Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 3

Szczęśliwego dnia świętego Walentego!😘🥰♥️💘
_____________________________

Dzisiaj był wtorek, 2 września 1971 roku. Pierwszy dzień nauki rodzeństwa Potter. Była 7.15 gdy młoda Potter wygrzebała się z łóżka. Pół nocy nie mogła spać z przejęcia, a gdy już jej się udało zasnąć, śnił jej się koszmar. Widziała dorosłego mężczyznę o kruczoczarnych włosach i orzechowych oczach. Włosy miał rozczochrane i nosił okulary. Zupełnie jak James, tylko że dorosły. Umierał z ręki Toma Riddla. Koszmar. Annie na ogół była odważną dziewczynką, ale w głębi duszy bała się stracić brata. Kochała go jak nikogo innego, choć czasem ją wkurzał. Rozmyślając nad snem wyciągnęła z kufra szkolną szatę i weszła do łazienki. Ubrała się i już miała zejść do Pokoju Wspólnego gdy usłyszała znajome miauczenie.
- Scarlet, prawie zapomniałam o tobie, wiesz? Chodź tu, moja mała.- wyciągnęła ręce w stronę kotki, a ta wskoczyła jej na ręce. Zamruczała i wtuliła się w panią. Annie pogłaskała kotkę i zeszła z nią do Pokóju Wspólnego. O tej porze były tu tylko dwie osoby. Annie przeszła przez obraz Grubej Damy i poszła na śniadanie do Wielkiej Sali. O tej porze było mało uczniów, ale za to byli wszyscy nauczyciele. Rozmawiali w najlepsze jakby nie widzieli się kilka lat. Gdy Annie usiadła za stołem Gryffindoru podeszła do niej McGonagall.
- Oto twój plan, Potter. Po wszystkich lekcjach staw się w gabinecie dyrektora. - podała plan i odeszła. Annie zastanawiała się chwilę nad tym po co Dumbledore chce ją widzieć w swoim gabinecie. Ale potem olała to i spojrzała na plan. Dwie godziny transmutacji z Puchonami, jedna godzina eliksirów ze Ślizgonami, jedna godzina latania z Krukomami, jedna godzina obrony przed czarną magią też z Krukomami, i jedna godzina zielarstwa ze Ślizgonami. Całkiem niezły plan. Annie dokończyła jeść owsiankę i spojrzała na swój mugolski zegarek. Była 7.30. Jeszcze pół godziny do transmutacji, zdąrze wyjść na błonia pomyślała. Jak pomyślała tak też zrobiła. Pobiegła do Sali Wejściowej i wyszła na błonia gdzie spotkała Hagrida.
- Cześć, Hagrid!
- Cholibka, koga ja spotkałem o tej porze na błoniach?
- Anne Potter, po prostu Annie - wystawiła do niego rękę, a on mocno ją uścisnął.
- Pamiętam cię, jak wczoraj odprowadzałem pirwszorocznych do Hogwartu. Jak ci się podoba to miejsce?
- Jest nasycone magią która upiększa ten piękny zamek. Słowami tego nie da się opisać. Jest bajecznie.
- To samo miałem, kiedy pirwszy raz tu przybyłem. A jak nowi koledzy?
- Noo, wczoraj w pociągu spotkałam razem z moim bratem, James'em, dwóch chłopców. Remusa Lupina i Syriusza Blacka. A potem jeszcze poznałam taką Lily Evans, jest mugolką, i trafiliśmy we piątkę do Gryffindoru. Oni są bardzo fajni.
- Cholibka, chyba musisz już lecieć do szkoły, jest 7.50. Wpadnij do mnie z kolegami po szkole.
- Dobrze, do zobaczenia, Hagridzie!
- Do zobaczenia, Annie.
Dziewczynka wesoło pobiegła przez błonia do szkoły. Szukając odpowiedniej sali, Annie przepychała się przez liczne tłumy uczniów zmierzających na pierwszą lekcję w tym roku. Trochę jej to zajęło ale w końcu znalazła odpowiednią sale i weszła do niej. Nauczycielki jeszcze nie było. Brunetka usiadła obok Lily i rospakowała książki. Przywitała się.
- Cześć Lily.
- Hej, Annie. Gdzie byłaś? Bo jak się obudziłam to w dormitorium już ciebie nie było.
- Miałam pół godziny do lekcji, więc postanowiłam wyjść na błonia. A tam spotkałam Hagrida i rozmowa się nam przedłużyła. Jakoś tak już wyszło.
- Mam pytanie. Nie znam jeszcze tu nikogo, więc czy byśmy mogły siedzieć razem na wszystkich lekcjach, prócz lekcjach ze Ślizgonami? - zapytała Lily błagalnym spojrzeniem.
- No okej. Ale mam pytanko. Czemu tylko na lekcjach ze Ślizgonami nie chcesz ze mną siedzieć?
- Bo... No bo poznałam takiego jednego Ślizgona, jeszcze kiedy nie był jednym z nich. I go polubiłam i no...
- Dobra nie tłumacz. Wiem o co chodzi, niech będzie. Ale teraz jest lekcja więc skupmy się o czym nauczycielka gada.
- Dzięki.
Całe dwie godziny transmutacji minęły dosyć szybko i teraz był czas na lekcje eliksirów ze Ślizgonami. Annie wraz z James'em, Syriuszem, Remusem i Peterem, nowo poznanym chłopakiem z dormitorium chłopaków, zeszli do lochów gdzie miała się odbyć lekcja. Lily gdzieś poszła, nie wiadomo gdzie, a Marlena i Dorcas podrywały jakiś drugoklasistów. Chłopaki i dziewczyna rozgadali się na całego. Jedyny Syriusz milczał, jakiś taki przygnębiony.
- A widzieliście tą rudą dziewczynę z naszego roku? - zapytał James.
- Tak, nazwa się Lily Evans i mieszka ze mną w dormitorium.
- Ładna jest. - zamarzył się James.
- Ej, a wy wiecie czy my dobrze na pewno idziemy? - zapytał Remus.
- Zapytałam jakąś Krukonke ze starszego roku i powiedziała że schodząc schodami do lochów trzeba przejść kawałek do rozwidlenia który w prawo prowadzi do Pokoju Wspólnego Slytherinu a w lewo do gabinetu Slughorna i do klasy od eliksirów. - odpowiedziała Annie. Spojrzała mu w oczy i lekko się zarumieniła. Nie patrz tak na mnie, proszę, pomyślała. Odwróciła wzrok i spojrzała na Blacka.
- Syriusz, co ci jest? - zapytała. Nie odpowiadał.
- Halo, Syriusz, Ziemia do Syriusza.- powiedział James.
- Co? - zapytał rozkojarzony Syriusz.
- Dlaczego jesteś taki przygnębiony?- zapytał Remus.
- Bo... No bo ja miałem trafić do Slytherinu, a jak rodzice się dowiedzą, jeśli już się nie dowiedzieli, znienawidzą mnie i będę miał przejebane w domu.- odpowiedział ze strachem w głosie. Annie odruchowo przytuliła Syriusza. Wiedziała jak to jest. Ma kuzynkę o dwa lata starszą którzy rodzice są maniakami czystości krwii. Powinna trafić do Slytherinu a trafiła do Gryffindoru. Rodzice Kariny, bo tak miała na imię kuzynka, rzucali na nią zaklęcie Cruciatus i parę innych, za to, że złamała rodzinną tradycję. Syriusz był w takiej samej sytuacji. Jedyne co przyszło Annie do głowy to po prostu go przytulić. Nie myliła się, gdy go przytuliła Syriusz od razu odwzajemnił uścisk i rozpłakał się. Nagle zza rogu wyszło trzech Ślizgonow.
- Mały Syriusz rozpłakał się jak jakaś beksa - powiedziała jedna z nich, najstarsza. Miała długie czarne kręcone włosy.
- Odpiepirz się, Bellatrix.
- Zamknij swoją piękną buźkę, Syriusz- powiedziała druga, młodsza.
- Odwal się, Narcyzo. - odrzekł Syriusz.
- Z kim ty się prowadzasz, Syriusz? Z jakimiś chyba debilami, plebsem...
- Zamknij się, Bellatrix, nie jesteś godna być tutaj! - krzyknęła Annie. Wkurzała już ją ta Bellatrix.
- O, widzę że mamy do czynienia z niepotrzebnie odważną Gryfonką. Słuchaj, dziewczynko, nigdy nie zaczynaj do silniejszych od siebie, bo nigdy nie wiadomo z kim masz do czynienia. Zapamiętaj moje słowa bo jeśli jeszcze raz znaczniesz do mnie może to się źle skończyć. - powiedziała Bellatrix.
- Słuchaj no, Bellatrix, nie boje się ciebie a nawet powiem więcej: odczep się ode mnie i moich przyjaciół bo wtedy....- powiedział w końcu Syriuszu. - No co wtedy, kuzynku? Nie znasz jeszcze żadnych zaklęć ani nie masz tu żadnych normalnych znajomych. Nic mi nie zrobisz, Gry-fo-niee.- ostatnie słowo przesylabowała z obrzydzeniem.  - Chodzimy już, dziewczyny. Tutaj są sami Gryfinii, nie trzeba zwracać większej uwagi na niegodnych. - odezwał się wkońcu chłopak o blond włosach, prawie białych.
- Masz rację, Lucjiuszu, tu są sami niegodni uwagi.- powiedziała Narcyza. Gdy już odeszli Annie zwróciła się do Syriusza.
- Kto to był, Syriuszu?
- Te dwie to były moje starsze kuzynki, Narcyza i Bellatrix Black, a ten chłopak to Lucjusz Malfoy. Złośliwy typ, maniak czystości krwii jak cała moja rodzinka prócz jednego wuja i starszej siostry tamtych dwóch. Ale to wyjątki.
- Dobra, chodźmy już na lekcje, nie chcę już ich spotkać. - powiedział Remus. Wszyscy się z nim zgodzili i weszli do sali od eliksirów. Annie, umówiona wcześniej, usiadła z Remusem. Rozpakowała książki i czekała na nauczyciela, zerkając ukradkiem na Remusa. Lupin miał coś w sobie co jej się bardzo podobało. Gdy siedzieli jeszcze w pociągu dowiedziała się że blondyn lubi czytać książki, pić herbatę a jego największą miłością jest czekolada. Czyli wszystko co kocha Annie. Remus rozpakował się i spojrzał na koleżankę z ławki. Zarumienił się trochę gdy zauważył że dziewczyna na niego zerka, ale udawał że nie widzi tego i słucha starego Slughorna. Po zakończonych lekcjach Annie poszła do gabinetu dyrektora na umówione spotkanie. Kiedy weszła do gabinetu, Albus siedział przy biurku i czytał jakieś pergaminy. Dziewczyna podeszła do biurka.
- Dzień dobry, panie profesorze.
- Witaj, Annie. Mam pewną sprawę do ciebie...
- Jeśli coś złego zrobiłam, to ja najmocniej przepraszam.
- Ależ ty nie masz za co przepraszać. Mam pewną sprawę do ciebie. Chodzi mi tylko i wyłącznie o ciebie, drogie dziecko. Pamiętasz może coś dziwnego ze swojego dzieciństwa? Coś, co normalnie nie powinno się wydarzyć? Coś dziwnego?
- Noo, raczej chyba miałam dzieciństwo jak każde inne dziecko w czarodziejskiej rodzinie. Chyba że...
- No? Co to takiego?
- Kiedy mieliśmy z bratem po 5 lat pojechaliśmy z rodzicami na kemping do lasu, tak jak mugole. Tata kazał mi i Jamiemu znaleźć drewno na ognisko. Bawiłam się w lesie z bratem w chowanego i ja szukałam. Poszła w głąb lasu szukając Jamesa i znalazłam jakąś opuszczoną świątynię czy coś....
- No i co było dalej?- dopytywał z zaciekawieniem Stary Drops.
- Weszłam tam i zobaczyłam jakieś cztery postacie siedzące na tronach, plus jeszcze cztery inne obok. Te cztery inne to były książę Wampirów, książę Wilkołaków, szatan i władca upadłych aniołów. A te na tronach to chyba były, z rozmowy tak wydedukowałam, jeden to Salazar Slytherin, drugi to Godryk Gryffindor, trzecia to Rovena Raveclaw a czwarta to Helga Huffelpuff. Kiedy mnie zauważyli, jedna z nich, chyba Rovena, kazała mi do nich podejść. Podeszłam i ustalam jakieś pięć metrów od nich. Helga zapytała czy to ona na co Salazar powiedział że tak. Cała czwórka wstała i okrążyła mnie. Wypowiedzieli jakieś zaklęcia a potem odeszli i znów mnie okrążyli tym razem książę Wampirów, książę Wilkołaków, szatan i władca upadłych aniołów. Ci znów gadali jakieś niezrozumiałe zaklęcia a potem zemdlałam. Kiedy się obudziłam leżałam w namiocie a przy mnie siedział mój brat. Powiedział mi że odnalazł mnie w jakiejś opuszczonej świątyni, leżącą na podłodze. Nie wiem co to miało oznaczać. 
- To był Obrzęd Oddania, Annie.
- Co to takiego, profesorze?
- To coś takiego że na przykład jeśli będzie chciał to Król Will może oddać ci swoją moc i władanie królestwem. W tym wypadku byli to założyciele Szkoły i wampir, wilkołak, szatan i upadły anioł. Oznacza on że teraz płynie w tobie krew założycieli Hogwartu, wampira, wilkołaka, szatana i upadłego anioła. Możesz się przemienić w wilkołaka, masz moce wampira, możesz przywoływać demony i inne takie oraz upadłe anioły. Władasz też królestwami tych czterech istot. Masz mądrość Roveny, odwagę Godryka, spryt Salazara i miłość Helgi.
- Nie wiedziałam... Czyli teraz mam moce tych wszystkich istot? Jestem w połowie wilkiem, wampirem, diabłem i upadłym aniołem?
- Tak, na wszystko przyjdzie pora. Jesteś też animagiem i metarmofomagiem. Chyba wiesz co to oznacza?
- Coś tam wiem...
- Dobrze, skontaktuje się z księciem Christopherem, księciem wampirów, księciem Jacobem, księciem wilkołaków, Lucyferem, szatanem, i Aramentem, władcą upadłych aniołów, by szkolili cię. Oczywiście porozmawiamy o tym z twoimi rodzicami. Jeśli wymienieni wcześniej zgodzą się niedługo zaczniesz się szkolić, Annie. Ale jest jeszcze jedno ale... Annie, czy ty tego chcesz?
- Tak! Znaczy nie! Znaczy... Nie wiem, panie profesorze. Nie mam pojęcia. Mogę się z tym przespać?
- Tak, dam ci tydzień na podjęcie decyzji.
- Dziękuję panie profesorze. Do widzenia.
- Do widzenia, Annie.
I wyszła z gabinetu. Pobiegła jak najszybciej do wierzy Gryffindoru i wbiegła po schodach do swojego dormitorium. Dziewczyn nie było bo korzystały z ostatnich dni lata, więc mogła spokojnie porozmyślać. Padła na łóżko i od razu zasnęła. Śnił jej się tym razem Syriusz, ale jakoś taki starszy, dorosły. Siedział w Azkabanie. Najgorszym więzieniu dla czarodzieji. Siedział tam za wydanie Voldemortowi Jamesa i Lily. Podniosła się nagle z łóżka. To był sen, Annie, to tylko sen. Syriusz nie mógł by zostać śmierciożercą, nie mógł by wydać w ręce Voldemorta Lily i Jamesa. Nie mógłby nie mógł! Krzyczała do siebie w myślach. Skuliła się na łóżku i spojrzała na zegarek. Była 17.12. O już wieczór. Tiaa. Zaraz, stop. No tak, miałam się spotkać z Hagridem! Szybko wstała i pobiegła do Pokoju Wspólnego. Znalazła tam Jamesa, Syriusza, Petera rozmawiającymi ze sobą.  Remus siedział na parapecie i czytał książkę. Annie podeszła do Remusa. Przystojny to on jest pomyślała. Spojrzała na książkę którą czytał.
- "Baśnie Barda Beedle'a" super książka.
- Czytałaś?
- Mama mi i Jamiemu czytała na dobranoc kiedy byliśmy mali.
- A która baśń ci się najbardziej podoba?
- "Opowieść o Trzech Braciach" mi się najbardziej podoba. A tobie?
- Ja jednak wolę "Fontannę Szczęśliwego Losu".
- A czy... Czekaj, stop. Bo zaraz zapomnę po co tu przyszłam. Idziesz ze mną do Hagrida? Bo obiecałam że do niego przyjdę po lekcjach, ale po lekcjach musiałam pójść do dyrektora a potem poszłam do pokoju i zasnęłam. To jak, idziesz?
- Hmm- zilustrował ją z góry na dół. W końcu powiedział- no okej.
I wyszli do na błonia szczerze rozmawiając i śmiejąc się. Potem wrócili i pożegnali się. Lupin poszedł do swojego dormitorium a Potter do swojego. To był dziwny dzień.

___________________________________
OD AUTORKI

Sorki, ale nie miałam pojęcia jakby zakończyć ten rozdział. Mam nadzieję że rozdział był fajny. Dobra noc i do widzenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro