Rozdział 2: Szpital
Gilbert i Francis weszli do szpitala, a przynajmniej Gilbert wszedł, Francis wbiegł.
— Francis! Zwolnij! — krzyknął albinos.
— Jak mam zwolnić?!Nie martwisz się o Antonio!? — wykrzyknął w furii blondyn.
— Oczywiście że się martwię! Ale musimy zachować zimną krew, — wytłumaczył, ale zauważył minę przyjaciela — przynajmniej na teraz.
— J-ja po prostu się martwię
— Ja też, bardziej niż myślisz,— przyznał Niemiec — ale nie pozwól strachowi przejąć kontroli nad tobą.
— Dobrze, spróbuje.
— I to jest podejście.
Obaj powoli podeszli do recepcji, trzymając się za ręce, ponieważ Francis odmówił pójścia bez jakiegokolwiek fizycznego wsparcia.
— Antonio Fernández Carriedo — powiedział szybko blondyn.
— Słucham?— spytała zdezorientowana recepcjonista.
— Czy jest tu Antonio Fernández Carriedo? — wytłumaczył albinos.
— Chwileczkę,— odwróciła się od nich i sprawdziła — tak jest tutaj.
— Bogu dzięki — rzekł cicho Francuz.
— Możemy wiedzieć w jakim pokoju? — spytał Gilbert.
— Pan Fernández Carriedo jest w pokoju numer 162.
— Na którym piętrze? — spytał Francis.
— Na czwartym. — odpowiedziała.
Francuz od razu ruszył w stronę windy, Niemiec zdążył podziękować zanim został zaciągnięty do windy przez przyjaciela.
— Boję się.
— Czego? — spytał albinos.
— Tego że Toni ma amnezję.
Gilbert zastanowił się przez chwilę
— Nic nie wspominała o zaniku pamięci, więc wątpię.
— Oby.
Kiedy już dotarli na czwarte piętro zaczęli szukać pokoju z numerem 162
— 159,160,161
— Aha, tu jest pokój numer 162
Kiedy stanęli przed drzwiami usłyszeli głos, który prawdopodobnie należał do lekarza i...
— Czy to jest płacz? — spytał blondyn
— Czy — głos mu się załamał — Toni płacze?
Przed drzwiami pojawił się mężczyzna w białym fartuchu i przypiętą na nim dyskietką z jego imieniem i nazwiskiem
— Dzień dobry chłopcy, — przywitał ich- czego byście chcieli?
— Dzień dobry Panie — albinos spojrzał na dyskietkę — John Smith, chcielibyśmy odwiedzić naszego przyjaciela, który został ranny w wyniku wypadku — starał się brzmieć przekonująco
— Jak się nazywacie? — spytał
Gilbert i Francis nie wiedzieli co zrobić, spojrzeli na siebie i kiwneli głowami
— Dlaczego mamy Ci powiedzieć? — zapytał Francuz
— Nie wiemy do czego możesz to wykorzystać — dodał Niemiec
— Chłopcy, nie mam czasu bawić się w takie rzeczy, Antonio wolał "Franny" i "Gil" od jakiegoś czasu, może znacie ich?
Albinos i blondyn ponownie spojrzeli na siebie, mentalnie uzgodnili coś i kiwneli głowami
— Jestem Francis Bonnefoy — rzekł Francuz
— A ja jestem Gilbert Beilshmidt! — wykrzyczał Niemiec
— Wchodźcie
Obaj wykonali polecenie, weszli do pokoju w którym zastali płaczącego Antoniego
— Hej, Toni — przywitał się cicho albinos
— Antonio! — blondyn od razu pobiegł do szatyna- Nawet nie wiesz jak się o Ciebie martwiłem, proszę nie rób mi tego więcej
— F-francis? G-gilbert? — ledwo zdołał powiedzieć ich imiona, aktualnie jest chyba najszczęśliwszą osobą w szpitalu, cieszył się że przyszli — Gracias, za to że przyszliście
— Ohohon, Toni od tego są przyjaciele, zrobiłbyś to samo dla nas
— Tak, masz rację
Lekarz obserwował ten moment, lecz musiał przekazać ważną wiadomość
— Ekhem, przepraszam że przerywam ten ckliwy moment, ale muszę coś ogłosić
— Słuchamy
— Antonio, jesteś sparaliżowany od pasa w dół
Nie mogli w to uwierzyć, byli w wielkim szoku, kiedy ta wiadomości już do nich dotarła, uśmiechy które przed chwilą mieli na twarzach znikły, a Antonio zaczął ponownie płakać
— A-ale jak? — jako pierwszy ocknął się Francuz
— Połączenie nerwowe się przerwało podczas zderzenia
Blondyn zastanowił się przez chwilę, ale kiwnął głowa na znak zrozumienia
— Zostawię was tu
— Tak, poprosiłbym — rzekł albinos
N/A
Wszystkie wiadomości dotyczące sparaliżowania pochodzą z internetu, więc mogą być nie dokładne
Do zobaczenia w następnym rozdziale
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro