Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11.

- Effy!- siedziałam właśnie z moim bratem i resztą w salonie kiedy przybiegł do nas zmęczony Niall. spojrzałam na niego zdziwiona i czekałam na to co chce powiedzieć.

- Rose, ona nie żyje..- wyszeptał, a mi właśnie zabrakło tlenu w płucach patrzyłam się na chłopaka zastanawiając się czy powiedział prawdę i czy aby na pewno dobrze zrozumiałam.

-Kto?- podniósł ton mój brat wstając ze sofy.

- Wiem tylko, że ktoś z ludzi Charmsa.- odparł.

Postanowiłam nie stać tam dużej tylko pobiegałam jak najszybciej do swojego pokoju zamykając drzwi na klucz,oparłam się o nie i zjechałam po nich. Słyszałam dobijanie się i głos swojego chłopaka jednak gdy powiedziałam żeby mnie zostawił prawdopodobnie dał sobie spokój.

Wybuchłam histerycznym płaczem, przylegając do drewnianej powłoki. Jak on mógł mi to zrobić? Dlaczego mnie nie zabił tak jak miał w planach na samym początku? Czy to właśnie jest ta kara Rose? Jeżeli tak, to strasznie jest okrutna, ale nie dla niej lecz dla mnie. Dlaczego mnie tak karał? Co takiego zrobiłam?

Moje serce krwawiło i wołało o pomoc, której nikt nie chciał mu dać.

Ostrzegano mnie - nie posłuchałam.

Dawano mi znaki - udawałam, że ich nie widzę.

Ból był tak potężny, że ledwo go wytrzymywałam. Czułam słony posmak na ustach, który był dowodem łez cierpienia. Po raz kolejny cierpiałam, ale chyba powinnam się do tego przyzwyczaić, prawda? Ile razy znowu będę na krawędzi wytrzymałości? Kiedy moja psychika wysiądzie, a ja trafię do szpitala psychiatrycznego, albo popełnię samobójstwo? Kiedy to nastąpi, bo mam już dość tego bólu. Chciałam po prostu w końcu przestać cierpieć. Wolałabym nie czuć nic, być obojętną na wszystko niż znosić te tortury. Dlaczego to wszystko musiało mnie spotkać? Boże, wytłumacz mi, bo nie rozumiem tego. Nie rozumiałam dlaczego to wszystko spotkało mnie. Wplotłam palce we włosy, ciągnąć je ze wściekłości. Byłam sfrustrowana i zrozpaczona równocześnie. Chciałam z tym skończyć raz na zawsze. Chciałam poczuć coś innego. Gdyby tylko istniał sposób, aby zapomnieć. Gdyby na świecie był napój zapomnienia, to na pewno bym go wypiła.

Skończę z tym, to już postanowione, ale najpierw zapomnę.

***

- Jesteś pewna, że to dobry pomysł?

Margaret patrzyła na mnie niepewnie, gdy nalewałam do kieliszków wódkę. Pierwszy raz widziałam ją taką niewinną jakby nigdy wcześniej nie piła i nie imprezowała, co było oczywiście nieprawdą, zważając na to, że często bywała w klubach. Uśmiechnęłam się sztucznie, podnosząc kieliszek do góry, po czym wlałam w siebie gorzki trunek. Skrzywiłam się czując jak moje gardło pali żywym ogniem. Pierwszy raz w życiu próbowałam samej wódki bez niczego. Czułam ogromną różnicę między drinkiem, który zamówił mi Harry kiedyś niż tym co piłam dzisiaj.

- Jasne - odstawiłam kieliszek z hukiem na stół. - Dlaczego nie? Chcę się zabawić.

- Effy, to nie jesteś ty - dziewczyna chwyciła mnie za ramię, a ja spojrzałam na nią marszcząc brwi.

- Jak to nie ja?

- Ty się tak nie zachowujesz - wyjaśniła. - Co się z tobą dzieje?

- Nic - zamrugałam szybko, aby pozbyć się łez. - Po prostu chcę spędzić czas z tobą w klubie, to nic takiego.

Margaret westchnęła zrezygnowana i szybko wypiła zawartość swojego kieliszka. Puściłam jej oko, a następnie zaczęłam wlewać w siebie alkohol, co ani trochę nie podobało się mojej towarzyszce. Głośna muzyka dudniła w moich uszach, a reflektory oświetlały ciało. Kiedy butelka wódki była do połowy opróżniona udałam się na parkiet, ciągnąć ze sobą Margaret. Zaczęłam ruszać się w rytm muzyki, nie zważając na to, że moje ruchy były wyzywające. Zapomniałam o wszystkim, a jedyne co się liczyło, to ta chwila, kiedy tańczyłam pośród tłumu spoconych ludzi. Nagle czyjeś dłonie spoczęły na mojej tali. Margaret spojrzała na mnie znacząco, a ja wzruszyłam ramionami i zaczęłam ocierać się o nieznanego mi blondyna. Zamknęłam oczy, wyrzucając ręce w górę, ponosząc się rytmowi. Gdy mój partner mnie opuścił zaczęłam skakać wraz z nieznanymi mi dziewczynami. Nie wiedziałam, gdzie podziała się Margaret i nie wiem czy to wina alkoholu czy mojej obojętności, ale nie interesowało mnie to gdzie poszła. Liczyła się tylko ta chwila, gdy nie myślałam o niczym.

Zaśmiałam się, gdy dziewczyna obok mnie krzyknęła "pieprzyć życie". Po chwili zrobiłam to samo, co ona, ale o wiele głośniej. I nagle wszyscy zaczęli krzyczeć te słowa wraz ze mną i praktycznie nagą czarnowłosą dziewczyną.

- Cześć, Effy!

Stanęłam w miejscu, gdy przede mną pojawił się Oliver. Nie zastanawiałam się co on robił w tej złej części miasta, tylko przytuliłam go mocno, śmiejąc się radośnie.

- Widzę, że jesteś nieźle wystawiona - zaśmiał się. - Co ty tutaj robisz?

- Nie widać? Bawię się! - uśmiechnęłam się szeroko. - Zatańcz ze mną!

- Może najpierw wyjdziemy na dwór? Powinnaś się trochę przewietrzyć.

- Ale potem ze mną zatańczysz? - ułożyłam usta w podkówkę, a on skinął głową, śmiejąc się ze mnie.

Oliver chwycił mnie za dłoń, po czym zaczął prowadzić między ciałami pijanych ludzi. Mięśnie na jego plecach napięły się, gdy pchnął ciężkie drzwi, które dzieliły nas od zimnego, nocnego powietrza.

Oparłam się o ceglaną ścianę, biorąc głęboki oddech. Pomału alkohol zaczął wyparowywać z mojego ciała, a ból wrócił ze zdwojoną siłą. Nie wiem ile tak staliśmy, nie odzywając się do siebie. Oliver patrzył na mnie uważnie tak jakby oceniał mój stan. Nie mogłam mu powiedzieć, co mnie spotkało. Nie mogłam powiedzieć nikomu. Miałam z tym skończyć i nikt nie miał po mnie płakać. Ba! Na pewno nikt nie będzie płakać, nikomu na mnie nie zależy. Byłam nikim i przekonałam się o tym wiele razy.

- Effy?!

Moje serce zamarło, gdy usłyszałam napięty głos Harry'ego. Patrzył to na mnie, to na Olivera, a jego oczy zmieniły się na kolor czarny. Zacisnął szczękę z całej siły tak samo jak dłonie. Wyglądał jakby chciał coś rozwalić i skuliłam się ze strachu, gdy spojrzał na mnie gniewnie. O co mu chodziło? Przecież to on mnie zdradził!

- Co to ma do kurwy być?! - krzyknął, a ja zatrzęsłam się ze strachu.

- Przestań, Styles. Nie widzisz, że twoja dziewczyna się ciebie boi?

Spojrzałam zdziwiona na Olivera, który zaśmiał się podle. Skąd on znał Harry'ego? Skąd wiedział, że byłam jego dziewczyną?

- Zamknij się! - Harry chwycił go za szyję, a ja pisnęłam, gdy mój przyjaciel zaczął się dusić.

- Zostaw go! - krzyknęłam. - To mój przyjaciel!

- Co?! - puścił Olivera i spojrzał na mnie gniewnie. - Przyjaźnisz się z swoimi wrogami? Przyjaźnisz się z osobą, która odpowiada za wszystkie twoje krzywdy?!

- O czym ty mówisz? - wyszeptałam. Jak to wyrządził wszystkie krzywdy? Jak to możliwie, że Oliver był wrogiem.

- Jak on się nazywa? - splunął, a ja zatrzęsłam się ze strachu.

- Oliver, to mój przyjaciel.

- Oliver?! - zaśmiał się sztucznie. - To jest brat Charmsa, idiotko!

Kolejny wstrząs przeszedł po moim ciele, a w oczach pojawiły się łzy. Spojrzałam na "mojego przyjaciela", który patrzył na nas z rozbawieniem w oczach. Na jego ustach widniał złośliwy uśmieszek i już wiedziałam, że Harry mówił prawdę. Zadawałam się z wrogiem. To on sprawił, że mój życie stało się piekłem. Oszukał mnie tak samo jak większość ludzi. Dostałam kolejną nauczkę. Nie powinnam ufać nikomu, bo nie wiadomo czy ktoś pokazuje Ci swoje prawdziwe oblicze. A potem tylko cierpisz i nie widzisz nic co mogłoby Cię uratować, tracisz wszystko co miałeś, a przede wszystkim tracisz siebie.

- Skoro już wszyscy się znamy - Olivier czy jak kolo wiek miał na imię puścił mi oko. - To może zakończymy to już raz na zawsze?.Charms nie ma już siły się z tobą bawić Effy więc powiedział, że jeżeli chcesz masz do niego dzisiaj przyjść i załatwić tą sprawę raz i na zawsze.

Patrzyłam jak zniknął w mroku, zostawiając nas samych. Niepewnie spojrzałam na Harry'ego, który ciężko oddychał wciąż zaciskając dłonie w pieści. Był bardzo zły i bałam się, że może coś mi zrobić.

- Nie wiedziałam... - zaczęłam lecz przerwałam, gdy jego oczy zaczęły skanować moją twarz.

- Przestań - warknął

- Harry nie wiedziałam do cholery, że to on! Nie widziałam go nigdy wcześniej na oczy.- powiedziałam zdenerwowana. Odwrócił się i odszedł, zostawiając mnie samą, płaczącą jak dziecko. To był koniec, to działo się naprawdę. Wszystko się rozpadło i jeśli myślałam, że nie może być gorzej, to się cholernie myliłam. Bo potem było jeszcze gorzej. Nadszedł ten moment kiedy będę musiała wziąć na siebie wreszcie karę za swoje błędy. W tym własnie momencie postanowiłam, że zmierzę się z Charmsem choćby miałby mnie zabić.

Wzięłam taxi jadąc do swojego mieszkania przeszłam obojętnie obok mojego brata, który właśnie stał.

- Możesz mi chociaż powiedzieć co ty odpierdalasz?- wydarł się przez co się do niego odwróciłam.

- Nic, nic Dominik dzisiaj wszystko załatwię więc będzie spokój.- odparłam przez co zmarszczył brwi, ale nie odezwał się.

Wyjęłam z szafy wszystkie potrzebne rzeczy idąc do łazienki zaczęłam się szykować.

Charms wysłał mi adres na, który miałam się stawić.

Wiedziałam też, że będę musiała się wydostać z mieszkania nie zauważalnie, ponieważ nie chciałam narażać swoich przyjaciół kolejny raz, a wiem, że gdyby się dowiedzieli na pewno nie pozwolili by mi jechać samej.

Paliłam właśnie papierosa kiedy zobaczyłam, ze dzwoni do mnie Harry postanowiłam to zignorować i gasząc papierosa przeszłam przez barierkę i ostrożnie zeszłam na dół po czym udałam się do garażu po motocykl. Wyprowadziłam najciszej go najciszej ja się da i dopaliłam nie zdarzając jeszcze odjechać widziałam tylko jak mój brat wygląda przez okno i szybko próbuje wyjść jednak słyszałam tylko jego krzyki z daleka. Droga nie zajęła mi dłuższą chwile. odstawiłam swoją maszynę wyjmując kluczyki.

___________________________________________________________________________

Czy Effy da sobie radę i pokona swojego wroga?

Mam nadzieje, że rozdział wam się podoba i miłego czytania.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro