Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4 - Detektyw Ozaki

Dazai szarpnął się pod wpływem dyskomfortu. Czuł, jak lekarz niezwykle powoli, jakby chcąc jeszcze dodatkowo przedłużyć chwilę jego największego cierpienia, wprowadza plastikową rurkę do jego gardła. Zacisnął powieki i z trudem powstrzymał się od kolejnego gwałtownego ruchu, który tylko pogorszyłby jego, już i tak koszmarne, położenie. Sonda nieprzyjemnie rozpychała go od środka i przeciskała się boleśnie przez jego ciało.

Mimo, że zabieg płukania żołądka nie był mu obcy, on wciąż nie potrafił się jakkolwiek przyzwyczaić do tej okropnej rurki, wpychanej do jego żołądka przez lekarzy. Za każdym razem czuł się tak samo fatalnie i niekomfortowo, a rurka zawsze tak samo boleśnie i nieprzyjemnie przepychała się w jego wnętrzu.

Sonda wsuwała się głębiej, a oddech Osamu stawał się coraz bardziej nierówny i urywany. Czuł, jak bardzo poci się pod toną bandaży. Słyszał przytłumione głosy pielęgniarek i lekarzy.

Drgnął znowu, gdy woda wypełniła jego żołądek. Jego klatka piersiowa uniosła się gwałtownie, jakby błagając o niezbędną dawkę tlenu. Woda, już teraz wymieszana ze wszystkimi szkodliwymi substancjami z leków Chuuyi, wypłynęła przez rurkę do góry i opuściła organizm Osamu. Mężczyzna szarpnął się pod wpływem odruchu wymiotnego. Jego głowa nagle stała się ciężka i opadła bezwładnie na bok, jednak szybko została przywrócona do pionu przez czyjeś ręce w jednorazowych, lateksowych rękawiczkach.

Było mu niedobrze. Miał wrażenie, że jego oddech powoli zanika. Sonda żołądkowa wciąż niewygodnie rozpychała jego gardło. Odczuwał nieprzyjemne skurcze w żołądku za każdym razem, gdy wypływała z niego kolejna porcja składników leków Nakahary. Oślepiało go światło jarzeniówek.

Postanowił, że już nigdy nie będzie próbował się zabić poprzez zatrucie psychotropami.

Miał ochotę ponownie tego dnia stracić przytomność i nie czuć tego okropnego płukania. Ale wraz z substancjami, wpływającymi z jego żołądka, powoli ulatywało także poczucie odurzenia.
Jego widoczność została ograniczona przez łzy, formujące się w kącikach jego oczu. Osamu z całych sił zacisnął pięści i zastygł nieruchomo.

Musiał tylko przeżyć ten koszmarny zabieg. Już jutro może jakimś cudem przeciśnie się przez kraty i wyskoczy przez okno. A wtedy - nawet jeśli go odratują - na pewno nie będzie miał wykonywanego płukania żołądka.

Dazai przypomniał sobie, jak kiedyś razem z Odasaku, aby jakoś urozmaicić sobie czas, wymienili się lekami. Mimowolnie uśmiechnął się lekko, na tyle, na ile pozwalała mu sonda w ustach.

Wrócił myślami do ich całonocnych śmichów-chichów i besensownych rozmów o tęczowych pluskwach...

Pamiętał, że późniejsze płukanie żołądka nie było takie złe. Ponieważ przeżyli je obaj.

Dazai tak się zamyślił, że nawet nie zauważył, kiedy sonda została usunięta z jego gardła, a wszyscy wcześniej nad nim zebrani się rozeszli. Odetchnął głęboko, wyzwolony od przeklętej rurki i opuścił nogi swobodnie na twarde łóżko.

Po kilku minutach do pomieszczenia niespodziewanie zajrzała doktor Ozaki. Jej różowe włosy były spięte w schludnego koka z tyłu głowy. Spod jej białego kitla wystawała jasnoczerwona koszula. Miała na sobie szarą, prostą spódnicę, sięgającą do kolan. Stukot jej obcasów w kolorze łososiowym odbijał się od ścian, gdy powoli podchodziła do jego łóżka.

- Przepraszam, że nachodzę cię tak zaraz po zabiegu - powiedziała, przystawiając do jego łóżka stołek z kąta pokoju. Dazai zauważył, że ma niezwykle melodyjny głos. - Musimy porozmawiać. - Złożyła ręce na kolanach. Spojrzała na wycieńczoną twarz Dazai'a. - Zapewne domyślasz się, że po tej sytuacji z lekami cała wasza trójka będzie miała do pogadania z dyrektorem szpitala?

Osamu wcześniej nie brał pod uwagę takiej możliwości. W końcu takie rzeczy się najnormalniej w świecie zdarzały. Inni pacjenci - zazwyczaj samobójcy i niepoczytalni - kierujący się myślą, że może dzięki temu nareszcie zakończą swój żywot, lub nieświadomi tego, jakie efekty uboczne może to przynieść, po prostu spożywali nieprzepisane im leki. Dazai nigdy nie słyszał, aby dyrektor szpitala jakkolwiek ingerował w taką sprawę. Fakt, owi pacjenci byli potem zdecydowanie bardziej pilnowali podczas brania leków i częściej wysyłani do swoich psychiatrów, ale nic poza tym.

Kouyou zauważyła jego wahanie i szybko przeszła do wyjaśnień:

- Cóż, chodzi o to, że Naomi-san mogła umyślnie zostawić te leki i...

Usłyszawszy jej słowa i zrozumiawszy ich sens, Dazai wybuchnął głośnym, niepohamowanym i nieco chropowatym śmiechem. Nie był w stanie się powstrzymać. Słowa Kouyou brzmiały tak absurdalnie i nierealistycznie.

Ozaki przyjęła jego reakcję ze stoickim spokojem. Nic, nawet tak bezczelne zachowanie, nie mogło jej wyprowadzić z równowagi.

Osamu podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał kobiecie w twarz.

- Kto, jak kto, ale Naomi-chan nie byłaby w stanie tego zrobić.

Różowowłosa zmarszczyła brwi.

- Spoufalasz się z nią?

Tym razem Osamu udało się powstrzymać kpiący uśmiech, który nasuwał mu się na usta.

Ta kobieta potrafiła się przyczepić nawet do zwykłego przyrostka grzecznościowego.

Dlaczego została zwykłym psychiatrą, skoro miała tak świetne predyspozycje do bycia detektywem?

Dazai wzruszył beztrosko ramionami.

- Lubię ją, więc się spoufalam - powiedział do Ozaki takim tonem, jakby była idiotką, która nie potrafi skojarzyć faktów.

- A czy ona również ciebie lubi? - zapytała Kouyou.

Osamu uśmiechnął się promiennie.

- Mnie wszyscy lubią, Ozaki-sensei.

- A więc Naomi-san, jako że tak bardzo cię lubi, byłaby być może gotowa wyświadczyć ci przysługę i nieco pomóc ci...spełnić twoje marzenie? - podsunęła kobieta.

Mężczyzna prychnął.

- Z pewnością, Ozaki-sensei. W końcu na tym właśnie polega przyjaźń, prawda? - odparł ironicznym tonem. Po chwili westchnął ciężko. - Doprawdy, Ozaki-sensei, w jakiej agencji detektywistycznej pani pracuje?

Kouyou pochyliła się bardziej w jego stronę. Na jej twarzy zagościł lekki grymas. W jej oczach zapłonęły groźne, podejrzane ogniki.

Zupełnie zignorowała poprzednie słowa Osamu i szepnęła mu do ucha:

- Przyszłam, aby ci tylko powiedzieć, że nie chcę, by Chuuya jakkolwiek ucierpiał w tej sprawie. On nie ma z tym nic wspólnego, jasne?

Powiedziawszy to, wstała i skierowała się do drzwi. Nacisnęła klamkę.

Zanim zdążyła wyjść, Dazai rzucił jej na pożegnanie drwiącym tonem:

- Do widzenia, Kouyou-chan.

I co sądzicie? :3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro