~5-Wojciech~
Środa ciągnęła się niemiłosiernie. Albo tak mi się zdawało. W końcu od rana siedziałem w pokoju. Zdaniem pani Dyrektor nie mogłem prowadzić dziś lekcji, dopóki sprawa nie zostanie wyjaśniona. Tylko co tutaj wyjaśniać? Uczniowie gnębili młodszą dziewczynę i to nie tylko psychicznie, ale fizycznie. Nie rozumiem tego. Zasłużyli na naganę, a co gorsza wyrzucenie ze szkoły, a nie jakieś bezsensowne wyjaśnianie. Przecież wiadome jest to, że nie przyznają się do winy. A kamer nie ma. Aż dziwne, że bogata i luksusowa szkoła ich nie posiada.
Rozsiadłem się na kanapie już na dobre i nie zamierzałem się z niej ruszać. Wtedy jednak do drzwi mojego pokoju rozległo się donośne pukanie. Domyślałem się, że mogą to być jakieś dziewczyny, które znowu chcą zapytać o podwód, przez który nie miałem dziś lekcji. No albo znowu mnie poderwać. Mimo to, poszedłem otworzyć. Zamurowało mnie jednak, kiedy za drzwiami zastałem Darię. Nie chciałem jej dziś widzieć, a miałem do tego swoje powody i jeden, który bolał mnie najbardziej, a o którym dowiedziałem się od pani Dyrektor chwilę temu.
- Dzień dobry, panie profesorze. - przywitała się, a jej słodki głos od razu poprawił mi humor, ale tylko na chwilę, bo mój zdrowy rozsądek wrócił szybciej niż zwykle to się działo w jej towarzystwie. - Chciałam tylko... - nie dałem jej skończyć. Zatrzasnąłem drzwi jak opętany. Wziąłem dwa wdechy i dopiero wtedy dotarło do mnie, jak źle ją potraktowałem. Otworzyłem więc pospiesznie drzwi, a ona o dziwo wciąż za nimi stała. Pewnie było to powodem oszołomienia, bo widać było, że myślami jest gdzie indziej. Zresztą nawet nie zauważyła jak otworzyłem ponownie drzwi. Jej wzrok był nieobecny, a ona wydała się być w całkiem innej rzeczywistości. Mimowolnie uśmiech wpłynął mi na twarz, kiedy stała tak zamyślona z dziwaczną, ale dodającą jej uroku miną. Chyba dlatego znowu się zagapiłem już nawet nie zwracając uwagi na uczniów, którzy mijali mój pokój i uważnie przyglądali się całej scenie.
- Przepraszam, już nie przeszkadzam. - obudził mnie głos Darii, która też wróciła już chyba do siebie i ruszyła powolnym krokiem w drogę powrotną.
- Dario! Znaczy, panno Dario. - zatrzymałem ją i mimo wszystko, wpuściłem do pokoju. Podążała za mną jak piesek, gdy prowadziłem ją do środka. Potem mimo początkowej niechęci, usiadła ze mną na kanapie. Widocznie miała jakąś krótką sprawę, bo było to po niej widać. Spieszyła się albo stresowała. Sam nie mogłem zbytnio stwierdzić.
- Chciałaś o czymś pomówić? - zapytałem w końcu, a ona znowu ocknęła się z zamyślenia.
- Chciałam podziękować tylko, panie profesorze. - zapewniła po chwili, jakby dając mi do zrozumienia, że nie chciała mi przeszkadzać. Właściwie nie przeszkodziła mi w niczym, mimo że moje zachowanie z początku na to wskazywało. W sumie to nawet cieszyłem się, że nie będę choć przez chwilę sam, a jej towarzystwo było jeszcze bardziej pocieszające. Już nawet ciężko było mi się na nią gniewać.
- Nie będę przeszkadzać. - powróciłem na ziemię, słysząc jej głos. Potem wstała z kanapy, gotowa odejść. Nie chciałem jej na siłę zatrzymywać, ale niezbyt myślałem co robię i wstałem jak opętany, łapiąc ją za rękę i prawie wpadając na dziewczynę. Udało mi się tego uniknąć. Jednak nasze twarze dzieliły zaledwie milimetry. Wtedy odpłynąłem już na dobre, a moje spojrzenie utknęło w jej oczach. Ona milczała, ale słyszałem jej niespokojny oddech i przyspieszone bicie serca. Bała się i ja nie miałem nawet powodu, żeby się dziwić. A jednak się dziwiłem.
Inne dziewczyny za mną szaleją. Dlaczego ty się boisz?
Inne chciałyby być na twoim miejscu, a ty właśnie myślisz jak uciec.
Inne by mdlały z radości, a ty jesteś przerażona.
Inne by się cieszyły, a ty się wcale nie cieszysz.
Inne... Nie jesteś jak one. I to jest w tobie wyjątkowe.
Wręcz cudowne. Dlaczego się dziwię? Czy ja właśnie ubiegam się o względy u dziewczyny o jedenaście lat młodszej? Mojej uczennicy w dodatku? Musiałem się otrząsnąć, ale jej oczy utrudniały to. Ocknąłem się dopiero, gdy poczułem lekkie szarpnięcie. Broniła się. Chciała uciec, a ja zrozumiałem, że przesadziłem. Poluźniłem więc ucisk, ale nie puściłem jej nadgarstka.
- Wybacz. - wychrypiałem, bo nagle jakby straciłem głos.
- Mogę już iść? - zapytała cicho z wyraźnym strachem. Chciałem jej pomóc, a zamiast tego ją odstraszam.
No geniusz z ciebie Scott!
- Dlaczego skłamałaś? - spytałem.
No i po co?
Ciekawość wygrała.
Cholera po co?!
Z ciekawości...
Dla własnego spokoju...
Z gniewu i złości...
Nienawiści...
Czegoś innego...
Nie wiem. Po prostu chciałem wiedzieć.
- O co chodzi? - wydawało się, że nie wie.
W sumie nie sprecyzowałem dobrze pytania. Dobra, teraz albo nigdy. Wyłóż karty na stół Scott!
Albo nie...
Nie zrobisz jej tego...
Bądź delikatny...
Nie krzycz...
Udawaj chociaż...
- Dlaczego skłamałaś pani Dyrektor i stwierdziłaś, że Michał i Iza nic ci nie zrobili? - zapytałem, a ona już chyba pojęła. Albo nie.
No cholera! Po co pytałeś?! Miałeś być delikatny, a zrobiłeś z siebie jakiegoś agresora.
Po prostu wspaniale!
Ale ze mnie geniusz.
Taki, że nijaki.
- Musiałam. - wydukała. Chyba zrozumiała, że nie odpuszczę.
Zaraz co!?
Jakie ,,musiałam"!?
Że co? Gdzie? Kiedy?
Musiałam!?
Żadne wyjaśnienie!?
- Co? - wydobyłem z siebie tylko tyle.
- Musiałam. - powtórzyła.
Poddaje się!
Albo robi to specjalnie!
Albo serio jest takim aniołkiem...
Weź się w garść!
- Żarty, tak? - nie dawałem za wygraną. Ale ona pokręciła głową.
No!
Jakie ,,nie"!?
Nie żarty?
Chyba nie może być prawda!?
Musiałam!?
Nie!
- Dlaczego musiałaś? - sprecyzowałem w końcu.
- Bo tak. - wzruszyła ramionami.
Teraz to mam dość.
Bo tak!?
Że co przepraszam!?
Nie ze mną takie numery.
- Puści mnie pan? - zapytała jakgdyby nigdy, nic.
Marzenie.
Jasne, że nie.
- Pójdę inaczej i powiem wszystko pani Dyrektor. - odezwała się znowu, gdy ja milczałem ani nie zamierzałem się ruszyć z miejsca.
No to żeś wymyśliła!
Zaraz to ja wyjdę z siebie.
Nie rób z siebie diabła wcielonego, anielico.
A może to ja z siebie robię?
Mój mózg jest właśnie na poziomie noworodka.
- Że co? - bąknąłem jedynie.
No to dużo powiedziałeś, geniuszu!
Dosłownie tyle, co nic.
- Puści mnie pan? - powtórzyła swoją prośbę, ale ja nadal stałem w miejscu, więc ona pociągnęła mocniej ręką.
Oj nie ze mną takie gierki.
Tu i teraz wyśpiewasz mi wszystko jak ptaszek.
Albo nie.
Milcz i kłam jak długo chcesz.
Chętnie posłucham twojego głosu.
Stop!
Lepiej to ty posłuchaj swojego mózgu, jeśli takowy posiadasz!
Czyli nie posiadasz.
Tak, jestem pewien, że nie.
Zdecydowanie.
Ojej.
Jej oczy.
I po co się na nie gapiłeś?
Tylko jakieś inne.
Boi się. Boi się mnie. Boi się bardziej niż, gdy Michał ją szarpał. Boi się mnie. Właśnie mnie! Co ja zrobiłem. Idiota. Mój mózg już nawet nie jest na poziomie noworodka, tylko jeszcze niżej. A fakt! Zapomniałem, że go w ogóle nie mam.
- Dlaczego skłamałaś? Nie mów, że musiałaś, bo to żadne wyjaśnienie. - starałem się mówić delikatniej i łagodniej. Wyraźnie podziałało, bo jej oddech nieco zwolnił.
- Oni nie dali by mi żyć. - wyszeptała, a ja poczułem jak ziemia osuwa mi się spod stóp.
To żeś narobił, Scott!
- Chciałem pomóc. - wymamrotałem, błądząc po jej twarzy. - Przepraszam.
- Pomógł pan. - uśmiechnęła się, a ja po chwili poczułem, że sam się uśmiecham.
No ciekawe.
- Jak się czujesz? - zapytałem ot tak, puszczając jej nadgarstek, na którym pozostał siny ślad. Chyba przesadziłem.
Oj! Na pewno.
- Już dużo lepiej. - nagle jej twarz rozpromieniła się. Widać było, że gdybym jej tak nie trzymał, to nie było by tego zamieszania. Byłem sam sobie winien.
- Nic się poważnego nie stało? - dopytywałem z troską.
- Nie. Pani pielęgniarka dała mi tylko tabletki uspokajające. - ulżyło mi.
- Byłaś u niej? - zasypywałem ją bezmyślnymi pytaniami.
- Pan Marek mnie zabrał. - poinformowała. Wtedy sobie przypomniałem, że dzień wcześniej faktycznie Marek zabrał gdzieś Darię i sam do tej pory nie wiedziałem gdzie.
- A pan jak się czuje? - zaskoczyła mnie swoim pytaniem, a ja o dziwo musiałem przyznać, że jej troska wydała mi się być całkowicie szczera.
Fakt, nie wyglądałem najlepiej. Miałem rozciętą wargę i jedną brew, a na lewym oku wciąż widniał dość spory siniak.
- Dobrze. - przyznałem po chwili, a ona tylko posłała mi lekki uśmiech. - Wybacz, że musiałaś być świadkiem mojej niesubordynacji, panno Dario. Zarówno dziś, jak i wczoraj. - dodałem po chwili, ale jej mina upewniła mnie w przekonaniu, że nie bardzo zrozumiała. Zaśmiałem się mimo wszystko. - Po prostu przepraszam za nieodpowiednie zachowanie. - wyjaśniłem i najwyraźniej teraz w końcu zrozumiała o co mi chodziło, bo jej wyraz twarzy diametralnie się zmienił.
- Nie mam panu tego za złe. - zapewniła, ale ja wiedziałem swoje. Nie bałaby się mnie. Postanowiłem jednak nie drążyć tematu.
- Pójdę już. - powiedziała, przerywając ciszę, która zapadła pomiędzy nami.
- Niech będzie. - uśmiechnąłem się, bo nie chciałem znowu na siłę ją zatrzymywać.
- Odprowadził by mnie pan, panie profesorze? - jej pytanie zwaliło mnie z nóg.
Weź się w garść.
Zgódź się.
Nie rób z siebie jeszcze większego bezmózga.
- Jasne. - wydusiłem z siebie, ale moja mina momentalnie się zmieniła, kiedy zrozumiałem dlaczego chciała, abym ją odprowadził. Bała się. Bała się iść sama. Chciała uciec do pokoju i się w nim zamknąć przed innymi. Straciła całkowitą wiarę w ludzkość. Widziałem to w jej błagających oczach.
- Boisz się. - bardziej stwierdziłem. Nie odpowiedziała, ale jej oczy zaszkliły się. Mimo to po jej policzkach nie spłynęła ani jedna łza. Była silna. Mimo tego lekko ją objąłem. Nie było z jej storny żadnego oporu, więc po chwili jeszcze mocniej ją do siebie przytuliłem.
Co ty robisz?
To twoja uczennica. To po pierwsze.
Po drugie, o jedenaście lat młodsza.
Po trzecie, jesteś jej nauczycielem.
Po czwarte, nawet jej nie znasz.
Po piąte, zrobiła ci wodę z mózgu.
Po szóste...
Po siódme...
Dobra! Mam to gdzieś. Liczy się dla mnie tylko jej dobro i jeśli potrzebuje wsparcia emocjonalnego, ja jej go dam.
Odprowadziłem ją do pokoju i tam się pożegnałem. Potem wróciłem do swojego. Na dobre zasiadłem się na kanapie i zamyśliłem całkowicie. Już nawet po chwili przestało mnie interesować pukanie w drzwi natarczywych uczniów, którzy chcieli zrobić sobie albo żarty, albo sam już nie wiem co. Byłem skupiony na czymś innym i nie zamierzałem przerywać swoich myśli, bo dochodziłem do ważnych wniosków i postanowień. Po pierwsze, chciałem pomóc dziewczynie. Nie ważne jakim kosztem, oczywiście nie będę się z mostu od razu rzucał czy coś. Bez przesady. Ale jak trzeba kogoś uśmiercić, to chętnie się tym zajmie. Wpierw muszę załatwić sprzęt.
Zaraz co!?
Chyba mam lagi!
●●●
Hejka kochani! Ten rozdział jest, jak sami widzicie, dość nietypowy, ale postanowiłam dodać więcej myśli bohaterów, a w tym rozdziale myśli Wojciecha. Mam nadzieję, że nie wygląda to tak źle, jak brzmi... heh co? Dobra, ale wracając. Muszę ogłosić bardzo ważną informację. A mianowicie, zmieniam nieco fabułę! Wiem, że do wątku miłosnego obiecywałam wam dodać jakąś przygodę i miałam całe streszczenie w głowie zaplanowane, ale doszłam do wniosku, że gdybym to wszystko napisała, to książka byłaby nie tylko długa, ale nudniejsza niż jest teraz. Wiem też, że mało osób ją czyta, ale pisze dla osób, które czytają i dla samej siebie, dlatego postanowiłam po prostu usunąć wątek przygodowy. Nie będzie podróży ani nic z podobnych akcji. Jeśli ktoś na to czekał, to przepraszam:((
Miłego dnia/nocy💗
_TaNieznana_
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro