Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13 - Ciepła pościel

Żarliwym ruchom ust mężczyzn towarzyszyła perfekcyjna synchronizacja, nieskazitelna w każdym najdrobniejszym dotyku złączonych warg. Ich pocałunek był wyjątkowo agresywny, natarczywy i pod pewnym względami nader prędki, jak gdyby tej dwójce niezwykle spieszyło się przejść gdzieś dalej. Zdawał się zarazem być dla nich zupełnie nieświadomy, a ich działania miały dziwnie bezmyślny wyraz - jednak to chyba właśnie to czyniło ten moment tak rozkosznym, tylko ta pijana lekkomyślność trzymała ich wciąż w swych ramionach. Gwałt całego ich kontaktu wyrażały również odgłosy, wyraźnie odbijające się od ścian cichego pokoju. Prócz dźwięków chlapiącej, wymienianej między nieustannie splecionymi językami, lepkiej śliny i ciężkich oddechów, jakie raz po raz wydobywały się z ust jednego mężczyzny, by następnie musnąć łagodnie usta drugiego, w pomieszczeniu rozlegał również zgrzyt zębów, obijających się o siebie w dogłębnym pocałunku.

Nakahara stale przypierał Dazai'a do chłodnej ściany, jednak nieludzko silny uścisk jego drobnych dłoni na koszulce Osamu nieznacznie zelżał pod wpływem narastającego błogiego poczucia. Chuuya miał już dosyć niewygodnego unoszenia się na palcach, toteż na moment wypuścił jej materiał z rąk całkowicie, by po chwili zgrabnie owinąć smukłe ramiona wokół bladej szyi swojego współlokatora, opatulonej warstwami białych bandaży. Przyciągnął go bardziej w dół, wywierając mocniejszy nacisk na jego soczyste wargi. Nie bacząc na jego reakcję, w takowy sposób zmusił go do zniżenia się w swoją stronę. Dazai stracił bezpośredni kontakt ze ścianą, swą dotychczasową podporą, więc, by utrzymać prawidłową równowagę, ułożył ręce na kościstych barkach Chuuyi. Żaden z nich nieustannie nie przerywał dzikiego pocałunku, ich wargi wciąż prowadziły wzajemny atak.

Aż w końcu w pewnym następującym momencie ich niebiańskie zbliżenie przekroczyło zasadniczy punkt wyjścia, dość istotny próg. Cała namiętność i pasja wymknęły się nieco spod nikłej kontroli, umknęły gdzieś poza możność istnienia w formie zwykłego pocałunku i nieposiadania jakichkolwiek bardziej rozgrzewających następstw. Pocałunek przestał trwać - niedosłownie, jednakże z pewnością wszedł na nie do końca określony poziom, stał się czymś o wiele głębszym, bardziej pożądliwym, lecz dotąd nienazwanym. Każdy następny rozgorączkowany dotyk zawierał w sobie plątaninę nieludzkich - a raczej zdecydowanie nadludzkich - uczuć o kolosalnej potędze. Z owego miejsca zdawało się nie być już żadnego odwrotu.

W istocie, to w końcu również przestało im w pełni wystarczać, a dalsza droga prowadziła jedynie do bardziej nieprzyzwoitych zachowań. Chuuya, zacisnąwszy mocno chude palce na karku Osamu, zrobił ślepy, niezdarny krok w tył, w stronę swojego szpitalnego łóżka. Pociągnął drugiego mężczyznę za sobą, w tym momencie nie znosząc żadnego sprzeciwu, ba!, nawet nie biorąc go pod uwagę, nie myśląc o czymś tak nonsensownym na tę obecną przyjemną chwilę. Dazai podążył za nim, ani trochę się nie sprzeciwiając. Rudowłosy odwrócił ich razem nieco chwiejnie, tak, by teraz to Osamu znajdował się bliżej łóżka, dając mu niemy znak na to, co zaraz może się wydarzyć. Przepełniony dziwną satysfakcją, zadowoleniem i nieczęstym poczuciem rzeczywistej wyższości, stanowczym ruchem pchnął ciemnowłosego, nieustannie również smakując jego wilgotnych od gorącej śliny ust.

Spleceni w namiętnym, żarliwym uścisku, runęli na twarde łóżko, szczękające niemiłosiernie pod wpływem ich agresywnych ruchów, z pewnością nieprzystosowane do wykonywania na nim tak zwierzęcych czynności.

Dazai niefortunnie wylądował na materacu w pierwszej kolejności, przygotowując dla Nakahary o wiele bardziej miękkie zakończenie lotu. Uderzywszy w sztywną strukturę posłania, jęknął cicho z bólem wprost w atakujące go nieprzerwanie wargi Chuuyi. Jednakże cierpienie nie było w stanie zbyt długo go zajmować, gdy usta rudowłosego stale tańcowały z pasją wokół jego własnych, a drobna sylwetka poczęła usadawiać się na nim wygodnie okrakiem.

Nakahara finalnie jako pierwszy miał śmiałość i czelność zakończyć ów niebiański kontakt ich ust. Przestał wywierać silny nacisk na wargi Osamu, zerwał lepki pomost śliny, jaka łączyła jeszcze ich jamy ustne moment po pocałunku. Z wolna wyprostował się, z premedytacją napierając swoim tyłkiem mocniej na znaczącą część ciała Dazai'a. Jego poczerwieniałe usta, jeszcze przed kilkoma sekundami hulające z pasją w płomiennym kontakcie, uformowały na niekontrolowanie zarumienionej twarzy kontrastujący z takową szkarłatną barwą, dziwny półuśmiech, bardziej jednak przypominający grymas, niż uśmieszek wesołości. Jego wyraz był niezbyt adekwatny do następującej sytuacji oraz tego, co przed chwilą bez głębszego zastanowienia wyprawiali. Brwi rudowłosego zmarszczyły się, a powieki zmrużyły nieznacznie, przysłaniając gęstą kurtyną rzęs szafirowe oczy, lśniące podejrzliwym blaskiem.

- Czyli będziesz tu tak leżał i po prostu dasz mi się wypieprzyć? - prychnął z nieskrywaną wzgardą i jawnym wstrętem. Podparł się stabilniej na kolanach, spoczywających przy kościstych biodrach Osamu, wznosząc się lekko nad jego ciałem i przesuwając nieznacznie w dół. Wuczuwszy coś podejrzanego pod swoimi pośladkami, spuścił wciąż szalenie płomienisty wzrok. Jego policzki niekontrolowanie nabrały mocniejszej, czerwonej barwy. Chuuya pokręcił głową z zażenowaniem, zarazem w geście pewnego rodzaju rezygnacji i dezaprobaty. - Cholera, w dodatku się napalił - wymamrotał pod nosem, nieco zawstydzony i zniesmaczony widokiem powstałego pagórka w spodniach ciemnowłosego.

Pomimo tak haniebnej, do pewnego stopnia nieprzewidzianej zdrady ze strony swojego własnego ciała, Dazai nie zamierzał niszczyć całego tego nader interesującego przedstawienia. Z jego gardła wydarł się dźwięczny, wesoło kpiący śmiech.

- Ty też, choć u ciebie wcale tego nie widać, maluchu.

Chuuya bardziej skupił się na samym dosłownym stwierdzeniu, niżeli na kąśliwej obeldze w nim ukrytej, i zerknął ponownie w dół, w zamyśle całkowicie niepostrzeżenie i ukradkowo. Źrenice jego połyskujących głębokimi odcieniami szafiru oczu zwężyły się w popłochu i jednoczesnym podenerwowaniu.

- Kurwa mać. - Zaklął, wzburzony, w nerwach zgrzytając boleśnie zębami.

Osamu znów zachichotał melodyjnie w słodkim, beztroskim tonie, nieustannie leżąc ulegle i nieruchomo pod Chuuyą, nawet nie próbując wykonać jakichkolwiek obronnych ruchów.

- Więc jak zamierzasz rozwiązać swój mały problem, Chuuya?

Nakahara zacharczał na owe skrycie uwłaczające mu słowa, niczym rozjuszony pies, zaś jego źrenice zwężyły się niebezpiecznie, niczym u kota przy porażająco jasnym oświetleniu. Jednakże, o dziwo, nie wykonał żadnego groźniejszego ruchu. Powrotnie wzniósł oczy na twarz Osamu, nieustannie szalenie lśniące płomieniami - irytacja mieszała się w tym, przyozdabiającym piękny błękit tęczówek, ogniu z pewnym nieokreślonym uczuciem.

- Nie mamy żadnych prezerwatyw, ani żelu, więc nie zrobimy tego...teraz. Jakoś nie uśmiecha mi się babranie w twojej krwi, ty kurwo - odparł z jawnym, ani trochę nieskrywanym wstrętem, nieomalże plując na Dazai'a z pogardą. Wyprostowawszy się bardziej, wciąż w siadzie na ciele Osamu, uśmiechnął niespodziewanie. Jego usta uformowały iście diaboliczny obrazek nagłej pewności siebie, wyższości, sprytu i dobitnej drwiny. - Chociaż nie miałbym nic przeciwko, gdybyś zrobił mi laskę. Na pewno chciałbyś później opowiadać o tym wszystkim swoim koleżkom, co? - parsknął kpiącym śmiechem, przesyconym ironią.

Dazai prychnął pod nosem niegłośno, jednakże dobitnie podkreślając całą kąśliwość, zawartą w owym odgłosie.

- Och, tak, opowiadałbym wszystkim o tym, że jesteś tak mały, iż, w zasadzie, nawet nie miałem, czego possać.

Chuuya, znów wszechogranięty dogłębną wściekłością, zacisnął zęby, a zarys jego szczęki wyostrzył się. Pochylił się nad Osamu, tak, jak zaledwie chwilę temu, kiedy ich wargi i języki hulały razem z pasją bez tchu. Płomieniste kosmyki włosów, niczym aureola, skąpana w ogniu, okalały jego poczerwieniałą ze złości twarz, zawisłą niezwykle blisko nad licem Dazai'a, również lekko zarumienionym, jednakże z innych przyczyn. Ich usta znalazły się ponownie tak niedaleko siebie, iż gorące, jeszcze nie do końca równomierne i spokojne oddechy poczęły tworzyć rozpaloną mieszaninę. Kościste palce, wiecznie opatulone czarnym materiałem, wpiły się agresywnie, z nieludzką mocą w szorstką poduszkę po obu stronach głowy Osamu, tuż przy jego ciemnych włosach, niedbale rozsypanych na poszarzałym materiale.

- Chcesz się przekonać? - wysyczał cicho Nakahara, muskając nieznacznie rozchylone wargi Dazai'a swym rozgrzanym oddechem.

- Żebym miał już sto procent pewności? - odpyskował z przekąsem Osamu. Zmrużył oczy, zanosząc się złośliwym śmiechem. - Nie musisz mi nic udowadniać, Chuuya.

Rudowłosy przygryzł mocno wargę, wbijając w jej aksamitną strukturę jeden ze swoich ostrych kłów, dusząc w takowy sposób soczyste przekleństwo, pragnące nieopanowanie wyciec z jego gardła. Wzniósł zaciśniętą, drżącą niekontrolowanie z nerwów pięść, mając jasny zamiar uderzyć Dazai'a i przez to dać upust całej kotłującej się w nim złości i frustracji. Jednakże finalnie dygocząca dłoń, choć perfekcyjnie wycelowana w twarz Osamu, nieustannie wykrzywioną w irytującym uśmieszku, opadła z rezygnacją powrotnie na szorstki materiał poduszki wraz z gorzkim westchnieniem, jakie wydobyło się z ust Chuuyi.

- Nienawidzę cię, Dazai.

Nim te nieprzychylne słowa zdążyły do końca ulotnić się z ust Nakahary, skoczyć w niewielką przestrzeń między twarzami mężczyzn i rozbrzmieć dobitnie, Chuuya niepostrzeżenie chwycił mocno w dłoń kawałek koszulki Osamu przy dekolcie, gwałtowanym gestem podciągając go nieznacznie do góry, w stronę swojej twarzy. Złożył na jego wargach jeszcze jeden pocałunek. Przyssawszy się do niego tak namiętnie, przesunął gorącym językiem po jego ustach w zaborczym geście. Dał mu nieznaczny posmak tego, co mogłoby się dalej między nimi wydarzyć, a następnie oderwał się od niego prędko, pozostawiając go przesyconego nienasyceniem.

- Tak bardzo cię nienawidzę - zawarczał ponownie, nieustraszenie spoglądając wprost w beznamiętne, ciemne oczy Osamu.

Bezceremonialnie puścił materiał jego odzienia i sprawił, iż Dazai z impetem wylądował powrotnie na twardym materacu. Posyłając mu ostatnie spojrzenie spod przymrużonych groźnie powiek, zaskoczył z łóżka, poczynając wędrować w stronę drzwi pokoju.

Dazai, pozostawiony samotnie w szorstkiej i dziwnie ciepłej pościeli, zawołał jeszcze za nim:

- Hej, nie sądzisz, że ci za kamerą mieli niezły ubaw?

Chuuya taki troszku seme to życie, czy ktoś jeszcze tak uważa?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro