Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6.

Światło nowego dnia wpadło do pokoju przez żaluzje. Promienie słońca, które postanowiły zwiedzić pokój napotkały moje oczy i je poraziły. Był to poranek z rodzaju tych, które zapowiadają nadejście wiosny. Poczułam jak światło drażni moje powieki. Otworzyłam więc oczy, ale natychmiast tego pożałowałam. Musiałam mrugnąć i wytężyć swój wzrok żeby przyzwyczaić go do panującej wokół jasności. Gdy już słońce przestało mi przeszkadzać spojrzałam na bruneta, który nadal był pogrążony we śnie. Patrzyłam na niego przez dłuższą chwilę nie mogąc się nadziwić, jak bardzo spokojnie wygląda. Jego rysy twarzy, kiedy spał zupełnie złagodniały. Oddech miał miarowy a włosy, które zawsze były idealnie ułożone teraz potargały się i zamiast odjąć mu uroku tylko mu go go dodały. W miarę kiedy tak na niego patrzyłam trudniej mi było uwierzyć, że to ten sam niegrzeczny i buntowniczy Harry jakiego poznałam.

Żal mi było go budzić, jednak wiedziałam, że czas mnie goni i powinniśmy jechać do szkoły. Szturchnęłam go więc w ramię. Za delikatnie jak się okazało bo chłopak nawet nie zareagował. Pomyślałam, że nie mogę mieć dłużej dla niego tak miękkiego serca i szturchnęłam go po raz drugi, ale mocniej. Wtedy zmrużył powieki i wymamrotał coś co nie przypominało słów.

- Harry wstawaj, proszę cię - powiedziałam półszeptem. Nadal byłam dla niego za miękka.

Odpowiedział mi kolejny pomruk. Chłopak przetarł swoją twarz dłonią i spróbował otworzyć oczy, ale kiedy tylko to zrobił słońce go oślepiło i szybko nakrył głowę kołdrą.

- Harry! - podniosłam głos próbując być bardziej stanowczą. - Nie wygłupiaj się i wstawaj.

- Effy zlituj się - wymamrotał. - Nie możesz jeszcze trochę pospać? Po za tym jakim cudem nie masz kaca?

Z ust wyrwał mi się śmiech. Pociągnęłam za kołdrę odsłaniając tym samym jego twarz, a on syknął kiedy znów uderzyło go światło.

- Nie. Było miło, ale nic nie może trwać wiecznie Harry. Dlatego teraz grzecznie wstaniesz i pojedziemy do szkoły. - dotknęłam jego policzka i zaczęłam go po nim głaskać.

- Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych. Więc skoro chcę spędzić wieczność z tobą w tym łóżku to nic mnie nie powstrzyma - mówiąc to wreszcie otworzył swoje oczy. Spojrzał na mnie i w tamtym momencie na jego twarzy pojawiły się bardzo ładny, chłopięcy uśmiech. Odjął moją rękę od swojego policzka i zbliżył ją do swoich ust. Delikatnie ją pocałował, przez co zapłonęły mi policzki. Byłam zaskoczona tym co właśnie się wydarzyło, ale nie to teraz było najważniejsze. Chłopak wreszcie wstał, a zmierzając go wzrokiem poszłam tylko do pokoju mojej ciotki po jakieś świeże ubrania dla Harryego.

Harry siedział posłusznie na łóżku wyczekując na mnie, a gdy tylko mnie zobaczył od razu wziął ode mnie świeżą bieliznę i bluzę. Sama również poszłam się odświeżyć bo mój wygląd nie był za kuszący. Założyłam jasne rurki, biały sweterek i świeżą bieliznę robią jeszcze delikatny makijaż.Uczesałam swoje jak zawsze niesforne włosy po czym poszłam przyszykować sobie rzeczy do szkoły. W kuchni siedziała brunet zajadający się o ile dobrze widziałam płatkami zbożowymi, klikał na przemian w swój telefon.

Napiłam się tylko soku jabłkowego nie czując głody po prostu usiadłam na wysepce kuchennej i odpaliłam papierosa częstując też chłopka, który od razu wyjął jednego z paczki.

- Nie chce być wścibski, ale Effy mieszkasz tu sama?- chłopak zmarszczył czoła wpatrując się w moja osobę.

- Po śmierci rodziców mieszkam tu z ciotką, ale jej praktycznie tu nie ma. Siedzi całymi dniami w pracy albo u swojego chłopaka- westchnęłam zeskakując.

- Chodź bo się spóźnimy- powiedziałam do bruneta biorąc ze sobą torbę.

***

- Ładnie sobie wczoraj popiłaś- droczył się ze mną Louis.

- Tak wiem, a tobie spodobała się moja przyjaciółka. Cóż na początku jak cie opisywała nie pomyślałam, że chodzi o ciebie frajerze. - zaśmiałam się upijając do końca kawę kupioną prze ze mnie w szkolnym automacie.

- Podobam się jej?- zapytał gwałtownie przez co zaczęłam się cicho śmiać.

- Może, ale wiedz, że jak jej coś zrobisz to cie wykastruje- spojrzałam na chłopka by upewnić się, że słyszał to co powiedziałam. Tomilson kiwnął tylko głową i wrócił do rozmowy z Niallem.

Harryego nie było w szkole, ponieważ stwierdził, że ma jakąś ważniejszą sprawę. Zawiózł mnie tylko i wrócił do siebie, a ja tym czasem teraz siedziałam z jego ekipą.

Z wielkim uśmiechem wyszłam z klasy gdyż była to moja ostatnia lekcja na, której miałam dosyć trudny test. Jednak nie przejmowałam się tym, bo byłam pewna, że wszystko dobrze napisałam. Szłam w stronę parkingu gdzie nie daleko znajdował się przestanek autobusowy.

Zobaczyłam nagle, że Harry wyszedł z samochodu. Oparty o maskę auta palił swojego papierosa. Na mój widok jego twarz się rozjaśniła, ale jego oczy zaraz zwróciły się w innym kierunku. Podążyłam za nim i zobaczyłam dwie dziewczyny, które patrzyły się na niego jakby był apetycznie wyglądającą babeczką polaną lukrem. Naprawdę dziwiłam się, że ślina nie spływa im po brodach. Chichotały i mówiły coś do siebie i czerwieniły się kiedy tylko Harry obdarzył je swoim spojrzeniem. Przewróciłam oczami na ten żałosny widok i podeszłam do chłopaka.

- Co za żenujący obrazek - prychnęłam.

Harry wtedy spojrzał na mnie, a jego usta cicho się roześmiały.

- Mi to nie przeszkadza w końcu mają się na co patrzeć. Jestem przecież tak nieludzko atrakcyjny - wyszczerzył się do mnie.

- Słyszałeś, że skromność to atrakcyjna cecha? - burknęłam, a wtedy chłopak położył swoje dłonie w mojej talii i przyciągnął mnie do siebie. Oplótł mnie wokół pasa i spojrzał mi w oczy. Widziałam, że jego nadal się śmieją.

- Ale tylko u naprawdę nie atrakcyjnych ludzi. Ja niczego nie udaję, a one dopiero teraz mają na co się patrzeć - najpierw nie rozumiałam o co mu chodzi, ale kiedy już złączył nasze usta w pocałunku, który zapierał dech w piersiach wszystko pojęłam i miałam nadzieję, że naprawdę patrzą. Kiedy odkleiliśmy się od siebie nie mogłam się powstrzymać, żeby spojrzeć za siebie. Dziewczyny odchodziły z zadartymi do góry nosami. Harry się roześmiał i poprawił mi włosy za ucho.

- Jesteś nie możliwy Harry, a po za tym przestań mnie całować- zrobiłam minę naburmuszonego dziecka wpatrując się w bruneta.

- Może Lubię Effy? Kochanie, przecież wiem, że ci się to podoba, a teraz bądź grzeczną dziewczynką i wsiadaj do samochodu- pokręciłam tylko głowa mijając chłopaka weszłam do auta czekając aż je wreszcie odpali.

- No to co do mnie czy do ciebie?- zapytał poruszając brwiami, a ja wyczuwając podtekst spiorunowałam chłopak wzrokiem i uderzyłam go żartobliwie w ramię.

- Jesteś beznadziejny.

- Wcale, że nie. Jestem beznadziejny, po uszy zauroczony tobą i... - spojrzał na mnie uśmiechając się w taki sposób, że musiałam się zaśmiać - wcale nie uważasz, że jestem beznadziejny. Myślisz, że jestem uroczy.

- Na pewno z tym swoim zawyżonym ego. Masz rację to bardzo urocze.

Zatrzymaliśmy się pod moim domem. Patrząc na znajome podwórko zastanawiałam sie czy moja ciotka była w domu. Chciałam z nią porozmawiać, bo moja ostatnia reakcja mimo wszystko była niesprawiedliwa wobec jej mimo, że nic jej nie usprawiedliwia chciała tylko pomóc.

Nacisnęłam na klamkę, ale Harry zatrzymał mnie dotykiem swojej dłoni na moim ramieniu. Spojrzałam na niego. Nie było mu już do śmiechu. Spoważniał i z troską patrzył na mnie jakby się bał, że zaraz może mi się coś stać.

- Pamiętaj, że jak będziesz miała jakieś problemy możesz na mnie liczyć.- pokiwałam tylko głową posyłając mu uśmiech weszłam do mieszkania, słysząc tylko warkot silnika znaczący, że brunet właśnie pojechał.

Odłożyłam torbę wchodząc do kuchni gdzie zobaczyłam totalny chaos.

Zmarszczyłam brwi przyglądając się temu usłyszałam głuchy szloch, który należał do Rose. Pewnym krokiem weszłam do salonu i nie wierzyłam w to co właśnie widzę.

- Witaj Effy!- zacisnęłam pięść wpatrując się w ciotkę, która leżała pobita.

- Co ty kurwa zrobiłeś?- warknęłam.

- Cóż zabiłaś ostatnio mojego wspólnika więc chciałem się odegrać.

- Nie był ci nawet potrzebny. Po za tym zabrałeś nasz towar- opowiedziałam.

Modliłam się tylko żeby nie przyszedł mu głupi pomysł wyjęcia broni, bo właśnie w takim momencie moje życie miało by już swój kres. Podszedł do mnie bliżej przypierając do ściany za szyje, nie miałam żadnych szans by się wydostać w jego uścisku. Mimo mojego szarpania mężczyzna śmiał się tylko z moich słabych starań.

- Jesteś taki samym śmieciem jak twój brat.- usłyszałam jego śmiech przez co od razu plunęłam mu w twarz. Spojrzałam na niego, który właśnie gniewnie zmrużył oczy. Wymierzył mi uderzenie pięścią w brzuch. Bolało tak, że nie mogłam zaczerpnąć powietrza i miałam ochotę pluć krwią.

- Na prawdę Effy czasem się zastanawiam jakim cudem jeszcze cie nie zabili.- powiedział puszczając mnie przez co upadłam z hukiem na podłogę. Złapałam ręką za swój brzuch, patrząc tylko na jego poczynania.

- Wiesz masz bardzo ładną ciotkę Effy..

- Proszę nie zabijaj jej!- wykrzyczałam przez co tylko się zaśmiał.

Zmarszczyłam brwi gdy kucnął przy niej i przejechał po policzku to na prawdę było dziwne zachowanie, a raczej właściwie on był psychopatą. Ja natomiast odepchnęłam od siebie ból i starałam się wyprostować.

- Nie zabije jej, spokojnie.- odparł, w kilka sekund pojawił się przy mnie.

Dostałam po tych słowach kolejny raz w brzuch. Teraz naprawdę mało brakowało, żebym nie wypluła z siebie krwi. Jeszcze mocniej ścisnął mój kark i sprawił, że oczy zaszły mi łzami od przeszywającego bólu, który czułam już niemal wszędzie. Puścił mnie jednak i wyszedł zamykając za sobą drzwi. Nie miałam siły nawet się ruszyć, ale wiedziałam, że Rose nie była w dobrym stanie. Przeklinałam siebie przez to jak bardzo wielką krzywdę jej wyrządził.

W tym momencie przypomniały mi się słowa Stylesa, ponieważ w tej chwili tylko on mógł mi pomóc. Nie mogłam prosić o to moich ludzi, ponieważ Pieter od razu by się dowiedział i rozpęta piekło. Łapiąc się za brzuch wstałam i poszłam na korytarz gdzie leżała moja torba.

Wyjęłam z niej telefon, czekając aż chłopak odbierze po chwili usłyszałam jego zachrypiały głos.

- Musisz mi pomóc Harry.- powiedziałam cicho.

- Effy co się stało?

- Przyjedź do mnie i proszę upewnij się, że nikogo nie ma przy moim mieszkaniu. Uważaj na siebie.- powiedziałam rozliczając się. O ostatnich siłach szybki krokiem poszłam do swojego pokoju wyjmując pistolet z szafki wróciłam do Rose, która leżała nie przytomna na kanapie. Nie mogłam zadzwonić na pogotowie, nie wiedziała bym jak mam wytłumaczyć to całe zajście. Usłyszałam kroki dla tego też od razu się podniosłam i złapałam pistolet w dwie dłonie celując nim w drzwi wejściowe.

- Co ty się kurwa stało?- usłyszałam głos Zayna przez co wypuściłam powietrze z płuc i opuściłam broń. W drzwiach po chwili stał Harry, Niall i Zayn wpatrzeni z szokiem we mnie.Harry podszedł do mnie i po chwili przytulił, zaciągnęłam się jego perfumami i wtuliłam w klatkę piersiową.

- Effy co tu się stało?- zapytał Niall odeszłam kawałek od bruneta stojąc na przeciwko Zayn.

- To jest teraz nie istotne. Nie mogę zawiść mojej ciotki do szpitala dla tego podam wam adres takiego kolesia i zawiesicie ją tak okey?- chłopcy tylko pokiwali biorąc moją ciocie.

Zostałam tylko z Harrym, który wciąż się na mnie patrzył, sprawdzając czy na pewno mi nic nie jest. Postanowiłam iść do kuchni gdzie szybkim ruchem przemyłam twarz i ręce.

- Powiesz chociaż mi?- zapytał Styles.

- Można powiedzieć, że kogoś zabiłam, a to jest zemsta.- odparłam wychodzą razem z nim na taras.

Wolną przestrzeń między mną, a Harrym nie wypełniało nic poza wypuszczanego ze świstem dymu z ust. Papierosy rozsadzały mi płuca i sprawiały, że zapominałam o bólu, który jeszcze promieniował w moim brzuchu. Przeklinałam się mentalnie, że nie napięłam brzucha i nie przygotowałam się na uderzenie. Wiem przecież jaką siłą w ręku dysponuje, a jednak nie broniłam się w żaden z wyrobionych przez lata sposobów. Dlaczego tego nie zrobiłam? Odpowiedź wdarła się do mojego umysłu, tak jak kolejny mocny buch do mojego gardła. Paliłam tak, jakbym chciała połknąć tego papierosa. Pomyślałam, że chciałam żeby mnie bolało, dlatego nie wykazałam żadnej chęci oporu. Wiedziałam, że powinnam być ukarana i chciałam czuć ból tak, jak to było możliwe. Teraz żałowałam nawet, że nie oberwałam mocniej. To było zbyt delikatne jak na karę. Dla złego człowieka, którym jestem. Dla chorej psychicznie dziewczyny, która nie potrafi docenić życia.

Zgasiłam papierosa nadal stojąc w tym samy miejscu poczułam obejmujące mnie ramiona wokół tali. Uśmiechnęłam się na myśl, że Harry tak bardzo stara się mnie wspierać. Delikatnie dotknęłam jego dużych dłoni słysząc pomrukiwanie.

- Effy choć opatrzyć brzuch, proszę.- westchnęłam tylko odwracając się pokręciłam głową i poszłam razem z chłopakiem do łazienki.

Harry wyjął wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, a ja bez skrepowania zdjęłam bluzkę czekając na jego ruch. Przejechał palcem po mojej ranie przez co syknęłam, ale ból, który spowodował nie należał do tych najgorszych. Posłał mi uśmiech zajmując się moim brzuchem, wszystko robił z wielkim skupienie i delikatnością.

- Powinnaś się przespać- powiedział podając mi bluzkę, którą od razu na siebie założyłam.-Jeśli chcesz to mogę zostać- pomaszerowałam do pokoju zakładając jakąś piżamę gdyż nie miałam nawet już siły by pójść do łazienki i porządnie się umyć.

- Harry w szafie masz dresy- powiedziałam cicho kładąc się do łóżka.

Po chwili poczułam obejmujące mnie ramiona chłopaka, który nucił mi jakąś piosenkę do ucha.

Odwróciłam się w jego stronę, wtuliłam i usnęłam co z początku sprawiało mi problem.

_____________________________________________________________________________

Mam nadzieje, że nowy rozdział wam się podoba i liczę na jakieś komentarze, gwiazdki.

JO�j^�ګu�}

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro