jej dziwnej minię.
- Zadzwonisz, żeby mi powiedzieć, że mogę już przyjechać? - kręci głową.
- Zadzwonię, że życzyć ci dobranoc, Luke - teraz to ja robię niezadowoloną minę, ale ona szybko sprawia, że znowu się uśmiecham.
- Kurwa, naprawdę myślałem o wspólnej nocy.
- Jutro, pojutrze i w wiele innych dni - zauważam, że nie mówi w każdy.
- Chce cię w moim łóżku całą noc, żebym mógł zasypiać wokół twojego zapachu - całuje mnie po raz ostatni.
- Przestań mówić ten szajs, bo przestaje wierzyć, że jesteś moim Lukiem - od razu pokazuje jej, że się myli szczypiąc ją w tyłek.
- Ale to prawda - zamyka drzwi, a trzy godziny potem dzwoni do mnie. Mimo, że nie spędzamy razem nocy w łóżku, gadamy do późna w nocy, jaki to miało cel?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro