8 - Jednoczący, plastikowy nożyk
Czerwonawa plama, jakiej powstanie było jednak nieuchronne, uformowała się na dłoni tuż nad miejscem, w którym kończył się materiał ciasno owiniętych bandaży. Widniejąc na nieziemsko bladej skórze, przyciągała wzrok swym rażącym ubarwieniem. Lecz wcale nie cieszyła oczu, jakie się w jej stronę kierowały z początkową ciekawością, ani trochę, wręcz przeciwnie - istnie obrzydliwym wyglądem momentalnie wywoływała na twarzy grymas czystego wstrętu. Przynajmniej u tych ,,normalniejszych" pacjentów wywoływała takową ekspresję. Bowiem u tych znacznie bardziej pokręconych, przesyconych nieskończonym szaleństwem, powodowała nieodgadniony, nieludzko szeroki uśmiech i nie do końca zrozumiałe iskry w nadto dziwnie radosnym spojrzeniu.
I właśnie teraz w delikatnie szkarłatną ranę wpatrywała się osoba o rzekomo bardziej rozwiniętym problemie psychicznym. Jej szczupłe, kościste palce mocno ściskały nadgarstek Osamu, sprawiając, iż skóra pod materiałem bandaży nabrała jeszcze większego odcienia bladości. Źrenice rozszerzały się nieustannie, jak u kota w dobrze oświetlonym pomieszczeniu. Obłąkany wzrok wydawał się przenikliwie badać całą strukturę rany i swoiście napawać się jej widokiem.
- Cóż, trzeba będzie odrąbać całą rączkę - oświadczyła kobieta z melodyjnym śmiechem, znów posyłając mężczyźnie iskrzące się w głębi spojrzenie.
Dazai zawtórował jej lekkim, beztroskim chichotem, zupełnie jakby jej słowa były jedynie niewinnym żartem, choć doprawdy doskonale zdawał sobie sprawę, iż Akiko rzeczywiście byłaby w stanie z łatwością posunąć się do odrąbania mu wszystkich kończyn. Tym bardziej, gdy niespodziewanie puściła jego dłoń, pozwalając napłynąć do niej krwi, i niezwykle zwinnym ruchem, niczym doświadczony chirurg, z wprawą chwytający skalpel, złapała plastikowy nożyk, leżący obok jej talerza. Uniosła go wysoko, prostując w powietrzu rękę i z boku z pewnością wyglądając co najmniej niepokojąco. Z nieustępliwym, groźnym, a zarazem hipnotyzującym blaskiem w ciemnych oczach, wzięła potężny, morderczy zamach.
- Nie powinieneś siedzieć tam, Nakahara-san?
Plastikowe ostrze z impetem zatrzymało się tuż przy boku lekko zranionej dłoni. Zaraz jednak upadło płasko na stół, odbijając się z głuchym brzękiem od talerza z niemalże nietkniętym obiadem.
Spojrzenia czekoladowych oczu samobójcy i tych o kocich, czarujących źrenicach, należących do psychopatki, momentalnie powędrowały na drugi koniec stołu, gdzie właśnie zaczęła toczyć się jakaś konwersacja, być może bardziej interesująca od ich poprzednich czynności i tym samym będąca w stanie urozmaicić im jakoś czas posiłku.
Atsushi, ze swą codzienną postawą i zupełnie naturalnym wyrazem twarzy, równie zwyczajnym gestem, jak gdyby nie posiadał świadomości, do kogo w rzeczywistości się zwraca, ani co czyha na niego w odmętach spaczonego umysłu owej osoby, wskazywał palcem, do połowy skrytym pod materiałem czarnej mitenki, niedaleki stolik, jaki jednak sprawiał wrażenie zupełnie odseparowanego. Był otoczony przez nienormalnych chudzielców bez życia, nad którymi pastwiło się stado pielęgniarek, gotowych dosłownie siłą wepchnąć im jedzenie do gardła. To tam najczęściej złudna cisza zostawała znienacka gwałtownie przerywana krzykiem, hukiem roztrzaskiwanego talerza i następną krzątaniną pielęgniarek i sanitariuszy.
Stół pacjentów, cierpiących na anoreksję i bulimię, oraz wszystkich innych, mających jakiś problem w wagą, czy jedzeniem.
Chuuya, ze swą nadludzką mocą, wbił plastikowy widelec w twardego, niczym głaz, kotleta, jakby częściowo odpowiadając na zadane przez siedzącego obok niego Atsushi'ego pytanie. Zmierzywszy chłopaka z pewnością nieprzyjaznym, wręcz złowrogim wzrokiem, uniósł szpitalne jedzenie do ust. Z niemałym trudem odgryzł niewielki kawałek stwardniałego mięsa i począł go żuć. Na jego bladej twarzy momentalnie, odruchowo wyrysowywał się niesmak, w głębi duszy absolutnie rozumiany przez wszystkich zgromadzonych na wspólnym posiłku. Gumiasta konstystencja, jaką kotlet wypełniony był od środka, obijała się nieprzyjemnie o jego zęby, nie pozwalając się im jakkolwiek przez siebie przebić. Mocniej wyostrzona kreska, powstała między brwiami rudowłosego, wyrażała, iż do jego podniebienia dotarł suchy, nienaturalny smak, drażniący wkrótce cały przełyk. W gardle ugrzęzła mu obrzydliwa gula. Wargi wykrzywiły się w niekontrolowanym grymasie czystego niesmaku.
Tak nienormalną, wręcz przytłaczającą ciszę, która nie powinna w ogóle mieć miejsca przy stole pełnym w większości nadpobudliwych wariatów, przerwał aksamitny chichot, z niesamowitą gracją przecinający nagle jakby dziwnie gęste, przesycone niepokojem powietrze.
- Nie wygląda to zbyt wiarygodnie, Chuuya. - Ciemnowłosy mężczyzna na chwilę uspokoił napad swego niebiańsko brzmiącego śmiechu, jaki niepohamowanie wyciekał spomiędzy jego pełnych warg, poganiany przypływem nagłego rozbawienia, i skrytykował owy, rzekomo nienaturalny, sposób jedzenia u Nakahary.
Wszystkie obłąkane oczy zwróciły się w przeciwną stronę do tej, w jaką uprzednio intensywnie się wpatrywały podczas wyczekiwania na jakikolwiek ciekawszy rozwój rozmowy Chuuyi i Atsushi'ego.
Lecz najbardziej szaleńcze spojrzenie, którego dotychczas szafirowy, lodowaty kolor znienacka zapłonął kontrastującym ogniem, należało właśnie do jednego z wcześniej znajdujących się w centrum uwagi mężczyzn. Owy żywy płomień nie współgrał z czymkolwiek w rozjaśnionym pomieszczeniu stołówki, tonącej w stonowanych odcieniach, z wyjątkiem jego rażąco rudych, płomienistych włosów.
Kolejna salwa kpiącego śmiechu Dazai'a urwała się razem z nieznośnie głośnym zgrzytem odsuwanego od stołu krzesła Nakahary. Osamu nieco ospale otworzył oczy, do tej pory beztrosko cieszące się nieszczęściem rudowłosego w zamknięciu. Zerknął na Chuuyę z wyczekiwaniem na jego następny rozwścieczony ruch, choć w jego spojrzeniu znalazła się również nuta zwykłego znudzenia. Prędka irytacja Chuuyi i jego skłonności do niemałej brutalności całkowicie zepsuły całkiem w porządku rozpoczynającą się zabawę.
- Mam cię tym nakarmić, pierdolcu?! - Chuuya agresywnie skinął głową w stronę talerza Dazai'a, na którym wciąż spoczywał nienaruszony obiad. Ciemnowłosy miał na tyle oleju w głowie, aby nie próbować popełnić bolesnego samobójstwa przez zatrucie się czymś tak jawnie obrzydliwym.
Z gardła Osamu wydobyło się niepowstrzymane, rozbawione prychnięcie, gdy w jego zepsutej głowie znienacka zrodził się obraz w skrócie opisanej przez Nakaharę sytuacji. Doprawdy, owe wyobrażenie wyglądało przekomicznie do tego stopnia, iż w żaden sposób nigdy nie mogło stać się jakkolwiek realistyczne.
Jednak w szpitalu psychiatrycznym znaczna, jakby się mogło z początku wydawać, granica pomiędzy realnością a czystą abstrakcją zatarła się niemalże całkowicie.
Odgłosy pozornie lekkich kroków wydawały się być niezwykle głośne, gdy cały stół tak niezwyczajnie zamilkł. Dazai miał już w tym momencie pełne prawo do wszelkich obaw, związanych z Nakaharą, na którego celowniku obecnie się znajdował i którego groźby, wraz z powstaniem z krzesła i wszczęciem dosłownych kroków, zdały się być bezsprzecznie realne.
Choć spokojna, wręcz kamienna ekspresja na jego bladej twarzy nie wyrażała żadnego niepokoju, czy strachu, mężczyzna dyskretnie zerknął w stronę swej drogiej koleżanki, Akiko, ze skrytą nadzieją na jakąkolwiek, być może nawet całkowicie szaloną, zabójczą interwencję, jednakże Yosano wydawała się całkiem przyzwoicie bawić przy rozkręcającej się akcji.
Ciemne oczy, nabierające nieco wyrazu nerwowości, bacznie, lecz wciąż potajemnie, zlustrowały dokładnie jadalnię w poszukiwaniu oznak zainteresowania ze strony personelu szpitala.
Oczywiście, jadalnia była w końcu wypełniona ludźmi z wszelkimi dolegliwościami psychicznymi. Przy z daleka zauważalnych i słyszalnych wrzaskach z niektórych stołów, cholerny fetyszysta z zamiarem pomocy kucharkom i sprawienia im przyjemności, zwykłego zmuszenia jednego ze swoich tutejszych towarzyszy do jedzenia, jak to zresztą często robiły same pielęgniarki, wydawał się nie być absolutnie żadnym problemem.
Dotarłwszy do drugiego końca stołu, swojego brutalnie upragnionego celu, Nakahara uderzył pięścią w blat, tuż przed twarzą Dazai'a. Irytacja i złość, jaką przesiąkał jego umysł, jaka zalewała wściekle gorącym potem jego ciało i wygrywała w jego duszy szaleńczy rytm, stała się niemalże namacalna.
Chuuya złapał w, stale skrytą pod mroczną, głęboką czernią rękawiczki, dłoń parę plastikowych sztućców, do tego czasu spokojnie leżących i tak samo nienaruszonych, jak cały posiłek. Wbił widelec w skamieniałego kotleta z taką siłą, iż od talerza odbił się stukot. Zgrabnym, prędkim ruchem noża z łatwością przeciął owe wstrętne mięso.
- Otwieraj gębę, popaprańcu.
Dazai ostatni raz omiótł przenikliwym spojrzeniem salę. Nikt mu nie zmierzał na ratunek. Pacjenci przy jego stole jedynie niewinnie przypatrywali się owej występującej sytuacji, ci z innych stolików z kolei zdawali się jej zupełnie nie zauważać, natomiast personel, jak na złość, akurat był zajęty drobnym, lecz głośnym wypadkiem przy tym najbardziej oddalonym. Wyglądało na to, iż Dazai musi w pełni poradzić sobie sam, a los ani trochę mu nie sprzyjał.
Gdyby był tu teraz Odasaku...
Odchyliwszy się mocno w bok, Dazai w miarę zwinnie uniknął agresywnego ataku widelca. Jego krzesło jednak nie wytrzymało takiego nagłego przeciążenia i runęło w dół wraz z Osamu. Dopiero gwałtowny huk upadku siedzenia i pełen boleści i dyskomfortu syk, jaki wydarł się spomiędzy warg Dazai'a przy gwałtownym spotkaniu z lodowatą podłogą, zdał się przywrócić pielęgniarkom i sanitariuszom świadomość istnienia pozostałego otoczenia.
Lecz na ich zainteresowanie było już nieco za późno.
Nakahara, ze swą istnie zabójczą prędkością, rzucił się na ciemnowłosego w ułamku następującej sekundy, dzierżąc w dłoni plastikowy nożyk, w jego rękach doprawdy morderczą broń. Osamu został boleśnie przyparty do chłodnej posadzki przez owe, rzekomo chudziutkie i drobne, ciało, jakie bezczelnie i bezwstydnie usadowiło się u dołu jego brzucha. Tępe ostrze znalazło się przy zagłębieniu jego szyi, gotowe do zadania pierwszej rany.
Być może tak widowiskowa śmierć z rąk swojego szpitalnego współlokatora nie była najgorszą opcją, jednak narzędzie, jakie miało ku temu posłużyć nie należało do najbardziej skutecznych i komfortowych. A Dazai nie zamierzał odejść z tego świata w sposób aż tak powolny i nieprzyjemny.
Pomoc zdawała się być zbyt mozolna, by kiedykolwiek dotrzeć do leżącej na podłodze dwójki, a Nakahara już wzniósł swą broń zamaszystym ruchem, z czystym szałem i wściekłością w oczach, wymierzając ją dokładnie w niespokojnie pulsującą ze zdenerwowania żyłę przy szyi Osamu. Dazai całkowicie zaprzepaścił ostatnią szansę na wydostanie się spod silnie napierającego ciała Chuuyi. Teraz to już nie tylko graniczyło z cudem, lecz także stało się czystym ryzykiem, gdy do ataku ze strony Nakahary dołączyły jego zgrabne ręce, w jakich spoczywał nożyk.
I wtem do głowy Dazai'a przyszedł bzdurny pomysł. W istocie bardzo bzdurny, przesycony niemalże nieludzką głupotą, jednakże jeśli wywoła u Chuuyi prawidłową reakcję, być może uratuje całą sytuację. Być może nawet zakończy cały ich bezpodstawny spór.
Dazai nie miał pojęcia, czy powinien się teraz śmiać, czy też zapłakać nad tym, iż jego umysł zniża się do tak niskiego poziomu, podpowiedziawszu mu tak abstrakcyjny i niemądry plan, jednak ostatecznie najbardziej naturalną reakcją wydał się zniesmaczony grymas, w jakim wykrzywiły się jego kształtne wargi.
Bowiem jego drogi psychiatra, Mori, który w pełni zwyczaju miał gadaninę bez ładu i składu, napomsknął niegdyś podczas jednej z wielu monotonnych i całkowicie bezsensownych rozmów, między tuzinemi innych, nic nie znaczących słów, o równie, jakby się mogło wydawać, nieprzydatnej ciekawostce, która nijak miała się do problemów Osamu.
Czy akurat na Chuuyi, tym rudowłosym, nadpobudliwym niziołku, a nie na jakiejś pięknej, obłąkanej kobiecie, z którą po całym zajściu mógłby popełnić podwójne samobójstwo, miał przetestować tezę, mówiącą iż pocałunek rzekomo całkiem dobrze wpływa na takowy napad szału, hamując dopływ powietrza i uspokajając negatywne emocje pod wpływem intymnego kontaktu z drugim człowiekiem? Najwyraźniej tylko taka możliwość mu pozostała. W końcu nie będzie mógł tego kiedykolwiek przetestować na jakiejś szalonej dziewczynie, jeśli teraz umrze w męczarniach.
Więc tuż przed nieubłaganie nadchodzącą katastrofą, jak najszybciej był tylko w stanie, porwał Chuuyę w swe smukłe ramiona, zmuszając go do dosłownego położenia się na swojej szczupłej sylwetce. Ostrze przy skórze Osamu wcale nie drgnęło w ciągu tych kilku sekund, jak gdyby Nakahara zamarł pod wpływem dotyku Dazai'a do tego stopnia, iż nie potrafił wykonać owego niebezpiecznego ruchu i próbować go jakkolwiek zranić. Dazai poczuł na twarzy jedynie gwałtowny podmuch gorącego powietrza, mający najprawdopodobniej być wyrazem niemałego zaskoczenia oraz początkiem jakiejś wypowiedzi, nim jego usta nieco niezdarnie obiły się o szorstkie wargi Nakahary.
Plastikowy nożyk niemalże natychmiast wyślizgnął się z rozluźnionej pięści Chuuyi i, muskając lekko szyję oraz obojczyk Dazai'a, upadł na ziemię. Napięte mięśnie pod usychającą z tęsknoty za tak bliskim dotykiem drugiej osoby od niemiłosiernie długiego czasu skórą odprężyły się bez najmniejszego oporu. Chuuya na moment zdał się stać bezwładną lalką o wątłych kończynach, w całkowitym bezruchu leżąc w ramionach Dazai'a, jakby absolutnie spokojny i zrównoważony. Pomysł, jaki podsunęły Dazai'owi przeszłe słowa Mori'ego, w chwili ich wypowiedzenia tak bezsensowne, zadziałał idealnie. Lub zbyt idealnie. Albowiem złudna uległość Nakahary miała swój kres już po kilku sekundach i następnie Chuuya wykonał ruch znacznie bardziej niespodziewany i szalony, niż jego poprzednie akty przemocy.
Nagle powrotnie odzyskawszy w pełni władzę w rękach, posunął nimi po ramionach Dazai'a, pokrytych szorstkim materiałem bandaży, przez delikatny obojczyk i szyję, przy której jeszcze moment temu trzymał plastikowy nożyk, będąc gotowym dosłownie zadźgać Osamu, aż do gładkich, aksamitnych policzków, skąpanych w nieznacznej czerwieni, jaka najpewniej oblała je pod wpływem zdenerwowania. Drobne dłonie w miękkich rękawiczkach przyjemnie opatuliły jego twarz. Nakahara począł odwzajemniać pocałunek z jawną lubością, czy też raczej pogłębiać delikatny kontakt ich ust, zdający się być nawet jedynie nieśmiałym muśnięciem warg, sprawiając, iż powoli przeistaczał się w dotyk niemalże namiętny. Dazai nie był w stanie się uchronić przed jego rozkosznym atakiem, opleciony smukłymi rękami i pod naciskiem ust Chuuyi.
Osamu, nie wiedząc, gdzie podziać swe ramiona i będąc gnanym przez jakieś dotychczas nieznane mu poczucie, instynktownie owinął je wokół szczupłej talii rudowłosego. Bez oporu pozwalał Chuuyi badać strukturę swoich warg i odkrywać zakamarki jamy ustnej, sam nie zdając sobie sprawy, czy to z czystego strachu przed powrotnym wybuchem Nakahary, czy też przez czerpanie z tego zwykłej przyjemności. Najpewniej tylko i wyłącznie z oczywistego przerażenia.
Żaden z nich jednak w końcu nie był świadom, ile trwała ta chwila, widziana, jak przez mgłę. W pewnym momencie obaj stracili całkowitą świadomość otoczenia, przestali słyszeć wszelakie odgłosy i rozumieć słowa, zupełnie, jak gdyby wszystko to zostało zagłuszone przez ich własne niekontrolowane westchnienia. Trwali w żelaznym uścisku, leżąc na posadzce, która znienacka zdała się stać niezwykle rozgrzana, a ich wargi napierały na siebie nieustannie, przyssane do siebie nierozłącznie.
Lecz w końcu personel zdecydował się im nader gwałtownie przerwać.
Męczyłam się z tym rozdziałem nie wiadomo ile, and it's still shitty as hell, meh. Gomen for everything.
❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro