Rozdział 5: Dom
16 lutego
Dom, słodki dom
– Nareszcie w domu – powiedział Hiszpan.
– Tęskniłeś? – zapytał Niemiec z zadziornym uśmiechem.
– I to jak – rzekł z utęsknieniem.
******
Obiad toczył się w ciszy. Żaden z nich nie wiedział jak rozpocząć rozmowę.
– Co możemy razem porobić? – zapytał w końcu Francuz, aby przerwać niezręczną chwilę. Jedyną odpowiedź, jaką uzyskał, było wzruszenie ramionami.
– Ja już nie mogę – powiedział po chwili, z żalem w głosie, Antonio – Przepraszam.
– W porządku – odpowiedział mu Francis – Nie jedz na siłę.
Ponownie zapadło milczenie.
– Toni? – zapytał Gilbert.
– ¿Si?
– Pomóc Ci jakoś?
Szatyn zacisnął palce na nogawkach swoich spodni.
– Nie, dziękuję – wysyczał przez zaciśnięte zęby. Nie chciał niczyjej łaski.
– Jesteś pewien?
– Tak, jestem pewien! – wybuchnął złością.
Żałował, że nie mógł wstać, uciec do pokoju i zatrzasnąć się w swoim małym azylu. Zacisnął zęby i popchnął dwa ciężkie koła wózka inwalidzkiego. Chwilę później zniknął w swoim pokoju i zamknął za sobą cicho drzwi.
Francuz westchnął.
– Gil, wiesz że cię kocham? – zapytał.
– Tak – odparł – Dlaczego tak nagle z tym wyskakujesz?
– Kocham cię, ale czasem ma ochotę po prostu udusić.
– O co ci chodzi Franny? – Albinos kompletnie się pogubił.
– Nie widzisz że Toni nie chce pomocy? Ślepy jesteś?! – Francuz uniósł się gniewem.
– Może i jestem ślepy, ale na pewno nie głuchy!
– Jeden nie może chodzić, drugi jest ślepy. Dobrana z nas paczka przyjaciół! – rzekł z sarkazmem w głosie – Ciekawe co mnie się przydarzy?
– Wiesz co by było dobre? Gdybyś był niemy! – W jego tonie można było wyczuć nienawiść, lecz również śladową ilość powagi.
– Oh? A to czemu?
– Nie wiem czy zauważyłeś, ale w ostatnim czasie uczestniczyłeś we wszystkich kłótniach! – krzycząc to przewrócił talerz z jedzeniem blondyna – I to niby ja jestem ślepy!
Francis nie wiedział co odpowiedzieć. Minęło parę chwil zanim jeden z nich znowu przerwał panującą ciszę.
– Idę na spacer – oświadczył Niemiec – Auf wiedersehen. – Wziął kurtkę i wyszedł z domu.
Francuz siedział chwilę przy stole, analizując słowa przyjaciela i śledząc układ rozrzuconych resztek jedzenia. Westchnął i ruszył do zamkniętego pokoju.
– Toni? Mogę wejść?
– Tak – odpowiedział bez emocji Hiszpan.
Niebieskooki powoli wszedł do pokoju i usiadł na łóżku przyjaciela.
– Słuchaj, Toni – próbował jakoś zacząć – Przepraszam cię, przepraszam cię, przepraszam cię – mówił to tak szybko, że ledwo dało się go zrozumieć.
– Za co? – spytał cicho szatyn
– Za tę kłótnię w szpitalu. I za dzisiejszą kłótnię. Wiem że ją słyszałeś.
– Owszem – potwierdził – Już ci wybaczyłem.
– Źle się z tym czuję. Gil chyba miał rację… – powiedział z żalem w głosie.
– Może tak, może nie...
– Kto to wie.
Zaczęli się lekko śmiać.
******
Albinos chodził jakiś czas po parku, zastanawiając się co powinien zrobić po powrocie do domu.
– Jeśli nie wyczyścił jedzenia z podłogi, to warto byłoby to samemu zrobić – rozmyślał – W końcu sam przewróciłem ten talerz.
W pewnym momencie stanął w miejscu i chwilę mu zajęło zrozumienie, że jest już niemal pod domem. Przyspieszył kroku, dzięki czemu chwilę później już stał pod drzwiami. Próbował uspokoić oddech – z marnym skutkiem. Nacisnął klamkę i wszedł do domu. Przywitała go niepokojąca cisza.
– Franny? Toni? Jesteście tu? – zawołał.
Nie słysząc odpowiedzi postanowił pójść do kuchni.
– No oczywiście… – wymamrotał, gdy spojrzał na rozrzucone resztki jedzenia z jego talerza – Żadnemu nie chciało się sprzątnąć... ale nie winię was – powiedział. – W końcu sam zrobiłem ten bałagan – zaśmiał się nerwowo.
Zaczął sprzątać, uważając aby się nie skaleczyć. Kiedy skończył, usłyszał śmiech i dźwięk gitary. Podszedł do pokoju Hiszpana i delikatnie zapukał. Wszedł po krótkim “proszę”. Już od progu powitał go Toni grający swoją ulubioną piosenkę na gitarze.
– Hej, Toni, Francis – zaczął niepewnie – Chciałbym was obu przeprosić.
– Nie ma sprawy. W końcu robisz to, ponieważ się o mnie martwisz – odpowiedział spokojnie Antoni.
– Przeprosiny przyjęte. Obydwu nas trochę poniosło, non? - zaśmiał się lekko. Pozostała dwójka również się uśmiechnęła.
– Trochę więcej niż trochę, jeśli mam być szczery.
– Oh, daj spokój Toni – rzekł blondyn ironicznie.
– I tak wiem, że mnie kochacie – odparł Hiszpan.
– Oczywiście – prychnęła równocześnie pozostała dwójka.
Nareszcie wszyscy poczuli się jak w domu.
N/A
Doberek kochani
Pamiętacie jak w poprzednim rozdziale wspominałam że prawdopodobnie potrzebowałabym bety?
Tak, więc o to i jest
Rozdział został betowany przez WyimaginowanySmerf (wpadać do tej zajumistej osóbki)
Jeszcze jeden, albo dwa rozdziały i kończę tego fanfica
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro