Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

these chains

To było prawie jak rytuał.

Jeśli tylko miał siłę się ruszyć, zaś ojca nie było w pobliżu.

Pierwszym krokiem była żałość. Przez chwilę po prostu siedział, wpatrując się we własne dłonie. Czasem czekał, aż minie zamroczenie, ale często po prostu - ot, prozaicznie - pozwalał sobie na żal i smutek. Zastanawiał się, czym sobie zasłużył. Tylko przez chwilę, króciutką, nim znów stawał się rzeczowy.

Nie mógł czekać za długo, bo ślady zrobiłyby się zbyt wyraźne. Niewiele istniało aspektów tej sytuacji, na które miał wpływ, ale choć zniwelowanie ostentacyjności siniaków było w jego mocy. Znał się na tym jak nikt inny, stały za nim zimnym murem lata doświadczeń.

Miał na tyle tylko kontroli nad swoim życiem, żeby wybrać, jak zamierza lizać rany.

Lód, lód, lód. Przy puchnącej twarzy. A chłód ogarniał też okolice piekących oczu.

Potem pomyśli, co dalej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro