Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10.


Pov* Harry

Ostatnie dwa dni wydawały się być dla wszystkich karą. Nikt nie myślał o niczym innym niż zemście, a poczucie winy zżerało nas od środka. Nie mogłem patrzeć na Dominika, który wyglądał jak wrak człowieka, zapłakaną Nine, zdenerwowanego Matta, pogrążonego w myślach Jasona i nie mogłem przyzwyczaić się do tego, że mój własny brat, który był cholerną gadułą przestał praktycznie się odzywać. Sam również się zmieniłem. Miałem wahania nastroju, które były uciążliwe dla wszystkich, którzy byli w moim otoczeniu. Miałem dość szpitalnego zapachu, który drażnił mój zmysł węchu i chciałem odpocząć i zapomnieć o wszystkich choć na chwilę. Z jednej strony żałowałem, że poznałem Effy, ale z drugiej właśnie ona pokazała mi życie z innej perspektywy. Czułem coś do niej i to było zbyt silne, zważając na to, że wciąż o niej myślałem. Uwielbiałem jej uśmiech chociaż tak rzadko się uśmiechała. Kochałem jej oczy, w których zatracałem się za każdym razem. Podobała mi się jej osobowość i że była inna o tych wszystkich ludzi. Ale najbardziej uwielbiałem jej usta, które mógłbym całować godzinami. Chciałem, aby była moja i przy niej myślałem o przyszłości właśnie z nią.I teraz gdy leżała nieprzytomna na szpitalnym łóżku, i wyglądała jak wrak człowieka czułem, że wszystko spieprzyłem.

- Kiedy ona w końcu się obudzi? - spytałem lekarza, który sprawdzał parametry życiowe.

- Panna Effy straciła dużo krwi i jej organizm jest wyczerpany - powiedział, wpisując coś do kartoteki. - Proszę uzbroić się w cierpliwość.

- Jak mam uzbroić się w cierpliwość, hm? - byłem cholernie wściekły.

- Wiem, że jest ciężko.

- Chciałbym zostać z nią sam - rzekłem, a mężczyzna wyszedł, zostawiając nas samych.

Usiadłem na krześle obok łóżka z uwagą przyglądając się mojej kobiecie. Powieki miała przymknięte, cień od rzęs padał na blade policzki. Klatka piersiowa rytmicznie unosiła się i opadała. Wyglądała tak spokojnie chociaż byłem pewny, że w środku walczyła ze sobą. Nie życzyłem jej takiego życia. Gdybym tylko mógł jej wtedy pomóc. Jednak nie mogłem cofnąć czasu i zapobiec temu wszystkiemu, ale mogłem być przy niej i wspierać ją w każdym momencie. Nie mogłem pogodzić się z uczuciem jakie do niej żywiłem. Wolałem znowu być obojętnym i ślepym na ludzką krzywdę, ale ona sprawiła, że stałem się miękki i wrażliwy w stosunku do niej. To było złe i dobrze o tym wiedziałem.

Nagle usłyszałem ciche westchnienie, a po chwili pomału otworzyła powieki. Rozejrzała się po całym pomieszczeniu, marszcząc czoło. Wyglądała na zagubioną i przestraszoną.

- Hej – szepnąłem, a ona spojrzała na mnie z wyraźną ulgą.

- Dlaczego jestem w szpitalu? – spytała cicho.

- Nie pamiętasz co się stało?

- Tylko tego mężczyznę i on wtedy – przełknęła głośno ślinę. – I ja... A on mnie...

Nie potrafiła się wysłowić, a w jej oczach pojawiły się łzy, które świadczyły o tym, że wciąż się bała. Delikatnie ścisnąłem jej dłoń, zataczając kciukiem kółka na jej skórze.

-Shh – nie mogłem patrzeć na jej łzy. – Już wszystko w porządku.

- Co z nim? – spytała.

- Harry, powiedz mi – ścisnęła moją dłoń. – Słyszysz?! Powiedz! Kim do cholery jasne był ten koleś i czy nie żyje? – uniosła głos.

-Był od Charmsa , i tak nie żyje. Dominik go znalazł i zabił, nie miałem na to wpływu – niepewnie spojrzałem w jej oczy, które nie wyrażały nic.

Przeraziłem się, gdy puściła moją dłoń. Zamknęła oczy, ściskając w dłoniach prześcieradło. Wyglądała jakby miała zaraz krzyknąć, co nie było dobre w jej stanie. Mogłem jej nie mówić. Mogłem to na razie przemilczeć i poczekać aż wypocznie, ale jak zawsze nie pomyślałem, i poszedłem na żywioł.

- Wyjdź – wyszeptała, a mnie zatkało.

- Co?

- Wyjdź! – krzyknęła. – Zostaw mnie samą. Nie chcę nikogo widzieć.

Wciąż w szoku wyszedłem z sali. Z bólem spojrzałem na Amber, która od razu do mnie podeszła. Delikatnie zaczęła gładzić moje ramię, uspokajając mnie. Dominik patrzył na nas z uniesionymi wysoko brwiami i zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Byłem niemal pewny, że pomyślał, iż coś nas łączy, ale na szczęście tak nie było.

- Obudziła się – powiedziałem chłodno. – Ale kazała mi wyjść i powiedziała, że nie chce nikogo widzieć.

- Niby dlaczego? – brunet prychnął, na co się spiąłem.

- Powiedziałem jej o Charmsie.

- Teraz? W tym momencie? Przecież dopiero się obudziła, idioto!

Tego było za wiele. Wyrwałem się z uścisku dziewczyny, po czym podszedłem do chłopaka i pchnąłem go na ścianę. Syknął, gdy jego plecy spotkały się z twardą ścianą. Chwyciłem go za szyję, zamachnąłem się i uderzyłem prosto w twarz. Jęknął, gdy moja pięść po raz kolejny spotkała się z jego nosem. Byłem wściekły i rozdrażniony. Effy wyrzuciła mnie z pokoju, a ten mały śmieć nazwał mnie idiotą. Jak można być aż takim głupcem? Nikt nie miał prawa tak się do mnie odnosić, nikt, a szczególnie ten frajer, który ją zostawił.

- Harry! – Nina odepchnęła mnie od Dominika, który własnie wstał i miał zamiar mi oddać co lekko mnie przeraziło, ponieważ był o wiele silniejszy ode mnie, a wcześniejszego ciosu po prostu się nie spodziewał. – Jesteśmy w szpitalu, ty draniu!

- Następnym razem jeżeli na mnie kurwa podniesiesz rękę to dostaniesz kulkę w łeb, rozumiesz? – wysyczał w moją stronę, na co pokiwałem głową. – Cieszę się, że się rozumiemy.

Nie zważając na nic ruszyłem w stronę wind. Nie miałem zamiaru zostać tam ani chwili dłużej.

***

Tydzień temu opuściłam szpital. Od razu wzięłam się za zbieranie jaki kol wiek informacji o Charmsie. Chciałam zapomnieć, lecz to własnie on zaczął ze mną grę, którą będę musiała wygrać. Może i pragnęłam jego śmierci za to co mi zrobił, jak wielką krzywdę zrobił moim bliskim. Wiedziałam, że to był grzech, bowiem powinnam załatwić to inaczej, ale w tym świecie ma się dwa wybory " Dać się zabić lub zabić " Miałam dość tego, że zawsze to ja najbardziej cierpiałam. Dlaczego to właśnie mnie zaatakowali, a nie kogoś innego? Oczywiście nikomu tego nie życzyłam, ale byłam wściekła na Boga za to, że do tego dopuścił.

Wiedziałam, że gdyby nie mój szef i to, że przez niego wzięli się za mnie, nie miała bym tych problemów. Piter dobrze wiedziała jak obronić własny tyłka dla tego też wszystkie jego problemy przeszły na mnie, ponieważ on sam w odpowiedni momencie zmył się co na prawdę wzbudziło we mnie wielką frustracje. Nigdy bym nie pomyślała, że może być taki tchórzem by zostawić swoich ludzi, interesy bez żadnego planu by się choćby obronić przed Chormsem. Siedząc na parapecie wpatrywałam się w las, który znajdował się za oknem. Kiedyś jak byłam mała panicznie się go bałam i nigdy nie chciałam tam chodzić, ale moja trauma się zakończyła, gdy tata wziął mnie za rękę i pokazał mi jak piękny on jest. Niepewnie przyłożyłam telefon do ucha wcześniej wybierając numer Harry'ego. Po chwili, która była dla mnie największą męczarnią, usłyszałam jego zachrypnięty głos:

- Nawet nie wiesz jak długo czekałem aż zadzwonisz.

Serce waliło mi niemiłosiernie szybko, a dłonie pociły się ze stresu. Przełknęłam głośno ślinę zanim zabrałam głos:

- Musiałam trochę odpocząć.

- Wiem – westchnął. – Tęsknimy za tobą... Ja za tobą tęsknię – powiedział po chwili ciszy.

- Ja też tęsknie – ból był słyszalny w moim głosie.

- To wróć – rzekł. – Pomogę ci, nigdy cię nie opuszczę, Effy. Pokażę ci jak bardzo mi na tobie zależy.

Przez chwilę panowała między nami grobowa cisza. Nie mogłam nic powiedzieć, albo raczej nie wiedziałam co. Zależało mu na mnie i tęsknił. Harry Styles za mną tęsknił, cholera.

Ja też za nim tęskniłam i to bardzo. Najbardziej nocą, kiedy leżałam zawinięta kołdrą i marzyłam o dobrym życiu, które będzie pełne szczęścia i miłości. Marzyłam o mnie i o Harrym. Chciałam go w mojej przyszłości, bo czułam, że jest tym jedynym.

- Wrócisz? – wyszeptał.

- Tak – powiedziałam. – Przyjedź po mnie wieczorem i powiedz, aby Lexi wracała do domu.

- Co? – usłyszałam zdziwienie w jego głosie.

- Wiem, że mnie obserwowaliście – westchnęłam ciężko.

- Musiałem być pewny, że jesteś bezpieczna.

- Wiem. Niech Lexi wraca do domu.

- Dobrze. Przyjadę wieczorem.

- Pa – powiedziałam, po czym się rozłączyłam.

Westchnęłam ciężko, wyobrażając sobie nasze spotkanie. Będzie ciężko, to jest pewne i jeśli miałabym być szczera, to bałam się jak cholera. Chciałam, aby wszystko się ułożyło. Pragnęłam go przytulić, pocałować i pokazać mu, że mi także na nim zależy.

Jednak wiedziałam, że gdyby nie wyjechała na te parę dni nie zdołała bym zdobyć tylu informacji i zająć się w spokoju tą sprawą.

*

Siedziałam nad brzegiem jeziora, wpatrując się w przepiękny widok przede mną. U mojego boku znajdował się Margaret, który z zawzięciem coś mi opowiadała. Jej oczy błyszczały za każdym razem, gdy wybuchała śmiechem ze swojego własnego żartu. Była pozytywną osobą i tylko z nią utrzymywałam kontakt przez ostatni tydzień. Nie chciałam jej powiedzieć co się stało, a ona na moje szczęście nie naciskała i pogodziła się z moją decyzją. Cieszyłam się, że ją poznałam, bo sprawiała, że choć na chwilę zapominałam o wszystkich złych rzeczach. Potrafiła samą obecnością wysłać mnie do innego świata, który koił mój ból.

- Jesteś ostatnio strasznie małomówna – Margaret trąciła mnie żartobliwie w ramię.

- Przepraszam, ale nie sypiam zbyt dobrze – tak naprawdę nie skłamała, bo ostatnio praktycznie nie zmrużyłam oka.

- Właśnie widzę, masz ogromne wory pod oczami – wskazała na swoje oczy.

- Dzięki! – zaśmiałam się.

- Nie chciałam cię urazić! – zaprotestowała szybko. – Przepraszam.

- W porządku – uśmiechnęłam się, widząc jego zmartwioną minę. – Co dzisiaj robiłaś?

- Świętowałam z kumplami – jej oczy zabłyszczały jak światełka choinkowe.

- Co świętowaliście?

- Można powiedzieć, że wygraliśmy zawody – puściła mi oko.

- Tak i chyba nie chcę wiedzieć więcej – uśmiechnęłam się. - Przynajmniej dostaliście jakąś fajną nagrodę?

- Satysfakcję - uśmiechnęła się bezczelnie. - Kiedy wracasz do ludzi?

- Dzisiaj.

- Razem ze mną? - spytała z nadzieją.

- Nie, przykro mi. Mój chłopak po mnie przyjeżdża.

Uśmiechnęłam się nieśmiało, kiedy tylko słowo "chłopak" wyszło z moich ust. Kto by pomyślał, że spotka mnie takie szczęście i w końcu znajdę swoją drugą połówkę. Pragnęłam chwalić się Harrym, ale wiedziałam, że to mu się nie spodoba. Był niebezpieczny i na pewno poszukiwany przez policję i gdyby ktokolwiek dowiedział się, że Harry Styles jest ze mną powiązany mielibyśmy niemałe kłopoty.

- Czemu nie mówiłaś, że jesteś z Harrym?- zauważyła, marszcząc brwi.

- Cóż, nie było okazji. - wzruszyłam niewinnie ramionami.

- Kochasz go? - spytała, co mnie strasznie zdziwiło. Czemu mnie o to spytała?

- Myślę, że tak - spojrzałam na nią podejrzliwie. - Skąd takie pytanie?

- Z ciekawości - zaśmiała się nerwowo.- Mam nadzieję, że ten dupek będzie się tobą opiekować.

- Dupek? Dlaczego tak go nazwałaś? - nic nie mogłam poradzić na to, że w moim głosie było słychać złość.

- Bo jaki chłopak pozwoliłby wyjechać swojej dziewczynie i to zupełnie samej na takie odludzie? - uniosła brew wysoko.

Rudowłosa na prawdę od jakiegoś czasu bardzo dziwnie się zachowywała co coraz bardziej mnie zastanawiało. Nie, to sterta bzdur. A Harry był cudownym chłopakiem, który mimo wszystko nie zostawił mnie samą, zważywszy na to, że cały czas mnie obserwowali. A po drugie, to potrzebowałam przestrzeni i chwili samotności, aby poukładać sobie pewne sprawy, i jestem mu wdzięczna, że mi ją jako taką dał.

- Nie zrozum mnie źle, ale jesteś moją przyjaciółką i się o ciebie troszczę - uśmiechnęła się.

- Oczywiście - odparłam.

- Teraz będziemy podbijać świat - objęła mnie ramieniem, pokazując na krajobraz przed nami.

- Co? - zaśmiałam się.

- Cudowni Duliver! - krzyknęła, a jej głos odbił się echem.

- Jesteś szalona! - nie mogłam opanować swojego śmiechu.

- Wiem, że to kochasz.

*

Lubiłam spędzać czas z przyjaciółmi. Zazwyczaj nie robiliśmy nic konkretnego, po prostu siedzieliśmy w salonie, oglądając jakiś film i rozmawiając o błahostkach. Lubiłam śmiech Niall, żarty Louis i beztroskiego Zayna, który miał z dnia na dzień lepszy humor. Liama, który jak zawsze siedział wyluzowany.

Tak szybko zdołałam się do nich przyzwyczaić.

Wiedziałam, że byli moją drugą rodziną i dla tego tak bardzo ich kochałam.

- Zjadłbym chińszczyznę - Niall zaczął marudzić, co moim zdaniem było zabawne.

- Chińszczyzna odpada, zawsze musimy czekać na nią wieczność - Louis jęknął - Za to pizza brzmi świetnie.

- Pizza z podwójnym serem - rozmarzyłam się.

- I z kurczakiem - Niall oblizał usta. - O Mój Boże, dzwońcie!

Zaczęłam się śmiać jak opętana, a po chwili dołączył do mnie Louis, Niall, Liam i Zayn . Harry przyglądał się nam z obojętnością wymalowaną na twarzy. Obrzucił nas ostatnim lekceważącym spojrzeniem, po czym wrócił do pisania czegoś na laptopie. Nie rozumiałam czemu od dobrego tygodnia jego zachowanie się tak zmieniło. Zrobił się zimny, nie okazywałam mi uczuć, a raczej starał się to ignorować. 

- To ja zadzwonię - Niall wstał z sofy, wyjmując z kieszeni telefon. - Podwójny ser i kurczak?

- I oliwki! - krzyknął Louis , na co pokiwał głową i wyszedł z pokoju.

- Byliście na jakiejś akcji razem ostatnio? - spytałam zaciekawiona.

- Aha. To była mała akcja, nic wielkiego. Musieliśmy tylko pobić paru kolesi.

- To super - uśmiechnęłam się szeroko.

- Będę was nie długo potrzebowała, oczywiście jeżeli będziecie chcieli mi pomóc.- powiedziałam widząc ich zamyślone wyrazy twarzy.

- O co chodzi?- zapytał Louis

- O Charmsa, a jak że by inaczej? Będę chciała porwać jego żonę i spróbować nawiązywać z nim jakie kol wiek porozumienie, a jeżeli nie to sami wiecie.- przełamałam siline.

- Nawet ci nie radzę próbować tego robić.

Wszyscy spojrzeliśmy na Harryego, który wciąż był zapatrzony w ekran laptopa. Jego słowa były skierowane oczywiście do mnie co mnie sfrustrowało. Czasami bywał taki dziwny i mówił niezrozumiałe rzeczy, to było wkurzające.

- Tak, jak zawsze masz racje - syknęłam, a on spojrzał na mnie, marszcząc brwi. - Potrafisz zrozumieć chociaż to, że nie mam innego wyboru?

- Oczywiście - jego głos był chłodny jak lód. - Tylko, że nie zdajesz sobie sprawy jak wiele ludzi narazisz na śmierć miedzy innymi samą siebie. Po za tym powinnaś umieć oddzielić prace od życia prywatnego.

- Tak jak ty?- syknęłam na co pokiwał obojętnie głową.

- Właśnie widać - zaśmiałam się gorzko. - Nie robisz nic innego niż siedzenie przed tym cholernym urządzeniem!

- Ktoś w końcu musi zająć się Charmsem - warknął. - Dominik jest zajęty ratowanie ludzi z twojej ekipy z resztą jego ludzi, a ty nic kompletnie nie robisz Effy, oprócz wpakowywania się w kolejne problemy.

- Zamknij się do cholery! - krzyknęłam, a chłopacy niepostrzeżenie wymknęli się z pokoju, zostawiając nas samych. Tchórze.

- Prawda boli co? - Harry spojrzał na mnie z nienawiścią w oczach, odstawiając laptopa na bok.

- Prawda?! Chcesz usłyszeć prawdę?! - wstałam, a on zrobił to samo. - Jesteś niezdecydowanym gnojkiem, który ma wiecznie swoje humorki. Udaję silnego, żeby pokazać innym swoją wyższość. Nie w takim Harrym się zakochałam. Mam dość Harry, bo jaki sens ma moja chora miłość do ciebie, kiedy ty nawet mnie nie chcesz, bo gdybyś mnie chciał, to wszystko wyglądałoby inaczej. Więc nie mów co jest prawdą! Nie masz pojęcia w jakiej sytuacji jestem i jak się z tym wszystkim czuje. Jesteś po porostu pierdolonym egoistą!- wydarłam się przez co chłopak stał zaskoczony.

Oboje wpatrywaliśmy się w siebie ciężko dysząc. W końcu powiedziałam mu co myślę o nas i było mi z tym dobrze. Ciężar spadł z mojego serca i nareszcie poczułam się wolna. Tak długo czekałam na ten moment, tak często układałam sobie w myślach słowa, które mu powiem, aż w końcu to się stało.

- Więc tak to spostrzegasz? - spytał się cicho.

- Tak - łzy cisnęły mi się do oczu, ale nie miałam zamiaru płakać, o nie.

- Kocham cię, Effy całym sercem. Jesteś dla mnie najważniejsza. Żyję tylko dla ciebie, to twój uśmiech i głos trzyma mnie przy życiu. Kocham to w jaki sposób zarzucasz włosami, albo pokazujesz, że życie jest piękne mimo tych wszystkich złych rzeczy, które nas spotkały. Uwielbiam twoje oczy, bo przypominają mi o zapachu skoszonej trawy, który kocham, a ponadto zielony to mój ulubiony kolor. Wiesz dlaczego się nie staram? Bo nie zasługuję na ciebie, jesteś dla mnie zbyt dobra. Przeszłaś tak wiele w życiu, a ja nie chcę cię skrzywdzić. Ale pamiętaj, że cię kocham najbardziej na świecie, Effy, bo jesteś moim centrum wszechświata - cały czas patrzył mi w oczy, z których wydostawały się łzy wzruszenia i szczęścia. Nie chciałam ich ukrywać. Byłam szczęśliwa, bo ten drań w końcu się przyznał, że mnie kocha.

- Tak bardzo cię kocham, Harry - zapłakałam, głaszcząc jego policzek. - Proszę, nie zostawiaj mnie. Bądź mój, bo to sprawi, że będę najszczęśliwsza na świecie. Jedynie odrzucenie może mnie zranić.

Chłopak objął mnie mocno, całując czule wargi. Było mi tak dobrze w jego ramionach, a jego usta były idealnie dopasowane do moich. Moje wszystkie obawy nagle zniknęły razem z poczucie bliskości bruneta.

*

Oczekiwanie na Harry'ego, to jak oczekiwanie na prezenty w święta. Cały czas się uśmiechałam i nie zwracałam uwagi na otaczający mnie świat. Żyłam tylko świadomością, że niedługo zobaczę miłość mojego życia. Tak, Harry był miłością mojego życia i mimo że nie znaliśmy się długo, to kochałam go i pragnęłam, aby i on mnie kochał. Tylko tego pragnęłam.Nagle do moich uszu dobiegł dźwięk silnika i opon, które jechały po piachu. Harry wysiadł z samochodu, uśmiechając się do mnie. Serce zabiło mi szybciej, a w brzuchu wystrzeliły fajerwerki.

- Cześć - odezwał się, podchodząc bliżej.

Nie wytrzymałam. Wpadłam w jego objęcia, całując go mocno. Jego język delikatnie pieścił moje podniebienie, powodując, że jęknęłam mu w usta. Pociągnęłam delikatnie za jego włosy, a jego dłonie znalazły się pod moją koszulką i z uczuciem gładziły plecy. Przyjemny dreszcz przeszedł po moim ciele, co nie uszło uwadze Stylesa, który uśmiechnął się podczas naszego namiętnego pocałunku. Pożądanie brało nade mną kontrolę, budząc do życia najmroczniejsze zakamarki mojego ciała. Mlasnęłam niezadowolona, gdy się ode mnie odsunął. Jego czoło opierało się o moje, a zielone oczy patrzyły z miłością w moje, brązowe.

- Oszaleję przez ciebie - mruknął, całując mnie w policzek. - Jesteś tylko moja.

- Na zawsze - wyszeptałam, a on uśmiechnął się czule.

Delikatnie musnęłam jego usta, po czym odsunęłam się od niego. Ta obietnica była dla mnie bardzo ważna. Nie chciałam, aby kiedykolwiek mnie zostawił, to by mnie zabiło.

Usiedliśmy na schodkach, wsłuchując się w śpiew ptaków. Oparłam głowę o jego ramię, a on objął mnie ramieniem. Było cudownie, bo nikt nam nie przeszkadzał i byliśmy tylko my.

- Muszę coś ci powiedzieć, Harry - przełknęłam głośno ślinę. Nie chciałam niszczyć tej romantycznej chwili, ale musiałam.

- Co się stało? - spytał zmartwiony.

- Ten mężczyzna, który mnie zranił powiedział mi coś - zamknęłam oczy, czując ten ból. - Powiedział, że Charms jest gotowy i czas zacząć grę. To właśnie ty mi wtedy przekazałaś w szpitalu jak nie pamiętałam co się stało, ale potem wszystko wróciło. Wiem kim on był, wiem co muszę zrobić dla tego też musiałam wyjechać na ten tydzień by załatwić parę spraw. Nie mówiłam ci tego wcześniej dla tego, że..sam wiesz jak się zachowywałeś kiedy wróciłam.

Wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił. Zacisnął szczęki z całej siły, a oczy zmieniły kolor na czarny. Usta miał zaciśnięte w wąską linię, a całe ciało spięło się z nerwów.

- Czyli to było tylko ostrzeżenie - mówił jakby do siebie. - Charms chce się bawić? Cudownie.

-To moja wina.- westchnęłam.

- Nie mów tak proszę. Pomożemy ci zobaczysz będzie dobrze. Jedyna wina leży tylko na twoim szefie, ale nie mogłaś wiedzieć, ze tak się stanie.

____________________________________________________________________________________

Mam nadzieje, że rozdział się wam podoba i podzielicie się ze mną z opiniami na jego temat.

Miłego dnia skarby!

Pozdrawiam..


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro