samolot
Szukaliśmy razem nieba i to była najlepsza z wakacyjnych historii, jaką jestem w stanie sobie wyobrazić.
Kilka lat temu złożył mi obietnicę, że razem uciekniemy gdzieś daleko.
Wystarczył mi tylko jeden jego uśmiech i byłem przekonany, że to dzisiaj. Że to tego dnia, kiedy promienie słońca nie dawały nikomu taryfy ulgowej, a wszystkie chmury zniknęły z nieba, spełni się marzenie sześcioletniego Byun Baekhyuna i Park Chanyeola; nasze marzenie, które niegdyś zapisane na kartce papieru, dotarło do mojej ławki na lekcji matematyki pod postacią nieco krzywego samolotu.
- - -
Biegliśmy więc polami przed siebie, w nie do końca znanym nam kierunku. Jestem pewien, że nasze wrzaski usłyszeć byli w stanie ludzie oddaleni od nas o kilka kilometrów, ale w tamtej chwili nic nie miało dla mnie znaczenia.
Nic, oprócz tego małego, papierowego samolociku, którego nie potrafiłem opuścić ani na krok; towarzyszył mi dosłownie przez cały czas. To miał być dowód mojej obietnicy z Baekhyunem, dowód, że kiedyś razem pójdziemy szukać nieba.
Szukaliśmy go więc, jak i samych siebie, z dala od miejsc, do których należeliśmy. Włóczyliśmy się po miastach, rozmawiając o wszystkim i o niczym.
Jestem pewien, że z nikim w życiu nie zamieniłem tyle słów, ile zamieniłem z Byunem. Szczególnie w ciągu tego jednego dnia, a może kilku dni - straciłem w tamtym momencie wszelką rachubę czasu.
I choćby nie wiem, jak czas potargał mój umysł, jestem pewien, że nigdy w życiu tego nie zapomnę. Nie zapomnę tego, gdy skończyły się wszelkie pola i trafiliśmy na niewielkie miasteczko, choć może raczej była to jakaś wioska, o której istnieniu nigdy wcześniej nie słyszałem. Zdawać by się mogło, że jest opustoszała, wszyscy ludzie jednak przesiadywali w kameralnym barze zaraz przy wejściu do miasta.
Baekhyun nie musiał odzywać się nawet słowem, byłem pewien, że chce wejść do środka. Ja też chciałem.
Wystarczyło kilka krótkich chwil, żeby Byun zaprzyjaźnił się z każdym w pomieszczeniu. Nie było to wprawdzie wielkie pomieszczenie, zawsze jednak uważałem, że miał swego rodzaju talent oczarowywania ludzi za pomocą tylko jednego spojrzenia. I niesamowicie oglądało się go takiego szczęśliwego, byłem szczerze przekonany, że dobrze się bawi.
Mimo zwracania uwagi głównie na swojego przyjaciela moim oczom nie umknęły kluczyki do samochodu.
Chciałem je tylko pożyczyć; i Baekhyun nie miał z tym wielkiego problemu. Żaden z nas nie wiedział dokładnie, gdzie znajduje się nasze niebo i gdzie znajdujemy się my sami, byłem jednak pewien, że do tego miejsca jest jeszcze okropnie daleko i powinniśmy załatwić sobie lepszy środek transportu niż nogi.
Jechaliśmy tak więc jakimś starym samochodem, żadnego z nas nawet nie interesowała marka wozu, liczyło się tylko to, że jest sprawny i zatankowany.
— Nadal nie mogę wyjść z podziwu, jak łatwo przychodzi ci zawieranie nowych znajomości — zagaiłem, zerkając kątem oka na Baekhyuna.
— Gdyby ciebie tam nie było, to nic takiego nie miałoby miejsca. Pewnie nawet nie wszedłbym do środka ze strachu — odpowiedział tylko, co nawet mnie nie zdziwiło, bo doskonale wiedziałem o nieśmiałości najlepszego przyjaciela.
Nie mam pojęcia, jak to działało, ale będąc we dwójkę, zmienialiśmy się całkowicie. Nigdy w życiu nie uwierzyłbym, że ten Chanyeol, który tamtego dnia uciekł z Baekhyunem, to ten sam Chanyeol, który boi się po lekcji zgłosić do nauczyciela o pomoc z tematem. I jestem całkowicie pewien, że Byun także nie poznałby samego siebie.
W normalnych warunkach także nigdy nie wyrzuciłbym swojego telefonu przez okno. A jednak to zrobiłem i sam wprawdzie nie rozumiem dlaczego. To też nie było wtedy dla mnie najważniejsze. Wyrzuciłem tylko balast, cząstkę starego siebie, której od zawsze chciałem się pozbyć.
Byun Baekhyun był człowiekiem, który potrafił mnie rozśmieszyć bardziej niż ktokolwiek; z nikim nigdy nie dogadywałem się aż tak dobrze. Rozumieliśmy się doskonale i nigdy nie kończyły nam się tematy. Nie musieliśmy mówić, aby wiedzieć, czego chcemy.
Nie odezwałem się ani słowem, ale Baekhyun wiedział, że powinien się zatrzymać. Zostawiliśmy auto na drodze, zostawiając tylko kartkę z prośbą, aby ktoś je zwrócił właścicielowi. Zostawiliśmy nawet instrukcję jak dotrzeć do baru, w którym wcześniej byliśmy, licząc, że ktoś ze szczerymi intencjami je odda. Wtedy jeszcze wierzyliśmy w ludzi.
Dzień zbliżał się już ku końcowi. Nie miałem pewności, ile już podróżowaliśmy, ale miałem wrażenie, jakby minęło kilka tygodni.
Nieopodal drogi było całkiem niewielkie jezioro, choć może był to czyjś basen; w chwilach takich jak tamta, trudno jest zapamiętać niewielkie szczegóły. Liczyło się dla mnie wtedy tylko to, że czuję się sobą i czuję się wolny. I że jest ze mną Baekhyun.
Bez najmniejszego wahania wbiegłem do wody w ubraniach, a mój przyjaciel zaraz ze mną. Pływaliśmy tak przez bliżej nieokreślony mi czas, nie mam pojęcia, ile razy omyłkowo napiłem się brudnej, jeziornej wody, zbyt zaabsorbowany dobrą zabawą.
Potem znowu szliśmy, aż zrobiło się całkowicie ciemno. Byłem prawie pewny, że po kilku godzinach dotarliśmy na obrzeża jakiegoś wielkiego miasta, wszędzie bowiem były drapacze chmur i za nimi ogromne parkingi.
Później tylko leżeliśmy owinięci kocem na masce jednego z samochodów zaparkowanych przy wieżowcu jakiejś wielkiej korporacji, oglądając gwiazdy i rozmawiając o niezbyt ważnych rzeczach. Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem. Naprawdę nie mam pojęcia. Gdy rano się obudziłem, Baekhyuna zapewne już od dawna przy mnie nie było.
Zostawił po sobie jedynie krzywo złożony, papierowy samolot, z wypisanym na środku „Dziękuję, że pomogłeś znaleźć mi niebo".
A teraz stoję tutaj przed wami i opowiadam całą tę historię, starając się nie popłakać. Chciałem wam tylko przypomnieć, jak wspaniałą osobą był Baekhyun. Jestem pewien, że jako jego bliscy jesteście tego pewni. Przez wzgląd jednak na to, co zrobił... mogliście w to zwątpić. Chciałbym, żebyście wierzyli w niego już zawsze i nigdy o nim nie zapomnieli. Zdecydowanie nie zasłużył na rzecz tak bolesną, jak zapomnienie. To ból dużo większy, niż ten, który odczuwacie teraz. Po jego śmierci.
Nazywam się Park Chanyeol, i to Baekhyun był człowiekiem, z którym znalazłem samego siebie i mam ogromną nadzieję, że kiedyś znajdę też i jego. Pomogę mu tak, jak on pomógł mi, tylko w całkiem innym miejscu. Już nie szukając nieba, bo znaleźliśmy je dawno. Razem.
- - -
I byłem prawie że pewny, że tam gdzieś z tyłu, za tłumem ludzi, stał sam Byun Baekhyun, w pomiętym garniturze i krzywo zawiązanym krawacie, lekko uśmiechając się pod nosem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro