Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11. Please can we do it again?

Sharon:

-O co chodzi z tymi czapkami? - pstrykam go w daszek, próbując przy okazji rozluźnić atmosferę i nie uciec stamtąd. Nie tyle, że tęskniłam za nim, po prostu chciałam, może, nie wiem..

Czego chciałam? Żeby był w moim życiu? Żeby ostatnie dwa lata się nie wydarzyły? Żebym była w jego wieku, czy, żeby Mission Beach nie było naszym przekleństwem? Nie wiem.

- Wizerunek chłopca z koledżu - chyba raczej seksownego faceta, karcę siebie w głowie za myślenie tak o nim. Im bliżej niego jestem tym bardziej rozumiem, co robił w Mission Beach, muszę zebrać całą siłę, żeby go nienawidzić, gdy jest po prostu miły i pamiętać tylko to, że odszedł, a nie całą dobrą otoczkę.

- Też jestem dziewczyna z koledżu! - On się śmieje. W jakiś sposób ciesze się, że jesteśmy tu razem. Wyobrażałam to sobie.

- Bardzo seksowną dziewczyna - uderza mnie w pośladek, a ja posyłam mu mordercze spojrzenie.

- Przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać - robi to znowu, a ja zrzucam mu czapkę z głowy. Oboje wybuchamy śmiechem. Powinnam krzyczeć, przeklinać, ale to wydaje się niewinne. Tak samo jak pieprzone łaskotanie, ale był tak blisko, że wole, żeby klepnął mnie w pośladek i jego dotyk znika, niż, żeby był tak blisko, że czułam jego oddech.

Muszę jeszcze bardziej skarcić siebie w głowię.

Nie dotykaj mnie w ogóle, proszę Luke. Mówię w głowie, nie mając siły wypowiedzieć tego na głos.

- Mogłaś powiedzieć, że ci się nie podoba! - Podnosi czapkę z ziemi i zakłada ja tył na przód. Jak to możliwe, że jest jeszcze przystojniejszy? Ale przede wszystkim gdzie zniknął szyderczy uśmiech?

- Jesteś inny - uśmiecha się.

- Lepszy? - Nie znam poprawnej odpowiedzi na to pytanie.

- Mniej dupkowaty - za to ja? Ja też jestem inna.

- Staram się - wkłada ręce do kieszeni i idziemy obok siebie w ciszy.

- Byłem taki - mówi nagle gdy dochodzimy prawie pod kawiarnie.

- Ale to nie byłeś cały ty - wyjmuje ręce z kieszeni i przeczesuje włosy.

- Chciałem - mam dosyć jego pogaduszek czego chciał. Pokazał mi swój pokój, który mnie złamał i dałam mu szansę na przyjaźń, a może od początku na to liczyłam? Że cierpiał tak bardzo jak ja. Tym pieprzonym pokojem pokazał mi swoje uczucia i jak zwykle to prawie wystarczyło.

- Nigdy tego nie wymagałam, wiesz o tym, prawda? Rozumiałam to kim jesteś, a ty rozumiałeś mnie - to nie do końca prawda, gdyby tak było nie byłabym na niego złą.

- Zniszczyliśmy się - mówi zbyt pewnie, ale też zbyt cicho.

- I gdzie są tego skutki, co? Spójrz na nas ty jesteś mniej dupkowaty, ja mam swoje życie nastolatki, czy nie to chodziło? - W którymś momencie przestało i oboje to wiemy. Czy to był moment gdy pojechał ze mną na wystawę, czy gdy zrobił mi zdjęcie i schował do kieszeni. Chociaż najbardziej preferuje moment gdy oboje byliśmy tak pijani, że zasnęliśmy nadzy na kanapie w jego mieszkaniu, żebym rano obudziła się gdy gra mi nago na gitarze.

A może to były wszystkie te momenty?

W końcu dochodzimy do kawiarni, Luke otwiera przede mną drzwi, a ja wchodzę do środka. Czuję jakby to wyjście miało zmienić o wiele więcej niż wczorajszy czas w jego pokoju, który śnił mi się całą resztę nocy. Chris chciał zostać, nie pozwoliłam mu, musiałam być sama.

Wyjęłam też kurtkę z bagażnika samochodu.

Zasnęłam w niej.

Masochistka, to ja.

To nie koniec mojej pierdolonej nienawiści, nie mogę znowu dać się zranić, to za dużo i to po raz, który? W końcu przestałam liczyć.

Luke:

- Spróbujmy jeszcze raz - mówię tak nagle, jak nagle się pojawiłem.

- Co?

- Chce znowu lekcji, wyzwań, chce znowu mieć wpływ na twoje życie - jej oczy robią się wielkie, chce jej dotknąć, ale wiem, że nie mogę.

- Po co? - nie patrzy na mnie, a miesza natarczywie swoją kawę.

- Bo jesteśmy na kolejnym etapie edukacji? - próbuje żartować.

- Będę cię cały czas zaskakiwał - prycha.

- Żadna nowość, Luke - podnosi głowę na chwile, żeby na mnie spojrzeć. Jednak po chwili cały czas nie odrywa ode mnie wzroku, patrzymy na siebie w milczeniu, aż na jej twarzy pojawia się chytry uśmieszek, którego wcześniej nie znałem. Zdecydowanie wpadłem.

- Zgoda - wyciąga rękę, żeby przypieczętować umowę, a ja od razu ją ściskam. Przez chwilę pieszczę jej dłoń kciukiem, ale ona szybko z powrotem ją wyrywa.

- Nie powiesz nic Chrisowi to mój warunek - kiwam głową. Nie muszę mu nic mówić osobiście mam na to inny sposób, a wy już też go znacie.

- Cześć, kochanie - ten dupek pojawia się znikąd i całuje ją w głowę. Uśmiecha się, ale bardziej do mnie niż do niego, a może tylko mi się wydaje?

- Hej - Bogu kurwa dzięki, że nie siada z nami.

- Przeszliśmy po kawę i lecimy na trening - przyszły grafik i sportowiec oraz nie pali? Mam z nim tyle wspólnego, co z dobrym chłopcem, czyli Sharon.

- Co trenujecie? - Naprawdę jestem zainteresowany.

- Biegamy w sztafecie - kiwam głową w zrozumieniu, Sharon uśmiecha się, nie spuszczając ze mnie wzroku.

- Do zobaczenia, potem? - Chris na chwilę zatrzymuje wzrok na mnie, a potem całuje Sharon w policzek. Gdybym ja nie widział tej dziewczyny cała pierdoloną noc wycałowałbym ją gdziekolwiek bym był. Ale może tak nie jest w normalnych związkach.

- Uroczo - mruczę pod nosem, ale on wydaje się tego nie słyszeć. Próbowałem jej to dać, a ona wtedy chciała ognia. Czy to możliwe, że po prostu nie chciała tego ode mnie?

- Dlaczego nie masz dziewczyny? - To jej pierwsze pytanie gdy Chris znika. Prawda jest taka, że nigdy nie chciałem nikogo innego jako mojej dziewczyny. Dopiero przy niej zrozumiałem, że to, co miałem z Chloe nie było związkiem.

- Znasz odpowiedź na to pytanie - zaczyna jeść swoją kanapkę, która kupiła sobie sama. Nie zdaje sprawy, że mam teraz całkiem dużo kasy, granie muzyki na żywo jest całkiem opłacalne, a stypendium opłaca mieszkanie i jedzenie. Tak Luke pierdolony Hemmings zaoszczędził.

- Musisz popracować nad precyzją odpowiedzi, skarbie - prawie się krztuszę gdy wymawia ostatnie słowo. Ona wyszczerza zęby w szerokim uśmiechu. Znowu mnie ma.

- Pierwsza lekcja - wstaje i pochyla się na de mną.

- Nie daj się wziąć z zaskoczenia - i odchodzi, zostawiając mnie oniemiałego.




Wieczorem dostałem wiadomość od Cama, że przyjeżdżają jutro na jego zawody i czy chce wpaść na obiad. Zgodziłem się, nie mogłem zrobić inaczej. Dałem Camowi mój nowy numer dzień przed moim wyjazdem. Wytłumaczyłem mu tyle ile można wytłumaczyć prawie dwunastoletniemu chłopakowi i poprosiłem, żeby nie mówił Sharon. Najwyraźniej posłuchał, bo gdy pojawiłem się na jego zawodach, a nikt o tym nie wiedział.

Teraz nie ma już od tego ucieczki.

Nie chce uciekać, nie muszę dłużej. Mogę ją zdobyć i mieć coś na kształt jej rodziny. Cholera pierwszy raz tak pomyślałem. Nie wiem kiedy stałem się taki potrzebujący.

****
Jeśli czegoś nie rozumiecie pytajcie.
Wiem, ze ta część jedt bardziej popieprzona od pierwszej i cóż, nie wiem czy tutaj widać, że ktokolwiek dojrzał, czy co najwyżej oszalał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro