Rozdział 8.
Wpadające promienie prze moje okno obudziły mnie delikatnie z mojego snu.
Przetarłam zmęczone oczy odkrywając pomału kołdrę dotknęłam stopami zimnych paneli.
Złapałam w dłoń swój telefon i pomaszerowałam do kuchni w celu zrobienia sobie pranej herbaty. Wyjęłam z górnej szafki swój ulubiony kubek i po chwili siedziałam już pijąc herbatę przy stole przeglądając różne strony społecznościowe. Spojrzałam na okno gdzie mogłam przekonać się o pięknej pogodzie, która dzisiaj panowała. Uśmiech pojawił się na mojej twarzy od niechcenia wsłuchując się w cisze, która panowała w mieszkaniu.
Odstawiłam brudne naczynie idąc na górę postanowiłam wziąć ciepłą kąpiel.
Wytarłam swoje ciało, wcierając też rożne balsamy założyłam na siebie swój szlafrok i wróciłam do pokoju siadając przy toaletce zaczęłam się malować. Co było już rutyną każdego mojego dnia. Postanowiłam też pofalować włosy prostownicą i spiąć parę kosmyków do tyłu. Wstając zdałam sobie sprawę, że zapomniałam o jednej z najważniejszych rzeczy dla tego też szybko wróciłam do łazienki umyć zęby. Włączyłam swojego laptopa logując się na spotifo włączyłam jedną z play list i zaczęłam szukać ubrań.
Założyłam na siebie świeżą koronkową bieliznę, czarne rurki i obcisły crop top w paski biorąc jeszcze sweterek zarzuciłam go na siebie.
Mój telefon zaczął wibrować dla tego od razu go odebrałam wyczekując na jakiś znak życia.
- Effy kochanie chce cie dzisiaj widzieć u siebie w gabinecie i żebyś jeszcze udała się po papiery do Deana.- powiedział mój szef.
- Dobrze, a ja mam do ciebie wielką sprawę. Mógłbyś dowiedzieć się gdzie znajduje się teraz mój brat?- zapytałam nie pewnie.
- Po co ci to?
- Potrzebne, mam do niego sprawę.- odparłam słysząc tylko jak Piter coś mamrocze po czym się rozłączył.
Postanowiłam jeszcze napisać do swojej ciotki by zwolniła mnie do końca tygodnia po czym zebrałam swoje wszystkie rzeczy i wyszłam z mieszkania jadąc do centrum zatrzymałam się po drodze by wejść do kawiarni po świeżą kawę i jakieś ciastko gdyż nie jadłam nic na śniadanie.
Zarzuciłam na ramię swoją torbę i szukając podanego numeru drzwi kroczyłam po korytarzu, który nie miał końca napotykając wreszcie na sale 204. Zapukałam cicho czekając na reakcje po chwili usłyszałam słowa pozwalające mi na wejście.
Nie pewnie otworzyłam drzwi rozglądając się w każdą stronę napotkałam wzrok starszego mężczyzny, który wyglądał jak typowy biznesmen.
- O ile się nie mylę przysyła cie ty Piter?- zapytał swoim zachrypiałym głosem.
Pokiwałam głową patrząc jak wskazuje na papiery na biurku wzięłam je wychodząc bez słowa ruszyłam znów w kierunku swojego samochodu.
***
- Piter nawet nie wiesz jak jestem ci wdzięczna.- jeszcze raz dziękowałam.
- Nie ma za co Effy. Teraz możesz iść za chwile przychodzi do mnie ktoś bardzo ważny.- pokiwałam głową żegnając się z nim cicho wyszłam z gabinetu nadal patrząc się ślepo w małą kartkę papieru gdzie było rząd liczb. Nie miałam pojęcia czy mój brat będzie chciał nawet ze mną rozmawiać, czy odbierze, jak zareaguje. Obawy odwiedzały mnie coraz bardziej, a ja stawałam się zagubiona.
Usiadłam na schodach przy jakimś bloku wykręcając numer czekałam aż ktoś odbierze.
- Słucham?- moje serce zabiło, a mi samej właśnie w tym momencie został odebrany głos.
Nie wiedziałam co miałam mu powiedzieć, nie liczyłam przecież nawet na to, że odbierze telefon. Jednak zaledwie chwile zajęło mi rozpoznanie jego głos, który tylko trochę się zmienił.
- Cześć Dominik.- wyszeptałam biorąc głęboki oddech.
- Kto mówi?
- Effy.- odparłam przez co na chwile zapanowała między nami głucha cisza.
- Po co dzwonisz?- zapytała dosyć oschłym tonem co wzbudziło we mnie zaskoczenie.
- Ja...chciałam tylko wiedzieć co się z tobą dzieje Dominik. Czemu mnie opuściłeś braciszku? Czemu pozwoliłeś bym tak bardzo się stoczyła?.- wychlipałam nie mając nawet na to większego wpływu.
- Nie płacz, przecież wiesz, że nie lubię gdy to robisz. Stało się coś konkretnego Effy?- zapytał troskliwie. Jego zmiany humorków można było czasem opisać do zmieniającej się pogody, naprawdę czasem nie potrafiłam go zrozumieć.
- Potrzebuje twoje pomocy, nie radzę sobie. Wszystko mi się sypie Dominik. Doprowadziłam prawie do tego, że nasza ciotko została by zabita. Potrzebuje cie rozumiesz?!-powiedziałam ocierając pozostałości łez ze swoich policzków.
- Przyjadę, przyjdę do ciebie siostrzyczko, ale daj mi chwile na to dobrze?
-Tak.- odparłam już szczęśliwym głosem.
Nie mogło to do mnie nadal dojść.
Zobacz swojego brata po tylu latach gdy tak bardzo mi go brakowało wreszcie nadejdzie moment kiedy będę mogła się dowiedzieć czemu mnie zostawił z tym wszystkim samą.
Wyłączyłam telefon wracając do samochodu pojechałam z powrotem do mieszkania.
Musiałam chociaż chwile wyluzować dla tego od razu gdy przekroczyłam próg domu poszłam wziąć ciepłą kąpiel. Przebrana już w inne ubrania wyjęłam z szafy jeden ze swoich pistoletów ładując go. Oczywiście nie były one legalne, ale jak na razie nie miałam jeszcze przez to nie przyjemności. Schowałam go za pasek spodni i biorąc jeszcze telefon zbiegłam po schodach na dół gdzie wzięłam klucze to motocyklu i założyłam dosyć zniszczone już glany.
Odstawiłam pojazd patrząc na otaczający mnie syf i brud, który panował w tym miejscu.
Jeżeli ktoś mi go nie ukradnie to będzie chyba na prawdę święto, ponieważ na miejscu tych ludzi widząc takie cacko sama bym je ukradła.
Spokojnie kroczyłem brudnymi uliczkami, na których zawsze odgrywały się sceny mordu i gwałtu. Jeżeli jakiś zapłakany człowiek pytał, gdzie zabito jego dziecko, można było śmiało mu powiedzieć, że właśnie tutaj. W każdym domu, który tu stał, działy się okropne rzeczy. To była czysta patologia, ale nikt nigdy nie próbował tego uporządkować. Ludzie, którzy mieszkali w lepszej części miasta udawali, że nie wiedzieli, co tu się działo. Dlatego właśnie ich nie lubiłam, bo myśleli, że byli lepsi, ale tak naprawdę mieli więcej trupów w szafie niż ktokolwiek inny.
Szarpnięciem otworzyłam żelazne drzwi. Kiedy weszłam do środka, od razu poczułam zapach papierosów, alkoholu i zioła. Barman uśmiechnął się do mnie, przywołując skinięciem głowy. Kierując się w jego stronę, po czym usiadłam na krześle barowym, opierając łokieć o blat.
- Cześć, piękna - pocałowała mój policzek. - Czego potrzebujesz?
- Dobrze cię widzieć, Jake- uśmiechnęłam się zadziornie.
Jake miał czerwone włosy, okrągłą twarz i praktycznie czarne tęczówki. Była całkiem przystojny, ale największy efekt robiły jego tatuaże, które pokrywały prawie całe ciało.
- No, więc, po co tu jesteś? - spytał, podając mi szklankę whisky.
- Szukam Justina - upiłam łyk alkoholu.
- Znowu z nim sypiasz? - uniosła jedną brew do góry, a ja prawię zakrztusiłam się przed chwilą wziętym łykiem trunku.
- Nie - spojrzałam na niego, jakby miał pięć głów, co go bardzo rozśmieszyło, bowiem zaśmiał się głośno. - Potrzebuję paru informacji.
- Na jaki temat? - spojrzał na mnie zaciekawiony.
- Chcę wiedzieć, gdzie jest teraz Charms.
- Spytam Nathana czy cokolwiek wie. Skontaktuje się z tobą.
Nathan to chłopaka Jake i niezawodny informator. Tak właśnie to był jedyny minus dla dziewczyn, którym się podobał. Jednak jest chłopak posiadał informacje o wszystkim i o wszystkich, ponadto załatwiał gangom potrzebne rzeczy, takie jak broń i samochody. Zarabiał mnóstwo pieniędzy i był naprawdę niebezpieczny, mając tyle informacji, ale na szczęście byliśmy niemal jak przyjaciele i nigdy nie sprzedawał informacji o mnie i moim gangu.
- Dzięki, a teraz potrzebuję Justina.
- Jest na tyłach z jakąś laską - wywróciła oczami. - I przy okazji, powiedz tenmu frajerowi, żeby zabierała swoje rzeczy z mojego mieszkania, bo powyrywam mu kudły z tej tlenionej główki.
- Justin mieszka z tobą i Nathanem? - byłam zdziwiony tą informacją.
- Nie - zaprzeczyła szybko. - Wynajęłam jej moje dawne mieszkanie, ale nie spłaca czynszu i dodatkowo sprowadza swoich znajomych i kurwa dziwne, że to mieszkanie jest jeszcze w całości. Mam tego dość.
- Jasne, przekażę mu- puściłam jej oko.
- Powodzenia, Effy! - zawołał.
Uśmiechnąłem się do niego przyjaźnie, po czym ruszyłam na tyły baru. O tej porze nie było tu takiego tłoku jak zawsze. W nocy panował tu harmider, a impreza trwała w najlepsze. Dokładnie pamiętałem każde wieczory, które tutaj spędziłam. Może nie wszystkie, bowiem często nie znałam umiaru w piciu, ale większość pamiętałam, tak mi się przynajmniej zdawało.Na jednej z kanap siedziała Justin wraz z tleniona blondynką u boku. Zawzięcie o czymś rozmawiali, co było dziwne, bowiem blondynka nie grzeszy inteligencją. W takim razie, o czym mogli rozmawiać? O nowej płycie Eminema? Nie sądzę.
- Wow, czy to Effy? - Justin spojrzał na mnie z zadziornym uśmieszkiem. - Stęskniła się za mną - odezwał się patrząc na towarzyszkę.
- To nie tęsknota, Justin. To biznes.
Ich miny zmieniły wyraz, kiedy usłyszeli moje słowa. Blondynka patrzyła na mnie z obawą, a Justin była urażony i chyba trochę zraniony, chociaż z nim to nigdy nic nie
wiadomo.
- Czego chcesz? - skrzyżował ramiona na piersi.
- Pogadamy o tym na osobności - wycedziłem przez zęby.
- Nie możesz mi rozkazywać! - syknął.
- Jesteś tego pewny? - krew się we mnie gotowała.
- Tak - posłał mi swoje wyzywające spojrzenie, którym posługiwał się, kiedy uprawialiśmy seks.
Chwyciłam go za nadgarstek i zacząłem ciągnąć w stronę wyjścia. Ignorowałem jego głupie pierdolenie o tym, że nim mi nie powie. Nie było mowy, abym to zrobiła. Justin posunął się za daleko, a wiedziała, że nie powinna testować moich nerwów, bowiem nie raz była świadkiem moich wybuchów.
- To boli! - warknął.- Ja się kurwa nadal zastanawiam jak baba może mieć tyle siły co ty.- westchnął.
Przycisnąłem jego ciało do ściany, gdy tylko znaleźliśmy się na zewnątrz. Nie miałam zamiaru być dla niego delikatna, ponieważ zasłużył na jak największe tortury.
- A teraz odpowiesz mi na parę pytań - warknęłam.
- Dobra, tylko mnie puść, do cholery - wywróciłam oczami. - Musiałeś mnie aż tak ciągać? Wystarczyło kurwa powiedzieć żebym wyszedł na zewnątrz nie jestem dzieckiem kurwa i rozumiem co się do mnie mówi Effy.
- Gdzie jest Charms? - zignorowałam jego pytanie, bo nie było nawet warte odpowiedzi. Był mi potrzebna tylko do jednej sprawy. Nie chciałam od niego niczego więcej.
- Aaa, więc o to chodzi... - na jego ustach pojawił się przebiegły uśmieszek. - Wybacz, ale chcę coś w zamian.
- Na przykład?
- Wróć do mnie.
Zaśmiałam się jemu prosto w twarz, słysząc te głupie słowa. Nigdy nie w życiu nie wróciła bym do tego skurwiela, którym był Justin. Był jednym z największym błędów w moim życiu kiedy to wszystko się zaczęło. Praktycznie można powiedzieć, że to on mnie w to wpierdolił.
- Jeden warunek, Effy. Spełnij go, a będzie tak, jak dawniej - położył dłoń na moich biodrach prze co lekko się wzdrygnęłam. - Znajdziesz Charmsa, a ja będę mógł znów pieprzy cie i kochać.
- Postradałaś zmysły, Justin - odsunęłam się od niego. - Nigdy do ciebie nie wrócę, rozumiesz? Byłam dla ciebie zwykłą zabawką Justin czego ty ode mnie oczekujesz po tym co mi zrobiłeś . Dla ciebie ja też nie powinnam mieć większego znaczenia.
- Czyli nigdy mnie nie kochałaś? - w jego oczach pojawiła się furia.
- Nie bądź śmieszna. Ty też nigdy mnie nie kochałeś. Wydaje ci się, że to z miłości mnie katowałeś, że nie kiedy moje ciało było całe w siniakach?
- Wiesz, co? Kurwa wiem jaki jestem po za tym Effy dobrze zdajesz sobie sprawę, że wtedy cały czas ćpałem. Po za tym to dzięki mnie jesteś teraz kim jesteś kochanie. Pomogę ci w interesach, będziesz mogłam mnie znów mieć dla siebie.- uśmiechnął się zadziornie co wzbudziło we mnie odrazę.
- Nie - splunęłam. - A teraz powiedz, gdzie on jest.
- Nie - powiedział pewny siebie.
Nie wytrzymałam. Chwyciłam go za szyję, powodując, że zaczęła się dusić. Szarpał się, lecz byłam o dziwo silniejsza. Po za tym chłopak był nieźle upity, także nie miał szans. Łapczywie próbował złapać oddech próbując się wyswobodzić z mojego uścisku.
- P- proszę - wychrypiał.
- Powiedz. Gdzie. On. Jest - wycedziłam przez zęby.
Pokiwałam szybko głową, zgadzając się, a ja puściłam jego szyję. Upadła na brudny asfalt, kaszląc i dławiąc się własną ślina. Nie było mi go ani trochę szkoda, bo wiedziałem, że na to zasłużył. Teraz gdy to ja mogę sam się bronić i stawiać mu powinien poczuć to co ja kiedyś przez niego.
- Przyjechał tu wczoraj. Planuje coś dużego.- spojrzałam jeszcze raz na niego kręcąc z desperacji głową wyszłam jak najszybciej z lokalu.
****
Dzisiejszy dzień wydawał się być spokojniejszy od poprzednich. Nic nadzwyczajnego się nie działo. Wszyscy zajmowali się sobą, zapominając o mnie, ale to było miłe. Mogłam odetchnąć od wszystkiego, siadając na tarasie i czytając książkę. Zastanawiałam się, czy właśnie tak będzie wyglądać teraz nasze życie. Będę siedziała sama w domu, chodząc do szkoły, a potem wracając będę iść do swojej "pracy" i martwiła się czy dożyje następnego dnia. Chciałam z powrotem mojego brata, który mówił mi o wszystkim i wspierał mnie. Gdzie on się podział? Chce żeby już był przy mnie, ale musiałam być cierpliwa wiedziałam, że jeżeli obiecał to przyjedzie. Dominik nigdy nie rzucał słów na wiatr.
Promienie słoneczne delikatnie pieściły moją twarz, a ciepły wiatr rozwiewał włosy. Sąsiadka, która mieszkała obok, podlewała swoje kwiaty, nucąc pod nosem jakąś piosenkę. Wszystko było takie spokojne.
- Cześć, Effy!
Na podjeździe stał samochód, o który opierał się Harry. Machał do mnie, uśmiechając się i sprawiając, że moje serce zaczęło szybciej bić. Odmachałam mu, posyłając chłopakowi swój najpiękniejszy uśmiech.
Zamknęłam dom na klucz, po czym podeszłam do niego. Zdziwiłam się, kiedy delikatnie mnie przytulił i ucałował we włosy. Wow, to było miłe.
- Chciałbym cię gdzieś zabrać - rzekł.
- W porządku - wsiadłam do samochodu, gdy otworzył mi drzwiczki.
Po chwili sam zasiadł na miejscu kierowcy, odpalił silnik i wcisnął pedał gazu. Płynnie snuliśmy się po asfalcie, wyprzedzając pozostałe samochody. Zdziwiłam się, że jechaliśmy w stronę centrum. Myślałam, że zabierze mnie w swoje strony, ale zaskoczył mnie i to naprawdę pozytywnie.
- Gdzie jedziemy? - spytałam, nie kryjąc entuzjazmu.
- Co powiesz na wspólny lunch? - uśmiechnął się, nie odwracając wzroku od drogi.
- Z chęcią - na moich policzkach pojawiły się rumieńce.
Nigdy nie mogłam zrozumieć czemu tak właśnie zachowywałam się przy nim.
Moje serce biło jak oszalałe, dłonie pociły się, a w brzuchu wybuchały fajerwerki. Nie mogłam zaprzeczyć temu, że Harry coś dla mnie znaczył. Intrygował mnie. Lubiłam jego uśmiech, zachrypnięty głos i nawet to, że był niebezpieczny tak samo jak ja.
Spojrzałam na niego inaczej niż zawsze i zauważyłam w nim cudownego człowieka, który tylko... pogubił się w tej całej cholernej machinie, zwanej życiem. Nie mógł znaleźć odpowiedniej drogi i zgubił swoją mapę, ale zawsze można to naprawić. I chciałam to zrobić, chciałam naprawić jego duszę i pokazać mu, że może prowadzić inne życie; lepsze i piękniejsze. Jednak najlepsze jest to, że sama nie potrafiłam zrobić tego ze swoim życiem.
Harry prawdę mówiąc był złym człowiekiem, ale wiele gorszym byłam ja.
Jego praca w porównania do mojej była darem. Chłopak zajmował się tylko rożnymi nielegalnymi interesami. Może i po części ja też to robiłam, ale on zdecydowanie nie odebrał życia tylu ludziom ilu ja.
Zatrzymaliśmy się przed drogą restauracją, gdzie rodzice często zabierali mnie i Dominika. Lubili tutejszą kuchnię i obsługę, bowiem zachowywali się, jakby naprawdę uwielbiali swoją pracę i z chęcią ją wykonywali.
Wystrój restauracji był przepiękny. Ściany były stare i zniszczone, ale nadawały temu miejscu zimnego charakteru, który zdecydowanie był tutaj potrzebny. Sufit był ze szkła i zwisały z niego żarówki., natomiast na ścianach przyczepione były doniczki, w których rosły kwiaty. Kochałam to miejsce za to, że wyglądało inaczej niż wszystkie inne; było zdecydowanie bardzo oryginalne.
Zajęliśmy jeden ze stoików obok okna. Usiadłam na ławie i oparłam się o białą poduszkę. Harry zasiadł naprzeciwko mnie, przywołując kelnera gestem dłoni.
- Dzień dobry, w czym mogę służyć? - młody Brytyjczyk podszedł do nas, wyjmując notes i długopis z kieszeni swoich czarnych spodni. Na jego ustach widniał szczery uśmiech, a oczy błyszczały dzięki żarówkom, które nadawały pomieszczeniu dużo światła.
- Poproszę halibut w sosie koperkowym i ryż - powiedział Harry, nawet nie spoglądając w menu.
- Dobrze - chłopak zapisał w notesie zamówienie Harry'ego. - A dla pani?
- Naleśniki nadziewane z sosem grzybowym - zamówiłam to, co zawsze.
- Niedługo przyniosę państwa dania.
Rudowłosy odszedł od naszego stolika i skierował się do kuchni. Nieśmiało uśmiechnęłam się do mojego towarzysza, który patrzył na mnie z jakimś dziwnym błyskiem w oczach. Ciekawe, czy zabrał mnie tutaj po to, aby mnie przeprosić, czy tak po prostu - bez okazji.
- Kiedyś przychodziłam tutaj z rodzicami i Dominikiem. Lubiliśmy tu jeść - odezwałam się pierwsza.
- Też kiedyś tu przychodziłem.
- Z Dante i waszą mamą, prawda?
- Skąd wiesz? - zmarszczył brwi, a ja przeraziłam się, że przekroczyłam jakąś niewidzialną granicę.
- Louis mi trochę opowiedział o waszej historii - nerwowo przegryzłam dolną wargę.
- Oczywiście, że powiedział - westchnął ciężko.
- Przepraszam.
- Nie masz, za co - uśmiechnął się. - Ale wolałbym sam ci o tym opowiedzieć.
- Możesz to zrobić. - upiłam łyk wody, którą podał nam kelner wraz z naszymi daniami, które pachniały wybornie.
- Cóż, Louis na pewno ci już wszystko opowiedział. Nie potrafi trzymać języka za zębami - puścił mi oko.
- Jest miły.
- Jego matka podobno taka była. Nie znałem jej, bo oddała Louisa mojej mamie, kiedy miałem około trzy lata, a Louis pięć. Wtedy jego matka była praktycznie umierająca, a Anne zgodziła się nim zająć. Chyba ją lubiła albo przynajmniej szanowała.
- Rozumiem, to było pewnie ciężkie dla twojej mamy - powiedziałam. - No wiesz, zajmowanie się trójką dzieci.
- Była sama, ale nigdy nie narzekała.
Pokiwałam głową, po czym zabrałam się za jedzenie. Rozmawialiśmy na wiele tematów, przy tym zjadając swój lunch. Harry był naprawdę zabawny i rozgadany. Cały czas opowiadał mi o śmiesznych sytuacjach w jego życiu i nawet zdradził mi parę faktów z jego życia. Kto by pomyślał, że Harry Styles był kiedyś bardzo wstydliwy i nieśmiały? Zaskoczył mnie, bowiem nigdy nie pomyślałabym nawet, że mógłby się przede mną tak otworzyć. Coraz bardziej się do niego przywiązywałam i chyba coraz bardziej mi się podobał. Tak, przyznałam się. Harry Styles zabójczo mi się podobał i sprawiał, że moje serce biło szybciej niż powinno, co naprawdę mnie frustrowało. Cholerne hormony.
- Dobrze spędziłaś popołudnie? - spytał, kiedy tylko opuściliśmy lokal.
- Bardzo - zagryzłam dolną wargę, opierając się o jego samochód.
- To dobrze, bo ja też - jego wzrok spoczął na moich ustach.
Oblizał swoje wargi, co podziałało na mnie jak płachta na byka. W tamtej chwili marzyłam tylko o jego piękny ustach. Marzyłam o tym, aby pocałować go najmocniej jak potrafiłam i abym wreszcie mogła dotknąć tych lśniących loków. Harry pochylił się nade mną, przybliżając swoją twarz do mojej. Patrzył w moje oczy z uwielbieniem i pragnieniem, które ja również odczuwałam. Zamknęłam oczy, czując jego gorący oddech na moim policzku. Nagle poczułam, jak jego usta delikatnie naparły na moje. Czule muskał moje wargi jakby bał się, że może je zniszczyć. Niepewnie chwyciłam go za szyję, ale zdecydowałam się wzmocnić uścisk, gdy objął mnie w talii. Zdawało mi się, że wszystko zniknęło, zostawiając nas samych. Jęknęłam cicho, kiedy jego język zaczął pieścić mój. To było magiczne uczucie, którego nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Rozpływałam się pod jego dotykiem i chciałam więcej, bowiem czułam, że robię się coraz bardziej spragniona jego bliskości. To był mój pierwszy pocałunek z Harry'm, który sprawił, że moje uczucie do niego powiększyło się stokrotnie.
- To twoje rysunki?- pokiwałam tylko głową przez co się uśmiechnął.- Cudownie rysujesz.
Harry z uwagą przyglądał się moim rysunkom, które trzymałam w teczce. Były tam rozmaite prace, począwszy od portretów, a kończąc na abstrakcji. Malowałam, odkąd pamiętam i zawsze szło mi bardzo dobrze. Mama zapisywała mnie na zajęcia dodatkowe, abym mogła rozwijać swoją pasję, ale rezygnowałam po paru lekcjach, zważając na to, że od zawsze miałam problemy z poznawaniem nowych ludzi.
- Naprawdę tak myślisz? - spytałam nieśmiało.
Chłopak spojrzał na mnie spod wachlarza rzęs i uderzyła we mnie intensywność jego zielonych tęczówek. Odruchowo oblizałam wargi, przypominając sobie nasz magiczny pocałunek, który na pewno zapadnie w mojej pamięci do końca życia. Nie można wyrazić słowami tego, jak bardzo chciałam ponownie go pocałować i zanurzyć palce w jego lśniących włosach.
- Tak - uśmiechnął się. - Wiążesz z tym swoją przyszłość?
- Raczej nie - spuściłam wzrok na swoje kolana, bowiem temat mojej przyszłości zawsze był dla mnie ciężki.
- Dlaczego? - delikatnie ujął mój podbródek i zmusił mnie, abym na niego spojrzała.
- Kiedy rodzice zginęli zostawili mnie i Dominika bez niczego. Oczywiście moja ciotka zawsze pomagała mi jeżeli nie miałam pieniędzy, ale sam wiesz mój brat mnie zostawił, a ja sama musiałam wejść w to bagno żeby dać sobie radę.
- Pomogę ci, jeśli chcesz. Mam mnóstwo pieniędzy - zaoferował.
- Nie, Harry. - powiedziałam stanowczo. - Wystarczy, że będziesz mnie wspierał.
- Zawsze będę.
- Zawsze, to bardzo długi okres czasu - westchnęłam, kiedy jego twarz zaczęła zbliżać się do mojej.
- Jak dla mnie, to i tak zbyt krótko, bo czuję, że przy tobie ten czas staje.
Serce zabiło mi szybciej, a włosy stanęły dęba, bowiem nikt wcześniej nie powiedział mi taki słów, jak Harry. Czy to było możliwe, żeby on także coś do mnie czuł? To wszystko było zbyt piękne, aby było prawdziwe.
Całowaliśmy się powoli, nie spiesząc się, aby wrócić do rzeczywistości. Zabierał mój ból, który palił mnie od środka. Nasze języki tańczyły wolny taniec do rytmu naszych serc. Coraz bardziej zakochiwałam się w tym chłopaku.
Nasze pocałunki przerwał telefon Harry'ego. Niechętnie oderwał się od moich ust, po czym odebrał telefon.
- Czego? - warknął. - Przepraszam na chwilę - zwrócił się do mnie, a następnie wyszedł z pokoju.
Z ogromnym uśmiechem na ustach przeczesałam swoje włosy. Byłam tak szczęśliwa, że za ten nadmiar powinno się mnie ukarać. Pierwszy raz od wielu dni, poczułam ulgę i euforię. Tęskniłam za tym uczuciem, ale coś czułam, że za chwilę wszystko szlag trafi.Gwałtownie wstałam z kanapy, chcąc iść do kuchni. Doszłam do futryny, kiedy zgięłam się w pół z bólu. Jęknęłam, czując, jakby ktoś wiercił mi nożem w brzuchu. Oparłam się o ścianę, zsuwając się po niej. Chciałam krzyczeć, lecz głos, który momentalnie utkwił mi w gardle, nie chcąc wydobyć się na zewnątrz, uniemożliwił mi to.
- Effy? - usłyszałam zatroskany głos Harry'ego. - Ej, mała, co ci jest? Słyszysz mnie?
Delikatnie zaczął dotykać mojej twarzy, a mnie chwycił kolejny skurcz. Sapnęłam, zamykając oczy, gdy obraz zaczął mi się zamazywać.
- Effy, nie zamykaj oczu! - to były ostatnie słowa, jakie usłyszałam.
____________________________________________________________________________
Mam nadzieje, że nowy rozdział się spodobał już nie długo będzie kolejny.
Pozdrawiam ^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro