Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

«mommy»

    10.07.2008r.    

Taehyung kolejny raz poprawił się na nieco wgniecionym już materacu i odchrząknął, dalej nie mogąc się zabrać za wydanie z siebie dźwięku, przypominającego słowa. A Jungkook tylko siedział dosłownie kilka centymetrów obok niego, cierpliwie czekając, aż ten sam weźmie się w garść tam w środku. 

– Przepraszam, Jeonggukie... Nie wiem, czy dam radę... – wydusił w końcu z siebie, spuszczając głowę na swoje kolorowe skarpetki i przegryzł dolną wargę, wewnętrznie dosłownie drżąc ze wszystkich emocji. To był zdecydowanie ciężki temat. 

– Spokojnie, hyung. Nie musisz mówić, jeśli nie potrafisz... – wyszeptał uspokajająco, kładąc w tym czasie jedną dłoń na ramię starszego i gładząc je delikatnie opuszkami palców. Wiedział, że jego pytanie było odrobinę ciężkie, ale ciekawiło go to strasznie. W końcu już kilka razy słyszał od jasnowłosego krótkie historie o jego mamie. Jednak ani razu nie odważył się zapytać o coś więcej. Aż do dziś. 

Widząc, w jakim stanie jest jego przyjaciel, Jeon nie czekał dłużej i w ciągu sekundy praktycznie rzucił się na niego, zamykając ciało Taehyunga w żelaznym uścisku. Chłopak zdecydowanie się tego nie spodziewał, więc nie miał nawet w jaki sposób przygotować się na atak przytulaśnego królika, przez co oboje wylądowali na materacu, chichocząc cicho do siebie nawzajem. 

– Kiedyś się ciebie pozbędę, zobaczysz – powiedział przez śmiech, mimo tych słów ufnie wtulając się w jego ciało i chowając nos w jungkookowej koszuli nocnej. 

– I tak mnie kochasz – przeciągnął ostatnie słowo, składając soczystego buziaka na czole starszego, na co ten wydał z siebie dziwny odgłos, świadczący o tym, jak bardzo go to obrzydziło. 

– Zapomnij! Jesteś do niczego, Jeon. Tylko ślinić się potrafisz. – Odtrącił go od razu od siebie, z niezadowoloną miną wycierając "skażoną" skórę. Ale w głębi duszy obaj wiedzieli, że te słowa były kłamstwem. 

***

– Śpisz? – Cichy szept Taehyunga doleciał do uszu powoli usypiającego chłopaka, sprawiając, że ten od razu zerwał się do siadu. 

– Co się dzieje? Słabo ci? – Od razu rzucił się na niego z pytaniami, za bardzo obawiając się, że może to być kolejny atak. Starszy nie miał ich już naprawdę długo i bał się, że może to po prostu cisza przed burzą. 

– Nie, dzieciaku, wszystko w porządku... – Jeon odetchnął z ulgą, ponownie zajmując miejsce na poduszce. – Ale wiesz... Mogę ci coś poopowiadać, jeśli chcesz. O mamie... – ostatnie słowo powiedział prawie bezgłośnie, jednak zdołało ono dolecieć do ciemnowłosego, który w ciągu sekundy przekręcił się na bok, aby móc widzieć swojego współlokatora. 

– Tae, nie zmuszaj się... Naprawdę nie musi-

– Ale chcę. Naprawdę, już jest lepiej. – Taehyung również położył się na boku, a przez jasny księżyc w pełni, którego światło padało przez okno pokoju na poddaszu, chłopcy widzieli siebie, zupełnie jakby był środek dnia. Kim uśmiechnął się do niego, chcąc dodać pewności swoim słowom, a młodszy nie mógł się powstrzymać przed wykorzystaniem tej okazji. Ciekawość za bardzo go zżerała. 

– Dobrze... Więc... Jaka była? – zadał najprostsze pytanie, na jakie był w stanie się póki co zdobyć. Niby takie zwykłe, ale dla dwunastoletniego chłopca, który nigdy nie poznał się z matczynym ciepłem, było niezmiernie ważnym. 

– Była wspaniała... – Uśmiechnął się na samo wspomnienie kobiety. – Miała takie śliczne, czarne włosy... Lubiłem robić jej warkoczyki. Troszczyła się o mnie najlepiej, jak potrafiła... Kochała mnie, a ja ją... – Odchrząknął, nie chcąc dać usłyszeć młodszemu, że pod koniec załamał mu się głos. Ale Jeongguk wiedział, że Tae może się w każdej chwili popłakać, nie był zbyt silny psychicznie. A on był tu po to, aby przytulić go, kiedy będzie mu smutno. 

– Musiała być naprawdę dobrą kobietą... Dla... dlaczego cię oddała? – zapytał, wahając się z tym nieco, bo jednak to naprawdę nie było łatwe. Nie było, ale też nie będzie, więc nieważne, kiedy mu powie. Zawsze będzie bolało tak samo. 

– Nie miała wyboru... – Taehyung spuścił wzrok na swoje dłonie, które zaciskały się na pościeli i pociągnął nosem. Nie było łatwo, ale skoro zaczął, musi skończyć. – Nie mieliśmy nikogo... Żadnych dziadków, rodziny... Nie mieliśmy do kogo zgłosić się po pomoc... Bała się, że on coś mi zrobi... 

– On? – Jeon wzdrygnął się, czując nieprzyjemne pieczenie oczu, wiec zamrugał kilkakrotnie, chcąc się go natychmiast pozbyć. Miał być tym silnym, kiedy starszy będzie płakał. 

– Mój ojciec... Na mnie nigdy nie podniósł ręki, ale... Ona często była cała w siniakach... Nawet nie wiesz, jak ciężko było na to patrzeć... – W tym momencie już nawet nie krył się ze łzami. Nie szlochał, po prostu krople samoistnie spływały po jego policzkach, mocząc poduszkę. – Nie chciałem się tu znaleźć... Bardzo nie chciałem, ale powiedziała, że postara się zrobić wszystko... I że po mnie wróci... – Jego powieki już dawno się zacisnęły, dlatego aż podskoczył, kiedy nagle poczuł zginający się obok niego materac i ciało, wtulające się w jego plecy. 

– Wróci, Tae. Jak obiecała, to wróci. Musisz tylko cierpliwie czekać i w nią wierzyć, a wszystko skończy się dobrze. – Jungkook wyszeptał praktycznie przy jego uchu, w następnej chwili składając na nim ledwo wyczuwalny pocałunek. 

A Taehyung nie mógł w tym momencie marzyć o czymkolwiek innym i do świtu nie pozwolił młodszemu na powrót do jego łóżka. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro