Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

тєяαz.4

Mary Morstan wchodzi przemoknięta do jasnego pubu w okolicy muzeum brytyjskiego i dość długo rozgląda się za swoją znajomą. Nie ufa jej, wie doskonale, że jej pojawienie się w Londynie, przyniesie tylko to, co zawsze przynosi pojawienie się kogoś noszącego nazwisko Moriarty — zniszczenie i chaos. Nawet jeśli na razie grzecznie udaje uroczą i coraz śmielszą Elenę June o smutnych oczach jak sarenka.

W końcu wchodzi po schodach na górę i zauważa ją w końcu sali, siedzi obok Johna Watsona, śmiejąc się, z czegoś, co ten powiedział, podjadając mu frytki z talerza. Kobieta kręci głową z dezaprobatą dla ukartowanego za jej plecami spotkania i zdenerwowana, że nie założyła lepszej sukienki, idzie w ich stronę.

Elena obserwuje szybki uśmiech na ustach swojego przyjaciela, gdy orientuje się, że zaprosiła Mary. Prawda była taka, że po prawie dwóch miesiącach w Londynie sama jest zmęczona tym, że żadne z tej dwójki nie jest w stanie się ze sobą umówić, mimo że osobno każde z nich zdaje się zauroczone tym drugim.

– Cieszę się, że w końcu jesteś. Znacie się, prawda? – pyta Lena, witając się z koleżanką i robi jej miejsce na kanapie, przesiadając się naprzeciwko nich na krzesło. – Jak dyżur?

– W porządku, myślałam, że to ma być babski wieczór – mówi Mary, spoglądając na nią znacząco, a John od uśmiecha się zakłopotany.

– Spokojnie jestem umówiony z przyjacielem za godzinę, więc niedługo będę się zbierał.

– A może zaproś go do nas, nie będę miała nic przeciwko, by poznać kogoś nowego. Koleżanki Mary jakoś specjalnie za mną nie przepadają – żali się Lena i kradnie doktorowi kolejną frytkę.

– Nie masz nic przeciwko? – pyta z nadzieją w głosie John, a pielęgniarka kręci głową i uśmiecha się szeroko. – Więc pójdę zadzwonić do Grega i zamówię nam piwo. To samo? – Elena przytakuje lekko i odprowadza go do drzwi wzrokiem.

– Dlaczego to robisz? – pyta od razu Mary.

– Bo on Cię lubi, Ty lubisz jego, a ja jestem miłą osobą.

– Nie, udajesz miłą osobę Lena. To nie to samo, wiem, że coś planujesz i wiem, że to nie będzie spacer w parku.

– A powiesz mi, co właściwie planuję? – syczy druga z kobiet, a jej oczy momentalnie robią się zimne jak lód. – Powiedz mi, co właściwie mam zrobić by moje życie wróciło do normy? Ja niestety tego nie wiem. Jeśli istniałoby coś, co oddałoby mi Jamesa, zrobiłabym wszystko. Jednak to się nie uda. Więc poczekam, poczekam na swoją kolej, by wpakować kulkę w głowę rządu brytyjskiego i zniknę, zanim się zorientujesz. A na razie po prostu pozwól mi przez pięć sekund żyć iluzją życia kogoś innego.

– Wiedziałam, że tam jesteś Anastazjo – mówi chłodno jej przyjaciółka, a po chwili uśmiecha się szeroko do doktora, wchodzącego do sali z trzema pełnymi szklankami.

– Greg będzie za pół godziny, na pewno go polubicie – mówi John, stawiając piwo przed kobietami, a Elena mruży oczy, przyglądając mu się uważnie.

– Tak myślę, że na pewno nie polubię się z Twoimi wąsami – mówi w końcu i zaczyna się śmiać.

– Daj spokój Ellie – mruczy pod nosem Watson. – Ciągle to mówisz i to już mnie nie śmieszy, za często powtarzasz ten żart.

– Żart? Mary powiedz mu, że wygląda jak pijany wujek, a nie przystojny kawaler – oburza się młodsza z kobiet i sięga po szklankę.

– Mnie się podoba – odpowiada bez zastanowienia Morstan, uśmiechając się wrednie do swojej koleżanki, która przewraca oczami.

Wznoszą krótki toast za spotkanie, a później zaczynają rozmawiać o budowie nowej linii metra, która kompletnie paraliżuje dojazd do dużej części Londynu.

Wszystko, co obecnie otaczało Elenę June, jest zwyczajne, nie ma kolacji w najdroższych restauracjach, szampana i brylantów. To wszystko rozpłynęło się nagle z tym jednym strzałem, który padł na dachu szpitalu świętego Bartłomieja, a Ana wcale nie chce tego odzyskać, jeśli nie ma tego z kim dzielić. Obecnie to, że jest zwyczajnie jest w zupełności wystarczające. Lubi duszne puby i towarzystwo swoich nowych znajomych, lubi ich śmiech, lubi swoje tenisówki i wojskową kurtkę zabraną Moranowi przed wylotem. Na razie nie potrzebuje więcej, ale doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nagle wszystko może się zmienić, z dnia na dzień i ten spokój codzienności może zostać jej odebrana.

Elena uśmiecha się szeroko, gdy dosiada się do nich siwiejący policjant o ciemnych oczach. Nie jest to jednak zupełnie spowodowane jego urokiem osobistym, a wspomnieniem, gdy zobaczyła go pierwszy raz na ekranie telewizora. A później przez kilka dni musiała znosić przytyki swojego męża do uwagi, którą wygłosiła na temat urody inspektora.

– To jest właśnie Ellie, wspominałem Ci o niej – mówi John, wskazując na młodszą z kobiet, a ta posyła mu pytające spojrzenie.

– Co dokładnie mówiłeś mu na mój temat Johnny? – syczy June i podaje rękę Gregowi. – Błagam, mam nadzieję, że nie o moim niskim poczuciu humoru.

– Mówił same miłe rzeczy, nie musisz się obawiać – odpowiada od razu Greg. – A poza tym Johnny?

– Och, to taka nasza rzecz. Jakoś szybko ustaliliśmy, że nie lubimy zdrobnień, więc naturalnie same się do nas przykleiły – tłumaczy Elena i dopija piwo. – Poza tym, jeśli mówił miłe rzeczy, na pewno musiał mówić o Mary nie o mnie.

Wszyscy wybuchają śmiechem, a ona wstaje i decyduje, że stawia kolejną kolejkę, co nie spotyka się z najmniejszym sprzeciwem. Schodzi szybkim krokiem po schodach, zostawiając pozostałą trójkę na górze.

– Więc skąd się znacie z Ellie? – pyta Greg.

– Och to długa historia, nie widziałyśmy się wiele lat i zaskoczyła mnie swoim przyjazdem, ale Elena jest naprawdę cudowna – mówi Mary z lekkim uśmiechem i spogląda na doktora. – A później okazało się, że ona i John mają wspólnego psychiatrę.

– Mały ten świat – podsumowuje Lestrade, a Lena stawia tacę na stoliku.

– Obgadywaliście mnie – stwierdza i sięga po pełną szklankę. – To bardzo nie ładnie. Ja idę po alkohol a wy... w ogóle dacie wiarę, że mnie wylegitymowali? Wyglądam aż tak młodo?

Pyta, śmiejąc się i przegląda się w szybie, zanim usiądzie z uśmiechem.

– Jesteś ode mnie tylko trzy lata młodsza, nie schlebiaj sobie – mówi Mary, spoglądając na swoją koleżankę. 

– Cztery Mary, rok w naszym przypadku robi wielką różnicę – poprawia ją Elena i odchyla się na krześle, by spojrzeć w telewizor zawieszony nad stolikiem, gdzie aktualnie leci kolejna piłkarska reklama meczu anglików z Belgią. – To, kiedy gramy na tych mistrzostwach?

– Za dwa tygodnie w piątek. Oglądasz piłkę, czy pytasz, kiedy lepiej nie wychodzić do pubu? – pyta ją Greg, nie mogąc oderwać wzroku od jej delikatnych rysów twarzy, gdy ta uśmiecha się lekko.

– Och, brat mojego męża uwielbiał oglądać piłkę w pubach, w domu nie przepadam, ale nie mam nic przeciwko patrzeniu na sportowe emocje u innych.

– Mieliśmy z Johnem obejrzeć ten mecz, wpadnij do Earl of Derby.

– Tak, zdecydowanie to świetny pomysł Ellie. Wcale nie będzie tam tłumu jego kolegów z policji, którzy na widok kobiety zapomną języka w gębie – śmieje się John, a ona wzrusza ramionami.

– Mary? Co Ty na to?

– Właściwie ja też z chęcią przyjdę.

– Więc jesteśmy umówieni – mówi z uśmiechem Greg i podnosi szklankę, by wznieść kolejny już toast za spotkanie.

Kilka godzin później, po kolejnych kilku turach do baru i po tym, jak Mary jako pierwsza zdecydowała się uciec na metro, zaczynają zbierać się do domu.

– Gavin czy mógłbyś podać mi kurtkę? – prosi Lena i dopiero słysząc głośny wybuch śmiechu doktora, orientuje się, co powiedziała nie tak. – Przepraszam Greg, nie wiem, skąd mi się to wzięło.

– Mówił Ci o Sherlocku, co? – pyta Lestrade, pomagając jej się ubrać.

– Nie mówiłem jej o tym, że przekręcał Twoje imię.

– A robił to? Naprawdę? – pyta, rozbawiona uświadamiając sobie, z jaką częstotliwością, robił to złośliwie James i ma ochotę śmiać się jak najgłośniej, kompletnie pijana.

Chłodny wieczór atakuje ich drobną mżawką, gdy ruszają w stronę głównej drogi, by każde z nich mogło złapać taksówkę.

– Cholernie brakuje mi papierosów – stwierdza June, gdy jakiś chłopak obok nich wyrzuca niedopałek tuż obok jej butów. – Jednak palenie w Londynie stało się prawie całkowicie niemożliwe w lokalach.

Mężczyźni kolejny raz wymieniają porozumiewawcze spojrzenie i gdy blondynka znika w czarnej taksówce, sami stoją jeszcze chwilę przy krawężniku.

– Nie zaczynaj nawet Lestrade.

– Już wiem, czemu ją tak lubisz, przypomina Ci Sherlocka – śmieje się inspektor.

– Wcale go nie przypomina.

– Zdecydowanie jest dużo przyjemniejsza dla oka i zdecydowanie bardziej sympatyczna, ale przypomina go w drobnych rzeczach.

– Daj spokój, jesteś pijany – odpowiada John, śmiejąc się głośno.

– Czyli Ty i Ona..?

– Nie – ucina zdecydowanie John. – Ja i Ona jesteśmy tylko przyjaciółmi, nawet nie zaczynaj.

– Więc myślisz, że mógłbym się z nią umówić?

– Dobranoc Greg – odpowiada John, nie przestając się śmiać i wsiada do swojej taksówki.

♛♚

Dzwonek telefonu nigdy nie jest przyjemnym budzikiem, zwłaszcza jeśli dzień wcześniej wypiło się o przynajmniej dwa piwa za dużo. Blondynka siada niepewnie na łóżku i zaczyna wygrzebywać z kieszeni w kurtce swoją komórkę, która nie chce przestać piszczeć melodią jakiegoś popularnego przeboju rudego wokalisty.

– Dlaczego do mnie dzwonisz Sebastian? – pyta zmęczonym głosem Anastazja. – Miałeś do mnie nie dzwonić na ten numer, wyraźnie Ci tego zabroniłam.

– Dzwonię, bo się o Ciebie martwię. Czy ty jesteś pijana?

– Byłam pijana. Wczoraj. Dzisiaj. W nocy. Obudziłeś mnie.

– Jak Twój plan?

– Bez zmian. Pamiętasz, co zakładał? – syczy kobieta, wstając i w samej bieliźnie idzie do kuchni, by rozpuścić sobie aspirynę w dużej szklance wody.

– Mam nie nawiązywać kontaktu, jeśli nic się nie zacznie palić i czekać na Twój znak, by wysłać do Ciebie Charliego.

– Tak właśnie. Więc wytłumacz mi, co do kurwy robisz w tej chwili Moran?!

– Przepraszam ja...

– Ty co? Myślisz, że stałam się dla Ciebie dobrą koleżanką, bo widziałeś, jak płaczę? Chyba się kurwa pomyliłeś. Nadal pracujesz dla mnie i nadal masz wykonywać moje rozkazy, więc jeśli powiem siad, to masz siedzieć tak długo, aż zdechniesz z głodu – mówi w taki sposób, że Moran przez chwilę ma wrażenie, jakby rozmawiał ze swoim zmarłym przyjacielem, a nie jego piękną żoną, o którą martwił się codziennie coraz bardziej.

Mógł udawać przed nim, przed sobą i przed nią, że było inaczej ale odkąd na świecie zabrakło Jima, nie mógł się opanować, by nie okazywać jej wszystkich uczuć, jakie wobec niej żywił. Nigdy nie miał siostry, a z rodziną od lat nie miał kontaktu, jednak właśnie tym była dla niego Anastazja. Była dla niego rodziną. A o rodzinę trzeba się troszczyć.

– Mam nadzieję, że nikomu nie powiedziałeś, gdzie jestem – syczy znów kobieta, mieszając zawartość szklanki przed sobą.

– Nie. Nadal wiem tylko ja i Natasza.

– Chociaż tyle kurwa dobrego. Charlie będzie mi potrzebny, jak tylko się skontaktuję. Nadal potwierdzasz, że jest czysty?

– Jak łza. Pracuje tylko dla nas.

– Dobrze. Nie mam nikogo innego Moran, muszę Ci ufać, więc nie popełniaj, proszę więcej jebanych błędów – mówi dosadnie i kończy połączenie, a później wlewa w siebie lekarstwo, obiecując sobie, że nie będzie więcej piła takich ilości taniego piwa, bo wykończy się przed czterdziestką.

Jeśli kiedykolwiek będzie jej w ogóle dane dożyć chociaż trzydziestki, bo przecież każdy dzień tu w Londynie był jak spacer po linie.

A co jeśli kiedyś zbyt zaaferowana swataniem Watsona z Morstan przeoczy, że ktoś go śledzi?

Jeśli ktoś ją rozpoznają?

Jeśli to się stanie, to nikt nie będzie bawił się w sentymenty. Zastrzelą ją na środku ulicy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro