Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Kilka sekund zajęło Baekhyunowi przypomnienie sobie, dlaczego leżał w łóżku, które nie należało do niego, i dlaczego wokół jego ciała jest para rąk, obejmujących go. Tak, to był jego czwarty dzień pobytu u Chanyeola. To wszystko wydawało się być snem. Chanyeol go całuję, Golden Light go wyrzuca, gniewni fani go odnajdują, sprzeczka z rodziną... Wszystko potoczyło się tak szybko.

Złapał swój telefon i sprawdział powiadomienia. Wiadomość, które Jongdae wysłał mu trzy dni temu, zostało po prostu odczytane. Czy go unikał? Odpowiedział na wiadomość Sehuna. Przejrzał również swojego Instagrama, którego Chanyeol użył dworukrotnie, by bezpośrednio skierować informacje do swoich fanów. Był zaskoczony nagłą falą pozytywnych komentarzy. Jego liczba zwolenników nagle wzrosła. Teraz było ich pięćset tysięcy.

Baekhyun ziewnął i powoli wyplątał się z ramion Chanyeola. Przez chwilę patrzył na starszego...

Jak długo miał mieszkać z Chanyeolem?

Poznał go mniej niż pół roku temu i już żyli razem? Nie miał dokąd iść, nie miał pracy, ani studiów. Był jak opuszczony szczeniak, potrzebujący czyjegoś wsparcia, aby przeżyć.

Baekhyun wiedział, że Chanyeol nie ma nic przeciwko. Był bogaty, przynajmniej na razie, w jego domu było dużo miejsca, ale wciąż...

Zanotował sobie, żeby później umyć łazienkę, co było absolutnym bałaganem. Jak dokładnie Chanyeol mył zęby, żeby tak spryskać lustro? Kuchnia nie wyglądała lepiej. Być może powinien spędzić jeden dzień na sprzątaniu, zamiast kłamać, patrząc na wiadomości o gwiazdach w swoim telefonie. Jak miał mieszkać tam przez nieokreślony czas, to powinien traktować go jak swój dom, prawda?

Baekhyun robił sobie śniadanie, ponieważ Chanyeol obudził się w porze lunchu, a nawet później.

W pewnym momencie zadzwonił jego telefon, ale zignorował go. Rodzice dzwonili co najmniej raz dziennie. Twarz obrzydzenia, jakie zrobiła mu matka, kiedy przyznał, że lubi mężczyzn, zranił go jak sztylet wbity w serce. Nie chciał z nimi rozmawiać. Jaehyun byłby podły jak zawsze, jego ojciec milczały i bóg wie co jeszcze. Co powiedziała by jego matka, gdyby nie zamknął się w swoim pokoju, żeby spakować trochę rzeczy.

To bolało bardziej, ponieważ matka zawsze go wspierała. Była oddaną chrześcijaninką i nie popierała homoseksualistów. Baekhyun nigdy nie oczekiwał, że spojrzy na niego tak, jak zapomniała, że jest jej 'synem', dzieckiem, które nosiła i dzieckiem, które wychowała z miłością.

Chanyeol zszedł po schodach o pierwszej po południu. Zmarszczył brwi, kiedy zobaczył, jak Baekhyun szoruje tłuszcz z kuchni. - Co robisz? - Zapytał ochrypniętym głosem.

- Dzień dobry. - Powiedział Baekhyun. - Sprzątam, to było już obrzydliwe tutaj gotować.

- Przepraszam, nie znalazłem środka czyszczącego, zrobię to później. Nie musisz tego robić. - Chanyeol złapał telefon w kuchni i zerknął na różne menu z restauracji, które miał zorganizowane na stole. - Co chcesz na lunch?

- Czystsze? Czy to nie jest konieczne?

- Nie sprzątałem, więc powiem, że nie. A teraz powiedz co chcesz zjeść.

- Uhm, cokolwiek chcesz, jest w porządku.

- Smażony kurczak?

- Może nie, nie chcesz czegoś innego?

- Chanyeol przewrócił oczami. - A co z grillowanym?

- Jasne. - Baekhyun czekał aż Chanyeol złoży zamówienie. - Jest naprawdę brudna, prawda? - Dodał z rozbawieniem.

Chanyeol usiadł na wysokim stołku przy kontuarze i odrzucił brudną gąbkę z obrzydzeniem. - Hej! Nigdy nie musiałem wykonywać żadnych prac domowych.

- Nie przeszkadza ci to, jak obcy dotykają twoich rzeczy?

- Ludzie ciągle mnie dotykają. Myślisz, że sam nakładam ubrania podczas koncertów, czy też pocieram olejkiem moje ciało, kiedy chodzę bez koszuli? Dlaczego miałoby mi to przeszkadzać, jeśli by sprzątali?

Baekhyun roześmiał się. - Masz rację. Jest tak wiele rzeczy, o których wciąż nie wiemy... - Przegryzł wargę. - Naprawdę jest w porządku, mając mnie tutaj?

- Oczywiście.

- Umawiamy się od kilku miesięcy... Czy to nie za szybko?

- To nie tak, że jesteśmy lekkomyślni, to sytuacja, w której się znajdujemy. Chanyeol wzruszył ramionami. - Masz wątpliwości?

- Tak.

- Czemu? Jestem irytujący? Możesz odejść, wiesz, to ty mnie wezwałeś.

- Ah... Nie stawiaj się taki defensywy... - Baekhyun odwrócił się z powodu niezręczności.

- Przepraszam. - Chanyeol westchnął. - Czasami też mam wątpliwości, ale jesteś dla mnie tego wart, Baek. Może być innaczej, ponieważ dorastałeś mijając przyjaciół i kochających rodziców, ale ja tak nie miałem. Posiadanie kogoś, z kim mogę być sobą, kogoś, kto mnie lubi i słucha tego, co mam dopowiedzenia, jest zbyt cenne.

Baekhyun zarumienił się. - Ale twoi rodzice wydają się tacy mili...

- Tak, oni są.

- Co oni o tym wszystkim mówili?

- Nie wiem... Unikałem ich.

- Chanyeol!

- Przepraszam. W każdym razie są mili, ale jest tak wiele rzeczy, których nie możemy dzielić. - Dodał szybko najwyraźniej nie chcąc rozmawiać o problemach. - Nie mówienie może zrujnować każdy związek.

Zadzwonił dzwonek do drzwi. - Jedzenie! Wreszcie. - Chanyeol zeskoczył z wysokiego taboretu i podszedł do drzwi wejściowych.

Baekhyun po minucie zaczął się zastanawiać, dlaczego tak długo otwierał drzwi, więc podążył za nim. Znalazł go, wpatrującego się w ekran bezpieczeństwa, zamrożonego na miejscu. - Coś nie tak?

Chanyeol odwrócił się z szeroko otwartymi oczami, jakby zobaczył demona na zewnątrz. - Ciii. Wezwaliśmy ich! - Syknął szybko.

- Huh?

- Moi rodzice! Oni tam są! - Chanyeol odsunął się. - Co do cholery... Nie wiesz?

- Jak mogłem wiedzieć, na Boga! - Wyszeptał Baekhyun.

- OTWIERAJ DRZWI, PARK CHANYEOL! - Ryknął męski głos.

Baekhyun zbladł. - O mój Boże, otwórz to.

- Nie!

- Nie możesz ich tam zostawić.

- Ahhh... W porządku, idź na górę.

Kiedy Baekhyun wycofał się, Chanyeol niechętnie otworzył drzwi, a mała kobieta wskoczyła na niego.

- CHANYEOL, BYLIŚMY ZMARTWIENI. - Krzyknęła.

* * *

- Zachodnie media nas atakują. Są petycje o bojkowanie firmy. Taeyeon nie chce tu przyjechać, a nasze akcje są DZIESIĘĆ PROCENT NIŻSZE. - Krzyknął mężczyzna z siwiejącymi włosami. Twarz mężczyzny zrobiła się nagle czerwona. Junmyeon bał się, że dostanie tam ataku serca. Nazywał się Song Seohyun, był kuzynem prezydenta.

- To jest moja firma, nie musiałem dzwonić do zarządu, żeby sobie z tym prowadzić. - Powiedział pan Song chłodnym tonem.

- To nie twoja firma. - Syknął mężczyzna. Reszta rady nadzorczej patrzyła w milczeniu. Junmyeon zastanawiał się dlaczego go wezwali. Prosty menadżer zwykle nie miał nic wspólnego z zarządem. - To mógł być twój pomysł, ale wciąż mam połowę tego, a to bez wspomnienia o naszych inwestorach mniejszości.

- Twoja własność pozostaje.

- ZA WYJĄTKIEM STRAT NA PIĘĆ MILIONÓW, PONIEWAŻ NIE MOŻESZ BYC WEZWANY NA SPOTKANIE.

- NIE BYŁO CZASU NA SPOTKANIE. - Pan Song uderzył pięścią w stół. - Straty zostaną odzyskane.

- Nasi inwestorzy nie są tego pewni. Jaką mamy gwarancję? - Stanowczo powiedział przedstawiciel mniejszościowych akcjonariuszy. - Dwóch głównych artystów zostało zwolnionych w ciągu kilku dni, Chanyeol i Taeyeon. Jak możemy być pewni, że nasz zapasy są niczym, jak idole po prostu odchodzą lub stają się homoseksualistami?

- Mówiąc w skrócie, nie uważamy, że jesteś już dyrektorem naczelnym tej firmy. - Powiedział Song Seohyun. - Możesz być założycielem i doradcą, twoje dywidendy pozostaną nietknięte, ale teraz musisz zrezygnować z prezydentury.

- Jak śmiesz mówić do mnie w ten sposób, kiedy ja jestem, tym, który zbudował ten budynek?!

Pan Song wstał i spojrzał z furią po pokoju. - Naprawdę?! Wszyscy?! Brat jest winny, a ty decydujesz się zwrócić przeciwko jedynemu, który czuwa nad twoimi interesami?

- Możesz zostać na spotkaniu, ale od teraz musisz zrezygnować.

Zapadła długa cisza. Junmyeon przełknął ślinę i odwrócił wzrok.

W końcu prezes zaczął mówić wolnym, monotonnym głosem.

- Ja, Song Minjun, rezygnuję z pełnienia funkcji prezesa Golden Light Entertainment, zgodnie z tym, czego zażądała dzisiejsza rada dyrektorów, dzisiaj, dwudziestego lutego, dwa tysiące siedemnastego.

Junmyeon był zaskoczony, ale rzucił okiem na mężczyznę. Jego usta były ułożone w cienką linie, a jego czoło błyszczało od potu, ale wyraz jego twarzy pozostał obojętny.

- Dziękuję Ci. Teraz możemy kontynuować wybierając tymczasowego prezesa...

Pan Song gwałtownie odepchnął krzesło i wyszedł z pokoju, z głośnym trzaśnięciem drzwi. Reszta dyrektorów nie skomentowała jego wyboru i kontynuowała spotkanie.

- Kim Junmyeon byłeś menadżerem Chanyeola, zadzwoniliśmy do ciebie, ponieważ mamy kilka pytań. - Powiedział członek zarządu, zwracając się w końcu do menadżera.

Junmyeon z przyjemnością opowiedział całą historię, dokładnie, tak jak sobie przypomniał. Nie miał nic do ukrycia i niczego, co mogłoby zranić Chanyeola.

- Co powiedział Chanyeol przed opuszczeniem firmy? Jaka była ostatnia rzecz, jaką tu zrobił? - Zapytał w końcu.

- Nie wiem, proszę pana. Nie wszedłem za nim na górę. Kiedy wrócił do samochodu... Jego nos był zakrwawiony, a policzek czerwony.

- Zaatakował go?

- Jak rozumiem, właśnie, tak się stało.

- Cholera, cholera, zgiń! - Krzyknął Song Seohyun. - To wszystko pogarsza. Byli jacyś świadkowie?

- Ach... Przypuszczam, że strażnicy i asystentka pana Songa widzieli, jak Chanyeol wychodził z pomieszczenia. - Odparł Junmyeon. Starszy mężczyzna skrzywił się z bólu.

- Myślisz, że możesz spotkać się z nim na spotkanie i poinformować go o ostatnich wydarzeniach?

- Oczywiście.

- Chcielibyśmy wynegocjować warunki jego umowy i pozew. Najlepiej dla wszystkich, jeśli sprawa zostanie rozwiązana jak najszybciej. Nie potrzebujemy trzyletniej wojny w sądzie.

Junmyeon skinął głową. - Powiadomię go.

Został wtedy zwolniony ze spotkania. Junmyeon natychmiast chwycił laskę, z przyjemnością opuszczając napiętą atmosferę. Jego plan polegał na tym, że tego dnia złożył swój list rezygnacyjny, ale w tym momencie czas na to nie był najlepszy.

Chciał przeprosić Chanyeola, że przymknął oko na swoje obawy, że nie chce być własnym snem w imię szczęścia idola. I nie chciał tego zrobić dla innej osoby. Nie chciał zarządzać ludźmi w taki sam sposób jak do tej pory. Junmyeon zakończył karierę w branży Golden Light Entertainment.

* * *

- Na pewno chcesz to zrobić? - Zapytał Kyungsoo, patrząc poważnie nie swoich kolegów z zespołu.

- Tak. - Powiedział Jonghyun, siadając na kanapie obok Kyungsoo.

- I rozumiesz konsekwencję.

- Tak. - Tym razem odpowiedział Minseok.

Kyungsoo przegryzł wargę. - Jongin?

Tancerz, obecnie leżał na podłodze blisko nóg Kyungsoo. - Rozumiem, i jestem całkowicie pewien.

- W porządku. Mam zdjęcie i wiadomość. - Kyungsoo podniósł słuchawkę, żeby wszyscy mogli to zobaczyć. - Mam zamiar przesłać go na stronę internetową. Jeśli macie jakiekolwiek wątpliwości, powiedzcie mi to teraz. Nie chcę, żeby ktoś później jęczał.

- TAK, KYUNGSOO, JESTEŚMY PEWNI. - Ryknął Mark.

Kyungsoo spojrzał na niego spode łba. Po kilku stuknięciach w telefonie, spojrzał w górę. - Zrobione.

- W takim razie, odchodzimy? - Powiedział Mark, brzmiąc na wpół entuzjastycznie i na wpół poważnie.

- Tak.

- Myślałem, że to będzie bardziej ekscytujące. - Powiedział Jonghyun.

- To dlatego, że kochasz dramat. - Warknął Kyungsoo.

- Kyungsoo jesteś zbyt nudny. - Powiedział Minseok.

- Twoja twarz jest nudna!

- Świętujemy! - Wykrzyczał Mark, zanim głupie komentarze przerodziły się w pełną argumentację.

* * *

Rodzice Chanyeola byli podejrzliwi, co do ilości jedzenia dostarczonego w domu, po pewnym za i przeciw musiał przyznać się że Baekhyun był u niego. Nie wspominając o tym, że chłopiec będzie głodował, jeśli zostanie na górze.

Baekhyun sapnął i rozpaczliwie pokręcił głową, kiedy Chanyeol kazał mu zejść na dół.

- Nie wyglądają na szalonych, daj spokój. - Powiedział Chanyeol. Próbował ściągnąć Baekhyuna że sobą, ale chłopiec piszczał i opierał się z całej siły.

- Przynajmniej pozwól mi się przebrać w coś porządnego. - Jęknął.

Chanyeol spojrzał na jego długie spodnie od piżamy i sweter. Ubrania mogły sprawić, że ktokolwiek inny wyglądał by jak bezdomny, ale Baekhyun zawsze był piękny. - Wyglądasz dobrze.

Baekhyun wciąż kręcił głową i mruczał z przerażeniem, kiedy Chanyeol próbował ściągnąć go na dół, gdzie czekali jego rodzice. Jedzenie, które zmówili została podana do stołu. Matka Chanyeola spojrzała w górę i napotkała wzrok Baekhyuna.

Baekhyun potykał się o własne nogi. Złapał krawędź stołu, żeby się uspokoić, rumieniąc się przy tym szaleńczo. Rodzice Chanyeola patrzyli na niego w milczeniu przez zawstydzającą długą chwilę.

- Wszystko w porządku? - Zapytał ojciec Chanyeola.

- T-tak.

- Cieszę się, że mogę się poznać Baekhyun. - Powiedziała matka Chanyeola. - Dlaczego nie siadasz i nie jesz? Mieliśmy już lunch.

- Nie trzeba być tak napiętym. W porządku. Nie obchodzi mnie z kim Chanyeol się umawia, dopóki go kochają. - Powiedział starszy mężczyzna. - Czy ty?

- Ja też nie! - Odpowiedział zbyt szybko Baekhyun. Chanyeol zasłonił usta ręką, żeby zatuszować swój śmiech. - Miałem na myśli...

- Huh? Nie, miałem na myśli, jeśli go pokochasz. Zrobił to wszystko dla ciebie, a nawet się nie ujawnił wśród, dopóki antyfani cię nie znaleźli.

- Ja... Ja...

- Zostawiłeś go samego, aby wziął całą winę na siebie. Niektórzy nawet myśleli, że zostałeś zmuszony.

Baekhyun myślał, że zaraz zemdleje.

- Czy rozumiesz, co mój syn zrobił dla ciebie, czy nie?

Chanyeol już się nie śmiał. - Tato...

- Niech mówi, Chanyeol. - Powiedział stanowczo, a Chanyeol natychmiast zamilkł. - On też ma usta.

Baekhyun przełknął ślinę. Spojrzał na podłogę i wrócił wzrokiem do starszego mężczyzny. - Rozumiem. - Wyszeptał. - Kocham go.

Mężczyzna wybuchł śmiechem. - Och, powinniśmy zrobić zdjęcie twojej twarzy w tym momencie... Zabawne.

Matka Chanyeola również się zaśmiała. - On zawsze jest taki. Nie zwaracaj nie niego uwagi, Baekhyun.

Baekhyun roześmiał się słabo, był przerażony, by cokolwiek powiedzieć. Był szczęśliwy, że w większości pozostał w tle i słuchał rozmów rodzinnych, odpowiadając na kilka pytań.

Był już wieczór, kiedy wizyta dobiegała końca i rodzice Chanyeola byli w drodze do domu.

- To było nerwowe spotkanie. - Powiedział Baekhyun.

- I nieoczekiwane. - Powiedział wyższy. - Przez ten cały czas ukrywałem się przed nimi... I nigdy im to nie przeszkadzało.

Baekhyun zachichotał. - Powiedziałem ci, że są mili.

- Mam pomysł. - Ogłosił Chanyeol.

- Jaki?

- Załóżmy własną wytwórnię muzyczną.

Baekhyun patrzył na niego uważnie. - Co?! My?!

- Tak.

- Ale Golden Light nigdy by ci nie pozwoliło...

- Zacznijmy walczyć z nimi w poniedziałek. Mam wiele powodów, by ich pozwać. Jeśli pójdzie dobrze, możemy tworzyć własną muzykę, tak, jak chcemy i wybrać to, co robimy i z kim pracujemy.

- Więc mieszkamy razem, właśnie poznałem twoich rodziców i teraz mamy prowadzić wspólny interes?

Chanyeol roześmiał się. - Wyjdziesz za mnie?

Baekhyun uderzył do w ramię. - Zamknij się! Ale wydaje się to dobrym pomysłem.

- Zgadzasz się? - Chanyeol po telefon komórkowy, który leżał na kuchennym blacie.

- Będę grał w twoim studio. - Powiedział Baekhyun. Miał już iść, ale mina Chanyeola go zatrzymała. - Co zauważyłeś?

- Kyungsoo opublikował na stronie swojego zespołu... - Powiedział wpatrując się w ekran. - Mówi, że opuszczają firmę.

Baekhyun podbiegł do niego. - Co?! Oni też?

- W dniu skandalu, powiedział mi, że również chcę odejść, ale przekonałem go, żeby tego nie robił.

- Myślę, że on też miał dość Golden Light.

Chanyeol westchnął. - To poważna katastrofa dla firmy. Baek, mogliby zbankrutować po tym wszystkim. I to będzie moja wina.

- Czujesz się źle, z powodu odejścia innych?

- Oczywiście. Czuję się źle z powodu moich przyjaciół i pracowników. Nie zasłużyli na to.

- Wyższe zakłady wzniosły to na siebie. Dodatkowo, jelsi twoi przyjaciele zostaną zwolnieni, możemy ich zatrudnić.

- Zawsze udaję cię się znaleźć coś pozytywnego do powiedzenia. - Chanyeol uśmiechnął się i przybliżył do siebie Baekhyuna.

Baekhyun wzruszył ramionami. - To właśnie robię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro