Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❃.✮:▹ 2 ◃:✮.❃

Wesoła i pełna optymistycznych myśli blondynka przemierzała chodnik radosnym chodem. Z jej słuchawek wepchniętych w uszy można było wyraźnie usłyszeć dźwięki jednej z tych słodkich do porzygu pioseneczek przez co wiele przechodniów posyłało jej krzywe spojrzenia. Ona jednak nie zwracała na uwagi, miała inne zmartwienia na głowie. Pomimo swojego dobrego humoru była pełna obaw dotyczących dzisiejszego spotkania u psychologa. Miała w końcu poznać Park Rose, dziewczynę którą zobowiązała się chronić przed wszelkim złem. Po za tym martwiła się że nie złapie tam nikim dobrego kontaktu, bo przecież jakby nie patrzeć każda z tych dziewczyn zapisała się na terapię z powodu swoich ciężkich problemów ze zdrowiem psychicznym i zapewne nie będą zbyt chętne żeby się do niej chociaż odezwać. Tymczasem Lisie naprawdę zależało na tym, żeby im pomóc. Bo może i była tylko gówniarą z głupimi marzeniami o tym żeby pomagać ludziom walczyć z ich demonami kiedy oni sami już dawno się poddali zatracając się tym samym we własnym cierpieniu, ale była też gówniarą niezwykle upartą i zdeterminowaną by osiągnąć zamierzony cel i miała zamiar pokazać wszystkim że naprawdę jest w stanie pomóc Park Roseanie i wszystkim innym którzy tylko tej pomocy będą potrzebować.

Po paru minutach spaceru stanęła przed budynkiem, w którym po chwili błądzenia między korytarzami odnalazła drzwi oznaczone dwoma lśniącymi cyferkami które utwierdziły ją w przekonaniu że jakoś dała radę się przedrzeć przez te wszystkie zakręty i odnalazła właściwe pomieszczenie.

Zapukała dwa razy, jak na dobrze wychowaną osobę przystało i po usłyszeniu stłumionego przez masywne drzwi „proszę", niepewnie nacisnęła klamkę i weszła do środka. Do jej nozdrzy dotarł słodki zapach wanilii pomieszany z czymś jeszcze czego blondynka nie potrafiła zidentyfikować. Rozejrzała się po przytulnie urządzonej sali. Po jej środku ustawionych było pięć krzeseł. Jedno z nich zajmowała pulchna kobieta w podeszłym wieku. Miała długie czarne włosy upięte w śmiesznego koczka, a na jej szyi widniała kolorowa plakietka o treści „kwalifikowany psycholog do pracy z trudną młodzieżą, Jung Haeyoon".

Dziewczyna przewróciła oczami na słowa o trudnej młodzieży i przyjrzała się brunetce która siedziała na drugim z dwóch Zajętych krzeseł. Byłą to niepodważalnie jedna z najśliczniejszych dziewczyn jakie przyszło widzieć w życiu młodej Manoban. Miała bardzo delikatne rysy twarzy i przepiękne, sarnie oczy. Na samą myśl, że tak cudowna istotka ma ze sobą poważne problemy Lisę przebiegł zimny dresz jednak postanowiła usiąść obok nieznajomej.

- cześć, jestem Lalisa Manoban, ale możesz do mnie mówić Lisa – uśmiechnęła się do dziewczyny oczekując jakiejś reakcji z jej strony. Po chwili brunetka w końcu łaskawie obróciła się w jej stronę.

- Kim Jennie – spróbowała się uśmiechnąć ale wyszedł z tego bardziej grymas.

- Miło mi cię poznać – powiedziała z najszczerszą radością. – Mam nadzieję że się zaprzyjaźnimy i będziemy tu miło spędzać czas.

- Tak, mi ciebie też... - mruknęła ostrożnie i westchnęła. – Mogłabyś usiąść gdzie indziej?

Zbita z tropu Lisa spojrzała na nią spod długich rzęs. Przecież przed chwilą brunetka nie wyglądała jakby miała problem z tym że usiadła obok niej.

- Dlaczego?

- Nic do ciebie nie mam – zapewniła od razu i przeczesała ręką swoje brązowe kosmyki – po prostu nie chcę żeby ktokolwiek obok mnie siedział.

- Przecież i tak dwie osoby będą obok ciebie więc co to za różnica czy jedną z nich będę ja czy nie ja?

Jennie jedynie westchnęła i sama zmieniła swoje miejsce. Blondynka z jakiegoś powodu poczuła się tym dotknięta. Rozumiała i szanowała to że brunetka może nie mieć humoru ani ochoty na przebywanie w towarzystwie, ale przecież nic takiego jej nie zrobiła. Uśmiechała się a nawet próbowała nawiązać z nią rozmowę, choć równie dobrze mogła siedzieć cicho i nawet się nie odzywać.

Zerknęła na panią Jung, która jednak była zbyt zajęta sprawdzaniem czegoś na telefonie by chociaż zauważyć zaistniałą sytuację. Cóż... Grunt to wywiązywać się ze swoich obowiązków (czujecie ten sarkazm?).

Drzwi otworzyły się a w nich stanęła niska, przeraźliwie chuda dziewczyna o włosach czarnych niczym noc ale strasznie zniszczonych. Była chyba jeszcze piękniejsza od Jennie i kurde, Lisa przysięgła w duchu że dla nich może zostać nawet lesbijką bo równie pięknych i gorących dziewczyn jeszcze nigdy nie widziała.

- Dzień dobry – odezwała się a Tajkę przeszedł dreszcz na jej pełny, głęboki głos. Spodziewała się raczej delikatnego, uroczego głosu ale ta opcja też jej odpowiadała.

- Dzień dobry. Kim Jisoo, tak? – zapytała psycholog i przyjaźnie się do niej uśmiechnęła. Jisoo pokiwała głową i zajęła wolne miejsce między kobietą a blondynką. Ta na ten gest samoistnie się uśmiechnęła i już chciała się odezwać ale przypomniała sobie sytuację sprzed paru minut i zlękła się. Co jeżeli i ona źle ją potraktuje? Może nie ma ochoty na bezsensowne rozmowy?

Walić to, nie będę tu przez cały czas sama tylko dlatego że jakaś tam Jennie ma ze mną problem "

Pomyślała i jeszcze raz odwróciła się w stronę ciemnookiej.

- H-hej... Jestem Lisa.

- Hej – uśmiechnęła się i chwyciła jej wyciągniętą dłoń. Lisa mogła poczuć jak krucha i koścista jest jej dłoń, a to napawało ją przerażeniem. – Jisoo. Nie chcę być dociekliwa ale czy mogę wiedzieć z jakiego powodu tutaj jesteś? Nie widać po tobie jaki konkretnie masz problem a jestem tego bardzo ciekawa wiesz, ja na przykład, jak pewnie już zdążyłaś zauważyć, choruję na anoreksję.

- Wiesz... Myślę że nie ma konkretnego powodu dla którego tutaj jestem. Moi rodzice uważają, że mam skłonności do depresji, ale mija się to prawdą – skłamała.

- Faktycznie nie wyglądasz na osobę z problemami – stwierdziła a Lisa posłała jej nerwowy uśmiech i naciągnęła rękawy swojej bluzy. Czuła się źle z tym, że zaczyna budować swoją znajomość z Jisoo od kłamstwa, ale nie uśmiechało jej się przyznać chociażby przed samą sobą, że coś jest jednak z nią nie tak.

Po paru minutach niezręcznej ciszy przerywanej jedynie co jakiś czas przez ziewnięcie którejś z dziewczyn lub odgłos przewracanych kartek pani Jung, do sali przybyła ostatnia z uczestniczek terapii. Lisa uważnie przeskanowała ją wzrokiem, wiedząc że to musi być Park Roseana.

Więc to tą piękność będę chroniła całą sobą

Uśmiech sam wpłynął na twarz ciemnookiej kiedy ognistowłosa Koreanka usiadła na ostatnim wolnym miejscu – po jej lewej stronie.




Pisałam ten rozdział prawie dwa miesiące ale i tak nie jestem z niego zadowolona, więc pewnie pójdzie do poprawki. Co o nim sądzicie? 

A, i jeżeli komuś przeszkadza brak akcji, za to wiele opisów, przemyśleń i uczuć, to radzę odpuścić sobie tą książkę bo z każdym jej rozdziałem będzie tego coraz więcej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro