22. An endless bullshit
"Czasem sięgamy po minimum, bo to więcej niż mieliśmy przed chwilą"
Lucas
*Piąty z maratonu
Nigdy nie spodziewałem się, że będę tym z, którym ktoś będzie zdradzał. Nie czekajcie. To jest właśnie coś, co dostaje ktoś taki jak ja. Mogę być brudnym sekretem niegrzecznych dziewczynek, ale nigdy nie będę tym do, którego wracają do domu i po prostu kochają.
Czy chce miłości? Czy, żeby czegoś chcieć trzeba też dawać?
Wróciłem na mecz.
Jack jest dla mnie za ważny, żeby stamtąd odjeść. Może kiedyś bym to zrobił, ale nie jestem już tym kolesie.
Wróciłem potem do mieszkania.
Nie było puste, chociaż może inaczej. Mój pokój nie był pusty, a to zdarzyło się dopiero po raz drugi. Nie wiem kto ją tu wpuścił, ani po co przyszła, ale nie zamierzam jej wyrzucić.
Brudny sekret to ja.
Brudna dziewczyna to Sharon.
Tym teraz jesteśmy swoim syfem z wieczną ilością kłótni.
- Kochaj się ze mną - kilka godzin wcześniej, cholera jest wieczór, kilkanaście godzin wcześniej krzyczała przeklinała, a teraz.
- Naprawdę po to tu przyszłaś? - kiwa głową.
- Nie chodzi o seks - wstaje i podchodzi do mnie.
- Twój chłopak, źle pieprzy? - jej poczucie winy jest widoczne na twarzy.
- Proszę - łapie ją za biodra i przysuwam do siebie.
- Czego chcesz, Sharon powiedz, a to zrobię - oddaje jej kontrolę, której tak desperacko pragnie. Moim jedynym pragnieniem jest ona.
- Chce, żebyś całował mnie tak długo aż nie spuchną mi usta, a potem wycałował każdy centymetr mojego ciała, a następnie szeptał czułe słówka gdy będziesz mnie wypełniał - chce to porównać z Chrisem? Obydwoje jesteśmy popieprzeni.
- Proszę, Luke - to wystarczy.
Przez następne dwie godziny nie robię nic innego jak pokazując jej bez słów jak bardzo mi na niej zależy, jak bardzo spróbuję ją kochać.
Nie znika potem.
Zostaje. W moich objęciach z papierosem w ręku.
Leżymy nago pod kołdrą. Ona pali ja sięgam po gitarę.
Chce jej pokazać, co moglibyśmy mieć? Nie wiem, czym to jest.
- Będziesz grał? - kiwam głową. Przytrzymuje mi papierosa gdy się nim zaciągam i opiera głowę o moje ramię.
- Powiedz, że pragniesz, więcej niż mojego ciała,
Powiedz, że jestem tym kogo zawsze chciałaś.
Nie chce zapomnieć o tym kim byliśmy,
Chce nam nadać drugie życie.
Powiedz, że jestem coś wart, daj mi to czego tak desperacko pragnę.
Rzuć mnie na ziemię i powiedz, że kochasz.
Ale nie zostawiaj.
Znajdę cię w piekle czy na końcu świata.
Bo jesteś powodem tego, że szukam.*
Szukam szczęścia, szukam celu, szukam ciebie. Ale tego już nie dodaje na głos.
Sharon ma zamknięte oczy gdy kończę śpiewać, całuje ją w czoło, a ona gwałtownie odskakuje.
- Kark i czoło, zrozumiałem - patrzy na mnie i bezgłośnie mi dziękuje, po czym jeszcze mocniej się we mnie wtula.
- Nauczysz mnie grać? - uśmiecham się, wiemy jak to się skończyło za każdym cholernym razem.
- Chodź - od razu wskakuje między moje nogi. Ustawiam gitarę i pokazuje jej proste chwyty, gdy ona mocniej wtula się w moje nagie ciało.
Udajemy, że nic nas nie dzieli, że Chris nie istnieje i, że wcale zaraz to się nie skończy. Znowu jesteśmy popieprzoną parą z Mission Beach, która nie zna granic, ani nie ma linii bezpieczeństwa.
- Źle - zabiera moją rękę ze strun i gryzie mnie w palce.
- Jeszcze raz! - podoba mi się jej entuzjazm. Tym razem prosta gama wychodzi jej dobrze.
- Przydałby się aparat - szepcze jej na ucho. Nie wiem ile zrobiła nam zdjęć, które nie są do zobaczenia przez osoby trzecie. Sięgam po swoją komórkę i robię nam zdjęcia. Nie protestuje, a gdy odchyla głowę, żeby mnie pocałować odkładam gitarę i znowu zapominamy o całym świecie.
Kilka godzin później gdy zasnęliśmy w swoich pieprzonych ramionach, ktoś dobija się do moich drzwi. Na szczęście wchodząc zamknąłem je na klucz.
- Co ty tam, kurwa robisz tyle godzin? - to Calum.
- Przyprowadziłeś w końcu kogoś do domu? - Sharon się budzi. Przerażona. Tak, znowu ją straciłem.
- Luke! - w pośpiechu zbiera swoje rzeczy, ale niezbyt jej się tu udaje i rzucam jej moją koszulkę. Przez chwilę się jej przygląda, ale potem ją ubiera.
Nie pozwolę jej odejść w takim nastroju. Wstaje i przyciągam ją do siebie. Opieram się o komodę i stawiam ją między swoimi nogami.
- Hej - odgarniam jej włosy z twarz.
- Sharon spójrz na mnie - niechętnie to robi.
- Nie mogę tak - kręci głową, jakby chciała wyrzucić to, co zrobiliśmy. Kurewsko mi się to nie podoba.
- Zerwij z nim - dlaczego wiem, że wcale nie zamierza tego zrobić?
- Musisz pozwolić mi odejść - znowu to mówi.
- To ty do mnie przyszłaś! - zawsze kończymy kłótnią.
- Nie wiem dlaczego to zrobiłam, okej? - mocniej ją do siebie przyciągam i po prostu przykładam swoje usta do jej. Kręcę głową wyrażając w ten sposób swój sprzeciw.
- Jesteś moja i nie oddam cię - jakby była zabawką, powinienem być lepszy w tych gadkach.
- To ty do mnie przyszłaś, za każdym pierdolonym razem to ty do mnie przyszłaś - warczę na nią, a ona się ode mnie odsuwa. Przekręca drzwi i chce wybiec z pokoju, ale w drzwiach stoi Calum i Scarlett.
- O Sharon wypróbowałaś łóżko, które dla ciebie kupił - kurwa mać. Wiem, że moja dziewczyna rumieni się z zażenowania.
- Zamknij się, stary - uśmiecha się. Dlaczego wszyscy się tu uśmiechają po za nami?
- Sprawdzaliśmy czy żyjesz, a ty najwidoczniej bardzo dobrze miałeś się przez cały dzień - pokazuje mu środkowy palec.
- Cieszymy się, że znowu jesteś z nami - Scarlett tylko patrzy to na mnie to na Sharon.
- Ona właśnie wraca do swojego chłopaka - mówię, krzyczę, wszystko mi jedno.
- Co? - mam uwagę całej trójki.
- Jestem tylko brudnym sekretem grzecznej dziewczynki - Sharon odwraca wzrok, wie, że uderzyłem w czuły punkt.
- Sharon? - Calum ją teraz znienawidzi, prawdopodobnie jak cała reszta. Mogłem wynająć pokój w hotelu. Czy ja siebie słyszę?
- Przepraszam - i wychodzi, a ja wiem, że wróci, więc jej nie gonię.
Czy to mi wystarczy? Posiadanie jej w taki sposób, bycie tym drugim, tym gorszym?
On ma pewnie fundusz powierniczy, a ja mam trochę kasy za śpiewanie piosenek o dziewczynie, która zdradza swojego chłopaka.
Cóż nawet o mojej kasie decyduje Sharon. W popieprzony sposób niestety tak.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro