Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

29. Not my girlfrirnd

"Jestem tylko głupim gnojkiem z Mission Beach, który kocha cię tak bardzo, że wszystko robi na odwrót"

Lucas

*DRUGI DZISIAJ, A TAMTEN JEST CHOLERNIE WAŻNY!


Nie mogłem tego tak zostawić, ale po tym jak wróciłem do baru i się upiłem postanowiłem pójść do niej dopiero rano, musiałam dać nam ochłonąć.


Czekałem aż wyjdzie z mieszkania.  Nie mogłem tak tego zostawić. Mówiłem już, nie jestem kolesiem, który odpuszcza,  przynajmniej od jakiegoś czasu.

Gdy widzę go wychodzącego szybko wybiegam na jej piętro. Pukam do drzwi,  a gdy mi je otwiera nie czekam na zaproszenie po prostu wchodzę.

- Wyszedł możemy się pieprzyć - Wiem, że znowu brzmię jak dupek, ale czuję się jak śmieć albo nawet gorzej. Był tu, spędził tu noc, pieprzyli się.  Podjęła decyzję,  a ja mimo to nie odpuściłem, ale dalej czułem się jak...

- Przestań - uderza mnie w klatkę piersiową

- Jak mam się czuć Sharon, co? Gdy go tu rano zobaczyłem, gdy wyszłaś z nim objęta! Sharon, ja wariuje! - Nie wiem czy kiedykolwiek byłem tak szczery.

- A ja jestem upokorzona!

- Jak mogłeś zrobić to przed tłumem ludzi? Czułam się już wystarczająco źle z tym co robiłam!

- A co robiłaś? Pieprzyłaś dwóch chłopaków i wybrałaś tego, który ma kupę kasy, jesteś tak cholernie przewidywalna!  - Policzkuje mnie, znowu doszliśmy do tego miejsca.

- O Cholera - Właśnie zdała sobie sprawę,  co zrobiła i zaczyna po prostu płakać.  Delikatnie gładzi policzek w, który mnie uderzyła.

- Przepraszam,  tak strasznie przepraszam - Nie wiem A co właściwie.

- chciałam cie zranić,  tak jak ty zraniłeś mnie. Tak miło było zobaczyć ciebie jak walczysz miałam satysfakcję gdy widziałam jak tracisz głowę,  potrzebowałam tego - Biorę ja w swoje ramiona nie mogę się powstrzymać.

- Rozumiem to, ale nie rozumiem Sharon czemu z nim poszłaś, czemu wybrałaś go.

- Nigdy tak naprawdę nie wybrałam jego!  To zawsze byłeś ty!

- Jestem taka głupia zakochałam się w tobie trzy lata temu,  próbowałam sobie potem wmówić, że cię nienawidzę,  że cię nie chce, a ty śpiewałeś te wszystkie piosenki, zabiegałeś o mnie... - Całuje ją mimo, że dalej nie wiem kogo wybrała. Jednak po chwili chyba wiem gdy przerwa pocałunek.

- Nie, Luke. - Odsuwam się i znowu czuję się jak śmieć.

- Muszę Ci coś powiedzieć - Tak to koniec, a ja nie będę mógł nic z tym zrobić. Póki Chris nie wiedział miałem przewagę,  teraz jestem tylko tym drugim.

- Pieprzyłaś go? - nie tak to planowałem, ale właśnie to wychodzi z moich ust.

- Oszalałeś?

- Raniłam cie, próbowałam cie prowokować, żebyś zapytał... - to nie jest to czego się spodziewałem.

- Nie uprawiałam z Chrisem seksu odkąd zrobiłam to z tobą - Nie wierzę,  martwiłem się tym, doprowadzało mnie to to do szału.

- Tak spałam z nim w jednym łóżku, tak całowaliśmy  się,  tak przytulaliśmy, ale nigdy nie poszliśmy dalej.

- Mówisz mi o tym, bo dzisiaj przekroczyłaś ta granice?

- Nie,  Luke mówię ci o tym, bo nie chce dłużej, żebyś tak na mnie patrzył gdy odchodzę.

- Rozstałam się z Chrisem - Tak, tak jest moja.

- Czyli? Jesteś cała moja? Mogę spędzać z tobą noce, trzymać za rękę i robić wszystko co tylko chce, gdziekolwiek chce?

- Nie

- Co?

- Nie mogę być z. Tobą.

- Czy to kolejny test?

- To była moja rzecz do powiedzenia,  powiedziałeś to przed kupa ludzi, żeby zranić mnie i Chrisa i poczuć przewagę.

- Nie ufam ci.

- Sharon...

- Chciałam mu powiedzieć,  cholera w momencie gdy Zaśpiewałeś piosenkę z liścikow byłam gotowa, a potem...

- Wszystko Spieprzyłem? - jestem wściekły na nią i na siebie, ale bardziej na nią, że nie chce dać mi szansy.

- Pozwól mi to naprawić! - brzmię żałośnie i obydwoje słyszmy to w moim głosie.

- Wcale nie zmieniłeś się tak bardzo jak ci się wydaje, Luke - czy ona ma racje?

- Za to ty, całkowicie - czuję jakby ten komentarz przysparzał ja dumą.

- Nie jestem już naiwna,  że kiedyś zrobisz coś co ja chce, a nie ty.. - waha się.

- Byłem tym drugim, dla ciebie! - krzyczymy, bijemy, karzemy tym właśnie dla siebie jesteśmy

- Nie, ty tak bardzo mnie chciałeś,  że mogłeś być tym drugim. - kurwa oczywiście, że tak!

- Gówno prawda!

- Starałem się.. - jestem żałosny, naprawdę żałosny.

- Nie ufam ci - podkreśliła każde słowo wyraźnie.

- I co tak po prostu koniec? - pamiętam jak dwa lata temu to ona kierowała do mnie te słowa.

- Luke wszyscy na kampusowe teraz wiedzą co zrobiłam! - to jedne co ją martwi?

- Mogłaś pomyśleć o tym wcześniej. - ja mogłem pomyśleć o tym wcześniej, nigdy nie myślałem, że to ona mnie zrani.

- A ty mogłeś zaczekać jeden pieprzony dzień i byłabym twoja! - szokuje mnie tym.

- To dlaczego nie teraz?

- Bo nic się nie zmieniłeś,  a ja nie chcę znowu cierpieć. - kto tu cierpi? Bo po tobie tego nie widzę.

- Możesz być zadowolona z siebie, Sharon, nienawidzę cię kurwa, zniszczyłaś mnie - i z tą myślą to ja odchodzę po raz kolejny. Naprawdę kurwa zmieniliśmy się rolami i po raz pierwszy od dwóch lat okazjonalne papierosy,  zamieniają się w cała paczkę, a zdjęcie Sharon znika z mojej kieszeni.

Idę do baru wiedząc, że jest w nim Jase. Siadam przed barem i zamawiam piwo.

- Co ty robisz, koleś? - tak nie pije w środku dnia, nie palę, ale znowu jestem gnojkiem z Mission Beach. Nigdy nie powinienem się do niej zbliżać.

- Przyszedłem się kurwa napić - i od razu odpalam papierosa.

- Palisz? - przez nią.

- Ta,  w końcu nic się nie zmieniłem. - wiem, że Jase nie rozumie, o co chodzi.

- Co z z Sharon?

- Wykopała mnie za drzwi. - tak naprawdę sam odszedłem, ale nikt nie musi wiedzieć jak żałosny jestem.

- Nieźle przedstawienie wczoraj zrobiłeś,  cholera teraz gdy będziecie grać będziemy mieli tu tłumy.

- Ona jest o to wściekła! - ona za to mi nie ufa, kurwa Sharon ma teraz więcej charakteru niż ja.

- Zrobiłeś z niej zdradzająca sumę przed tłumem ludzi. Teraz każdy wie o kim śpiewasz. - mówi lekceważąco.

- Mógłbyś mnie wesprzeć,  stary - podsuwa mi pod nos kolejny kielich piwa.

- Widziałem jak na siebie patrzcie i kurwa chciałbym, żeby to na mnie ktoś tak patrzył.

- Cipka z ciebie Jase - on wybucha śmiechem.

- Nie,  po prostu wiem co się liczy,  stary - kończę i od razu odpalam kolejnego.

- Cześć - jakaś łaska siada obok mnie.

- Przeglądałam ci się...

- Chcesz stąd wyjść? - To ja ją o to pytam.

- Do mnie? - Jej oczy aż świecą z pragnienia.  Jase mówi bezgłośnie, żebym tego nie robił, ale skoro nic się nie zmieniłeś to co mi szkodzi?

Skoro i tak ma o mnie źle zdanie.

- To było na twój koszt - dopijam piwo i wychodzę z dziewczyną z baru. 

Skoro tak o mnie myśli,  to dlaczego mam się powstrzymać? 

- O nie wierzę,  w końcu prześpię się z Lukiem Hemmings,  koleżanki mówią, że jesteś nieuchwytny...

- Ale mi się udało! - Ciągnę ja za sobą i nie wiem czy w ten sposób karze Sharon, siebie czy może nas oboje, ale wiem jedno udowadniam w ten sposób Sharon, że miała rację.

******

WRZUCAM TO, CHOCIAŻ POWINNO BYĆ JUTRO...

DLATEGO NIE WIEM ,CO DALEJ BO NIE MAM NAPISANE.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro