1. Bella
Tuż przed czternastą idę na ostatnie, trzecie piętro. Według listu to właśnie tam mam zostawić portfel. Kiedy docieram do wspomnianych w nim szafek zatrzymuję się i rozglądam. Nikogo nie ma na korytarzu, dyskretnie kładę portfel na górę szafek.
Siadam na ławce naprzeciw nich i czekam wpatrując się w ich błyszczący, czerwony materiał.
Marzy ci się ten portfel? Śmiało, możesz go sobie wziąć. Ale ja się stąd nie ruszam, o tym w liście nie było ani słowa. Dowiem się kim jesteś i wtedy sobie porozmawiamy.
Dzwoni dzwonek. Na korytarzu pojawia się coraz więcej uczniów, zaczyna się przerwa. Obserwuję szafkę, na której leży moja zdobycz. Autor listu domyślił się, że tu siedzę, prawda? Nie przyjdzie po ten portfel. A więc jaki sens miała jego kradzież? Po co mu on?
Przerwa się kończy, uczniowie wracają do sal. Część z nich zmienia buty w okolicy tych szafek, a potem kieruje się w stronę schodów. Korytarz ponownie pustoszeje.
Zastanawiam się, czy sobie nie odpuścić. Powoli odnoszę wrażenie, że ten człowiek tu nie przyjdzie. Albo może przyjdzie w nocy? Albo jutro? Nie mogę tu czekać w nieskończoność.
Wstaję z miejsca i wtedy słyszę kroki na korytarzu. Na palcach się cofam, chowam się za szafką. Nasłuchuję uważnie, jednak nie mam odwagi wyjrzeć zza szafki.
— Nie wierzę! — słyszę znajomy głos.
Znam ten głos, ale nie mogę sobie przypomnieć do kogo należy. Ostrożnie wyglądam zza szafki. W miejscu, gdzie leży portfel stoją trzy osoby, dziewczyny, które kojarzę z widzenia. Ashley, Evelyn i... sama Tracy. Ashley trzyma w rękach moją zdobycz.
— A więc ten list z twojej szafki nie kłamał — mówi Evelyn.
— Żałosne to jest — wzdycha Tracy, wyraźnie zmęczona. Siada na ławce. — Co to za durne żarty, nie jesteśmy już w podstawówce.
Evelyn siada obok niej i klepie brunetkę po głowie.
— Niektórzy późno mądrzeją — odpowiada. — Dobrze, że nie była to prawdziwa kradzież, Ashley już prawie dzwoniła na policję.
— Mogłabym to zrobić i teraz. — Ashley opiera się o szafki i niedbale zbiera platynowe włosy w kucyk. — Przestraszyłby się gówniarz i więcej tego nie robił. A w szkole jest monitoring.
Dziewczyna przeciąga gumkę dwa razy i zarzuca blond włosami.
— N-nie, naprawdę... — Tracy spuszcza wzrok na portfel. — Ważne, że się znalazł...
Dziewczyny odchodzą. Czekam jeszcze chwilę, a potem wychodzę z mojej kryjówki.
Powiedziały "list z szafki", prawda? A więc mój mówił o kradzieży portfela, a ich o tym, gdzie ten portfel znajdą? O co chodzi autorowi tych listów..? Do czego on dąży..?
*****
Tej nocy zaśniecie sprawia mi wyraźny kłopot. Ciągle przypominam sobie dzisiejsze wydarzenia, nie mogę przestać o nich myśleć, przestać się martwić. Nie sprawdzą nagrań z monitoringu, prawda? Nie dowiedzą się, że to ja stoję za kradzieżą? Ale czy to na pewno kradzież skoro portfel wrócił do właścicielki..?
Wzdycham przeciągle.
Nie, to jest kradzież, w końcu mój zamiar był inny. Portfel miał trafić do tajemniczego autora listu, a nie z powrotem do Tracy.
Zasypiając towarzyszy mi lęk, czy zadanie zostanie uznane za wykonane, czy też jutro wszyscy zobaczą tą fotografię.
*****
Po obudzeniu się od razu zaglądam na wszystkie social media. Odświeżam kilkukrotnie, ale wiadomości nie ładują się. A zatem nikt nic nie napisał, nic się nie wydarzyło.
Wstaję z łóżka.
Nie, być może j e s z c z e nic się nie wydarzyło.
*****
Otwieram szkolną szafkę, z której momentalnie coś wypada. Czuję strach, czy to to samo, co wczoraj..?
Niepewnie schylam się i podnoszę czarną kopertę. Moje nazwisko jest na niej wyklejone literkami wyciętymi z gazety. Przez chwilę myślę, czy by jej nie wyrzucić, jednak nie mogę tego zrobić. To jest szantaż, ktoś trzyma mnie w szachu. Jestem jego zabawką.
Otwieram kopertę i wyciągam znajdujący się w jej wnętrzu list.
Wylej napój na Emmę Blake tak, aby było dużo świadków. Pamiętaj, co stanie się jeśli nie wykonasz tego polecenia.
W pierwszej chwili oddycham z ulgą. Wylanie napoju to nie kradzież, to coś znacznie mniej szkodliwego. Zaraz potem oblewa mnie strach. Na TĘ Emmę Blake? Na cheerleaderkę? Ja już i tak mam w tej szkole przewalone pod względem towarzyskim, jeśli ją sprowokuję, jestem tutaj trupem. Jednak, oczywiście, nie ma mowy o odmowie. Muszę to zrobić.
Chowam list do torby, zamykam szafkę. Chyba najlepiej będzie zrealizować plan podczas długiej przerwy, na stołówce. Jeżeli będę tam przed nią, wystarczy, że poczekam, aż ona pójdzie po jedzenie. Wówczas wstanę i wpadnę na nią z napojem. Od razu przeproszę i ucieknę.
*****
Lekcje mijają mi ciężko, cały czas myślę o moim zadaniu. Kto jest autorem tych listów? Dlaczego mi je podkłada? A co najważniejsze: skąd zna mój sekret?
— Dzień dobry. — Wręcz podskakuję, gdy obok mnie dosiada się Evelyn. — Co cię trapi?
Momentalnie przypominam sobie wczorajsze wydarzenia. Kradzież portfela Tracy. Pocieszającą ją Evelyn. Oraz Ashley ściągającą portfel z samej góry czerwonych szafek.
— Och — mimowolnie spuszczam wzrok w dół, na torbę, która leży na podłodze obok mojego stolika, i w której ukrywa się czarna koperta. — Nic takiego, niewyspanie.
Szczerze, dziwi mnie fakt, że Evelyn do mnie zagaduje. Być może nawet trochę martwi. Nie jesteśmy blisko, nie jesteśmy nawet na "hej". A jednak siedzi obok mnie, na przerwie, bawiąc się czarnym kosmykiem długich włosów i żując gumę. Próbuje sprawić wrażenie wyluzowanej, jednak efekt jest przeciwny — wygląda jakby czymś się stresowała.
Przez chwilę boję się, że odkryła, iż to ja stoję za kradzieżą portfela. Staram się jednak odrzucać tą myśli, powtarzając sobie w duchu, że ona ma pewnie swoje własne, oddzielne od moich zmartwienia.
— Słuchaj, chciałam coś ci powiedzieć — znacznie ścisza ton swojego głosu. — Wiesz, moja mama jest jednym z policjantów zajmujących się sprawą Belli. Oczywiście, nie powinnam tego rozpowiadać, ale wiem, że była ci bliska, na pewno ciągle się o nią martwisz... Szczególnie, że informacji nadal jest tyle co nic. Ale jednocześnie widzę, w jakim stanie jesteś, chcę ci pomóc, jak tylko mogę, w powrocie do rzeczywistości.
Spuszczam wzrok. Och, więc to tego typu rozmowa... Szczerze nie wiem, czy nie byłoby lepiej aby oskarżyła mnie po prostu o kradzież, zamiast przypominać mi o Belli. Nie wiem, czy masz rację, Evelyn. Być może się martwię i modlę się co nocy, aby w końcu do nas wróciła cała i zdrowa. A być może czekam już po prostu aż odnajdą jej ciało. Szczerze, nie wiem. Ale biorę pięć tabletek przeciwbólowych dziennie, chodzę do psychologa dwa razy w tygodniu, zwalniam się z zajęć, palę mimo że wcześniej mi się to nie zdarzało i również piję. Paznokcie łamią mi się pod lekkim naciskiem, włosy, które trzeba było związywać przekładając gumkę dwa razy, teraz potrzebują już czterech przełożeń. Wypadają mi. No i ciągle zapominam je ściąć, są za długie. A waga pokazuje trzy kilogramy mniej.
— Mogę być z tobą szczera? — pyta Evelyn.
Kiwam głową.
— Podejrzewają, że nie odnajdą jej już żywej — odpowiada dziewczyna niepewnie, zerkając na mnie smutno.
Ponownie kiwam głową, zaciskam wargi, zaciskam pięści, nie dam rady odpowiedzieć jej ani słowa.
Tak. Wiem o tym. Nie potrafię wmówić sobie, że będzie inaczej.
*****
W końcu nastaje przerwa obiadowa. Natychmiast, biegiem wręcz, udaję się na stołówkę, w której są już pojedyncze osoby. Nie zamawiam niczego, w biegu jedynie wyjmuję z plecaka butelkę wody. Siadam gdziekolwiek i czekam. Pomieszczenie stopniowo się zapełnia, ktoś siada dwa miejsca ode mnie. W skupieniu obserwuję wejście. W końcu, do środka wchodzi gromada wesołych dziewczyn w jasnych koszulkach z logo szkoły. Wyłapuję wzrokiem Emmę i od razu wstaję. Dziewczyna podchodzi do blatu, ja także. Idąc w jej stronę, zerkam w lewo, udając, że patrzę na zegar na ścianie obok. Wpadam na jej plecy i naciskam na butelkę, aby woda ją ochlapała. Emma wzdryga się i odwraca w moją stronę.
— Przepraszam — mówię najgłośniej jak dam radę, po czym szybko ulatniam się ze stołówki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro