Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

тєяαz.13

Anastazja zawsze była twarda, zawsze była najlepsza i zawsze wiedziała, że sama jest w stanie wygrać z całym światem. Nigdy nie chciała na nikim polegać. Ludzie zawodzili najbardziej, a ich pomyłki powodowały komplikacje.

Jak w przypadku Adler.

Dlatego nigdy nie powierzyłaby nikomu swojego życia. Nigdy całego. Zawsze miała coś w zanadrzu, coś, co mogło ją uratować. Jakiś plan awaryjny.

Dziś jednak musi zagrać swój popisowy numer. Oscarową rolę życia, której James tak nie znosił. Dziś jest ofiarą, dziś jej życie zależy od detektywa w płaszczu i tego jak długo jego brat będzie ją torturował, zanim zdecyduje się ją w końcu zabić.

Dziś widzi w zimnych oczach Człowieka z Lodu, jak bardzo chce naprawić swój błąd sprzed kilku lat. Błąd, który jego kosztował wiele, a dla niej oznaczał życie u boku kogoś, kto bezapelacyjnie był dla niej stworzony. Teraz w życiu Mycroft nie zrobiłby takiej głupoty. Jej ucieczka dała mu przykrą nauczkę, by kończyć pewne sprawy własnymi rękami, a nie wysługiwać się innymi.

Dlatego jak przyjdzie ją zabić, sam pociągnie za spust, na razie jednak patrzy, jak jego ludzie próbują wyciągnąć z niej informacje o bombie pod parlamentem.

Musi przyznać, że Anastazja cholernie przypomina mu Moriartiego, w ten sam sposób pozostaje niewzruszona na wszystko, co się dzieje. Uśmiecha się tylko, co chwilę bezczelnie patrząc w dzielącą ich szybę, chcąc go sprowokować. I w końcu rozumie to, co chce mu przekazać swoim wyrazem twarzy — nie ma i nigdy nie było żadnej bomby. Odwracają tylko w ten sposób jego uwagę, by mieć czas na oplatanie sieci kłamstw wokół doktora i sentymentu wokół Sherlocka.

Jego drugim co do wielkości błędem było wysłanie jej wtedy do swojego młodszego brata. Jeśli Moriarty był dla niej stworzony, tak Sherlock tworzy dla niej idealną przeciwwagę. Są jak dwa ciała mające zdolność wytwarzania pola elektromagnetycznego o przeciwnych ładunkach. Przyciągają się z siłą nie do pokonania. Przynajmniej póki jedno z nich żyje.

Mycroft przekracza próg jej pokoju, a ona patrzy na niego z całą swoją milczącą obojętnością.

– Papierosa? – pyta Człowiek z Lodu, odpalając jednego i dając znać, by jego ludzie zostawili ich samych.

– Rzuciłam.

– Pan Moss mówi co innego.

– Pan Moss zarabia na kłamstwach.

– Jak Ty.

– Nie. Ja rzuciłam tę pracę na rzecz pilnowania ogniska domowego – odpowiada blondynka, uśmiechając się lekko. – Więc pierwszy raz w życiu ubrudź sobie swoje zadbane brytyjskie rączki i wyślij mnie w końcu do mojego męża.

Mycroft śmieje się krótko i kręci głową, nawet nie widzi już sensu w tym, by krzywdzić ją dalej. Wbrew temu, co myśli blondynka nie sprawia mu to, aż takiej przyjemności. Wtedy tak, wtedy lubił łamać jej bezczelny opór, ale teraz nie ma w niej za wiele tamtej dziewczyny. Teraz siedzi przed nim królowa kryminalnego świata. Nie słodka Dobranov, a piekielnie przebiegła Moriarty. Nawet jak z jej rozbitej wargi i skroni krew kąpię powoli na śnieżnobiałą koszulę, kobieta wciąż jest tak samo wyniosła.

– W końcu do niego dołączysz, nie bój się o to. Jednak najpierw chcę odpowiedzi.

– Musiałbyś zadawać pytania – mówi blondynka, przechylając głowę na jedną stronę i patrząc na niego wzrokiem zainteresowanej pięciolatki. – Niestety pytania strasznie mnie nudzą. Więc możesz kazać im mnie bić dalej, ale nie wydaję mi się, by miało to coś zmienić. Jest już za późno.

– Za późno?

– Och. Ty naprawdę nie wiesz, co ja tu robię? – pyta kobieta, mrugając teatralne. – Jestem tu tylko dlatego, że chcę tu być, pozwalam Ci na te sadystyczne podniety, bo są częścią mojego planu. Długo planowałam jak Cię zniszczyć i w końcu zaczęłam skupiać się na czymś istotnym. Na tym, co nas łączy – mówi, uśmiechając się ciepło. – Długo o tym myślałam, byłam pewna, że nie ma ani jednej takiej rzeczy.

– Też tak sądzę – mówi Holmes, nie dając się zbić z pantałyku.

– Jest jedna rzecz. Oboje bardzo kochamy nasze młodsze rodzeństwo i za nic nie chcielibyśmy, by zobaczyli naszą prawdziwą stronę.

– Och, Sherlock doskonale wie, do czego jestem zdolny.

– Wiedzieć, a widzieć to dwie różne kwestie Mike. Mogę nazywać Cię Mike? Skoro już nie muszę zgrywać zastraszonego maleństwa. – Blondynka uśmiecha się szeroko i poprawia się na krześle. – Więc Twój malutki braciszek właśnie widzi Twoje najgorsze sekreciki.

– Nie wydaję mi się, by były dla niego tak istotne, jak myślisz. Skoro w jego opinii zabiłem Cię już lata temu.

– Wiedzieć, a widzieć Mike – powtarza, nie przestając się uśmiechać. – I wiesz, że nie wykorzystam tylko jego sentymentu. Nie jestem głupia. Zawsze myślałeś inaczej, ale James nie wybrał mnie na swoją żonę z powodu moich umiejętności w sypialni. Możesz mnie zabić tu i teraz, a tylko pogorszysz swoją sytuację. Ja mogę być martwa, a Ciebie i tak dopadnie wschodni wiatr.

Człowiek z Lodu wpatruje się w blondynkę, a ona kołysze ramionami, uśmiechając się jak wariatka. Przez głowę mężczyzny przelatuje myśl, że może tak właśnie ma być, może to właśnie jest ten wielki plan jej męża na zniszczenie jego i jego brata.

– Więc mam już dość tych flirtów Panie Holmes. Ostrzegałam Cię wiele razy. Ostrzegałam, że Cię spalę i teraz właśnie to robię – mówi kobieta, znów przechylając głowę w bok i śmieje się głośno. – To całkiem zabawne, ale to chyba pierwszy raz, kiedy jesteśmy sam na sam i nie muszę udawać. I pierwszy raz, kiedy jestem z Tobą sama, mam na rękach kajdanki i jest mi naprawdę przyjemnie.

Uderza ją, wymierza jej mocny policzek, a ona znów się śmieje. Jest dumna, że udało się jej go sprowokować, że w końcu zrozumiał, że ona siedząc przykuta do krzesła i tak wygrywa tę partię.

– Och Mike, masz moją krew na dłoni – mówi, patrząc, jak mężczyzna próbuje opanować swoje emocje. – Muszę Cię ostrzec, że nie zmywa się ona łatwo. A teraz biegnij po kogoś od brudnej roboty, bo naprawdę stęskniłam się za Jimem, więc wyślij mnie w końcu do niego.

Anastazja widzi, jak Mycroft chce coś dodać, ale ostatecznie zamyka za sobą drzwi i dopiero kilka sekund później dziewczyna bierze głęboki wdech. Szkoła aktorska Jamesa Moriartiego naprawdę się opłaciła. Te wszystkie lata patrzenia na jego psychopatyczne monologi miały ostatecznie dać właśnie to, co dostaje teraz. Wygraną. Wie, że Holmes kogoś przyśle, że teraz będzie chciał jeszcze bardziej i jeszcze szybciej się jej pozbyć, ale na jego nieszczęście utknął w sytuacji bez wyjścia.

Jeśli ją zabije, wie, że Sherlock nigdy nie dostanie odpowiedzi na pewne pytania, a tego nigdy nie wybaczyłby bratu. A duma, jaką Mycroft nosi w sobie, na pewno nie pozwoli mu na to, by pozostawić ją przy życiu. Dlatego może spokojnie powoli krwawić na swoją jasną koszulę, aż Człowiek z Lodu obmyśli godny jej plan.

Nie ma pojęcia, ile czasu mija, gdy do pokoju wchodzi znów Charlie, a ona uśmiecha się lekko na jego widok, wie, co zwiastuje jego przybycie. Wie też, że jeszcze dobę temu ufała mu bezgranicznie, a śmierć z ręki przyjaciela zdawała się czymś... godnym.

♛♚

John Watson nigdy nie mógł wyjść z podziwu, jak jego przyjaciel potrafi się szybko poruszać, gdy mu się śpieszy, a teraz gdy znów przemierzali korytarze budynku, kroki detektywa są bliższe biegu niż kroku.

– Więc ile mamy czasu, zanim Mycroft się zorientuje, że znów okradłeś go z identyfikatora? – pyta doktor, doganiając swojego przyjaciela.

– Pięć minut.

– W pięć minut nie dotrzemy nawet do piwnicy.

– W takim tempie na pewno nie John – mówi Sherlock i wypada na schody, biegnąc po nich w dół.

– Nie mamy nawet pewności, że ona wciąż żyje.

– Żyje.

– I niby dlaczego jesteś tego tak pewny?

– Bo Mycroft nie przyjechał na Baker Street, by porozmawiać ze mną i ostatecznie nie próbować mi odebrać prezentu od tej kobiety.

– Sherlock czy chcesz o tym porozmawiać?

– Nie mamy na to czasu.

Gdy są już w piwnicy, detektyw biegnie pierwszy, a jego płaszcz przybiera niemal filmowego wyglądu w mrocznej poświecie przygaszonych lamp. W końcu wpada do odpowiedniego pokoju, a gdy otwiera drzwi Watson i Charlie Moss wyciągają broń w dokładnie tym samym momencie. Blondynka na krześle jest z całą pewnością żywa, ale sprawia wrażenie nieprzytomnej, trójka mężczyzn mierzy siebie wzrokiem, a w końcu zabójca uśmiecha się lekko i przykłada lufę do głowy kobiety.

– Twój brat nie podejrzewał, że jednak dołączysz do imprezy. Przyjechałeś troszkę za późno niestety, jeden niewłaściwy ruch i ona zginie.

– I tak zginie – odpowiada detektyw. – Chcę z nią tylko porozmawiać.

– Dlatego zabrałeś żołnierza z bronią? Na rozmowę? – pyta czarnoskóry mężczyzna, zdając się rozbawiony całą sytuacją. – I dlatego sam też zabrałeś broń?

Detektyw wyjmuje pistolet zza paska i również wymierza w mężczyznę stojącego krok za krzesłem Anastazji, która na ułamek sekundy spogląda na Sherlocka, by puścić do niego oko. Dziewczyna zapiera się nogami i przewraca krzesło, któryś z mężczyzn strzela, a Charlie opada na ziemię obok niej. Doktor dopada do niej jako pierwszy, gdy jego przyjaciel próbuje znaleźć w kieszeni płaszcza kluczyki od kajdanek.

– Byłbyś całkiem niezłym kieszonkowcem Sherlocku – mówi Ana, gdy udaje im się ją rozkuć i zanim dziewczyna wstanie, bierze broń, którą trzymał trzeci z mężczyzn, stając nad nim.

– Jest nieprzytomny, ale jeśli szybko go znajdą wyjdzie z tego – mówi John, który oddał precyzyjny strzał w płatnego zabójcę.

– Ostatnie czego potrzebuję, to by z tego wyszedł – odpowiada zimno blondynka i pociąga za spust, a Watson głośno przeklina. – Nie wielka to satysfakcja, ale coś za coś. Mamy jeszcze półtorej minuty?

– Minutę – mówi Sherlock, a ona chowa broń za swoim paskiem i wyciąga do niego dłoń.

– Więc szybko.

Holmes pół sekundy zastanawia się nad wyciągniętą w jego stronę drobną dłonią blondynki, jakby było w tym geście coś zobowiązującego, ale w końcu chwyta ją i rzucają się biegiem w stronę schodów.

Gdy są tuż przy wyjściu, rozlega się wycie alarmu, a ona w ostatniej chwili skręca w inny korytarz i zamiast na parking wypadają w wąską uliczkę między dwoma budynkami. Jest środek nocy, a zanim pobiegną dalej z jednej i z drugiej strony rozbłyska oślepiające światło. Cała trójka unosi odruchowo dłonie do góry, jednak żadne z nich nie odrzuca swojej broni.

– Dokąd to? – pyta znajomy kobiecie głos, a przez jej twarz przebiega cień uśmiechu. – Nie spodziewałaś się mnie?

– Spadasz mi z nieba Sebastian – mówi dziewczyna, opuszczając ręce, a gdy to samo chce zrobić John, zabrania mu tego, krótkim ruchem głową i idzie w stronę mężczyzny.

Doktor i detektyw obserwują, jak wita się z nim, krótkim uściskiem, a później wraca do nich szybkim krokiem,

– John – mówi, stając naprzeciwko niego. – Niezależnie od wszystkiego było we mnie więcej Leny, niż bym sobie tego życzyłac i zawsze będziesz moim przyjacielem.

Obejmuje skonfundowanego Watsona, który nawet nie wyczuwa lekkiego ukucia w okolicy karku i dopiero po chwili czuje, jak nogi odmawiają mu posłuszeństwa i opada na mokry od deszczu bruk.

– John! – krzyczy detektyw, rzucając się w stronę przyjaciela i asekurując jego upadek, a w tym czasie dziewczyna wbija drugą strzykawkę w jego szyję. Obraca się tanecznym ruchem i daje znać swoim ludziom, by zabrali nieprzytomnych mężczyzn.

– Watsona macie odwieźć do domu, już podaję wam dokładny adres. Obiecałam, że nie spadnie mu nawet jeden włos z głowy i nie mam zamiaru złamać danej obietnicy. Niech Nikolai o to zadba.

– A co z młodym? – pyta Moran otwierając przed kobietą drzwi czarnego bentleya.

– Jedzie z nami. On jest jeszcze potrzebny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro