Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5: Dom

16 lutego

Dom, słodki dom

– Nareszcie w domu – powiedział Hiszpan.

– Tęskniłeś? – zapytał Niemiec z zadziornym uśmiechem.

– I to jak – rzekł z utęsknieniem.

******

Obiad toczył się w ciszy. Żaden z nich nie wiedział jak rozpocząć rozmowę.

– Co możemy razem porobić? – zapytał w końcu Francuz, aby przerwać niezręczną chwilę. Jedyną odpowiedź, jaką uzyskał, było wzruszenie ramionami.

– Ja już nie mogę – powiedział po chwili, z żalem w głosie, Antonio – Przepraszam.

– W porządku – odpowiedział mu Francis – Nie jedz na siłę.

Ponownie zapadło milczenie.

– Toni? – zapytał Gilbert.

– ¿Si?

– Pomóc Ci jakoś?

Szatyn zacisnął palce na nogawkach swoich spodni.

– Nie, dziękuję – wysyczał przez zaciśnięte zęby. Nie chciał niczyjej łaski.

– Jesteś pewien?

– Tak, jestem pewien! – wybuchnął złością.

Żałował, że nie mógł wstać, uciec do pokoju i zatrzasnąć się w swoim małym azylu. Zacisnął zęby i popchnął dwa ciężkie koła wózka inwalidzkiego. Chwilę później zniknął w swoim pokoju i zamknął za sobą cicho drzwi.

Francuz westchnął.

– Gil, wiesz że cię kocham? – zapytał.

– Tak – odparł – Dlaczego tak nagle z tym wyskakujesz?

– Kocham cię, ale czasem ma ochotę po prostu udusić.

– O co ci chodzi Franny? – Albinos kompletnie się pogubił.

– Nie widzisz że Toni nie chce pomocy? Ślepy jesteś?! – Francuz uniósł się gniewem.

– Może i jestem ślepy, ale na pewno nie głuchy!

– Jeden nie może chodzić, drugi jest ślepy. Dobrana z nas paczka przyjaciół! – rzekł z sarkazmem w głosie – Ciekawe co mnie się przydarzy?

– Wiesz co by było dobre? Gdybyś był niemy! – W jego tonie można było wyczuć nienawiść, lecz również śladową ilość powagi.

– Oh? A to czemu?

– Nie wiem czy zauważyłeś, ale w ostatnim czasie uczestniczyłeś we wszystkich kłótniach! – krzycząc to przewrócił talerz z jedzeniem blondyna – I to niby ja jestem ślepy!

Francis nie wiedział co odpowiedzieć. Minęło parę chwil zanim jeden z nich znowu przerwał panującą ciszę.

– Idę na spacer – oświadczył Niemiec – Auf wiedersehen. – Wziął kurtkę i wyszedł z domu.

Francuz siedział chwilę przy stole, analizując słowa przyjaciela i śledząc układ rozrzuconych resztek jedzenia. Westchnął i ruszył do zamkniętego pokoju.

– Toni? Mogę wejść?

– Tak – odpowiedział bez emocji Hiszpan.

Niebieskooki powoli wszedł do pokoju i usiadł na łóżku przyjaciela.

– Słuchaj, Toni – próbował jakoś zacząć – Przepraszam cię, przepraszam cię, przepraszam cię – mówił to tak szybko, że ledwo dało się go zrozumieć.

– Za co? – spytał cicho szatyn

– Za tę kłótnię w szpitalu. I za dzisiejszą kłótnię. Wiem że ją słyszałeś.

– Owszem – potwierdził – Już ci wybaczyłem.

– Źle się z tym czuję. Gil chyba miał rację… – powiedział z żalem w głosie.

– Może tak, może nie...

– Kto to wie.

Zaczęli się lekko śmiać.

******

Albinos chodził jakiś czas po parku, zastanawiając się co powinien zrobić po powrocie do domu.

– Jeśli nie wyczyścił jedzenia z podłogi, to warto byłoby to samemu zrobić – rozmyślał – W końcu sam przewróciłem ten talerz.

W pewnym momencie stanął w miejscu i chwilę mu zajęło zrozumienie, że jest już niemal pod domem. Przyspieszył kroku, dzięki czemu chwilę później już stał pod drzwiami. Próbował uspokoić oddech – z marnym skutkiem. Nacisnął klamkę i wszedł do domu. Przywitała go niepokojąca cisza.

– Franny? Toni? Jesteście tu? – zawołał.

Nie słysząc odpowiedzi postanowił pójść do kuchni.

– No oczywiście… – wymamrotał, gdy spojrzał na rozrzucone resztki jedzenia z jego talerza – Żadnemu nie chciało się sprzątnąć... ale nie winię was – powiedział. – W końcu sam zrobiłem ten bałagan – zaśmiał się nerwowo.

Zaczął sprzątać, uważając aby się nie skaleczyć. Kiedy skończył, usłyszał śmiech i dźwięk gitary. Podszedł do pokoju Hiszpana i delikatnie zapukał. Wszedł po krótkim “proszę”. Już od progu powitał go Toni grający swoją ulubioną piosenkę na gitarze.

– Hej, Toni, Francis – zaczął niepewnie – Chciałbym was obu przeprosić.

– Nie ma sprawy. W  końcu robisz to, ponieważ się o mnie martwisz – odpowiedział spokojnie Antoni.

– Przeprosiny przyjęte. Obydwu nas trochę poniosło, non? - zaśmiał się lekko. Pozostała dwójka również się uśmiechnęła.

– Trochę więcej niż trochę, jeśli mam być szczery.

– Oh, daj spokój Toni – rzekł blondyn ironicznie.

– I tak wiem, że mnie kochacie – odparł Hiszpan.

– Oczywiście – prychnęła równocześnie pozostała dwójka.

Nareszcie wszyscy poczuli się jak w domu.

N/A

Doberek kochani

Pamiętacie jak w poprzednim rozdziale wspominałam że prawdopodobnie potrzebowałabym bety?

Tak, więc o to i jest

Rozdział został betowany przez WyimaginowanySmerf (wpadać do tej zajumistej osóbki)

Jeszcze jeden, albo dwa rozdziały i kończę tego fanfica

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro