Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Paranormal Club i Błędnik


- Mam tego dość! Krążymy w kółko – Nika ze łzami w oczach przysiadła na kamieniu obok zniszczonej kapliczki.

- Mówiłam, że wysyłanie nas dwóch w las to nie jest dobry pomysł – westchnęłam równie poirytowana. – Od początku było wiadomo, że się zgubimy.

Położyłam na ziemi koszyk pełen pachnących ziół i rozmasowałam pulsujące skronie.

- Mili, sprawdź, może teraz masz zasięg – poprosiła dziewczyna z nadzieją w oczach.

Sceptycznie wyciągnęłam telefon i stłumiłam jęknięcie, widząc migające „brak sieci".

- Nic z tego, musimy sobie radzić same – zakomunikowałam zrezygnowana.

Załamane, w zupełnej ciszy ruszyłyśmy dalej. Spacerowałyśmy tak od wczesnego ranka. Właściwie to świtu, gdyż podobno wtedy najlepiej zbierać te przeklęte chwaściory. Nigdy z Niką nie radziłyśmy sobie najlepiej podczas wycieczek, jednak zadanie wydawało się proste: „Tu macie zielnik. Wyzbierajcie, co znajdziecie, a jak będziecie szły ścieżką cały czas prosto, to na pewno się nie zgubicie". Aha... Łatwo powiedzieć... Nade mną i Niką ciążyło coś na kształt klątwy zgubienia. Nie potrafiłyśmy nawet w rodzinnym mieście znaleźć najkrótszej drogi, zwykle krążąc w kółko i docierając do celu bardzo spóźnione. Najdłuższą z możliwych dróg, oczywiście. Cóż, orientacja w terenie nie była naszą najmocniejszą umiejętnością. Dlaczego, więc w ogóle się na to zgodziłam? No tak, babci się nie odmawia... Zwłaszcza, gdy przygarnia cię z grupą klubowych przyjaciół na wakacje we wsi.

Sprawę pogarszał też fakt, że wczoraj była potworna burza, wszędzie walały się połamane gałęzie, zerwane listowie, a nawet powalone drzewa, które zagradzały drogę, przez co musiałyśmy zboczyć ze szlaku. Słońce nie zdążyło jeszcze osuszyć ziemi, także nie dość, że byłyśmy głodne i zmęczone, to jeszcze całe w błocie i mchu. „Czysta" symbioza z Matką Naturą. Nie ma co, wakacje marzeń.

- Jestem pewna, że mijałyśmy to drzewo – zauważyła moja przyjaciółka.

- Na pewno nie! One wszystkie wyglądają tak samo – pocieszałam, choć sama nie wierzyłam we własne słowa. – Jeszcze kawałek w tę stronę i wyjdziemy z tego przeklętego lasu.

Jednak moje płonne nadzieje po chwili zostały brutalnie zdeptane.

- To chyba jakieś jaja – wyrwało mi się.

- Co jest...? – Nika też nie dowierzała.

Przed nami stała ta sama roztrzaskana na kawałki kapliczka i kamień, na którym zasiadała wcześniej dziewczyna.

- Przecież szłyśmy w drugą stronę. – Odwróciła się zdezorientowana.

Zarówno przed, jak i za nami prezentował się ten sam krajobraz.

- Chyba faktycznie chodzimy w kółko – zacisnęłam zęby, czując przypływ paniki, a w pamięci pojawiły się fabuły wszystkich ostatnio oglądanych horrorów.

Rozglądałyśmy się dookoła, usiłując jakoś zrozumieć sytuację, w której się znalazłyśmy, kiedy nagle usłyszałyśmy donośny chichot. Obie krzyknęłyśmy z wrażenia.

- Kto tu jest?! – wołałam, wypatrując źródła dźwięku.

Jednak śmiech dochodził jakby zewsząd. Niósł go wiatr, odbijał się od drzew, sprawiał, że czułyśmy się otoczone. Zrobiło mi się ciepło, a nogi się pode mną ugięły. Spojrzałam na Nikę, miała ten sam, przerażony wyraz twarzy i szeroko otwarte oczy.

- Jak ja nienawidzę wsi! A już zwłaszcza ciemnych lasów! - Zakryła uszy, mamrocząc do siebie.

Nagle podskoczyłam, czując wibracje w kieszeni. O mało nie zemdlałam, a serce łomotało mi, jak szalone. Na szczęście uświadomiłam sobie, że to tylko telefon. Dzwoniła Emilia, nasza mentorka i głowa Klubu Zjawisk Paranormalnych.

- Emi, ratuj! – pisnęłam do słuchawki.

Po drugiej stronie strasznie trzeszczało, ledwo ją słyszałam.

- Co... ejee?

Wbiegłam na kamień, unosząc jak najwyżej rękę, by złapać jakiś zasięg.

- Nie możemy znaleźć drogi, krążymy w kółko. Prześladuje nas jakiś śmiech – tłumaczyłam pospiesznie.

- Kapliczka ees ..ała? – zadała tłumione pytanie.

- Kapliczka? Roztrzaskała się podczas burzy – nie rozumiałam, dlaczego o to pyta, ale postanowiłam jej zaufać.

- To... Bełt... Błędnik. Demon... - Wyłapywałam pojedyncze słowa, które przyprawiały mnie o ciarki.

- Demon? – pisnęłam, czując zimy pot na karku. – Mamy przerąbane.

Nika też jęknęła żałośnie, chowając głowę w dłonie.

- Dlaczego to się zawsze przydarza nam? Duchy, wilkołaki, autobusy widmo... - płakała.

- Spokkk...e – dotarł mnie głos ze słuchawki, zagłuszany wrednym chichotem i trzeszczeniem. – Znudzi mu... ę. Jest ... groźny.

Wtedy połączenie zerwało się. Panicznie wybierałam numer raz po raz, jednak bez większego skutku. W końcu usiadłam na ziemi, zakrywając uszy, a palące łzy pociekły mi po policzkach.

- Przestań wreszcie! – krzyknęłam w powietrze.

Wtedy śmiech przybrał na sile.

Rankiem i nocą. Ścieżką i rosą. Droga do domu daleka, bo Błędnik na ciebie czeka.

Chichot przerodził się w śpiew. Brzmiało to niczym dziecięca rymowanka nucona przez sześciolatka. Tylko bardziej creepy.

Dopiero po dłuższej chwili udało nam się nieco uspokoić, choć wciąż siedziałyśmy, jak na szpilkach.

- Musimy się stąd wydostać – zadecydowałam, wstając. - Wejdę na drzewo. Może, gdy zobaczę dom z wysoka, to uda mi się wybrać właściwą drogę.

Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Poobdzierałam przy tym kolana, wbiłam sobie drzazgę w palec i pozaciągałam moją ulubioną bluzkę, ale udało mi się dostrzec babciny dom w oddali. Zapamiętałam kierunek i zaczęłam schodzić w dół. Jednak pospieszyłam się zbytnio, mój nieprzystosowany do leśnych wycieczek trampek poślizgnął się na wilgotnej gałęzi i runęłam w dół. Nawet nie zdążyłam krzyknąć. Poczułam potworny ból w potylicy i po chwili zrobiło mi się dziwnie błogo.

***

Byłam nieco zdezorientowana. Potrząsnęłam głową i zobaczyłam zapłakaną Nikę. Jednak to stwór nad nią przykuł całą moją uwagę. Wyglądał jak chochlik, a przynajmniej tak, jak chochliki sobie wyobrażałam. Zielono-błotnisty odcień skóry, ale nie, jak kosmita z serii Z Archiwum X, a bardziej, jak goblin z tandetnego RPG. Do tego spiczaste uszy, z których zwisały szyszki niczym parodia drogich, diamentowych kolczyków. Miał może niecałe pół metra wysokości, rozbiegane, żółte, świecące niebezpiecznie oczka i wredny pyszczek pełen ostrych, białych zębów. Dłonie zakończone długimi, zakrzywionymi pazurami wbijał dosłownie w głowę mojej przyjaciółki, śpiewając pod nosem tą irytującą rymowankę.

Zupełnie zapomniałam o strachu. Złapałam pierwszą-lepszą gałąź i zaczęłam go okładać, krzycząc przy tym na całe gardło:
- Odejdź! Zostaw ją, szkarado! A masz! A masz!

Wydawał się zaskoczony. Zareagował dopiero gdy gałąź trafiła go w wielkiego, sterczącego nochala. Z głośnym piskiem odskoczył i zaczął uciekać niczym spłoszony kot.

- I dobrze ci tak! Nie zadzieraj więcej z Mileną i Klubem Zjawisk Paranormalnych! - krzyknęłam zwycięsko.

Sama zaczęłam się śmiać, jak szalona, a ulga rozładowała cały nagromadzony do tej pory strach. Do czasu, aż wróciłam wzrokiem do Niki. Wciąż płakała, a powodem tego było moje bezwładne ciało, leżące na ziemi u jej stóp. Zrobiło mi się słabo... O ile coś takiego jest w ogóle możliwe w tym stanie. Po chwili cały świat zawirował, kolory zlały się w barwną mozaikę, którą następnie zastąpiła ciemność....

***

- Milena?! Milena? Żyjesz?

Powoli otworzyłam oczy. Zobaczyłam nad sobą Nikę, Emilię i moją babcię.

- Auu – wyrwało mi się jękliwie.

- Boli, znaczy, że żyje – babcia zapodała jedną ze swoich życiowych mądrości.

- Załatwiłam drania – pochwaliłam się siadając. Mimowolnie na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech.

- Jak to? – Spoglądali na mnie zdziwieni. Opowiedziałam wszystko co mi się przydarzyło, choć po chwili stwierdziłam, że równie dobrze mógł być to tylko sen, albo inny majak spowodowany szokiem.

- Nie sądzę – skwitowała Emilia. – Szukałyśmy was od trzech godzin. Przechodziłyśmy tędy z pięć razy i nie widziałyśmy nikogo.

- Sen, nie sen, trzeba poprosić księdza, żeby odbudował kapliczkę i będzie spokój – postanowiła babcia, zbierając mnie z ziemi. – Wracamy, zrobię wam pyszny napar na rozgrzanie.

Dziewczyny pomogły mi wstać na nogi i ruszyłyśmy powolnym krokiem w stronę babcinego domku. Tym razem prosto do celu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro