ʀᴇᴛʀᴏsᴘᴇᴋᴄᴊᴀ - ᴡᴛᴇᴅʏ.2
♛ ᴜᴡᴀɢᴀ ♚
Poniższy rozdział stanowi retrospekcję do wydarzeń z samego początku opowiadania.
Więc cofamy się w życiu bohaterów o ładne kilka lat.
Czarny worek na głowie jest mało subtelny, ale wystarczający bym kompletnie straciła orientację w tym dzikim mieście. Zrywa mi go z głowy, dopiero gdy znajdujemy się w ciasnym, pachnącym kurzem korytarzu wąskiego londyńskiego domu.
Człowiek z lodu wskazuje mi gestem dłoni schody na piętro, a ja bez słowa sprzeciwu wspinam się do mieszkania na górze.
– Kiedy ostatni raz przespałaś całą noc? – pyta, gdy stoję w pokoju przyozdobionym paskudną tapetą.
– Kiedy skończyłam dwanaście lat. Domyślam się, że w swojej teczce miałeś informację o moim programie szkoleniowym.
– Więc wykorzystaj ten czas, bo to może być pierwsza lub ostatnia szansa na sen w Twoim życiu. Pamiętaj, że jeśli chociaż postawisz stopę na chodniku lub spróbujesz uciec oknem, mała Natasza będzie martwa.
– Wiem, doskonale znam stawkę. – odpowiadam, rozglądając się po pokoju. – Gdzie jest ten człowiek? Mój cel.
– Spokojnie, przyjedzie w swoim czasie – odpowiada mężczyzna i zostawia mnie samą w pokoju, ale zatrzymuje się w korytarzu, by dodać. – Może nawet się polubicie, oboje uważacie mnie za swojego wroga.
– Któreś z nas skończy jutro martwe, prawda? – pytam, a on tylko uśmiecha się do mnie szeroko, co jest bardziej dosadne niż jakiekolwiek werbalne potwierdzenia.
– Do zobaczenia Anastazjo. Nie próbuj na mnie sztuczek – upomina mnie, jeszcze zanim opuści mieszkanie.
Jesteś na nie za mądry, wiem.
Jak to się stało? Jakim cudem dałam się komukolwiek rozłożyć na łopatki? Przecież szło mi już tak dobrze, przecież wygrywałam. Wyrwałam siebie i Nat z okowów bloku wschodniego, zanim zdążyli położyć na niej swoje łapska jak kiedyś na mnie.
Jeden życiowy cel. Zapewnić jej bezpieczeństwo. Jedyna osoba na świecie, którą kocha mnie bezwarunkowo, która nie dba o krew na moich rękach i której obiecałam, że ją ochronię. A teraz ona była na muszce.
Wpakowałaś się w niezłe gówno Dobranov, wiedziałaś, że wpakujesz się w niezłe gówno, zabijając tego kutasa od gazociągów. Znów ściągnęłaś na siebie wzrok ludzi, którzy Cię wyszkolili. Tylko dlaczego liczyłaś, że w tym kraju pójdzie Ci tak łatwo? Bo możesz ich szantażować romansem z ich księciem?
Może wcale nie jestem taka mądra, za jaką uważa mnie świat. A może po prostu trafiłam na godnego przeciwnika?
Rozglądam się po zagraconym salonie, który jest zawalony mnóstwem gratów, sprzętu medycznego i kartonów. Ktoś się wprowadzał i nie dbał o takie szczegóły jak porządek. Książki na półce, sama klasyka, głównie nauki ścisłe, historia, przewodnik po Londynie, geografia, fizyka, astronomia.
Geniusze pracują w chaosie.
Komputer na biurku, siadam przy nim i nie jestem specjalnie zaskoczona, że posiada hasło. Wyjmuję z torby dysk z programem do łamania podstawowych zabezpieczeń i wiedząc, że zajmie to chwilę, idę pod prysznic. Gdy wracam cały jego komputer, stoi przede mną otworem. Na pierwszy rzut oka patrząc na ilość akt spraw, mogłabym pomyśleć, że jest policjantem, ale to mi nie pasuję. Po co policjant miałby kraść dokumenty rządowe? Jest detektywem, prywatnym detektywem, który jakimś cudem współpracuje z policją i prowadzi stronę o sztuce dedukcji.
To, co Ty Tygrysku nazywasz sztuką, ja nazywam pracą.
Nie znajduję tego, czego potrzebuję i nie mam zamiaru bawić się w szukanie teczki po całym mieszkaniu, nie wiem, co mogę znaleźć w tych kartonach, patrząc na probówki w kuchni. Nie dowiem się z jego domu nic więcej, reszty muszę dowiedzieć się od niego.
Idę do sypialni gdzie wciągam na bieliznę koszulkę na ramiączka i wchodzę do łóżka. Nie zabije mnie we śnie, nie mamy się pozabijać, więc co mi szkodzi ukraść odrobinę snu z tego okropnego dnia. Budzi mnie dźwięk kroków na schodach, delikatne skrzypienie zwiastujące, że zaraz otworzą się drzwi, a później spod kotary moich włosów dostrzegam kształt sylwetki w drzwiach.
– Nie. Po prostu nie. – Słyszę, jak grzebie w kieszeniach płaszcza i wyciąga telefon. – Tak, wróciłem właśnie do domu. To jest ten Twój śmiertelnie niebezpieczny agent? Przecież to dziewczynka, pewnie z bloku wschodniego. Rosjanka jak strzelam. One zawsze są Rosjankami. Ile ona ma lat Mycroft? Osiemnaście? Leży w moim łóżku dlatego pytam.
Głos mężczyzny w pokoju jest głęboki, przyjemny, do tego stopnia, że mógłby czytać mi książki do snu. Odsuwam powolnym ruchem włosy z twarzy i słyszę jego lekki śmiech.
– Dlatego nie zatrzymałeś jej u siebie? Śliczna, młoda Rosjanka zniszczyłaby Ci reputację. I co mam z nią niby zrobić? Przecież nie pilnować – śmieje się chłopak, a później dość długo słucha tego, co ma do powiedzenia Człowiek z Lodu, aż w końcu wzdycha i zdejmuje płaszcz, a ja otwieram oczy i siadam na łóżku.
– Uważasz, że jestem śliczna? – pytam, uśmiechając się lekko.
– Uważam, że to Twoja najlepsza karta – odpowiada chłodno, mierząc mnie bystrym spojrzeniem.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz. Jestem Irina.
– Kłamstwo – mówi i uśmiecha się do mnie równie wrednie.
Boże to jeszcze dziecko. Ile on może mieć lat? Dwadzieścia trzy? Dwadzieścia pięć? Nie więcej. Wygląda jak dzieciak, który próbuję udawać starszego, niż jest, a może próbuję wyglądać na tyle, na ile mentalnie się czuję. Ma na sobie czarny garnitur i rozpiętą przy szyi fioletową obcisłą koszulę, a na jego czoło opadają czarne loki. Wygląda jak anioł.
– Anastazja – mówię, uśmiechając się cieplej.
– Kolejne kłamstwo – wzdycha, wyraźnie rozbawiony.
– Nie tym razem – upominam go z uśmiechem. – Nie zakładaj, że jesteś najmądrzejszy w pokoju, pomyliłeś się już dwa razy.
– Masz rację, masz więcej niż osiemnaście lat – mówi i odwraca się do mnie plecami, idzie do drugiego pokoju, krzycząc głośno. – Nie podam Ci mojego imienia, jak Ty nie podasz mi swojego.
Wstaję błyskawicznie i idę za nim do salonu, siedzi przy komputerze, a ja zajmuję miejsce w czerwonym fotelu i obserwuję jego szczupłą sylwetkę.
– Dobrze, niech Ci będzie Tygrysku – wzdycham z uśmiechem. – Daj mi te dokumenty i nie będziemy musieli dłużej rozmawiać.
– Dokumenty – mówi niemal triumfalnie. – No jasne, po to Cię przysłał. Wcale nie potrzebujesz bezpiecznej kryjówki na jedną dobę. Nie dam Ci żadnych papierów, więc możesz już iść.
– Nie mogę nigdzie iść i tu właśnie jest problem. Te dokumenty to kwestia mojego życia.
– Przykro mi to słyszeć, a teraz muszę się skupić więc bądź tak miła i się zamknij.
– Jakaś ciekawa sprawa detektywie? – pytam, a on posyła mi zaskoczone spojrzenie i odwraca się w moją stronę, składa dłonie w piramidkę, lustrując mnie spojrzeniem niebiesko-zielonych oczu.
– On Ci nie powiedział, że jestem detektywem.
– Nie. Nie powiedział mi nic o Tobie, za to twoje mieszkanie powiedziało mi dość sporo. Geniusz amator. Domorosły chemik. W pierwszej chwili myślałam, że pracujesz w policji, ale znam sporo policjantów i żaden z nich nie wygląda mi na tak bystrego – mówię, a on uśmiecha się do mnie, jakby był pod wrażeniem i znów obraca się na chwilę do komputera.
– Chodź tu. Możesz mi się przydać – mówi, próbując skrywać uśmiech pod płaszczem obojętności.
– Lubisz wydawać ludziom polecenia? – pytam, podchodząc i pochylając się nad biurkiem, by móc spojrzeć w ekran.
– Mam tu akta sprawy i moje notatki, zobaczymy czy znajdziesz rozwiązanie – tłumaczy i odsuwa się na krześle, ale łapię za podłokietnik i go zatrzymuję, by usiąść na jego kolanach, przerzucając dokumenty i zeznania świadków.
Bardziej niż sprawą jestem zainteresowana jego reakcją na tę nagłą utratę pozycji przez to, co zrobiłam, jakby nigdy wcześniej nie dopuścił do siebie kogoś bliżej niż na uścisk dłoni. Chłopak wpatruje się w ekran i moje dłonie i dopiero kiedy zaczynam wynotowywać na boku rzeczy, które mi się nie zgadzają, przenosi wzrok na moje plecy. Niemal czuję, jakby przesuwał po moim ciele dłońmi, a nie spojrzeniem, w końcu zatrzymuje się na mojej twarzy, a ja mam wrażenie, że się rumienię.
Dlaczego? Bo jest śliczny? Bo jest takim samym dzieciakiem jak ja w takiej samej szalonej pozycji?
– Wszystko wskazuję na męża, ale on nie mógłby tego zrobić, jest przecież leworęczny – mówię z uśmiechem. – To byłoby trudne, by oddać taki strzał z drugiej ręki... więc albo zastrzelił ją w bardzo niewygodny sposób, albo to ktoś inny.
– Prawie Ci się udało. To on, tylko nauczył się obsługiwać broń prawą ręką. Nie łatwe, ale jak ktoś jest zdesperowany, zrobi wszystko.
– Będziecie mnie tak obaj testować przez cały dzień, czy może coś zjemy? – pyta, obracając się i spoglądając mu prosto w oczy.
– Zamówię chińszczyznę – mówi, a ja uśmiecham się do niego, dalej siedząc mu na kolanach.
Jemy, pijąc wino, rozmawiamy o dedukcji i jego współpracy z rządem i policją. Mam wrażenie, że chłonę każde kolejne jego słowo jak gąbka, fascynuje mnie to, o czym mówi i jak mówi.
Może to wcale nie taki kiepski ostatni dzień życia?
Tylko nie mogę tego zrobić Nataszy. Mimo że wcale tego nie chcę, będę musiała spróbować go ograć, ale na razie, póki dopiero zapada zmrok, próbuję zapamiętać szczegóły jego twarzy. Wiem, że będę nosić ślady jego obecności w sobie przez resztę mojego życia.
– Szukam współlokatora – mówi nagle chłopak, wyrywając mnie z zamyślenia. – Jesteś nie głupia, nie mam ochoty Cię zamordować, na górze jest sypialnia, a Pani Hudson daje mi zniżkę na czynsz. Jutro po południu wraca od siostry, więc będziesz mogła zobaczyć, że jest wyjątkowo interesująca.
– Oj Tygrysku nie wiem, czy to się uda. Jutro mogę być martwa i nawet jak dasz mi te dokumenty, więc raczej nie pozwolą mi biegać z Tobą po Londynie.
– Wszystko to gra argumentów.
– On ma lepsze. Trzyma w rękach moje karty i nie mam szans na wygraną – mówię cicho, wstając, by otworzyć kolejną butelkę wina. Dama w opałach najstarsza i najbardziej ograna sztuczka, która działa doskonale.
– Nie ma moich kart, a ja nie pozwolę mu Cię zabić. Jesteś za sprytna na takie marnotrawstwo. Dla kogo pracowałaś? KGB?
– Wiesz, że nikt już nie używa nazwy KGB?
– Nowe nazwy te same taktyki.
– Wypiję za to – mruczę pod nosem i stukam w jego kubek, uśmiechając się i krążę lekko tanecznym krokiem po pokoju, a on śledzi moje ruchy, a w końcu też wstaje. – Obecnie pracowałam dla tego, kto płacił więcej.
– Więc niech Ci zapłacą – mówi, podchodząc do mnie i wyjmuję kubek z mojej dłoni. – Zakładam, że masz informację, które im zagrażają. Po tylu latach w branży musisz posiadać ich mnóstwo, pewnie na większość rządów, nie tylko nasz. Dlatego chcą Cię usunąć, ale z jakiegoś powodu, zanim to zrobią, wysyłają Cię do mnie. Po co? Po te durne papiery? Czemu po prostu nie uciekniesz?
– Nie kombinuj tak dużo, niektóre rzeczy są proste – mówię cicho i uśmiecham się gorzko. – Nie tylko moje życie jest na szali. Mam zrobić co mi każą albo to moja ostatnia noc na ziemi.
– Co dokładnie jest Twoją misją? – pyta, na co robię krok w przód, nasze ciała dzielą milimetry, sięgam lekko po jego dłoń, a jego długie palce muskają moje. Podnoszę głowę do góry, by na sekundę zatonąć w jego tęczówkach. – Och, no tak. Ja jestem Twoją misją.
– Nie. Za bardzo kombinujesz. Ileż musi się dziać w tej głowie? – szepczę, podnosząc dłonie do góry i wplątuję palce w jego włosy, nachyla się do mnie, czuję jego ciepły oddech na moich ustach. Ułamki sekund będące tak blisko nieskończoności. Zapach jego perfum wdziera się do mojego mózgu i wiem, że będzie on do mnie wracał niemal każdej kolejnej nocy. Podnoszę się lekko na palcach i nasze usta w końcu się spotykają. Obejmuje mnie w pasie, przyciągając do siebie i zanim zdążę rozchylić lekko wargi, słyszymy kroki na schodach. – Za wcześnie...
Jego wzrok pada na drzwi, a później na pudełko po butach wciśnięte w kuchni między te z mikroskopem i szkłem.
– To nie on – mówi, spoglądając na mnie.
– Więc kto?
– Morderca – odpowiada detektyw. – Wie, że współpracuję z policją i wie, że jestem jedyną osobą, która może go wsadzić za kratki.
– Więc mamy przewagę. Nie wie, że tu jestem a element zaskoczenia to zawsze plus. Kuchnia.
Słucha mnie, jakbyśmy byli stworzeni do walki po tej samej stronie barykady. Podchodzę do korytarza, gdy słyszę na nim kroki, a w końcu widzę dużego mężczyznę z ciemną karnacją.
– Gdzie on jest? – krzyczy intruz.
– Kto? Ja tu tylko wynajmuję mieszkanie! Nie znam moich współlokatorów! – odpowiadam rozpaczliwie, idzie prosto na mnie i cofam się w stronę kominka. Gdy staje naprzeciwko, moja dłoń już zaciska się na pogrzebaczu, a mężczyzna bierze zamach, by mnie uderzyć.
– Jak zaraz nie powiesz mi, gdzie on jest...!
– Za Tobą kretynie – mówi chłopak i staje, mierząc w niego bronią. Mężczyzna łapie mnie za gardło, mówiąc coś o tym, że jak nie opuści broni, to mnie zabiję, ale ja bardziej skupiam się na idealnym wymierzeniu łokciem w splot słoneczny i stopą w kolano. Puszcza mnie składając się w pół, a detektyw wymierza mu cios, mężczyzna jednak prostuje się i celuję w szczękę chłopaka, który uchyla się w ostatniej chwili i pięść trafia odrobinę słabiej w jego twarz.
– Dość tej zabawy panowie – warczę i uderzam mordercę pogrzebaczem w tył głowy, a on pada na dywan.
– Mogłaś to zrobić trochę wcześniej.
– Nie chciałam robić z Ciebie damy w opałach. To moja rola – odpowiadam, spoglądamy na siebie i zaczynamy się śmiać niemal jednocześnie. – Co z nim teraz zrobimy? Bo nie zabiłam go, jest tylko ogłuszony.
– Myślę, że wyrzucimy go przed dom i policja go sobie zabierze – odpowiada detektyw z uśmiechem. – Mam jednego znajomego aspiranta, który chętnie zgarnie zasługi za moją robotę. Zadzwonię do niego.
Daję mu znak ręką, żeby się nie krępował, wyjmuję z torby kajdanki i paczkę plastrów do zamykania ran, widząc krwawy ślad na jego rozbitym policzku. Wciąż trzyma broń w jednej dłoni, w drugiej telefon i krąży po pokoju. Mógłby być tancerzem, w jego ruchach jest niesamowita gracja i coś, co niesamowicie mnie pociąga. Gdy nasze spojrzenia się krzyżują, moje serce biję mocniej i uśmiechamy się do siebie lekko.
Więc tak to jest być zakochanym? Czy można zakochać się kimś w kilka godzin?
Ściągamy mężczyznę po schodach, a detektyw bez chwili zawahania się przypina go kajdankami do płotu przed domem. Z perspektywy przechodnia nasz morderca wygląda jak zwykła ofiara dobrej zabawy, która przysnęła w drodze do domu. Widzę z mojego miejsca na schodach na piętro, jak chłopak chowa klucz pod wycieraczką i wracamy na górę.
– Powiedziałem Gregowi, że złoże zeznania jutro, lepiej, żeby nie wchodził do domu i nie znalazł w nim rosyjskiego szpiega.
– Dziękuję, chodź, opatrzę Ci policzek – mówię, wchodząc za nim do mieszkania.
– Nie, nie trzeba – odpowiada detektyw i znika w sypialni, gdzie siada na łóżku, przyciskając do policzka gazę. Podchodzę pewnie i popycham go mocniej na poduszki, siadam okrakiem na jego brzuchu i zabieram mu opatrunek. – Powiedziałem, że nie trzeba.
– A czy ja pytałam Cię o zgodę? – pytam, spoglądamy sobie znów prosto w oczy, wracając myślami do tej sekundy, zanim na schodach rozległy się kroki. – Powinieneś na siebie uważać, te kości policzkowe są niesamowite, powinny być waszym dobrem narodowym.
Przewraca oczami w komentarzu na moją uwagę, gdy naklejam cienkie białe paseczki na ranę, a gdy kończę, nachylam się lekko i całuję jego policzek.
– Nie musisz tego robić – oświadcza chłodnym głosem.
– Czego?
– Próbować mnie uwieść – odpowiada z pozorną obojętnością, a ja się uśmiecham. – To nic nie da.
– Gdybym próbowała Cię uwieść, nie pocałowałabym Cię w policzek i doskonale wiem, że to nic nie da.
– Więc czemu to robisz? – pyta, podnosząc się, siada, obejmując mnie ramionami i więzi mnie na sobie w uścisku.
– Bo jeśli jutro mam umrzeć to chciałabym przynajmniej raz w życiu się zakochać, mieć jedno dobre, czyste wspomnienie. A Ty tak bardzo mi to ułatwiasz.
– Niby jak?
– Jesteś jak ja.
– Ja nie zabijam ludzi.
– Jeszcze – mówię smutno, okręcając sobie jeden z jego loków wokół palca.
– Nie pozwolę mu Cię zabić.
– Niby jak go powstrzymasz? Dedukcją? – pytam, ale nigdy nie dostaję odpowiedzi na pytanie, gdyż znika ona gdzieś między naszymi ustami, które dzielą milimetry.
Rozchylam delikatnie wargi, gdy mnie całuję, a on robi to coraz odważniej, moje dłonie też coraz śmielej rozpinają guziki jego koszuli, a jego ręce zaciskają się na moich biodrach. Jest między nami bardzo dużo niepewności, ważymy każdy ruch i każdy dotyk jakby miało od niego należeć nasze życie, jakbyśmy oboje robili to pierwszy raz.
Choć ja na pewno robię to pierwszy raz, pierwszy raz jest to moja decyzja, moje pragnienie, nie środki mające dać określony cel, określone informację. Pierwszy raz każde moje ciche westchnienie jest szczere, a jego usta na mojej szyi rozbierają mnie skuteczniej niż dłonie. Rozbiera mnie nie tylko z ubrań, ale ze wszystkich obronnych warstw i pozorów aż w końcu leżę pod nim całkowicie naga tak jak jeszcze nigdy do tej pory.
Zawisa nade mną i z całą pewnością jest jednym z najpiękniejszych widoków, jakie widziałam w życiu. Owijam nogi wokół jego bioder i przyciągam do siebie bliżej, całuję jego szyję, a on wodzi dłońmi po mojej skórze. Gdy we mnie wchodzi głośno łapie powietrze, czuję się, jakbym się rozpadała przy każdym jego ruchu, jakbym była zrobiona ze szkła, jakbym po tej nocy miała już nigdy nie być sobą. Dochodzę pierwsza, cicho drżąc w jego ramionach i odważam się otworzyć oczy i spojrzeć w jego kolorowe tęczówki wyrażające tylko uwielbienie. A gdy nagle jest już po wszystkim, kładzie się obok i przyciąga mnie do siebie, jakby bał się, że nie jestem prawdziwa.
– Jak masz naprawdę na imię? – pyta cicho.
– Anastazja. A Ty?
– Wciąż kłamiesz, czemu wciąż kłamiesz?
– Umiesz wydedukować morderstwo, a nie umiesz wydedukować nic ze mnie? – pytam rozbawiona, na co detektyw przewraca się na bok, by leżeć naprzeciwko mnie i uśmiecha się w ten wszystkowiedzący sposób, który jeszcze bardziej zamienia go w zbyt pewnego swojego geniuszu dzieciaka.
– Masz tyle różnych osobowości, że jedyne co wiem to, że wszystkie są fałszywe. Nie będę zgadywać, chcę, żebyś sama mi powiedziała, co jest prawdziwe.
– Ty, ja i to łóżko. To za mało?
– Tak. Pierwszy raz mam wrażenie, że mógłbym pracować z kimś, kto nie doprowadza mnie do szału samym swoim istnieniem. Jesteś bystra, prawdopodobnie najbystrzejsza w tym mieście i masz niezaprzeczalny talent do łapania morderców.
– Raczej do bicia ludzi pogrzebaczem – mówię, uśmiechamy się do siebie, a ja przewracam się na plecy i spoglądam w sufit. – To mogłoby być niezłe, mogłoby być bardzo dobre... Partners in Crime. Szkoda, że niewykonalne. Nie należę do tych dobrych w tej bajce.
– Ja też nie należę, ale stoję po ich stronie.
– Ja zostałam postawioną po ich stronie siłą... zawleczona w kajdankach na swoją pozycję.
– Partners in Crime... – powtarza z lekkim uśmiechem. – Podoba mi się to określenie.
Łapie moje biodro, by obrócić mnie z powrotem do siebie, do swoich miękkich ust, gorących dłoni do moich westchnień i jego pocałunków.
W tym całym szaleństwie jest w nim coś niezwykle niewinnego coś, co mogłabym zepsuć bardzo łatwo, jedną złą decyzją, a nie chcę tego robić. Chciałbym, żeby pozostał taki jakim widzę go teraz obok siebie w jasnej pościeli, w ciasnym pokoju. Moglibyśmy być dobrym duetem, moglibyśmy być dobrymi partnerami, ale to się nie stanie. Chciałabym zostać z nim, z tą słodkością i niewinnością, ale wiem, że to będzie kosztować mnie życie. Stoję przed wyborem, który kogoś prędzej czy później zabiję.
– Moglibyśmy uciec – szepczę wtulona w jego ramiona. – Moglibyśmy zaryzykować wszystko i spróbować uciec gdzieś daleko. Z Twoim rozumem i moimi umiejętnościami moglibyśmy mieć naprawdę niezłe życie.
– Jako para zbiegów?
– To taki zły plan? – pytam, unosząc głowę, a on się śmieje.
– Pewnie przypłacę to kiedyś życiem, ale zdecydowanie wolę pozostać po stronie aniołów – odpowiada, a ja uśmiecham się lekko, wiedząc, że nie znajdę argumentów, nie znajdę sposobu, by zatrzymać w swoim życiu ich oboje.
Przecież to takie irracjonalne, chcieć zatrzymać kogoś, kogo poznało się kilkanaście godzin temu. Kilkanaście godzin a masz wrażenie, że znasz go całe życie, że on zna każdą Twoją myśl, zanim ona, choć zrodzi się u Ciebie w głowie.
– Pójdę po wino – mówię i całuję go raz jeszcze, wstając z łóżka.
Idę do kuchni, gdzie ostrożnie otwieram karton, na który niefortunnie spojrzał. Musi się jeszcze wiele nauczyć, by nie zdradzać się tak łatwo, a pod stertą papierów znajduję teczkę i wzdycham ciężko.
Nie mogę zatrzymać obojga.
Idę do mojej torby, a później wracam do sypialni i podaję mu wino.
♛♚
Siedzę w fotelu i czytam bardzo stare i bardzo eleganckie wydanie Romea i Julii znalezione gdzieś na półce. Jest cicho, wręcz za cicho, gdy do pokoju wchodzi Człowiek z lodu, opiera się lekko na długiej czarnej parasolce i mierzy mnie wzrokiem. Ułożyłam włosy, zrobiłam makijaż i ubrałam się w obcisłe spodnie i białą koszulę znalezioną w szafie detektywa.
– Teczka – mówię, wskazując brodą na stolik. – Pozwoliłam się z nimi zapoznać, macie niezły bajzel. Wielka siatka szpiegowska, która jest nie do wykrycia... naprawdę myślałeś, że ten dzieciak to zrobi? Bo zakładam, że nie zabrał teczki przypadkiem. Sam mu ją dałeś. Nie poradził sobie z zadaniem w określonym czasie?
– Ty jak widzę, poradziłaś sobie wybitnie – mówi z tym okropnym ciepłym uśmiechem i uchyla drzwi sypialni. – Nawet lepiej niż się spodziewałem.
– Spójrz na to, jak na początek udanej współpracy.
– Nie mógłbym inaczej, ubieraj się – oświadcza mężczyzna w garniturze. – Twoja siostra chciałaby się z Tobą zobaczyć.
– Nie. Nie, dopóki nie powiesz mi, kim on jest i co się stanie?
– To nie jest Twoje zmartwienie, możesz być pewna jednego moja droga, postaram się, żebyś więcej go nie spotkała.
– Zabijesz go? – pytam po raz kolejny i kolejny raz w odpowiedzi na to pytanie dostaję jego uśmiech.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro