Nowe cele
Grace wróciła do swojego domu dopiero około osiemnastej. Poszedłem w stronę mojej sypialni by dokończyć czytać książkę na jutro.
Westchnąłem na widok stosów papierów i kłębowisk ubrań. Jakiś mądry głos rozkazał mi to ogarnąć. W końcu miałem się nawrócić.
Przez chwilę stałem, tępo wpatrując się w każdą kupkę z osobna. W końcu podszedłem do biurka, aby je odgruzować jako pierwsze. Patrząc na sterty śmieci zacząłem się robić senny. Dobre pół minuty przyglądałem się przeszkodzie, myśląc nad tym, jak ją pokonać. Jako że nie wymyśliłem żadnego sensownego sposobu, wyciągnąłem przed siebie ręce i zrzuciłem pierwszą część gruzu na podłogę. Potem się pozbiera.
Robiłem tak z następnymi częściami syfu z biurka dopóki coś niepokojącego nie uderzyło o podłogę. Charakterystyczny dźwięk tłuczonego szkła wstrzymał moją pracę. Schyliłem się do miejsca, gdzie zrzucałem ostatnią partię śmieci. W stercie papierów, długopisów i innych biurowych pierdołów leżały ostre kawałki szkła. Podniosłem jeden z nich i poczułem, że się lepi. Było już dosyć ciemno, więc dopiero gdy się przyjrzałem, zauważyłem, że papiery z którymi zrzuciłem szkło były zabarwione na pomarańczowo.
- Eh, cholera. Sok. Co niedopita butelka soku tam robiła? - mruknąłem załamany do siebie.
Poszedłem po śmietnik, po drodze chwyciłem trzy kartony na makulaturę. Wyzbierałem kawałki butelki i wrzuciłem je do kosza. Papiery, które zrzuciłem z biurka ułożyłem w pierwszym kartonie, a resztę soku wytarłem chusteczkami. Pozostałych śmieci postanowiłem nie zrzucać, aby nie narobić sobie więcej ścierania. Po kolei wkładałem następne śmieci do pudeł i śmietnika.
Po pewnym czasie skończyły mi się kartony. Przeszukałem szafę mamy w poszukiwaniu następnych, jednak bez skutku.
- Mama, mamy jakieś duże pudła? Najlepiej niepotrzebne, bo raczej ich nie zwrócę - krzyknąłem, siadając po turecku na podłodze, przeglądając niższe półki.
- Powinny być trzy, w przedpokoju chyba - usłyszałem w odpowiedzi głos ze strony sypialni.
- Te już mam.
- Po co ci tyle? Postanowiłeś oddać książki na makulaturę?
- Nie! Skądże wziął ci się ten pomysł? - odpowiedziałem oburzony. - Ogarniam pokój.
- Boże, dziecko - mama pospiesznie wstała z kanapy i podeszła do mnie. - Co ci się stało?
- No... - zacząłem, odwracając wzrok. - Nie wiem, jakoś tak mnie wzięło. Dla lepszego samopoczucia, nic więcej.
- Nareszcie dorosłeś i zrozumiałeś, że w czystym otoczeniu żyje się lepiej - odpowiedziała melodyjnym głosem. Zamknęła oczy i westchnęła z dumą, jakbym to dzięki jej talentowi wychowawczemu po siedemnastu latach życia wziął się za sprzątanie. - Mogę dać ci pieniądze, jutro po szkole kupisz tyle kartonów, ile będziesz chciał - czuły ton mojej mamy w połączeniu z kontekstem zdania brzmiał dosyć dziwnie.
- Emm... dzięki, mamo - odpowiedziałem niepewnie.
Wróciłem do pokoju, mama poszła za mną, aby sprawdzić jak mi idzie.
- Czemu pachnie tu u ciebie pomarańczami? - spytała.
- Zdaje ci się - powiedziałem stanowczym tonem, kończąc rozmowę i dając jej do zrozumienia, że ma wyjść.
Postanowiłem sobie, że spróbuję szybciej zasnąć, aby w szkole być w miarę przytomny. Jest dopiero trochę po dziewiątej, jeszcze godzinkę mogę posprzątać.
Usiadłem obok papierów, które jeszcze rano tworzyły wieżę. Zacząłem je na nowo układać, aby jutro je tylko włożyć do pudełka. Tym razem tworzyłem mniejsze stosy i kładłem je pod ścianą żeby się tak łatwo nie przewróciły.
Gdy przy ścianie stały już trzy mniejsze wieże, na środku pokoju zaczęło być luźniej. Śmieci, które były pod nimi segregowałem i odkładałem na kolejne stosy, aby je jutro wyrzucić. Byłem już mocno zmęczony, ale taki zapał do ogarnięcia pokoju u mnie był zjawiskiem tak rzadkim, że bałem się, iż jutro go już nie będzie.
Wśród czarno-białych papierów zobaczyłem kolorowy punkt. Odgarnąłem wszystko dookoła i wziąłem do ręki jaskrawy papierek. Uśmiechnąłem się, patrząc na niego. Dwójka dzieci w żółtych koszulkach z herbem szkoły. Po lewej ja, po prawej Walter. Wyglądaliśmy na mega szczęśliwych, jednak nie pamiętam już, co się wtedy stało. Byliśmy takimi dobrymi przyjaciółmi... Kiedy to się rozpadło? Boże, jak to było dawno temu. Odkąd ja przestałem chodzić do szkoły, on się przestał do mnie odzywać. Uznałem, że mnie to nie obchodzi, bo i tak często wybierał innych zamiast mnie, to był chyba największy błąd w moim życiu.
Chwyciłem zdjęcie i podszedłem do biurka. Wyjątkowo szybko znalazłem na nim taśmę klejącą. Oderwałem kawałek i podszedłem do swojego łóżka. Przykleiłem fotografię nad nim. Postaram się odnowić kontakt. Muszę się postarać.
Na zegarze wybiła dziesiąta. Koniec na dziś. Jutro z samego rana pójdę na przystanek. Jutro z samego rana zacznę kreować nowe zdanie o sobie. Jutro z samego rana znajdę Waltera.
***
Obudził mnie za to podmuch zimnego powietrza. Szybko wstałem i zamknąłem okno, które pewnie otworzyła moja mama. Musiało parę razy nieźle zawiać, bo jeden z trzech stosów pod ścianą leżał znowu w kawałkach na podłodze.
Była już prawie siódma, więc miałem niecałą godzinę na dotarcie do szkoły.
Poszedłem do łazienki, przejrzałem się w lutrze i wzdychając przeczesałem dłonią włosy. Przemyłem twarz wodą i umyłem zęby. Wciągnąłem na siebie obowiązkową szkolną koszulkę oraz spodnie.
Poprawiając nogawkę wszedłem do kuchni. Mama idzie dziś do pracy dopiero po południu, więc jeszcze śpi, ale wczoraj wyłożyła mi na stole obiecane pieniądze. Wsadziłem je do kieszeni i zjadłem płatki z mlekiem.
Wyszedłem z domu i udałem się na przystanek. Z daleka ujrzałem dwie sylwetki. Jedna ubrana na szaro i zgarbiona, a druga wysoka, wyprostowana i żółto-zielona. Ledwo zdążyłem się lepiej przyjrzeć, a ta druga zaczęła do mnie machać wykrzykując moje imię.
- Nel! Jesteś! Nel! Hejka! - krzyczała Grace wymachując rękoma, na co stojąca obok niej kobieta pokręciła głową.
- Hej Grace - odpowiedziałem, ciesząc się na jej widok. Dziś miała na sobie taką samą koszulkę jak ja, wsadziła ją w czarne spodnie, dzięki czemu nie wyglądała w niej tragicznie i przykryła ją tą samą zieloną bluzą co wczoraj. Włosy znowu miała rozpuszczone, a w jej oczach znowu zapaliły się iskierki radości.
Dziewczyna zaczęła mi opowiadać fascynującą historię, jak to jej się dzisiaj rano mąka skończyła. Omawiała zdecydowanie za dużo nieistotnych szczegółów. Słuchanie jej było męczące. Mówiła bardzo szybko, znowu zaczęła seplenić. Mimo że mnie tym denerwowała, to się uśmiechnąłem i wyczekałem do końca opowieści.
- No i musiałam zjeść chleb z serem - zakończyła.
- No dobra, ale kto je na śniadanie naleśniki?
- Jak to kto? Amerykanie! - spojrzała na mnie jak na idiotę. - Nigdy nie widziałeś jak na filmach dziewczynę budzi zapach naleśników, a w kuchni stoi jakiś przystojniak z patelnią?
- Ale to chyba nie to samo, gdy musisz je zrobić sama...
- Nel! Błagam! Wyobraźnia! - krzyknęła załamana moją głupotą, wznosząc ręce ku niebu. Staruszka stojąca obok nas znowu zmierzyła nas wzrokiem. - Wracając do tematu, pójdziesz ze mną do sklepu po szkole? Jutro nie odpuszczę sobie tej słodkiej rozkoszy o poranku.
- A... dobra. I tak miałem dziś iść coś kupić - zabolało mnie serce, gdy uświadomiłem sobie, że Noelia może chciałaby porozmawiać po lekcjach, chociaż ta myśl była idiotyczna. - Zaraz po szkole? Może po obiedzie?
- Jak już wrócę do domu, to mnie nie wypuszczą. Będą kazali mi spędzać czas z rodziną na graniu w planszówki, albo jeszcze bardziej idiotycznej czynności. Wolę się kręcić po osiedlu... Chyba, że mnie przygarniesz pod swój dach - mówiąc ostatnie zdanie, zamrugała niewinnie oczami.
- Nie ma takiej opcji. Dzisiaj sprzątam. Miałem wczoraj napływ energii, nie mogę tego zmarnować - powiedziałem pewnym tonem, chociaż tak naprawdę wolałbym spędzić ten czas z Grace. Pierwszy raz od wielu lat ktoś mnie pyta czy może do mnie wpaść, a ja odmawiam. Boże, zobacz tylko jak ja się tu staram być dobrym człowiekiem!
- No przydałoby się tam posprzątać... - odpowiedziała cicho, patrząc na swoje tenisówki. Wiedziała, że ten tekst był nie na miejscu. - Ale wiesz, że ja ci mogę pomóc. Nie ma problemu!
- Czy ja wiem... - zacząłem, jednak chciałem, aby mi pomogła. W tym momencie nie tyle chciałem spędzić z nią czas, co pomyślałem, że pomoc serio by mi się przydała. - Zobaczymy, najpierw muszę kupić kartony, nie mam w co makulatury już ładować.
W tym momencie Grace zauważyła nadjeżdżający z daleka autobus.
- No to w drogę! W stronę szkoły, w stronę nowych doświadczeń! Oh, Nel, jakie piękne jest życie licealistki!
- Ty mi już nic nie mów - odparłem zrezygnowany, jednak gdy spojrzałem na szczerze podnieconą twarz brunetki mimowolnie się uśmiechnąłem.
***
Kocham Was. Kocham Wam to mówić.
Ostatnio przybyło paru czytelników, którzy piszą długie i kochane komentarze, za każdym razem kiedy je widzę, to mam ochotę wszystko rzucić i pisać nowy rozdział! Jednak nie tylko dziękuję tym komentującym, oczywiście tak samo kocham każdego kto to czyta. Każdego kto we mnie wierzy.
Jednak jak pewnie widzicie, nie rzuciłam wszystkiego i nie pisałam, bo ostatnio muszę poświęcać trochę więcej czasu nauce.
Mam propozycję. Jesteście gotowi na układ, żebym przez miesiąc nie wstawiała rozdziałów, a tak gdzieś w połowie lutego zaczęła je wstawiać regularnie (raz w tygodniu, albo nawet dwa)? By mnie nie goniło poczucie winy wrzeszczące "Tocha, dwa tygodnie mijają! Do roboty zanim Wattpad znowu się zepsuje!!!!!".
Zapewne zauważyliście również, że z n o w u zmieniłam okładkę. Chciałam zwyczajnie ogarnąć profil, aby wszystko było spójne.
I JESZCZE JEDNO! Znacie jakieś dobre sposoby na reklamę? Jedyne co zastosowałam do tego opowiadania to rozdanie linków po tym, jak przyjęliście opis na grupce, oraz wklejanie linku pod pytaniami na grupce. No... dosłownie raz dałam chamską reklamę na profilu, która zadziałała, ale następnym razem może mi się tak nie poszczęścić haha. Myślicie, że zwiastuny pomagają w przyciągnięciu uwagi? Może nawet się pobawię w wolnej chwili.
Buziaki, Goshenit
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro