Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6 - U pana Fitzgerald'a

Dazai po raz pierwszy widział, żeby w jakimkolwiek gabinecie było aż tyle osób i aby przed jednym biurkiem stało aż tyle krzeseł. Czuł się nieco przytłoczony obecnością tylu ludzi, za którymi szczerze nie przepadał. Najbardziej denerwowała go obecność Mori'ego, jak i Ozaki. Według Osamu to wszystko mogłoby się obejść bez nich - najprawdopodobniej i tak do końca całego tego niezwykle poważnego spotkania z dyrektorem szpitala nie powiedzą nic mądrego, co rzeczywiście miałoby jakiś wpływ na dalsze procedury wobec Osamu, Naomi i Chuuyi.

Dazai sam do końca nie był w stanie się skupić na obecnej sytuacji. W jego głowie kołatały się męczące pytania, na które nie potrafił w żaden sposób znaleźć odpowiedzi. Bacznie obserwował Kouyou. Wydawała się być bardziej spięta niż zwykle. Co chwilę spoglądała na Nakaharę, jakby niesamowicie zatroskana i pełna obaw. To przypomniało Dazai'owi o ich rozmowie po jego płukaniu żołądka.

Po raz kolejny zadał sobie pytanie: co łączy Kouyou i Chuuyę?

Zastanawiał się także nad wczorajszą małą konfrontacją z Nakaharą. Nigdy wcześniej nie miał do czynienia z kimś, kto ze stanu takiej agresji i wściekłości bez problemu tak nagle przeszedłby w stan spokoju i normy.

Osamu zmarszczył brwi. Na co Chuuya tak właściwie chorował? Czy to mogła być choroba dwubiegunowa? Nie, to nie to, dwubiegunówka polegała na czymś nieco innym. Więc czy rudowłosy miał po prostu zwykłe, szybkie napady agresji i od razu, bez większych trudności mógł się uspokoić? Nie, jego nagłe wczorajsze uspokojenie wydawało się w ogóle nie być jego częścią. Zupełnie, jakby...przyszło skądś z zewnątrz.

Rozmyślania Dazai'a przerwał donośny głos Naomi, siedzącej obok niego, przepełniony goryczą.

- Nie... Nie wiem! Ja...nie wiem, co sobie myślałam!

- Gówno myślałaś, typiaro - odpowiedział Chuuya głośno, jakby zupełnie się nie przejmując obecnością pozostałych. Po prostu śmiało wyraził swoje zdanie.

Sanitariusze, stojący kilka metrów za jego krzesłem, spięli się nieco, gotowi do szybkiego obezwładnienia Nakahary w razie potrzeby.

Dyrektor szpitala, pan Fitzgerald, zmarszczył groźnie brwi. Splótł dłonie na swoim biurku i pochylił się nieznacznie w stronę Chuuyi.

- Nakahara-kun, takie zachowanie nie jest dozwolone w moim gabinecie.

Chuuya prychnął.

- No chyba ty.

Dazai z niemałym trudem powstrzymał śmiech, widząc wyraz twarzy Fitzgerald'a, całkowicie zbitego z tropu.

- Chuu... - Kouyou odchrząknęła. - Nakahara-kun, myślę, że to nie najlepsza chwila ani miejsce na awanturę.

Osamu wyczuł w jej głosie coś...podejrzanego, jakąś dziwną nutę. Nie był w stanie jej dokładnie określić, wiedział tylko, że jej melodyjny głos brzmiał zupełnie inaczej, niż wtedy, gdy to do niego mówiła.

Do wymiany zdań dołączył się Mori, zanim Nakahara zdążył rzucić jakąś kolejną kąśliwą uwagę.

- Może ty, Dazai-kun, mógłbyś nam to wszystko wyjaśnić? W końcu to ty wziąłeś leki Nakahary-kun, czy się mylę?

Osamu zastanowił się przez chwilę, dlaczego nawet teraz Mori gada jak idiota, który kompletnie nie wie nic o całej tej sytuacji. Przecież - jako psychiatra Dazai'a - został o niej poinformowany ze szczegółami jako jedna z pierwszych osób.

Osamu odetchnął głęboko i otworzył usta, aby zacząć mówić, co mu ślina na język przyniesie, lecz wtem znów odezwała się Naomi:

- To nie jego wina. - Jej głos nieco się załamał, kobieta była bliska płaczu.

Źrenice Osamu rozszerzyły się. To wszystko - jakby na to nie patrzeć - było tak właściwie winą Dazai'a. To on, całkowicie świadomy swojego czynu, postanowił sięgnąć po ten zakazany owoc i połknąć wszystkie tabletki Nakahary.

A pielęgniarka, która znała Osamu na tyle dobrze, iż - chcąc czy nie chcąc - musiała o tym wiedzieć, wciąż go broniła, choć jej kariera zawodowa właśnie mogła się posypać.

Naomi była dobra do samego końca...

Nie mógł już trzymać języka za zębami. Musiał coś powiedzieć, cokolwiek, co dałoby Naomi nadzieję na lepsze zakończenie dla niej tej sprawy.

Po raz kolejny otworzył usta, lecz tym razem wyprzedził go Chuuya.

A rudowłosy powiedział coś, przez co sprawa przybrała zupełnie inny obrót. Na nic już były tłumaczenia Dazai'a.

- Ja wszystko słyszałem.

Zaraz wszyscy odwrócili się w jego stronę. Fitzgerald ponownie zmarszczył brwi.

- Czy ty przypadkiem wtedy nie spałeś, Nakahara-kun?

- Nie do końca - odparł Chuuya. - Byłem w stanie usłyszeć większość ich rozmowy.

Kouyou ponownie spojrzała na niego, wydawała się być bardziej zaniepokojona niż wcześniej.

- Co słyszałeś, Chuu...Nakahara-kun?

Nakahara uniósł wzrok na Dazai'a. Osamu zauważył w jego błękitnych oczach ledwo zauważalny błysk.

- Naomi-san zostawiła mu te leki, bo...nie miała wyboru.

Dazai poczuł, jak Mori spina się nieco obok niego.

- Do czego zmierzasz, Nakahara-kun? - odezwał się.

Chuuya westchnął, jakby już znużony tym ciągłym wypytywaniem.

- Dazai po prostu groził Naomi-san.

Osamu zauważył, jak kąciki ust Chuuyi unoszą się prawie niezauważalnie w drwiącym uśmiechu. Uśmiechu, skierowanym, oczywiście, tylko i wyłącznie do Dazai'a.

Osamu ze wszystkich sił powstrzymywał się, aby również się do niego nie uśmiechnąć z lekką wdzięcznością. W końcu Nakahara - choć mógł o tym nie wiedzieć - właśnie wymyślił za niego idealną historię.

Wtem wzrok wszystkich padł na samobójcę. W oczach lekarzy, pielęgniarki i dyrektora szpitala widać było niemałe zaskoczenie i oczekiwanie na jego odpowiedź.

- Czy to prawda, Dazai-kun? - zapytał z wahaniem Mori.

Dazai spuścił teatralnie głowę i cicho przytaknął. Włosy przysłoniły lekki uśmiech na jego bladej twarzy.

Naomi wydała krótki, urwany dźwięk zaskoczenia. Szybko zasłoniła usta ręką. Po jej policzkach spłynęły strużki niekontrolowanych łez.

Dazai usłyszał także cichy, zawiedziony pomruk Nakahary.

Ach, więc liczył na awanturę... - domyślił się.

- To prawda, Naomi-san? - chciał się upewnić Fitzgerald.

Wszyscy zastygli w bezruchu, wyczekując ostatecznej odpowiedzi, która najprawdopodobniej zakończy całą tę sprawę, przynajmniej na dzień dzisiejszy.

Ale jeśli Naomi okaże się mieć zbyt dobre i prawe serce...

Pielęgniarka odetchnęła głęboko. Uspokoiła swój urywany i chwiejny oddech.

- T-Tak. To prawda - zdołała wydukać.

Z ust Dazai'a wyrwało się ciche, niezauważone westchnienie ulgi, choć właśnie wydano na niego wyrok.

- A więc dlaczego próbowała pani bronić wcześniej Dazai'a-kun? - zapytał podejrzliwie Fitzgerald.

Nim Naomi zdążyła w ogóle otworzyć usta, do odpowiedzi wyrwała się doktor Ozaki:

- To naturalne, Fitzgerald-dono - uśmiechnęła się ciepło, lecz Osamu zauważył w tym uśmiechu jakiś fałsz. - Naomi-san myślała, że jej kariera jest już w ruinie, i nie mogąc nic na to poradzić, chciała, by przynajmniej pacjent już bardziej nie ucierpiał.

Oba kąciki ust Osamu uniosły się śmiało ku górze, wymalowując na jego twarzy uśmiech, przepełniony po części kpiną i prawdziwym rozbawieniem, a także...dziwną wdzięcznością. W końcu Kouyou właśnie przed chwilą wykorzystała swoje umiejętności psychologiczno-detektywistyczne, aby pomóc mu w jego planie.

Choć jej najprawdopodobniej chodziło tutaj tylko i wyłącznie o Chuuyę.

Naomi przytaknęła niepewnie. Fitzgerald wydawał się być usatysfakcjonowany.

- W takim razie należy wszcząć odpowiednie procedury - zauważył Fitzgerald. Rzucił Dazai'owi i Mori'emu znaczące spojrzenia. - Zajmiesz się tym wszystkim, Mori-san?

Mori potwierdził. Dazai zauważył lekki grymas na jego twarzy i uśmiechnął się znów nieznacznie. Przynajmniej znalazł Mori'emu jakieś zajęcie.

- W takim razie... - Fitzgerald zwrócił się w stronę Naomi - ...odprowadzi pani Dazai'a-kun i Nakaharę-kun do pokoju? Chciałbym jeszcze chwilę porozmawiać z Ozaki-san i Mori'm-san.

Naomi uśmiechnęła się szczerze i kiwnęła głową.

- Oczywiście, dyrektorze.

Podniosła się z krzesła, a Dazai zaraz po niej. Chuuya również wstał bez, obecnie naprawdę zbędnych, aktów agresji. Wszyscy ruszyli do wyjścia, przy którym dołączyli do nich również trzej sanitariusze, którzy jednak zupełnie nie zwracali uwagi na Dazai'a. Wszyscy byli skupieni na Chuuyi, tylko i wyłącznie na Chuuyi, jakby to on przed chwilą okazał się być odpowiedzialny za groźby w stronę pielęgniarki.

Gabinet dyrektora znajdował się jeszcze wyżej niż gabinety psychiatrów, toteż musieli pokonać cztery odcinki schodów. Następnie przeszli przez krótki odcinek, łączący schody z wejściem do korytarza, w którym znajdował się pokój Dazai'a i Nakahary. Naomi otworzyła drzwi. Kroczyli długim korytarzem w stronę pokoju na samym jego końcu. Sanitariusze opuścili ich przy dyżurce pielęgniarek i pozwolili Naomi samej odprowadzić dwójkę dewiantów do ich pokoju.

Kobieta zatrzymała się gwałtownie tuż przed drzwiami, tak że Dazai mało co na nią nie wpadł. Odwróciła się w ich stronę. Uśmiechnęła się promiennie, choć jej oczy wciąż szkliły się nieznacznie.

- Dziękuję wam, Dazai-san, Nakahara-san.

Z trudem powstrzymała się przed uściskaniem ich obojgu. Nie mogła sobie na to pozwolić - w końcu nie byli tu sami, a wokoło było pełno kamer. Takie zachowanie mogłoby być co najmniej źle odebrane.

Dazai odwzajemnił jej szczery uśmiech. Chuuya również uśmiechnął się lekko półgębkiem.

Weszli do pokoju, a Naomi, nic więcej nie mówiąc, skierowała się do dyżurki pielęgniarek.

Nakahara bez słowa podszedł do swojego łóżka. Usiadł na twardym materacu i pochylił się w stronę swojej szafki nocnej.

Osamu przystanął na chwilę i odezwał się:

- Dzięki, Chuuya.

Nakahara westchnął ciężko. Wyprostował się i odwrócił głowę w stronę Dazai'a.

- Tak właściwie, to chciałem cię jedynie udupić - przyznał. - Ale skoro można powiedzieć, że wszystko dobrze się skończyło, to... - oczy Chuuyi błysnęły tajemniczo - ...powinniśmy to jakoś uczcić, nie uważasz?

Przed oczami Dazai'a śmignęło małe, czerwone opakowanie w dłoniach Nakahary.

Rzucam rzeczywistość w cholerę i jadę do Mannheim na niemiecką premierę Dead Apple. Kto zabiera się ze mną? XD

A tak przy okazji, zapraszam Was serdecznie na moje nowe ff o skk - Slut [Soukoku AU]. Mam nadzieję, że komuś przypadnie do gustu ;3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro