Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5: Przed spotkaniem


Sofii

Sofia stała przed lustrem w swojej małej łazience, próbując zapanować nad falą myśli, które zalewały jej głowę. Jej ulubiona sukienka – granatowa, elegancka, ale niezbyt formalna – wisiała na wieszaku, czekając, aż w końcu się zdecyduje.

„Dlaczego się tak stresuję?” pomyślała, zakładając kolczyki. „To tylko kolacja. Jedna kolacja. Jeśli okaże się dziwakiem, zawsze mogę wymyślić wymówkę.”

Ale głęboko w środku wiedziała, że ten wieczór znaczy dla niej więcej, niż chciałaby przyznać. Leonard był inny. W rozmowach z nim czuła się zauważona, intrygowana, a jednocześnie bezpieczna. A jednak…

— Czy to nie jest zbyt piękne, by mogło być prawdziwe? — powiedziała do siebie na głos, patrząc na swoje odbicie.

Wróciła myślami do swoich poprzednich związków, szczególnie do ostatniego. Facet, który sprawił, że zwątpiła w siebie, który krok po kroku niszczył jej poczucie własnej wartości. To dlatego tak długo trzymała mężczyzn na dystans. Leonard wydawał się inny, ale czy mogła mu zaufać?

W końcu zdecydowała się na delikatny makijaż i ulubione perfumy – kwiatowe, ale subtelne. Gdy zerknęła na zegarek, poczuła nagły dreszcz. Była prawie gotowa.

---
Leonarda

W biurze Leonarda panował półmrok. Po całym dniu spotkań, transakcji i rozmów z ludźmi, którzy interesowali się bardziej jego pieniędzmi niż nim, siedział w swoim fotelu, patrząc na ekran telefonu.

Ona zgodziła się na kolację. Sofia. Jej imię powtarzało się w jego głowie, jakby było czymś więcej niż zwykłym słowem.

Leonard podszedł do okna, skąd rozciągał się widok na miasto. Czy to wszystko było rozsądne? Zazwyczaj trzymał ludzi na dystans. Jego świat był zbyt skomplikowany, pełen tajemnic, które nie znosiły światła dziennego.

Ale Sofia była inna. Od początku intrygowała go swoją błyskotliwością i ciepłem. Była jak ktoś, kto mógł rozjaśnić mrok, w którym żył.

Otworzył szafę i wyjął swój ulubiony granatowy garnitur. Chciał wyglądać nienagannie, ale nie przytłaczać. „Nie mogę jej odstraszyć,” pomyślał.

Kiedy wiązał krawat, jego telefon zawibrował. Wiadomość od jednego z jego „partnerów biznesowych”.

„Musimy porozmawiać. Wieczorem.”

Leonard zmarszczył brwi i rzucił telefon na łóżko. Ten wieczór miał być wolny od obowiązków. Od tego świata. Miał należeć do Sofii.

---

Sofia: Ostatnie chwile przed wyjściem

Sofia spojrzała na zegarek. Było piętnaście minut do umówionego czasu. Wzięła głęboki oddech i przejrzała się w lustrze.

— Dasz radę — powiedziała cicho.

Zgarnęła torebkę i telefon, z którego wyświetlały się ostatnie wiadomości od Mai:
„Daj znać, jak poszło! I pamiętaj, zawsze możesz zadzwonić, jeśli coś pójdzie nie tak!”

Z uśmiechem na ustach odpowiedziała:
„Trzymaj kciuki. Idę na wojnę.

------
Leonard: W drodze

Leonard wsiadł do swojego samochodu. Droga do restauracji zajmowała kilkanaście minut, ale w jego głowie kłębiły się myśli. Czy powinien być bardziej szczery? Czy powinien powiedzieć jej, czym się zajmuje?

Wiedział jedno – nie chciał jej do siebie zrazić. Była jak powiew świeżego powietrza w jego życiu, które coraz bardziej przypominało zamkniętą klatkę.

Podjechał pod restaurację kilka minut przed czasem. Czekając na Sofię, czuł coś, czego dawno nie czuł – lekkie napięcie. Jakby to spotkanie mogło coś zmienić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro