Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14.


Minęły rok od momentu kiedy straciłam pamięć, która zmieniła mnie w innego człowieka. Nie byłam już tą samą Effy. Na początku nazywali mnie dziewczyną Pitera jednak teraz mam określenie sobowtura Pitera. Lubiłam te określenie, bo wtedy czułam, że jest silniejsza od niego. Przejęłam wszystkie jego obowiązki. Gang był mój, ale zdobycie go było trudne, bowiem Dominic uważał, że to on powinien zająć się interesem. Nie wiedziałam, co skłoniło go do poddania się, ale pewnej nocy ogłosił, że to ja zajmę miejsce Pitera. Nikomu to nie przeszkadzało, ponieważ przeszłam wiele szkoleń, co sprawiło, że stałam się jeszcze bardziej silna i sprytna. Nina lubiła naśmiewać się z mojego umięśnionego brzucha, na którym wciąż widniały blizny. Oczywiście sama również taki miała, ale chyba śmieszyło ją to, że tak bardzo się zmieniłam. Z słabej Effy na silną Effy. To może wydawać się dziwne, że przewodzę gangiem mojego aktualnego wroga na, którego poluje już od dużego czas, ale czego się nie robić dla zemsty. Co do Stylesa nie widziałam go już długi czas. Wyjechał mówiąc mi, że musi odpocząć i załatwić parę spraw. Wiecie co jest najlepsze? Wróciły do mnie wszystkie wspomnienia związane z nim przez to, że Margaret tak dużo mi o nas opowiadała. Najwidoczniej musiałam go bardzo kochać czego bym się po sobie nie spodziewała.

Dzisiaj obchodziłam swoje dziewiętnaste urodziny, ale nie miałam ochoty imprezować w przeciwieństwie do moich przyjaciół. Pijąc whisky, patrzyłam na Amanda, która robiła drinki dla grupki nastolatków, którzy zawitali w jej barze. Było dopiero południe, a oni już mieli ochotę się upić. Wyglądali na mniej więcej piętnaście, szesnaście lat i gdy pomyślę, co ja robiłam w ich wieku, zastanawiam się, gdzie są teraz ich rodzice. W barze nie było nikogo oprócz mnie, Amanda i tych bachorów. Miałam ochotę wygonić ich za drzwi, ponieważ wydzierali się tak, że zaczęła boleć mnie głowa.

- Więc dzisiaj kończysz dziewiętnaście lat - Amanda oparła się o blat, patrząc na mnie z uśmiechem na ustach.

Nie miała już czerwonych włosów jak kiedyś, lecz czarne jak smoła. Była piękna i nie dziwiłam się, że taki przystojniak jak Nathan się w niej zakochał. Byli cudowni i ogromnie się cieszyłam, że miałam okazję ich poznać. Oboje bardzo mnie wspierali. Natahan pomagał nam w interesach, a Amanda służyła dobrą radą i darmowym alkoholem.

- Yep - odparłam, wypijając do końca trunek.

- Masz jakieś plany? - spytała.

- Nie, nie chcę w ogóle świętować.

- Dlaczego?

Wzruszyłam jedynie ramionami, a ona pokręciła zrezygnowana głową. Czasami ciężko było się ze mną dogadać, ale już taka byłam. Zamknęłam się w sobie i zaczęłam ukrywać swoje emocje pod maską obojętności.

Czarnowłosa nalała mi alkohol do pustej szklanki, a po chwili napełniła także drugą.

- Za twoje zdrowie - uniosła swoją szklankę, a ja zrobiłam to samo. - Wszystkiego najlepszego, Effy.

Uśmiechnęłam się szeroko, po czym wypiłam whisky. To było miłe z jej strony. Nie naciskała na jakieś przyjęcie tak jak Nina czy Dominic, tylko wypiła ze mną i złożyła mi skromne życzenia. Nie potrzebowałam niczego więcej, no chyba, że powrotu Harry'ego.

Moją uwagę przykuły szepty dzieciaków. Siedzieli przy stoliku nieopodal mnie i perfidnie o mnie gadali.

- Słyszałam, że ostatnio zabiła jakąś laskę, która nie oddała jej pieniędzy.

- Tylko to? Ona jest straszna, taka sam jak wszyscy jej znajomi. Lepiej żeby ktoś ich zabił.

Nie wytrzymałam. Wstałam ze stołka, a ono z hukiem upadło na podłogę. Podeszłam do ich stolika, a oni spojrzeli na mnie przestraszeni. Chwyciłam za włosy blondynkę, która powiedziała, że dobrze iż Harry zginął. Dziewczyna pisnęła z bólu, próbując się wyrwać, a jej przyjaciele zaczęli uciekać w stronę wyjścia.

- Amanda, zamknij drzwi! - krzyknęłam, a kobieta zakluczyła drzwi tym samym nie pozwalając wyjść reszcie.

- Nie tak szybko moi drodzy - właścicielka lokalu wyjęła zza pleców broń, celując nią w nastolatków. - Wracajcie grzecznie do stolika.
Grupa od razu wykonała jej żądanie i wróciła na swoje miejsce. Uśmiechnęłam się złośliwie, po czym przygwoździłam blondynkę, którą wciąż trzymałam do ściany. Zacisnęłam palce na jej szyi, patrząc jak próbuje złapać oddech. Łzy spłynęły po jej twarzy, gdy zwiększyłam uścisk. Próbowała oderwać moje palce, ale była zbyt słaba. Lubiłam patrzeć na to jak moje ofiary poddają się, a potem błagają o śmierć.

- Jak się teraz czujesz, skarbie? - zapytałam, uśmiechają się jak psychopatka. - Czujesz jak życie z ciebie uchodzi?

Jedna z jej przyjaciółek zaszlochała, widząc jak się znęcam nad dziewczyną. To była muzyka dla moich uszu i nic nie mogłam poradzić na to, że chciałam więcej. Wyjęłam z kieszeni nóż, po czym przecięłam nim skórę blondynki.

- Proszę nie! - ktoś krzyknął, ale po chwili zamilkł, gdy Amanda spojrzała na niego groźnie.

- Jak ma na imię wasza przyjaciółka? - spytałam, lecz nie otrzymałam odpowiedzi. - Mówcie!

- Demi - odezwała się cicho jakaś dziewczyna, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.

- Demi, Demi - zanuciłam. - Mamusia cię nie nauczyła, że nie wolno mówić takich rzeczy i rozmawiać o ludziach, których się nie zna? Teraz pożałujesz za to co powiedziałaś. Już nigdy więcej nic nie powiesz. Umrzesz, Kochanie, a wraz z tobą twoi przyjaciele.

Zaśmiałam się podle, słysząc krzyk i płacz nastolatków. Puściłam dziewczynę, a on upadła z hukiem na drewnianą podłogę. Pochyliłam się nad nią, a ona spojrzała na mnie nieprzytomnie.

- Przepraszam - wychrypiała.

-Wybacz, ale nigdy nie przyjmuje przeprosin - warknęłam, a następnie wbiłam jej nóż prosto w serce.

Dziewczyna wzięła ostatni oddech, po czym zamknęła swoje oczy. Wyjęłam nóż z jej ciała i wytarłam krew o swoją białą bluzkę.

Stanęłam przed resztą nastolatków, a Amanda do mnie dołączyła. Wyjęłam broń, którą miałam przymocowaną do paska, odbezpieczyłam ją i strzeliłam w dziewczynę. Do moich uszu dobiegł krzyk, a po chwili każdy z nich zaczął uciekać, próbując się ukryć. Wraz z Amandą wybijałyśmy ich jak kaczki i skończyłyśmy dopiero wtedy, gdy ostatni chłopak upadł na stolik, wykrwawiając się.

- Cudowny prezent urodzinowy.

Amanda zaśmiała się, słysząc moje słowa. Mój uśmiech znikł, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że będziemy musiały to posprzątać. Jakoś nie byłam zadowolona, że będę musiała zbierać te trupy, ohyda. Najwyraźniej Amanda, także niezbyt miała na to ochotę, bowiem zatkała nos, patrząc z obrzydzeniem na swój lokal.

- Jeśli jeszcze raz pozwolę ci strzelać w moim barze, to uderz mnie - powiedziała. - Taki bałagan.

- Spokojnie, zadzwonię do Nine, aby wziął kogoś i to sprzątnęła.

- Cudownie - uśmiechnęła się szeroko. - Jeszcze raz whisky?

- Nie, dzięki - odmówiłam, patrząc na zegarek. - Już późno, a muszę coś jeszcze załatwić.

- Widzimy się niedługo - ucałowała mój policzek.

Posłałam jej delikatny uśmiech, po czym wyszłam z lokalu. Zimne powietrze buchnęło w moją twarz, rozwiewając włosy. Szłam pomału opustoszałą ulicą, a jedynym dźwiękiem był odgłos moich obcasów, które uderzały o asfalt. Wsiadłam do samochodu, który kiedyś był Harry'ego i odpaliłam silnik. Wyjechałam z gorszej części miasta, kierując się do tej lepszej. Rzadko kiedy tam jeździłam raczej wolałam siedzieć w domu i nie robić nic innego. Dziwnie się czułam, widząc te wszystkie miejsca, w których kiedyś przebywałam. Coś ukuło mnie w sercu, gdy przejeżdżałam obok miejsca, w którym urządzono wyścigi, bo właśnie tam poznałam tego prawdziwego Harry'ego w którym się zakochałam. Na szczęście chłopak nie ma pojęcia o tym, że moja pamięć powróciła o co prosiłam każdego z przyjaciół.
„Harry wyciągnął rękę i jednym płynnym ruchem wskazał całą okolicę.

- Patrz, to co widzisz jest moim królestwem- odchrząknął i przytulił mnie mocniej. Oparł swoją brodę o moją głowę, a kciukiem przejechał delikatnie po moim ramieniu. - Już kiedy pojechałem w pierwszym wyścigu wiedziałem, że to wszystko jest moje na zawsze.

- Tak to uczucie jest niesamowite-wyszeptałam mając wrażenie, że nie jestem w stanie wykrzesać z siebie więcej siły.

- Mało powiedziane. Widzisz te pierdolone miasto jest martwe. Tylko tutaj na tym torze, za kółkiem czuję, że żyję. Mamy coś o czym oni wszyscy mogą tylko śnić. Jestem wolny. Nic mnie nie ogranicza. Wiem, że ty czuje to samo.

Po jego słowach jeszcze przez jakiś czas patrzyłam się na widok przed nami. Potem spojrzałam na niego. Wiedział, że mu się przyglądam i przez to na jego twarz wtargnął uśmiech."
Potrząsnęłam głową, aby pozbyć się tego obrazu z mojej głowy. Nie chciałam o tym myśleć, chciałam w końcu o tym zapomnieć, ale nie mogłam. Coś mnie blokowało, a przeszłość deptała mi po piętach. To wszystko mogłoby wyglądać inaczej, gdybym poszła innymi ścieżkami, ale nie zrobiłam tego i teraz miałam za swoje. Popełniłam wiele błędów, które teraz dają mi w kość. Nie chciałam tego.

Zdziwiłam się, widząc przed domem jakiś nieznany samochód. Otworzyłam drzwi wejściowe i weszłam do ciepłego domu. Rozmowy, które dochodziły z salonu ucichły, gdy po domu rozniósł się stukot moich obcasów.

- Kto to? - spytałam, widząc w pomieszczeniu nową twarz.

Na kanapie siedział przystojny szatyn, pijąc burbon. Miał szare oczy, które uważnie mi się przyglądały, wąskie usta i delikatny zarost. Na sobie miał ciemne spodnie oraz również ciemną koszulę, której rękawy podwinął, ukazując mnóstwo tatuaży. Trochę przypominał mi Harry'ego i dlatego bolał mnie jego widok.

- Justin - powiedział Louis, podchodząc do mnie. - Mój stary przyjaciel i prawie członek naszej załogi.

Każdy patrzył na mnie uważnie, czekając na moją reakcję. Podeszłam do barku, wlałam do szklanki whisky, po czym wypiłam alkohol.

- Fajnie - odparłam obojętnie. Ten mężczyzna nie interesował mnie dopóki nie sprawiał zagrożenia, a wydawał się być nieszkodliwy.

- Justin jest najlepszym przyjacielem Harry'ego.

Zamknęłam oczy, palce mocniej zacisnęłam na dębowym blacie barku. Ugryzłam się w język, aby nie powiedzieć coś głupiego. Musiałam się opanować i zlikwidować ten cholerny ból w sercu. Niech Cię

- Czy ty nie byłaś z Harrym? - spytał mój nowy "znajomy".

- Chuj cię to obchodzi - nie mogłam powstrzymać się przed odpyskowaniem.

- Zadziorna - rzekł rozbawiony, sprawiając, że Matt zaśmiał się cicho.

- Jesteś zabawny - uśmiechnęłam się sztucznie, podchodząc w jego stronę. - Skoro Harry jest twoim przyjacielem to łaskawie powiedz mi co tu robisz?! Jeżeli jego tu już z rok nie ma!- krzyknęłam mu w twarz co spowodowało, że Justin otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale po chwili je zamknął. Nie przejmowałam się tym, że mogłam go zranić tymi słowami, albo tym, że wszyscy patrzyli na mnie w szoku i z oburzeniem. Nawet Nina, która siedziała na kolanach Matta wyglądała na złą.

- Trzeba sprzątnąć syf, który narobiłam w barze – Zachary westchnął, słysząc moje słowa. Ostatnio dużo musiał po mnie sprzątać.

- Dużo tego jest? - spytał, wstając ze swojego wygodnego fotela, który kupił kiedyś na wyprzedaży antyków.

- Około sześciu trupów - wzruszyłam ramionami. - Pójdę do siebie.

Weszłam po schodach na górę, próbując zachować zimną krew. Po drodze do pokoju zdjęłam buty, chwyciłam je w dłoń i zamknęłam się w sypialni. Rzuciłam się na łóżko, chowając twarz w poduszce. Chciałabym, aby ktoś mnie ją teraz udusił, abym mogła umrzeć i skończyć ten głupi teatrzyk, który nazywał się życiem. Niszczyłam wszystko co spotkałam na swojej drodze, a ciemność pochłaniała mnie coraz bardziej. Nie było już we mnie ani krzty dobroci. Nie musiałam być taka obojętna, mogłam w końcu znowu okazać miłosierdzie i litość, a zrobiłam odwrotnie. Zabiłam dzisiaj ludzi, którzy mieli przed sobą całe życie i potraktowałam jak gówno przyjaciela Harry'ego. A to wszystko w moje urodziny. Oficjalnie nienawidziłam życia.

_______________________________________________________________________________

Mam nadzieje, że nowy rozdział wam się podoba.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro