Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Zbita szyba i obrzydliwy mus jabłkowy

Trzeciego dnia otrzymywania tych pokręconych listów kompletnie tracę z oczu sens rozumowania ich autora. Jaki ten ktoś ma cel? Kradzież portfela dałoby się zrozumieć, gdyby chciał go zdobyć, on jednak napisał drugi list o tym, gdzie owy portfel się znajduje. Wczoraj także, wylaniem napoju nic nie zyskuje. Wydawało mi się przez moment, że być może te zadania, mają mnie stopniowo coraz bardziej upokarzać, jednak, co zyska zbitym oknem w szkole?  

Gniotę kartkę, na której napisane jest kilka słów o tym, że muszę zbić okno w sali matematycznej nim zaczną się jutrzejsze lekcje. Domyślnie: włamać się na teren szkoły w nocy i wtedy to zrobić — innego sposobu raczej nie dostrzegam.

Nagle, na końcu korytarza dostrzegam Emmę Blake. Momentalnie zamykam szafkę i uciekam w przeciwną stronę. Idę na piętro bocznymi schodami. Nie jestem w stanie unikać jej w nieskończoność w tej niewielkiej szkole, jednak to nie jest jeszcze czas na konfrontację.

Przed pójściem na zajęcia, udaję się w okolicę szafek klasy Tracy. Zmartwiła mnie wiadomość o tym, że ona także dostała ten list. Być może dzisiaj także go otrzyma? Jest wcześnie, istnieje szansa, że nie przyszła jeszcze do szkoły i uda mi się to zaobserwować.

Staję nieopodal szafek i przeglądam komórkę. Czekam. Po kilku minutach na korytarzu pojawia się znajoma z wyglądu brunetka w czarnych ubraniach. Idzie do swojej szafki i — wyraźnie to dostrzegam — otwiera ją z niepokojem.

Nie wyciąga z niej jednak żadnego listu. Wzdycha z ulgą, nie wstrzymuje emocji. Pospiesznie zmienia buty i oddala się w stronę sal lekcyjnych.

A więc ona także go oczekiwała.

*****

Pod osłoną nocy zatrzymuję się przy szkolnym gmachu. Czuję stres, boję się, że ktoś mnie zobaczy. Jednak, kto miałby kręcić się w tej okolicy, w czwartek, o 3 nad ranem?

— No trudno — mówię do siebie, ponieważ stresuje mnie panująca wszędzie dookoła cisza.

Podnoszę przytargany z ogródka obok kamień. Odsuwam się od okna, robię duży zamach i...

Słyszę dźwięk tłuczonego szkła. Szyba pęka, a zaraz potem rozlega się donośny alarm.

— O cholera — szepczę odruchowo, pospiesznie podnosząc swój plecak, po czym rzucam się w bieg.

****

Następnego dnia, z niepokojem otwieram szafkę. I niestety, zgodnie z moimi obawami wypada z niej kolejna czarna koperta. W tym momencie staje się to już powoli moją poranną rutyną. Bez zbędnych ceregieli rozrywam ją i wyciągam kolejny list. 

Dzisiejsze zadanie: zetnij wszystkie rośliny w sali 203.

Zastanawiam się chwilę. Z jednej strony — zniszczenie kilku kwiatków jest mniej szkodliwe niż zbicie szyby w szkole. Z drugiej zaś — trudniejsze do wykonania. W końcu nie włamię się do szkoły w nocy, bo włączy się alarm. Muszę to zrobić w ciągu dnia. Ale klasy są zamknięte, gdy nie ma w nich zajęć, a ja nawet nie mam lekcji w 203. Nie mam dostępu do tej sali.

Chyba jedynym rozwiązaniem jest zdobycie w jakiś sposób klucza do tego pomieszczenia.

*****

Najspokojniej jak tylko mogę idę do portierni. Oczywiście, mam przy tym plan. Mój znajomy, Edward, który ogarnia elektronikę bardziej niż szkolni technicy, zajmuje się zwykle dźwiękiem na szkolnych imprezach. I ten Edward "dźwiękowiec" może wchodzić do portierni kiedy tylko ma ochotę, gdyż to tam przechowywany jest cały sprzęt. Poza pomaganiem, oczywiście, może zjeść sobie w ciszy i spokoju, pogawędzić z pracownikami szkoły, czy właśnie... wziąć klucze do dowolnej sali.

— Ja do Eda — mówię, gdy drzwi do portierni otwiera mi właściwy pan techniczny.

Cóż, mój kumpel tak się ustawił, że pracownik szkoły wpuszcza mnie tutaj bez wahania.

Edward siedzi przy biurku i pije mus jabłkowy. Jego blond włosy są w nieładzie, a oczy nadal podkrążone jakby nie spał od miesięcy.

— Cześć — mówię siadając na stołku obok ubranego na czarno. — Smaczne?

Nie pytam "Co tam?", ani "Jak się czujesz?" bo Edward ostatnio nie ma szans czuć się dobrze. Zaginiona Bella jest jego siostrą. Nikt nie wierzy, że odnajdzie się żywa, minęło zbyt wiele czasu. Prawdopodobnie jakakolwiek informacja o jej stanie, bez względu na to, czy negatywna, czy pozytywna, przyniosłaby Edowi większą ulgę niż takie trwanie w stresie i niepewnej nadziei. Bella była moją przyjaciółką, jednak nie wyobrażam sobie nawet jak bardzo musi cierpieć jej rodzina. Nie mam prawa porównywać mojego bólu do tego, co oni przeżywają.

— Smaczne — odpowiada wyciągając do mnie rękę z napojem.

Biorę go do rąk i próbuje łyk musu. Obrzydliwy. Edward już dawno nie ma pięciu lat, mógłby zmienić trochę swój wybór co do posiłków i napojów.

— Coś się stało? — pyta mnie, gdy oddaje mu mus.

Przez chwilę głos blondyna do mnie nie dociera. Uświadamiam sobie bowiem dziwny fakt, że te okropne listy, które ostatnio otrzymuję sprawiają, że coraz bardziej zapominam o Belli. Mam bowiem inne zmartwienia. Dopiero teraz, widok Eda, sprawia, że znowu o niej myślę.

— Gość od infy prosił o wzięcie klucza — odpowiadam po chwili, gdy słowa chłopaka wreszcie do mnie docierają i przypominam sobie, dlaczego tu jestem. Zbyt wiele razy zdarzało mi się przychodzić tu bez powodu, czuję się w tym miejscu zbyt swobodnie i zapominam o moim celu. Nie, być może po prostu Edward sprawia, że czuję się swobodnie. — Mogę?

— Śmiało — Edward jak zwykle ma trochę wywalone. On nie pilnuje kluczy, on tu jedynie siedzi.

Otwieram szafeczkę z kluczami, która znajduje się za plecami chłopaka. Kątem oka go obserwuję, ale Ed jest zajęty leniwym wpatrywaniem się w okno i popijaniem obrzydliwego musu.

Mimo wzmianki o sali informatycznej,  zabieram dodatkowo klucz do klasy 203, czyli biologicznej. Radośnie opuszczam pokój. Ciągle mam kilka minut przed zajęciami, postanawiam zatem zająć się od razu tymi chwastami, aby nie ryzykować, że ktoś zacznie szukać tego klucza.

Sala 203 jest na ostatnim piętrze, o tej porze nie ma tam jeszcze tłumów. Prędko idę po schodach na górę, rozglądam się dookoła po pustym korytarzu i szybko otwieram klasę. Na tym piętrze nie ma działający kamer, udało mi się o tym upewnić przed chwilą, patrząc na ekrany w portierni. 

Wślizguję się do środka i od razu przechodzę do działania.

Biorę duże nożyczki z biurka i podchodzę do pierwszego parapetu. Ścinam paprotkę w połowie. Podchodzę do kolejnej, robię to samo. Nagle słyszę skrzypienie. Uświadamiam sobie, że drzwi są uchylone. Podbiegam do nich i nerwowo je zamykam. Serce mi łomocze, stresuję się. Muszę się pospieszyć. 

Wracam do drugiego parapetu i podcinam roślinę z czerwonymi pąkami. Trzymając nożyczki w drżących dłoniach ścinam kolejna paprotkę.

To koniec. Wychodzę.

Ostrożnie wyglądam, czy nikogo nie ma w pobliżu. Korytarz nie jest pusty, ale ludzie są na tyle daleko, że nie zobaczą mojej twarzy. Zresztą, wątpię aby zapamiętali, że ktokolwiek wychodził z tej sali, muszę zrobić to po prostu sprawnie, szybko i śmiało. Wychodzę na korytarz pewnym krokiem, zamykam drzwi i szybkim marszem, ze spuszczoną głową, kieruję się w stronę schodów.

Wracam do portierni.

— Jednak idziemy do innej sali — mówię odkładając oba klucze na miejsce.

Wychodzę.

----
az mi wychodzi regularne pisanie:0 (albo raczej 
regularne poprawianie i wstawianie napisanych pol roku
temu fragmentow xd)
i w sumie to moze narysuje bohaterow jak znajde chwile

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro