Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

«dog»

    04.05.2009r. 

– Jungkookie, a kupimy później lody? – zapytał wesoło starszy, przeskakując z nogi na nogę po kostkach brukowych, uważając, żeby nie stanąć na szczelinę między nimi. Może była to trochę dziecinna zabawa, ale kto mu zabroni?

– Jeśli chcesz. Zostało mi trochę oszczędności, więc jak będziemy wracać, pójdziemy do budki na rogu, okej? – Szatyn zwrócił się w jego stronę z szerokim uśmiechem, a na twarzy Taehyunga od razu wykwitł podobny wyraz. Wiedział, że jego przyjaciel się zgodzi. Zawsze robił wszystko, żeby Kimowi było jak najlepiej.

Jeon śmiał się pod nosem, widząc zabawę jego współlokatora. Sam wolał pozostać tym rozważnym i w razie wypadku uratować Tae, zamiast bawić się razem z nim. Bo w końcu to jemu pani Choi kazała pilnować starszego, kiedy wychodzili z budynku.

Jasnowłosy stwierdził, że zabawa w przeskakiwanie szczelin zrobiła się nudna, więc zamiast tego wszedł na krawężnik i rozłożywszy ramiona, zaczął iść na przód, balansując swoim ciałem. Jeon od razu poczuł w kościach, że to niebezpieczne, więc stanął bliżej przyjaciela i zaczął amortyzować go nawet bardziej niż do tej pory.

Faktycznie, może i był przewrażliwiony, ale nie darowałby sobie, gdyby Taehyungowi naprawdę coś się stało. Tym bardziej z jego winy i niedopilnowania.

Ale nagle chłopiec się zatrzymał i spojrzał gdzieś w przestrzeń, czym zwrócił na siebie uwagę młodszego.

– Hej, Tae, coś się-

– Słyszysz to? – Ale ten przerwał mu w połowie, nasłuchując dźwięków, których Jungkook nie był w stanie wychwycić. I nagle jak gdyby nigdy nic zerwał się do biegu, wlatując do dużego parku przez otwartą bramę. Jeon natychmiast ruszył za nim, bojąc się, że jego przyjaciel się zgubi. Nie wiedział nawet, gdzie pobiegł, ale nagłe nawoływanie przyciągnęło go pod duże drzewo na skraju parku.

–Taehyung, możesz mi łaskawie powie-

– Ciii, on jest ranny. – Chłopiec nawet nie podniósł wzroku na młodszego, który zdyszany przez bieg stał za nim z założonymi rękami. Ważniejszy był teraz średniej wielkości pies leżący bezwładnie na trawie.

Jeon spojrzał przez jego ramię, a kiedy zobaczył puchatą psinę, której klatka piersiowa ledwo się unosiła, aż zabolało to serce.

I nie wiedział teraz, co zrobić.

W końcu pies mógł być chory i zarazić czymś ich obu, mógł mieć wściekliznę, mógł być niebezpieczny... Ale nie potrafił tak po prostu zostawić bezbronnego stworzenia w potrzebie. Już miał podejść bliżej i wziąć zwierzę na ręcę, ale Taehyung go uprzedził.

Nim się obejrzał, starszy zdejmował swoją bluzę i owijał w nią ciało pieska, po czym wziął go w ramiona i stanął przed Jeonem.

– Idziemy do schroniska – powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu i ruszył przed siebie. A Jungkook nie miał innego wyjścia, niż iść posłusznie za nim, bo Taehyung nie miał zielonego pojęcia, gdzie owe schronisko jest.

***

Droga zajęła im niecałe 15 minut, ale dla Taehyunga z kilkunastokilowym zwierzęciem w ramionach, były to całe wieki. Ale nie śmiał narzekać, jego zdrowie było ważniejsze. Obu chłopców niepokoiło bardzo to, że zwierzak ani razu się nie obudził.

Weszli razem do dużego budynku, od razu zwracając na siebie uwagę kobiety za biurkiem. Wstała z krzesła naprawdę szybko, podchodząc do mniejszych z niepokojem w oczach.

– Gdzie znaleźliście tego pieska? – zapytała, od razu przejmując go z rąk Taehyunga, a ten spojrzał na nią trochę wystraszony. Kompletnie nie wiedział, co powiedzieć.

– Znaleźliśmy go w parku. Wyglądał na bardzo słabego... – powiedział Jeon, łapiąc jedną z dłoni starszego i ścisnął ją, chcąc dodać chłopcu otuchy.

– Boże, Sally... – mruknęła, idąc w stronę niewielkiej pufy, na której położyła psa, zaraz odwracając się w stronę chłopców i wyciągnęła z kieszeni telefon. – Poczekajcie moment, muszę zadzwonić – mruknęła i wykręciła numer, przykładając komórkę do ucha.

Chłopcy spojrzeli na siebie, jakby może ten drugi wiedział, o co w tej chwili chodzi.

– Doktorze? Tak, znalazł się. Nie, jacyś chłopcy go przynieśli. Tak, są tutaj. Dobrze, czekamy. – Rozmowa trwała dosłownie minutę, ale obaj zdążyli mniej więcej zdać sobie sprawę, że to nie jest przypadkowy pies.

– Proszę pani? – wypalił Jungkook, kiedy kobieta znowu do nich podeszła. – O co właściwie chodzi? – zapytał, a na twarzy szatynki wymalował się delikatny, ale też smutny uśmiech. Wskazała na mały stolik, przy którym od razu usiedli, a ona sama zajęła miejsce przy piesku, kładąc dłoń na jego głowie i głaskała go niespiesznie.

– Sally uciekł nam kilka dni temu... Miał być uśpiony, bo jego choroba raczej nie pozwoli mu długo żyć, a da tylko więcej cierpienia. Ale chyba wyczuł, co się dzieje... Psy są znacznie bardziej inteligentne, niż nam się zdaje – wytłumaczyła, a jak Taehyung do tej pory nie potrafił się odezwać, tak teraz było to sto razy cięższe.

A Jungkooka aż wmurowało w krzesło, na którym siedział. Wiedział, że czasami nie można czemuś zapobiec, ale śmierć... Ona nie jest wyjściem.

***

Chłopcy wyszli ze schroniska po około pół godzinie. Porozmawiali jeszcze z kobietą, a raczej Jungkook porozmawiał, bo starszy nie odezwał się nawet słowem. Było im tak strasznie szkoda biednej psinki, ale nie mogli nic zrobić. Byli tylko dziećmi.

Właśnie wracali do domu dziecka, całkowicie zapominając o lodach, na które mieli wcześniej taką ochotę. Nagle wszystko stało się szare i smutne. Ale to tylko przez los jednego zwierzęcia?

– Tae... Tae, powiedz coś... – wymruczał cicho Jungkook, sięgając po dłoń starszego, który szedł na przodzie. I nagle obaj się zatrzymali. Nie patrzyli na siebie, przez to dziwne uczucie nie potrafili.

– Zastanawia mnie... Czy gdybym też był psem... Czy już bym nie żył... – Cichy, zduszony szept dotarł do uszu Jeona, który w następnej chwili zamknął szlochającego nastolatka w swoich ramionach, pozwalając mu wypłakać się do woli.

Nie mógł pozwolić mu myśleć w ten sposób.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro