Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Pride and Prejudice" Book Tag

W internecie roi się od Book Tagów, wystarczy wpisać w Google albo poszukać na YouTube'ie. Niektóre są bardziej ogólne, inne z kolei inspirowane konkretnymi książkami, a czasem nawet czymś kompletnie innym. Czytanie i analizowanie charakterów to moje pasje, ostatecznie więc po długim wysilaniu mózgu dopięłam Book Tag z wymyślonymi przeze mnie kategoriami zaczerpniętymi z mojej ukochanej powieści. Wszystkie opinie są subiektywne, moje własne, każdy ma prawo do swojego zdania, nikomu nie narzucam mojego.

Fitzwilliam Darcy, czyli książka tak pociągająca, że nie mogłaś się oderwać

Przeczytałam sporo książek, które zrobiły na mnie ogromne wrażenie, ale są przede wszystkim takie trzy - oczywiście poza "Dumą..." - które przeczytałam bez wytchnienia, ciurkiem, nie mogąc ich odłożyć.

"Rywalki" Kiery Cass to pierwsza z takich pozycji. Uwodziła mnie okładką, streszczeniem, a gdy wreszcie po długim odkładaniu i budowaniu w sobie coraz większego apetytu zasiadłam do czytania... to pożarłam ponad 300 stron w jeden dzień. Akcja dzieje się w przyszłości, w dystopijnym królestwie Illei. Od pokoleń następca tronu, osiągnąwszy dorosłość, poślubia pannę (oficjalnie) z ludu, wybierając swą przyszłą małżonkę z grona dziewczyn przeznaczonych do Eliminacji, czegoś w rodzaju pokracznego reality show. Główną bohaterką trzech pierwszych tomów (cała seria Cass toczy się na kilku planach czasowych, a narracja prowadzona jest z wielu perspektyw) jest pochodząca z ubogiej rodziny America Singer. Nie chce ona zgłaszać swojej kandydatury do Eliminacji, podoba jej się swoje życie, ostatecznie ulega jednak najbliższym, żeby wreszcie dali jej spokój. Jest pewna, że i tak nie zostanie wylosowana - a tu niespodzianka. America kwalifikuje się do Eliminacji, zrywa z nią ukochany chłopak, a książę Maxon Schreave okazuje się nie być taki zły, jak się spodziewała...

Podobnie wciągnęły mnie "Kłamczuchy", pierwszy tom serii "Pretty Little Liars" Sary Shepard. Pięć nastolatek to paczka najlepszych przyjaciółek. Balują po nocach i dręczą mniej popularnych. Któregoś dnia jedna z nich, Alison, znika bez śladu. Mijają lata. Pozostałe mają swoje nowe życie, nowe problemy, dawna przyjaźń się rozpadła. Sprawa zaginięcia Ali wraca jednak do nich z zaskoczenia ze zdwojoną siłą, gdy ktoś zaczyna szantażować je informacjami, o których wiedziała wyłącznie Alison.

I najlepsze na koniec, a mianowicie "Diabli nadali" mej wspaniałej imienniczki Olgi Rudnickiej. Uwielbiam jej powieści, ale żadna nie doprowadziła mnie do takich ataków śmiechu jak ta właśnie. Monika, wychowana przez ojca i starszych braci dwudziestoparolatka, łącząca w sobie cechy charakteru nieuświadomionej cnotki i wygadanej chłopczycy, zostaje sekretarką Dagmara Różyka, zwanego przez podwładnych pieszczotliwie Diabłem, niereformowalnego kobieciarza skrywającego pewien bolesny sekret. Współpraca tych dwóch skrajnie różnych osób układa się perfekcyjnie, a gdy Diabeł wpada w poważne kłopoty mające związek z jego przeszłością, Monika bez wahania staje po stronie uwodzicielskiego szefa. Płakałam nad tą książką po nocy, ale wyłącznie ze śmiechu.

Elizabeth Bennet, czyli najlepsza książkowa przyjaciółka

Moją najlepszą książkową przyjaciółką jest oczywiście Elizabeth, ale zaraz za nią znajduje się Bridget Jones z powieści Helen Fielding "Dziennik Bridget Jones". Bridget to zwyczajna babka, naturalna, pogubiona nieco w swoich emocjach, otoczona przez przyjaciół i rodzinę. Ma kompleksy, za dużo je, za dużo wydaje, pakuje się w nałogi, łatwo wpada w obsesje na punkcie mężczyzn. Beznadziejnie - wydawałoby się - kocha się w swoim szefie, miewa depresyjne nastroje... Ale ją uwielbiam. Widzę w nas dużo podobieństw, rozumiem ją. Helen Fielding nie stworzyła nierealnego ideału, tylko kobiety z krwi i kości, trochę wariatkę, z którą można się zidentyfikować.

Charlotte Lucas, czyli rozsądek choćby kosztem szczęścia

Oj, Austen lubiła ten motyw. Przecież poza Charotte, rozsądkiem za wszelką cenę kierowała się przede wszystkim Elinor Dashwood, ale też Anne Elliot, a nawet w pewnym sensie także George Knightley. Tak, Elinor jest tą tytułową Rozważną, tą, która zakochuje się w mężczyźnie, ale tłumi to, bo nie widzi dla nich przyszłości. Tą, która znosi żale narzeczonej tego właśnie człowieka i tą, która temperuje gwałtowną młodszą siostrę.

Młoda Anne Elliot z "Perswazji" zrobiła coś kompletnie odwrotnego niż Charlotte Lucas - Charlotte wyszła za faceta, którego nie kochała, a Anne zerwała z mężczyzną, którego kochała. Pozwoliła wmówić sobie, że działa dla dobra rodziny, że znajdzie lepszego, bogatszego męża, że pomoże bliskim, przywróci znaczenie ojcu. Tak właśnie odrzuciła swoje szczęście, pozwoliła swojej jedynej miłości zniknąć w wojennym zamęcie. Dobrze, że Austen ją uratowała.

George Knightley z "Emmy" jest niezwykle inteligentnym, dojrzałym mężczyzną, który ostatecznie uczuciowo okazuje się przecież kompletnym kretynem. Jemu jednak wydaje się, że działa rozsądnie. Knightley był wspaniałą partią i cudownym człowiekiem, ale przekonał sam siebie, że dziewczyna jego marzeń go nie zechce. Był więc wciąż przy niej, zachowując pozory i gotując się wewnątrz. Nie chciał się oświadczać, bo nie chciał usłyszeć odmowy, nie zamierzał niszczyć ich przyjaźni. W końcu jednak dotarło do niego, że na szali znajduje się sens jego dalszego życia, że ona może poślubić innego i na szczęście cały ten jego rozsądek poszedł się bujać w odpowiednim momencie, bo zrozumiał, że albo wyzna jej prawdę, albo padnie trupem.

Jane Bennet, czyli irytujący ideał

Nie lubię Jane i wynika to z dwóch czynników. Po pierwsze, nie znoszę postaci wyidealizowanych. Są nudne i nierzeczywiste. Już jako dziecko wolałam czarne charaktery. Po drugie, uważam, że Jane w rzeczywistości wcale nie jest taka mądra i dobra. Przecież ona w ogóle nie zwracała uwagi na Elizabeth! Skupiała się tylko na swoim Bingleyu, swoim złamanym sercu i zachowywaniu kamiennej twarzy, podczas gdy jej siostra nie tylko ją wspierała, ale jeszcze zmagała się z własnym huraganem uczuć. Jane była ślepa na to, co działo się między Lizzy a Darcym, podczas gdy Elizabeth przejmowała się każdą drobnostką odnośnie Jane i Bingleya. Dobra, ale przecież nie o Jane miałam pisać!

Taka właśnie jest Bella Swan. "Zmierzch" w ogóle nie jest przesadnie udany, ale moim zdaniem przy innej głównej bohaterce wyszedłby całkiem niezły cykl. Tymczasem Bella... to Bella. Moja kanapa ma więcej charakteru. Bella jest - w moim odczuciu oczywiście - nijaka, do mdłości nijaka. I niby popełnia błędy, miota się, ale to idzie w próżnię. Jest wyidealizowana, a tu nie ma czego idealizować.

"Rywalki" przyniosły mi dwie takie irytacje, w dodatku obie skumulowane w tomie "Królowa i Faworytka". Kto czytał, ten się domyśla, że chodzi mi o królową Amberley i Marlee Tames, kto nie czytał - temu spieszę z wyjaśnieniem, że mam na myśli matkę księcia Maxona oraz najlepszą przyjaciółkę Ameriki. Amberley nie pojawia się na szczęście w całej serii przesadnie często, ale Marlee doprowadzała mnie do szału. Dla mnie była zwykłą dziwką, pustą w dodatku, tak ją odebrałam. Nie winię za miłość, winię za sposób. I winię trochę Kierę Cass za zrobienie z niej praktycznie męczenniczki w systemie. Czytając dalsze tomy, byłam w szoku, że miała tak cudownego syna (#TeamKile, nie uznaję zakończenia "Korony").

Pułkownik Fitzwilliam, czyli autor ewidentnie chciał dobrze

Znacie to uczucie, kiedy wygadacie się dziewczynie, za którą szaleje Wasz kuzyn, że rozwalił związek jej siostry? Ups... Brawa dla pułkownika! Jak to chyba pada w "Lucyferze", "wszyscy wiemy, czym wybrukowane jest Piekło".

Amy Ewing i Valnetina Fast. Przez "Klejnot" Ewing jakoś przebrnęłam, ale tylko dlatego, że na każdej stronie miałam nadzieję spotkać Garneta. Fabuła, choć nieco banalna, nie była bezsensowna, ale wszystko rozlazło się przez koszmarnie pozbawionych charakteru i inteligencji głównych bohaterów. Dystopijny świat i dziewczyna przeznaczona do roli surogatki walcząca o wolność? Schemat niewiele się różniący od "Igrzysk śmierci", z tą podstawową różnicą, że "W Pierścieniu Ognia" jest dla mnie wybitną powieścią, a "Klejnot" zaledwie mierną.

Pierwszego tomu serii "Royal" Valentiny Fast nawet nie zdołałam przeczytać do końca, coś potwornego w mojej opinii. Akcja pachniała mi z grubsza "Rywalkami", więc liczyłam na miłą powtórkę z rozrywki, ale srogo się zawiodłam. Ta książka jest fatalnie napisana albo po prostu fatalnie przetłumaczona. Nie chodzi o błędy czy coś, tylko o "styl", bo stylem się tego nazwać nie da. Nawet tego dokładnie nie wyjaśnię... Po prostu. Potwornie napisane.

Lydia Bennet, czyli galopująca głupota

"Księżyc w nowiu" Stephanie Meyer! Cała saga "Zmierzch" nie zebrała ode mnie przesadnie dobrych recenzji, ale pierwszy i ostatni tom czytało się nawet spoko, ale drugi to był horror. I nie w znaczeniu "Ogara śmierci" od Agathy Christie czy innych jej opowiadań z gatunku literackiego horror, tylko absolutny horror dla czytelnika! Co tam się odwalało? Gdy wydawało mi się, że Meyer wraz ze swą Bellą dotarła już do granicy debilizmu tej nad wyraz uwielbianej przeze mnie bohaterki, z każdą kolejną stroną ta książka była coraz głupsza. Na moje szczęście z tamtego okresu pamiętam znacznie więcej z fabuły "Demonów" Lisy Desrochers niż "Księżyca w nowiu" (hmmm, może dlatego, że "Demony" mają jakąkolwiek fabułę?). Nie zmienia to faktu, że trauma pozostała.

Caroline Bingley, czyli modelowa suka

Nie znam literacko większej suki niż Vera Claythorne z "I nie było już nikogo" Agathy Christie, ale nie porównujmy kobiety, która z zimną krwią utopiła dzieciaka, do znudzonej, bez wzajemności zakochanej wredoty z wyższych sfer. Znacznie lepiej pasuje tu Celeste Newsome z "Rywalek", rozkapryszona modelka, przyzwyczajona do dostawania zawsze tego, czego chce. Lubiła pastwić się nad swoimi tytułowymi rywalkami i długo byłą przekonana, że to ona zdobędzie Maxona. A tak naprawdę, w głębi serca, chciała tylko być kochaną i szanowaną.

Pan i pani Bennet, czyli "wzór" rodzica

Austen lubiła tworzyć komicznych rodzicieli, tak jak Molier lekarzy. Pan Woodhouse, ojciec tytułowej Emmy, to przewrażliwiony hipochondryk, przekonany, że wszyscy mają problemy ze zdrowiem i że małżeństwo jest najgorszym, co może spotkać kobietę. Wielbi młodszą córkę, która troszczy się o niego, a jest w tym przekomicznie rozczulający. Sir Walter Elliot, rozrzutny ojciec Anne Elliot z "Perswazji", był w młodości bardzo przystojnym mężczyzną. Jest próżny, bez namysłu wydaje majątek i wciąż uważa się za ważną osobistość. To on był jednym z tych, którzy naciskali na Anne, by porzuciła Fredericka. Prawie zniszczył córce życie, zapatrzony w czubek własnego nosa.

William Collins, czyli komik kradnie show

Tutaj od razu nasuwa mi się pastor Elton z "Emmy", kolega po fachu pana Collinsa, również odrzucony po swoich patetycznych oświadczynach. Mają wiele cech wspólnych. To typ komicznego pastora, który z jednej strony nie daje się szczerze lubić przez wzgląd na swoją głupotę i zarozumiałość, ale z drugiej stanowi wisienkę na torcie.

Charles Bingley, czyli gorący kretyn

Poniekąd sama jestem zdziwiona, ale lubię Bingleya. Polubiłam go od samego początku, a przy pierwszym czytaniu "Dumy..." przez chwilę lubiłam go nawet bardziej niż Darcy'ego. Bingleya darzę głębokim sentymentem, zaś jego przyjaciela - namiętnością. Charles jest nieco fujarowaty, ale sympatyczny. Nie przeszkadzają mi aż tak bardzo jego głupie decyzje. Podobnie miałam z Kleantem, jednym z bohaterów komedii "Skąpiec" Moliera. Serio, popatrzcie na życie Kleanta! Modniś zadłużony u lichwiarza, który okazuje się jego własnym ojcem! Chłopak kluczący pomiędzy zachwalaniem a oczernianiem dziewczyny, w której jest zakochany, ponieważ rodzic sam chce ją poślubić! Co krok wpada we własne pułapki, ale jakoś tak podbił moje serce.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro