15 - Dazai i Ozaki vol.2
- Wyjść. - Chłodne, nasycone przerażającym tonem groźby słowa przecięły powietrze z głębokim, nader głośnym świstem już na wstępie całego spotkania, nim jeszcze zarys sylwetki ich nadawcy zdążył pojawić się w pełni w gabinecie.
Włosy kobiety o odcieniu pąku jaskrawej róży powiewały zjawiskowymi falami pod wpływem tak pospiesznego kroku, jaki towarzyszył jej nieustannie podczas wędrówki korytarzem wraz z prędkim stukotem obcasów. Stale nie spowalniała pobudzonego kroku, nawet znalazłszy się w gabinecie. Zamknęła za sobą szybko drzwi z potężnym hukiem, niemalże przytrzaskując nimi fruwający we wszelakie strony, nieskazitelnie biały fartuch.
Tym razem jej szorstka prośba, czy też raczej zwyczajny, oschły rozkaz został potraktowany z należytą powagą i być może lekkim przestrachem, bowiem dwójka pełniących dyżur sanitariuszy w skrytym popłochu opuściła pokój bez wahania, nie narażając się więcej na, już i tak doprawdy niemały, gniew Ozaki.
- Oho, naprawdę jest pani ucieleśnieniem huraganu, niesamowite! - wykrzyknął z nutą obłudnego zachwytu oraz oczarowania Dazai, czekający już na nią naprzeciw lekarskiego biurka, zgodnie z jej wezwaniem. Jego spojrzenie w rzeczywistości nie wyrażało absolutnie niczego, poza bolesnym znudzeniem, wręcz teatralnie wyeksponowanym za pomocą znużonej postawy i charakterystycznej krzywizny warg.
Ponownie został zawołany do gabinetu doktor Ozaki, bez żadnej wiadomej mu podstawy, w dodatku wcale nie będąc jej pacjentem. Był wczesny ranek - cóż, przynajmniej dla mieszkańców szpitala psychiatrycznego, którzy w zwyczaju mieli pogrążanie się we śnie do poźnych godzin, byleby tylko jakoś zabić płynący nieubłaganie mozolnie czas. Osamu mógł jeszcze spokojnie wylegiwać się leniwie w łóżku, nieświadom grozy i niepokoju swojego otoczenia, tak samo, jak Nakahara, niżeli siedzieć w gabinecie psychiatry i wysłuchiwać, co też wzburzona Kouyou ma znów do powiedzenia.
Lekarka rozsiadła się za swoim biurkiem, a jej skórzane, obrotowe krzesło ugięło się pod jej ciężarem. Całkowicie zignorowała odzywkę Osamu, częściowo do takiej gadaniny przyzwyczajona po ich kilku odbytych rozmowach, i od razu przeszła do istotnego tematu, który ją interesował - i jaki Dazai'a także powinien.
- Odkryłam coś - oznajmiła.
Wyraz twarzy mężczyzny naprzeciw niej wyraził ogromne zmartwienie, w swym perfekcyjnym odegraniu wyglądające wręcz szczerze, choć w rzeczywistości będące jedynie częścią nieustannie trwającego, rozrywkowego spektaklu Osamu. Ciemnowłosy zmarszczył brwi i skrzywił się dostrzegalnie, kręcąc głową z dezaprobatą.
- Chyba nie jest pani najlepszym detektywem, jeśli zajęło to pani tyle czasu...
Jego troskliwy głos, fałszem drażniący już uszy doktor Ozaki, został uciszony na chwilę przy pomocy gwałtownego trzasku otwartej dłoni, z impetem lądującej na połyskującym czystością blacie biurka. Kouyou nie mogła dłużej ignorować zupełnie zbytecznego wtrącania się Dazai'a - jaka szkoda, że nie potrafiła robić tego wiecznie - i finalnie musiała dać upust swojemu zdenerwowaniu, a nawet czystej frustracji z tego powodu.
- Zapewne już wiesz, o co mi chodzi - wycedziła przez mlecznobiałe zęby, zaciskane ze zgrzytem nerwowo. - Wiesz, że nie chcę, aby Chuuya przebywał w szpitalu zbyt długo. To chyba zrozumiałe, każdy lekarz życzy swojemu pacjentowi szybkiego powrotu do zdrowia, nie ma w tym absolutnie nic podejrzanego.
- Oprócz faktu, że jest pani kochanką jego ojca. - Nader istotny szczegół, niefortunnie pominięty przez Kouyou, został szybko dopowiedziany. Mężczyzna uśmiechnął się sprytnie w stronę lekarki, mrużąc oczy. - No i tego, że w takim razie Mori-sensei musi być wyjątkiem... - dodał niemrawo pod nosem.
Kobieta posłała mu piorunujące, rozjuszone spojrzenie - oczywiście, nie na wzmiankę o doktorze Ougai'u, którą puściła, mimo uszu, wściekła za jego pierwsze słowa. Sytuacja była poważna, Kouyou nie mogła pozostać obojętna na wieczną bezczelność Dazai'a, jaka mogłaby jej przynieść problemów, niweczących jej plany.
- Jeśli komukolwiek o tym powiesz...zapewnię ci dożywotni pobyt tutaj - warknęła. Tym razem jej groźba została dokończona, nie zawisła cicho, niepokojąco nad ich głowami, tworząc niezwykłe napięcie, jak przy ich ostatnim spotkaniu sam na sam.
Jednakże owa pogróżka podziałała na Dazai'a zdecydowanie mniej efektywnie, niż poprzednio, kiedy to pozostawała niewiadomą. Mężczyzna roześmiał się gromko szczerze, jak gdyby takowe zapewnienie nie zrobiło na nim żadnego wrażenia bądź też pozostało w pełni obojętne.
- Spokojnie, Ozaki-sensei, na to mam już podpisaną gwarancję.
Kouyou zmrużyła powieki, intensywnie przyglądając się Osamu zza kurtyny długich rzęs. Jej wargi rozchyliły się, wypuszczając ciężkie westchnienie, mające na celu pomóc jej się nieco uspokoić i ostudzić wzburzenie zachowaniem pacjenta. Jej smukłe, długie palce splotły się pod brodą. Przyjęła pozycję do rozpoczęcia naprawdę poważnej rozmowy.
- Dazai-kun - odezwała się głosem o niesamowicie czystym, stonowanym zabarwieniu. Rozbrzmiewała tak, jak gdyby zaledwie kilka sekund temu wcale nie została wyprowadzona przez nikogo z równowagi. Jej postawa i ton były niezachwiane. Uniosła na mężczyznę wzrok, nasycony jedynie wyrazem powagi i pewnej ostrożności. - Czy zauważyłeś ostatnio coś dziwnego u Chuuyi?
- To, że ma małego? Tak, zauważyłem.
Spomiędzy warg Ozaki wyrwało się ponowne, niepowstrzymane westchnienie, tym razem przesycone jedynie poirytowaniem. Podjęcie określonych kroków w takowym tempie zajmie jej z pewnością całą wieczność, nawet więcej, albo raczej nigdy nie nastąpi.
Zaraz jednak jej tok rozumowania, jak i cała ekspresja, zmieniły się. Postanowiła dość przebiegle wykorzystać swoje psychologiczne zdolności. Zgrabnie podchwyciła zdradzieckie słowa Dazai'a i uśmiechnęła się sprytnie w jego stronę.
- I będziesz miał okazję zauważyć to jeszcze wiele razy.
Osamu przechylił głowę, marszcząc brwi, jednak pewny siebie uśmieszek stale dumnie trzymał się jego warg.
- Ponieważ... - kontynuowała, pochylając się nad biurkiem, przybliżając się niebezpiecznie do Dazai'a - ...teraz staniesz się dla niego najbliższą osobą. Będziecie spędzać razem każdą chwilę, będziecie razem pić, razem jeść, razem spać, razem oddychać... - Słowa ulatywały z jej gardła z zabójczą prędkością, brzmiąc bardziej, niczym rzucanie wyzwiskami i splunięcie na kogoś z pogardą, niż przedstawianie warunków dość osobliwej umowy. - Będziesz trzymał go w ramionach, jakby to była ostatnia rzecz, którą możesz zrobić, jakby nie było jutra...
Zamilkła niespodziewanie, wstrzymując swój wypływający słowotok. Odetchnęła ciężko, oparwszy czoło na splecionych dłoniach i spoglądawszy w połyskujący blat.
Osamu wzniósł brwi w geście chwilowego zdumienia, po kilku sekundach jednak już zanosząc się śmiechem. Melodyjne dźwięki czystej beztroski poczęły wyciekać niepohamowanie z jego ust nawet w tak - jakby się mogło wydawać - poważnej sytuacji, gdy mężczyzna pojął w pełni zamiary Kouyou.
- Och? - Odezwał się, zaskoczony, choć w jego głosie stale pobrzmiewała wesoła nuta. - Myślała pani, że mam jakieś dziwne moce i jeśli zmacam pani synalka, to ten się uspokoi? - pokręcił głową z rezygnacją, prychając z rozbawieniem. - To głupie, Ozaki-sen...
Głos ugrzęzł mu wręcz boleśnie w gardle, umilkł równie niespodziewanie, co uprzednio Ozaki. W jego głowie znienacka zrodził się ruchomy obraz, a dokładniej wspomnienie jego pierwszego świadomego spotkania z Nakaharą. Przypomniał sobie plotki o jego wybuchowej agresji, nieposkromionej do dziś przez absolutnie nikogo, a następnie...to nagłe wyciszenie przed jednym z ciosów, jakie miał mu zadać. Oraz nadchodzące przeprosiny, brzmiące tak szczerze, że aż na każdy sposób dziwnie, i odsunięcie naprężonej dłoni.
Wnet dotarła do niego dość niekomfortowa, uwłaczająca jego poprzednim działaniom i myśleniu świadomość, iż pomysł Kouyou być może był choć trochę składny.
Obserwując z przyjemnością tak rzadkie dla niego zawahanie, a nawet zakłopotanie, Ozaki ponownie uśmiechnęła się pewnie z wymowną przebiegłością, nachylając się nad stołem.
- Zobaczymy - odparła. I choć jej słowa znaczyły wejrzenie w przyszłość i dopiero następnie przekonanie się o wyniku tej osobliwej rozgrywki, to ton jej głosu wskazywał na jej bezsprzeczne zwycięstwo.
Tak, wiem, znowu musieliście długo czekać, wybaczcie.
Ja po prostu już nie wybieram z tym, co się u mnie dzieje.
❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro