~3-Daria~
Właśnie odbywała się ostatnia lekcji z moim, od wczoraj, nie ulubionym nauczycielem. Scott. Wczorajsza lekcja Walki i Samoobrony była tragiczna. Zawsze była, ale nie tak bardzo jak wczoraj! Nauczyciele wiedzieli, że nie mam jeszcze swojej mocy i nie mogę walczyć, używając jej. Co prawda, musiałam jakoś lekcje zawsze zaliczać, ale nauczyciel, który do tej pory uczył tego przedmiotu, robił wyjątek i nie wymagał ode mnie tak dużo. Nie musiałam walczyć, kiedy czułam, że nie dam rady, a pan Scott nie dał mi żadnego wyboru. Poległam. Jak zawsze zresztą. Poczułam jednak jeszcze większy ból, kiedy oficjalnie zostało potwierdzone, że pan Rawilson nie wróci i nowy nauczyciel zostanie na stałe. Już nie sam fakt, że pan Rawilson był wobec mnie litościwy, był w tym wszystkim najgorszy, tylko to, że był to jedyny nauczyciel, z którym mogłam szczerze porozmawiać. Byłam dorosła, ale potrzebowałam czyjegoś wsparcia emocjonalnego, a mój dotychczasowy nauczyciel okazywał mi właśnie to wsparcie. Był dla mnie jak brat. Nie był stary, więc ciężko powiedzieć mi jak ojciec. Miał dwadzieścia osiem lat. Mogłam z nim rozmawiać o wszystkim. O moich problemach i zawsze mi pomagał. Teraz musiałam już radzić sobie sama i liczyć tylko na sobie. Co prawda, była jeszcze Olivia, moja jedyna przyjaciółka, ale jej w pełni też nie mogłam ufać.
Z moich myśli wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Powoli zaczęłam zbierać się do wyjścia z klasy, ale jak zawsze poczekałam aż wyjdą innyi, abym uniknęła nie potrzebnych przepychanek i kłótni. Potem chciałam wyjść ja, ale ku mojemu zaskoczeniu, zatrzymał mnie nauczyciel, twierdząc, że ma mi do przekazania coś ważnego.
- O co chodzi? - zapytałam cicho.
- Zauważyłem, że masz problem z moim przedmiotem. - oznajmił. Byłam pewna, że chodzi o Walke i Samoobronę.
- Postaram się poprawić. - zapewniłam, ale nie mogłam nic obiecać.
- Wysłuchaj mnie do końca, panno Dario. - skarcił mnie, a że milczałam, kontynuował dalej. - Nie słuchasz mnie na lekcjach... właściwie żadnych. Ale biorąc pod uwagę ważniejszy przedmiot, postanowiłem dawać Ci dodatkowe lekcje z magii. Zaczynając od praktyki. Będziesz miała je w poniedziałki, środy i piątki po lekcjach w tej sali. Dziś jest środa, więc myślę, że nie masz nic takiego w planach, abyśmy dziś nie mogli zacząć.
- Ale... - chciałam się sprzeciwić, ale on tylko pokręcił głową, dając mi do zrozumienia, że nie mogę odmówić. Potem wskazał moją ławkę, a ja z westcheniem, usiadłam w niej. On wziął krzesło z ławki obok i zajął miejsce naprzeciwko mnie, przy tym samym stoliku. Później zaczął mi tłumaczyć jakieś bezsensowne zasady magii. Nudziło mnie to, ale też nie obchodziło. Po co były mi te zajęcia? Jakbym chodziła do podstawówki.
- Rozumiesz? - z myśli wyrwał mnie jego głos. Nieprzytomnym spojrzeniem, zerknęłam na niego. Widać, że zauważył moją nieuwagę, bo westchnął zrezygnowany.
- Czyli nie. - wymamrotał ledwo wyraźnie, ale ja usłyszałam.
- Przepraszam. - wydukałam cicho, bo moje sumienie nie pozwoliło mi na nic innego. Starał się mi pomóc z przedmiotem, a ja ignorowałam jego starania.
- Nie przepraszaj, panno Dario. - odparł od razu. - Następnym razem słuchaj bardziej. - uśmiechnął się lekko. - Okej?
Pokiwałam głową.
- Masz kogoś, kto mógłby ci wyjaśnić temat, który przerabiamy na lekcjach, oprócz naszych zajęć? - zapytał po chwili, a ja wzruszyłam ramionami tylko.
- Dobrze. Czyli muszą wystarczyć nasze zajęcia i lekcje, na których proszę, abyś też słuchała, panno Dario. - poprosił z rezygnacją.
- Dobrze. - przytaknęłam głową, a on posłał mi ledwo widoczny uśmiech.
- Idź już do pokoju. W piątek widzimy się na zajęciach i jutro na lekcjach. - powiedział po dłuższej chwili milczenia. - Do zobaczenia, panno Dario.
Wyszedł z sali, nie czekając aż wyjdę ja. Jego wielka chęć nauczenia mnie rzeczy, które nie tylko mnie nie interesowały, ale też nudziły, była zdumiewająca. Po co tak się starał i co mu to do życia wniesie oprócz dodatkowych pieniędzy za zajęcia ze mną? Nic. Taka prawda. Czułam jednak, że on nie odpuści, bo nie trudno było odczytać to po jego minie, kiedy chyba zrozumiał, że nie jestem chętna do współpracy. Czy jednak byłam? Nie bardzo. Nie ufałam mu i byłam przekonana, że ot tak nie dawały by mi dodatkowych zajęć, z których i tak nic nowego nie wyniosłam. Nie chciałam już wnikać głębiej w jego zamiary, tylko po prostu uważać, abym przypadkiem nie zaufała mu, jak jakaś łatwowierna dziewczyna, którą zbyt często byłam, przez co za każdy razem potem żałowałam. Nie miałam zamiaru popełnić tego błędu raz jeszcze i uważać z kim się zadaje i komu powierzam moje zaufanie oraz sekretne tajemnice. Nie widziałam w nim osoby, której bym mogła powierzyć chociaż najmniej ważną tajemnice. Wyglądał na osobę, która chciała zabawić się czyimś kosztem, a nie chciałam być jego ofiarą. Nie odmówiłam jednak chodzenia na zajęcia, a nawet się na nie zgodziłam. Może w większości dlatego, że sam nie dawał mi żadnego wyboru. Jednak to nie zmieniło faktu. Zgodzić się, zgodziłam, ale tylko tyle. Dużo się na tych zajęciach nie nauczę, a nauczyciel zmarnuje tylko na mnie czas. Jednak miło było, gdy ktoś choć raz zainteresował się mną. Czy to aż takie dziwne, że czułam się z tym faktem dobrze? Powinno być chyba odwrotnie. Nawet mu nie ufałam, ale cieszyłam się, że zainteresował się akurat mną, na taką ilość uczniów. Może tylko ja byłam taka słaba? Nie wiem, ale i tak czułam wewnętrzną satysfakcję, że jednak komuś zależy przynajmniej na mojej nauce. No albo na dodatkowych pieniądzach. Nie wiem jak było w przypadku pana Wojciecha, ale dla własnego samopoczucia wolałam chyba nawet nie wiedzieć, bo pewnie znowu bym się zawiodła i w pewnym rodzaju zdrada, zabolała by mnie kolejny raz. Wolałam tego uniknąć, jak udawało mi się zresztą zawsze.
***
Byłam już w pokoju i dalej rozmyślałam nad tym samym, co wcześniej. Po co mu tak zależało? Tylu słabych uczniów było w szkole, których uczył, ale akurat mi postanowił dawać dodatkowe lekcje. Wiem, że pieniądze itd., ale jednak miło mi się na sercu zrobiło, chociaż wiedziałam, że on ma w tym swoje korzyści i raczej jego troska jest udawana. Byłam tego przekonana i niezbyt już wiedziałam co innego mogło być powodem jego chęci do zajęć ze mną. Doszłam ostatecznie do wniosku, że jedynym powodem musiały być jedynie pieniądze, bo nic innego nie przychodziło mi wtedy do głowy. Zresztą on sam sprawiał wrażenie osoby, dla której liczą się także pieniądze. Przejrzałam go. Chodził ubrany w najlepsze, markowe ubrania z rolexem na ręce. Zawsze miał idealnie ułożone włosy i chodził z grobową miną, a te jego zwroty grzecznościowe czasem mnie irytowały, kiedy praktycznie każde zdanie kończył słowami: ,,panno Dario". Musiałam jednak przyznać, że nikt się tak do mnie jeszcze nie zwracał, więc poczułam dziwne ciepło na sercu do czego dochodziła irytacja, gdy mówił to co chwilę. Jednak podobało mi się to, mimo wszystko. W końcu też poczułam się choć trochę wartościowa, mimo że z tyłu głowy miałam zakodowane, że przecież mówi on tak samo do każdego, więc nie byłam jakimś wyjątkiem i dlaczego w ogóle myślałam, że mogłabym być? To niedorzeczne i głupie, ale dla dziewczyny, która rzadko spotykała się z takimi słowami, było to w pewnym rodzaju coś niesamowitego. Właśnie takie było to dla mnie. Niby zwykłe słowa, a jednak poprawiły moją samoocenę z zero, na duże dwa, co w moim wypadku było dużym sukcesem. Z głupiej dziewczyny, poczułam się docenioną i zauważoną, mimo iż chodziłam na zajęcia z braku wiedzy i bycia najgorszą osobą w klasie. Nie miało to jednak takiego znaczenia. Jednak na tym się nie kończyło, bo poczułam się nieco wyróżniana, gdy na zajutrz zrozumiałam, że jego zwrot wobec mnie, używał tylko do mnie. Inne dziewczyny słyszały za każdym razem: ,,pani" lub zamiast imienia, swoje nazwisko. Lub po prostu ,,pani". Nauczyciel nie pamiętał prawie imion połowy uczniów, ale o dziwo nazwiska znał praktycznie wszystkie. Tylko do mnie mówił po imieniu i przy każdy potrafił bez żadnego problemu powiedzieć: ,,panno", jak to zawsze robił, a nie ,,pani". Czy było to dziwne, że tak bardzo ucieszyła mnie taka drobna i nic nieznacząca rzecz? Albo naprawdę byłam aż taka głupia, albo serio było to coś, z czego miałam prawo się cieszyć. Lub po prostu miałam jakieś urojenia i ubzdurałam sobie, że jestem wyjątkowa, ale nigdy tak naprawdę nie byłam, więc dlaczego miało by się to zmienić? Moje przekonanie nie ustępowało, ale zgasiła je szybko Iza, która tego samego dnia zatrzymała mnie w toalecie. Wiedziała o moich zajęciach dodatkowych, mimo że nikt miał o nich nie wiedzieć, aby nie robić niepotrzebnego zamieszania. Sama nie chciałam, aby nikt wiedział, bo dziewczyny szalały za nowym nauczycielem, więc wiedziałam jak moje życie w szkole znacznie by się pogorszyło jeszcze bardziej. Tak się też stało, bo plotki szybko się rozeszły, jak na dosłownie dzień po pierwszych zajęciach. Wracając jednak do Izy, powiedziała mi ona coś, co dało mi do zrozumienia, że zbyt zaczęłam wierzyć w swoją wyjątkowości i jeszcze bardziej przygnębiłam się, niż to zwykle bywało. Ponoć Iza słyszała rozmowę nauczycieli i dowiedziała się, że pan Wojciech daje mi dodatkowe zajęcia z prośby pana Rawilson'a, który płaci nowemu nauczycielowi za to krocie. Aż dziwiłam się, że nauczyciel, któremu ufałam mnie w ostateczności zdradził, a nauczyciel, któremu zaufałam w jednym procencie, okazał się łapczywy jedynie na pieniądze i nauczenie mnie czegokolwiek było jedynie wymyślone, dla zwykłych pieniędzy. Bolało. I już nawet wyróżniające słowa ,,panno" nie miały dla mnie znaczenia. Nie chciałam tych zajęć już więcej i postanowiłam zrezygnować. Tylko musiałam załatwić to jeszcze u pani Dyrektor, a jak mówiłam, jestem zbyt łatwowierna, ale byłam wówczas przekonana, że Iza mówi szczerą prawdę, bo wydało mi się, że naprawdę mi współczuła. Uwierzyłam w jej słowa i nie byłam na dwóch ostatnich lekcjach, gdzie obie miałam mieć właśnie z panem Wojciechem. Nie obchodziło mnie to jednak. W głowie miałam tylko jedno. Zwolnić się z tych zajęć do następnego dnia, bo jutro miał być piątek, co niosło za sobą kolejne, w moim przypadku drugie już zajęcia z magii. Nie chciałam ich, bo przestałam ufać już komukolwiek. Tylko czy słusznie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro