Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Panna młoda

Pewnego dnia, gdy chyba nic już nie mogło mnie zaskoczyć, ojciec powiedział mi żebym się ładnie ubrała. Wiedziałam jedynie, że ktoś ważny musi do nas przyjedżać.

Mama pomogła mi wybrać najładniejszą suknię z szafy i rozczesała mi jak zawsze moje długie włosy szczotką. Sama bym mogła to zrobić, ale dawało jej to tyle szczęścia. A szczęście kochanej matki, to też moje szczęście.

Czekałam przez parę minut razem z moim ojcem i matką w salonie. Czekałam w milczeniu na naszych gości, a to wydawało się być coraz dziwniejsze. Zazwyczaj prowadziliśmy normalnie rozmowy, jednak dzisiaj nikt z rodziców nie miał zamiaru się odzewać, a ja czując dziwną aurę w pomieszczeniu, postanowiłam milczeć.

Nagle każdy z nas usłyszał pukanie do drzwi. Drgnęłam nie spodziewając się hałasu wśród tej ciszy.

- Czytaj książkę - powiedział ojciec zerkając na mnie. Spodziewałam się takiego zbiegu zdarzeń, jako że, byłam z niewielu dziewcząt które miały edukację, a rodzice kochali się tym chwalić na każdym kroku. Miałam szczęście, bo żyłam jak prawdziwa księżniczka.

Na korytarzy słyszałam głosy, ale nie mogłam usłyszeć ani słowa, gdyż dźwięki były tak ciche. Też długam nie musiałam czekać by spojrzeć gością prosto w oczy. Do naszego salonu wszedł starszy mężczyzna, razem z młodszym  chłopakiem. To byli Fradgarjowie, ale co oni tutaj robili?

-Odłóż tą książkę, kochanie. Mamy gości - powiedziała moja matka z wielkim uśmiechem na twarzy. Za chwilę zwróciła się do gości, - Herbaty?

- Żono kochana, po tak długiej podróży goście chyba by woleli się napić czegoś mocniejszego. Zgadza się?- spytał pewny siebie ojciec.

-Szczerze to miałem właśnie taką nadzieję, że napiję się czegoś mocnego -  zaśmiał się pan Fradgjard.

- Ja bym napił się herbaty...- odezwał się Albert, syn pana Fradgjarda. Jak zawsze mówił cicho, spokojnie i z nutką nie pewności w głosie.

Moja matka zaraz znikneła w kuchni i było słychać jak woła Charlotte, naszą służącą do siebie. Teraz gdy mama wyszedła do kuchni, zostałam sama z ojcem, panem Fradgjardem i Albertem.

Ojciec spojrzał się na mnie dając mi prosty znak, żebym do nich podeszła i się przywitała jak na wychowaną pannę przystało. Delikatnie położyłam książkę na stół i poprawiając suknię wstałam jak najspokojniej potrafiłam. Musiałam ciągle pamietać, obojętnie gdzie byłam, z kim i co robiłam, miałam być panną. Najlepszą wercją siebie. Najlepszą wercją kobiety.

Podeszłam do gości uśmiechając się lekko w ich stronę. Pan Fradgjard od razu spojrzał się na mnie, ale tak jakby dopiero zauważył moją obecność w tym pomieszczeniu.

- A to musi być nasza piękna Hanna.- Uśmiechnął się mężczyzna w moim kierunku.- Jesteś bardzo śliczna.

- Dziękuję.- Oddałam mu kolejnym uśmiechem.- A pan, to pan Fradgjard jeżeli się nie mylę.

Wyjełam rękę żeby mógł się ze mną przywitać gustownie. Jak dojrzały już mężczyzna, bez wachania złapał mnie za moją dłoń i musnął nią swoimi ustami pochylając się lekko do przodu.

- Niech mi panienka mówi po imieniu, wystarczy poprostu Oscar - odparł pan Fradgjard, a raczej Oscar, jeżeli mam mówić mu po imieniu.

Spojrzałam na Alberta stojącego naprzeciwko, a ten także na mnie spojrzał posyłając mi swói delikatny uśmiech. Jego uśmiechy zawsze wydawały się być szczerze miłe i przyjazne wobec ludzi na które patrzył.

- Mój ojciec się nie mylił, teraz widzę jak bardzo śliczna jesteś - powiedział Albert. Widzieliśmy się już kiedyś, jednak zachowywał się, jakbyś nigdy się nie poznali.

Oczywiście podziękowałam mu za ten komplement.

Mama zaraz przyszła z herbatą i alkoholem, a ja nadal nie wiedziałam czym jest spowodowana wizyta naszych gości. Każdy usiadł wokół stolika i tylko moja matka wyszła stamtąd. Mój ojciec rozmawiał z Oscarem w najlepsze kiedy ja siedziałam w milczeniu odzywając się tylko proszona. Nagle z ust mojego ojca padły słowa łamiące moje serce na tysiąc kawałków;
- Moja córka będzie wspaniałą żoną i gospodynią dla twojego syna. Już nie mogę doczekać się ślubu.

- Ślubu?- spytałam myśląc, że może jednak się przesłyszałam. Ja nie mogłam wyjść za mąż za Alberta.

- Tak córciu, zapomnieliśmy ci o tym powiedzieć?- odpowiedział ojciec jakby nigdy nic.

- Tak! Widocznie tak! Kiedy miałeś mi zamiar powiedzieć, w dzień mojego własnego ślubu o którym bym nic nie wiedziała?

- Hanna!- krzyknął mój ojciec czerwieniąc się cały ze złości lub z wstydu.- Dobrze wiedziałaś, że wyjdziesz za mąż. Więc z czym masz problem?

Miałam problem z tym, że już znalazłam swoją miłość życia, że już mam narzyczonego i swojego jedynego. Jeszcze kilka miesięcy temu bym wyszła za każdego kogo ojciec by mi dał, ale poznałam kogoś. Może nie był wcale bogaty i jedyne co miał w kieszeniach to zdechłe muchy, ale ja go kochałam. To wszystko było problemem którego nie mogłam zdradzić.

- Przepraszam ojcze, to było dla mnie za dużo informacji na raz. Chyba powinnam odpocząć w swoim pokoju.- pomału wstałam.- Nie będziecie mieli mi za złe jeżeli się teraz z wami pożegnam?

- Skądże.- odparł Oscar ucałując moją dłoń na pogżegnanie.- A ty co milczysz jak młot? Pożegnaj się Albercie.

Chyba nie tylko ja byłam w szoku nagłym zachowanien pana Oscara.

- Oczywiście ojcze.- zwrócił się Albert do ojca poczym odrazu spojrzał na mnie z pewnym siebie uśmiechem.-Nie mogę się doczekać ponownego spotkania, Hanno.- odparł Albert całując moją dłoń i to po raz pierwszy raz.

Gdy już się pożegnałam z obojgiem Fradgjardów wyszłam z pokoju, a moja herbata została w salonie na stoliku.

Teraz wiedziałam tylko jedno. Pragnełam tylko jednego, i to było spotkanie z moim ukochanym. Koniecznie musiał mu wszytsko powiedzieć. Musieliśmy coś wymyśleć, bo nie mogłam w żadnym razie wyjść za Alberta.

Powiadomiłam tylko naszą służącą o tym, że wyszłam z domu i pobiegłam odrazu do gospody rozglądając się lecz nigdzie nie mogłam zauważyć mojego ukochanego.

- Hanna?- Usłyszłam jego głos za sobą.
Odwróciłam się w jego kierunku widząc go całego brudnego i zmęczonego ciężką robotą. Krótkie brąz włosy chłopaka chowały się za czapką.

- Co ty tutaj robisz? Nie powinno cię tu być.- powiedział idąc w moją stronę.

- Musiałem cię zobaczyć.- powiedziałam biegnąc w jego ramiona.

- Nie mogłaś poczekać?- zapytał obejmując mnie nie pewnie.- I jeszcze na dodatek będziesz teraz cała brudna.

- Nie obchodzi mnie to, mam to gdzieś.- powiedziałam wtulając się w niego- Theo, ja jestem zaręczona z Albertem.

- Co? Od kiedy?- zapytał.

- Właśnie się dowiedziałam, to ojciec mnie z nim zaręczył. Ślub będzie niedługo.

- Nie możesz za niego wyjść.

- I nie chcę, to ciebie kocham.

- Trzeba mu o nas powiedzieć. Jeżeli ty tego nie zrobisz, to ja to zrobię.

- On nie zrozumie i nie pozwoli nam się już dłużej spotykać za żadne piniądze świata.

- To co zrobimy? - zapytał.

- Musimy wyjechać do Ameryki, nie możemy dłużej zwlekać.

- Dobrze wiesz, że trzy lata pracy zajęło by mi zarabianie na jeden bilet, przez dwa miesiące dużo nie zarobiłem.- powiedział.

- Znajdę piniądzę.- powiedziałam podnoszą wzrok na niego.- Ojciec nawet nie zauważy, że zniknęły.

- A co jak zauważy? Ktoś trafi do więzienia za nasze grzechy.-
Wiedziałam, że miał rację. To on zawsze starał się myśleć logicznie, myśleć tak żebym nie zrobiła żadnego głupstwa.

- Może powinniśmy dać sobie spokój, od samego początku wiedzieliśmy, że nic z tego nie wyjdzie.

- O czym ty mówisz?

- Ja nie dam tobie takiego życia jakie masz, wszystko stracisz, nigdy nie będziesz najedzona i będziesz musiała nosić tą samą suknie przez całe życie. Albert da ci wszystko i może nawet wiecej. Nowa suknia każdego dnia. Nigdy nie będziesz z nim głodna.

- Przestań. Mi na tym nie zależy. Ja wybrałam ciebie i chcę być przy tobie przez całe swoje życie. Obiecałeś.

- Kocham cię, ale nie chcę żebyś później żałowała. Chcę dla ciebie jak najlepiej.

- Ja wiem co jest dla mnie najlepsze i najlepiej będzie mi przy tobie.- powiedziałam.

Wróciłam do domu cała czarna, a moja najlepsza suknia już nie nadawała się do niczego. Pierwsza osoba która mnie zobaczyła, była to moja matka. Patrzyła na mnie jak na zjawę.

- Mamo, potrzebuję twojej pomocy.- powiedziałam cicho.

- Co się stało? Gdzie byłaś?- spytała odradzu zmartwiona.

- Wytłumaczę ci wszystko, ale nie tutaj..tata nie może się dowiedzieć.

Poszliśmy do mojego pokoju zdejmując ze mnie brudną sukienkę. Powiedziałam jej wszystko ufając jej, wierząc że zrozumie.

- Dam wam pieniądze na jeden bilet.- powiedziała nagle.- Co dalej będzie i co zrobicie z tymi piniędzmi nie będzie mnie obchodzić.

Rzuciłam się w jej ramiona dziękując jej za wszytsko, może moja miłość miała szansę przeżyć. Moja nadzieja znowu zaiskrzyła.

Wieczorem spotkałam się ponownie z moim ukochanym wierząc, że los jest po naszej stronie. Uzgodniliśmy w końcu, że to on wyjedzie do Ameryki, zarobi i po mnie wróci. Chłopak zdjął ze swojego palca pierścionek zakładając mi go na palec.

- Ja, Theo Hansen, chłopak nie mający niż cenniejszego niż ciebie, biorę cię Hanno Moen za moją żonę. Przysięgam cię kochać po wrze czasy. Przysięgam swój powrót do ciebie. Przysięgam swoją wierność. Przysięgam dać ci wszystko czego sobie zażyczysz, nawet jakby by to była tablica.- powiedział.- Teraz twoja kolej.

- Ja, Hanna Moen, dziewczyna zakochana w tobie po uszy, biorę cię Theo Hansen za mojego męża. Przysięgam swą wieczną miłość do ciebie. Przysięgam swą wierność i cierpliwość. Przysięgam czekać na ciebie tak długo jak będzie trzeba.- powiedziałam.

Oboje oparliśmy czoła, ja o jego i on o moje. To był nasz początek i nasza miłość dopiero się rozpoczynała. Wiedziłam, że był tym jedynym, że do mnie wróci.

On wyjechał, a ja zostałam tutaj w sukni ślubnej. Zdjęłam swój pierścionek od Theo. To było dzisiaj, to dzisiaj odbywał się mój ślub. Miałam przysiąc swą miłość do innego, miałam skłamać przed bogiem. Słyszałam tylko moje obsacy odbijające się od kafelków. Słyszałam szepty mówiące mi jak ślicznie wyglądam. Ojciec prowadził mnie za ramię. Trzymał mnie mocno jakby bał się, że ucieknę i wszytsko zepsuję. Chciałabym mieć przed sobą mojego ukochanego, ale za to miałam Alberta. Ojciec oddał mnie komuś kogo nie kochałam, bo sam nigdy nie kochał.

- Tak, biorę.- powiedział.

- Tak, biorę. - powiedziałam.

Napisałam już tak wiele listów, ale ten list będzie moim pierwszym do ciebie. Dziękuję ci za wszystko, ale nigdy nie planowałam tu z tobą zostać. Zanim się pobraliśmy przysięgłam swą miłość do innego i to właśnie z nim teraz odchodzę. Codziennie patrzyłam przez okno czekając na niego. Wybacz, że nie żegnam się z tobą patrząc ci w twarz, ale nie mogłabym patrzeć jak przeze mnie cierpisz. Mam nadzieję, że mi kiedyś wybaczysz i, że zrozumiesz.
Żegnaj Albercie, zawsze będę ciebie pamiętać i będziesz miał wyjątkowe miejsce w moim sercu.

Hanna Moen

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro