#5 „Prawdziwa Przyjaźń"
Tego ranka nie natrafiłam na Tadeusza, gdy wychodziłam rano z domu, co trochę mnie zaniepokoiło. Co prawda mógł zachorować, to normalne, ale dzień przed tym w jego domu słyszałam kłótnię. Nie widziałam go, aby już później wychodził na nocne spotkanie tak jak dotychczas. Możliwe, że to również przez wczorajszą deszczową pogodę nie mógł tam iść... Czy to, co wczoraj się u niego wydarzyło, mogło mieć jakiś związek z jego nieobecnością? Szczerze miałam nadzieję, że jednak nie, ale martwiłam się o niego. Pomyślałam, że może zastanę go w szkole, bo albo wyszedł wcześniej niż ja, albo się spóźni, jednak gdy dotarłam na miejsce, moje rozmyślania rozwiał na chwilę niespodziewany widok.
U wejścia do szkoły, zamiast dwóch, trójkolorowych flag rosyjskich wisiały sobie polskie, biało-czerwone, spokojnie powiewając na wietrze, podczas gdy pod nimi stał rozwścieczony dyrektor szkoły i jakiś nauczyciel, próbujący zawzięcie je ściągnąć. Nie powiem, bo zabawnie to wyglądało jak tak bardzo się trudzili, a flagi nie chciały ruszyć się z miejsca i zsunąć z kija, na którym wisiały, którego zresztą też nie dało się ściągnąć. Widziałam jak Polacy wchodzący do szkoły podśmiewają się z tego widowiska, a ci trochę młodsi oglądają dzieło swoich starszych kolegów z podziwem. Rosjanie za to nie wyglądali na zadowolonych, ale oprócz pogardliwych spojrzeń przesyłanych ku przeciwnikom, nie mogli zrobić nic, bo w końcu nie wiadomo kto dokładnie jest sprawcą... No, chociaż ja już się domyślałam.
- Widzisz? Znowu niszczą. - usłyszałam za sobą głos Vladimira, który przystanął obok mnie, przyglądając się całemu zdarzeniu z niezadowoloną miną. Zerknęłam na niego i wzruszyłam ramionami.
- Chyba lepszy taki kawał niż jak to podpalanie szkoły, o którym wspominałeś na wyspie. - poklepałam go po ramieniu, ale chyba niezbyt mu to pocieszyło, bo w odpowiedzi uniósł tylko brwi, spoglądając na mnie z góry spojrzeniem mówiącym tyle, co „no co ty?".
- Chodźmy do szkoły. - westchnął i ruszył do budynku, a ja poczłapałam tuż obok niego, nie protestując.
W środku nie było lepiej, jeżeli chodzi o atmosferę pomiędzy Rosjanami a Polakami, która zdawała się tak napięta, że to było tylko kwestią czasu, zanim coś się stanie. I moja intuicja się sprawdziła, bo już po chwili z tłumu wyłonił się jeden, odważny głos.
- I co, gdzie dzisiaj wasz szanowny „wódz"? Nie spał całą noc, bo majstrował przy flagach, więc nie przyszedł, bo musi odespać? - jeden z Rosjan tuż przy wejściu popchnął w ramię idącego tuż przede mną Polaka tak, że sama musiałam się zatrzymać, by na niego nie wpaść.
- Kazał zapytać jak się podobają, bo chyba trochę sobie tu powiszą. - odwarknął od razu ten drugi, zaciskając pięści, ale uśmiechając się do przeciwnika arogancko. Wszyscy będący dookoła zamilkli, rzucając ciekawskie spojrzenia w stronę kłótni.
- Może niech zapyta mnie osobiście, tchórz jeden! Tak mu przyfasolę, że rodzone matki go nie poznają! - odpowiedział tamten odważnie, piorunując przeciwnika spojrzeniem, na co z tłumu odezwało się kilka głosów, niektórych wtórujących Rosjaninowi, a innych oburzonych tym, co powiedział. Sama nie mogłam uwierzyć w to co słyszę i co właśnie się dzieje.
- On też kazał cię pozdrowić! - rozwścieczony już chyba do granic możliwości Polak rzucił się z pięściami na Rosjanina, który od razu odparł jego atak. Wszystko zadziało się tak szybko, że zanim zdołałam przemyśleć co mogę zrobić, już działałam.
- Hej, tak niczego nie zdziałacie! - ruszyłam do przodu i spróbowałam ich rozdzielić, ale jeden z nich odepchnął mnie tak mocno, że upadłam z hukiem na ziemię. Leżałam tak chwilę, oszołomiona, przeklinając się za to, co w ogóle podkusiło mnie, by pchać się w sam środek walki.
- Nic ci nie jest, Sara? - usłyszałam nad sobą czyiś głos, jednak rozpoznałam do kogo należy dopiero po chwili. Siergiej podał mi rękę, której się chwyciłam by wstać, ale wtedy poczułam ostry ból w nadgarstku, na który upadłam chwilę temu. Podniosłam się powoli i zerknęłam w stronę walczących, jednak na szczęście jednego z nich trzymał już Vladimir, a drugiego jakiś inny chłopak. Nie zdążyli nic sobie zrobić.
- Do gabinetu dyrektora! Oboje! - Pan Berezowski pojawił się dosłownie znikąd, a jego stanowczy głos sprawił, że wszyscy przyglądający się temu zdarzeniu dookoła rozproszyli się w swoje strony. Również zapał wyrywających się do siebie jeszcze chwilę temu walczących nagle minął. Oboje stali teraz jak wryci więc ten powtórzył polecenie nieco ostrzej, wskazując przy tym palcem gdzie mają się udać. Później zwrócił się do mnie, a właściwie bardziej do Siergieja, któremu kazał zabrać mnie do pielęgniarki. Ruszyłam więc za nim, czując jak ból w nadgarstku nasila się coraz bardziej, a on sam przy tym puchnie.
- Odważna jesteś. Tylko chyba trochę przeliczyłaś się ze swoją siłą. - odparł z tym samym spokojnym wyrazem twarzy co zawsze. Nie byłam pewna czy mam uznać to za żart, czy stwierdzenie, ale cicho się zaśmiałam.
- Taak. Nie lubię przemocy. - westchnęłam.
***
Gdy wyszłam od pielęgniarki, ręka już trochę mniej mnie bolała, jednak przez warstwę bandażu, która teraz na niej gościła, nie mogłam nią ruszać. Najgorszy był fakt, że to ręka, którą posługuję się w pisaniu i większości innych, codziennych czynności. Miałam nadzieję, że szybko dojdzie do siebie.
- Dziękuję, że ze mną poszedłeś. Jeszcze niezbyt orientuję się w tej szkole. - przewróciłam oczami po korytarzu, którym szliśmy. Być może szkoła nie była aż taka duża, jednak ja nie mam pamięci do budynków i chyba minie jeszcze kilka dni, zanim się tutaj zadomowię.
- Nie ma za co. - odpowiedział krótko, rzucając mi przelotne spojrzenie.
- Właściwie... Przepraszam, że pytam o to w takim momencie, ale dlaczego tak bardzo nienawidzisz Polaków? - zapytałam niepewnie, jednak chciałam uzyskać odpowiedź. Wydawało mi się to niemożliwe, żeby tak spokojny charakter miał tak znienawidzonego wroga tylko przez szkolne zaczepki.
Szłam jeszcze chwilę obok zastanawiającego się jak myślałam nad odpowiedzią Siergieja, który w pewnym momencie ostro przystanął i zwrócił na mnie swoje przenikliwe błękitne oczy, marszcząc krzaczaste brwi. Zmroziło mnie. Czy zapytałam o coś, o co nie powinnam? Zatrzymałam się równie szybko, starając się nie spuścić oczu pod jego spojrzeniem, kiedy tak staliśmy naprzeciw siebie, jednak to on zrobił to pierwszy. Jeszcze nie zaczął opowiadać, ale smutek, jaki zawitał w jego oczach, kiedy wbijał spojrzenie w ziemię, przekonał mnie, że jego nienawiść pochodzi z głębszych przyczyn.
- Jeżeli nie chcesz, nie musisz opowiadać... - odparłam cicho, zastanawiając się, czy dobrze zrobiłam pytając go o to. Być może wrócił do wspomnień, których nie chciał mieć w swojej głowie...
- Polacy zabili mojego brata. - zaczął odwracając spojrzenie ponownie w moje oczy. - Byłem wtedy jeszcze mały i mieszkałem zupełnie gdzie indziej. Rodziców nie było w domu, a on chciał mnie bronić, więc wziął broń... - przerwał na chwilę. Jego głos delikatnie się załamywał, gdy to opowiadał. - Jeden z nich wpadł wtedy do mieszkania i zwyczajnie go zabił. Mój brat padł na moich oczach, a ja, jako że byłem dzieckiem... - westchnął - Ten Polak zabrał mnie ze sobą, bo myślał, że coś mu powiem. Obudziłem się dopiero w szpitalu, ale do tej pory doskonale pamiętam odcień jego jasno-złotych włosów. - odruchowo sięgnął ręką do swoich, przeczesując palcami kasztanowate kosmyki. Przez chwilę błądził spojrzeniem. - Zanim do mnie strzelił, powiedział, że jest Cichociemnym, a ja nigdy mu nie dorównam, bo spłodziła mnie „ruska ku*wa." - dokończył, zaciskając mocno szczęki.
Zakryłam usta dłonią nie mogąc uwierzyć w to co słyszę. Więc to dlatego tak go nienawidzi... Bo Tadeusz za bardzo przypomina mu tego Polaka, a dodatkowo prowadząc grupę sprzeciwiającą się rusyfikacji, o nazwie identycznej jak Polska jednostka, nie pozwala mu o sobie zapomnieć. To musiało być naprawdę straszne przeżycie, którego nie chciałabym sama doświadczyć. Nie wiem, czy potrafiłabym zachowywać się tak jak Siergiej, gdyby coś takiego mnie spotkało, jednak... To, że tamten Polak zrobił coś tak okropnego, nie oznacza, że wszyscy tacy są. Tadeusz być może jest bardzo podobny do sprawcy tych zdarzeń, ale nim nie jest. Wiem, że jest kimś zupełnie innym niż tamten człowiek.
- Przykro mi, Siergiej. Nie wiedziałam... - położyłam delikatnie rękę na jego ramieniu. Nie chciałam wspominać o swoich przemyśleniach, już dość sprawiłam mu bólu zmuszając go do przypomnienia sobie tego wszystkiego. Rosjanin przetarł oczy rękawem, chociaż nie zauważyłam w nich łez, a później na jego twarz powrócił znowu ten sam wyraz obojętności, który tak dobrze już znałam.
- Do tej pory wiedział o tym tylko Vladimir. - mówił, patrząc mi w oczy z powagą. - Nie chcę by kogokolwiek spotkało coś podobnego, dlatego swoją historią chcę cię ostrzec. Polacy to nie ludzie, tylko mordercy. Nie ufaj żadnemu z nich. Nigdy. - złapał mnie za ramiona, patrząc mi w oczy poważnie.
- Dobrze... - odparłam cicho w odpowiedzi, kiwając głową dla potwierdzenia tego słowa. Wiedziałam ile to dla niego znaczy, skoro zdecydował się opowiedzieć tę historię akurat mnie, a nie komuś innemu. Z drugiej strony poczułam na sobie ciężar. Ciężar jego zaufania, które dużo dla mnie znaczyło i którego nie będę mogła zawieść...
Skinął głową na moją reakcję, a po krótkiej chwili mruknął, abyśmy wracali na lekcje, więc ruszyłam za nim do klasy. Nie odzywał się już więcej przez całą drogę korytarzem.
***
Po lekcjach chciałam iść na wyspę, jednak już byłam umówiona z Zosią, która zresztą dopadła mnie zaraz po wyjściu ze szkoły. Pomachałam Siergiejowi na pożegnanie, ale pomimo tego, że mnie widział, nie odmachał.
Moja towarzyszka gadała do mnie przez całą drogę do swojego domu, z którego miała wziąć przybory do malowania drzewa na mojej ścianie, jednak nie potrafiłam skupić się na jej słowach. W myślach kłębiła mi się cały czas ta sama historia opowiedziana dzisiaj przez Siergieja. Czy to w ogóle możliwe bym mogła pogodzić obie grupy, tak jak chciałam zrobić to wcześniej? Może po prostu z niektórymi rzeczami trzeba się pogodzić?
Zosia mieszkała w średniej wielkości domu wybudowanego z cegły, wyglądającego już na wiekowy. Zaprosiła mnie na chwilę do środka, więc weszłam. Kiedy jednak przekroczyłam próg, wnet mój wzrok powędrował na siedzącego przy stole chłopaka, czytającego jakąś książkę. To był ten sam, który uczestniczył dzisiaj w bójce.
- O, to mój brat, Rudy. Nie zwracaj na niego uwagi. - Zosia machnęła ręką w stronę chłopaka, już wchodząc po schodach na piętro, prowadząc mnie za sobą. Jej pokój był nieduży, urządzony w jej własnym stylu. Byłam pewna, że piękne, kolorowe rysunki na ścianach to jej własne dzieło.
- Chciałabym tak ładnie rysować. Masz talent. - powiedziałam, nie mogąc wyjść z zachwytu. Najbardziej podobał mi się cień wilka stojącego wśród wysokich drzew.
- Twój pokój też będzie tak wyglądać. - puściła do mnie przyjacielsko oczko, wyciągając z szafki farby. - Nauczę cię paru sztuczek. - zaśmiała się, widząc jak się ucieszyłam.
Oczywiście chwilę później już byłyśmy w drodze do mojego domu, która przez rozmowę minęła mi naprawdę szybko. Na szczęście mój nadgarstek nie był na tyle uszkodzony, bym nie dawała rady trzymać w ręce pędzla i malować. Musiałam po prostu robić sobie co chwilę krótkie przerwy, aby go nie przemęczyć. W pewnej chwili usiadłam na swoim łóżku, by odpocząć i zobaczyć jak wychodzi nasze dzieło. Wyglądało naprawdę świetnie. Westchnęłam, gdy nagle naszła mnie ciekawość.
- Zosia, czy twój brat należy do Cichociemnych? - zapytałam przyglądając się jej. Dziewczyna na chwilę zatrzymała się w malowaniu i zerknęła w moją stronę ciekawsko.
- Dlaczego pytasz? - odezwała się w odpowiedzi.
- Widziałam dzisiaj rano jego kłótnię z Rosjaninem. Chodziło o te flagi. - wyjaśniłam, a w myślach mimowolnie pojawił mi się obraz z tamtej chwili. Poza tym zauważyłam, że Tadeusz również spędza z nim dużo czasu na przerwach.
- Taak, jest dosyć wybuchowy. - przewróciła oczami, odgarniając ręką jednego z jasnych warkoczy na swoje plecy. Odwróciła się, by wrócić do malowania.
- Siergiej powiedział mi dzisiaj, abym nie ufała Polakom... - powiedziałam, spoglądając w podłogę.
- No, ale przecież ty w połowie też jesteś Polką, a poza tym, kto by go tam słuchał? Zawsze tak mówił i zawsze nas nienawidził. Jakby nie miał innego celu w życiu jak zniszczenie nas. Fanatyk. Dlaczego w ogóle się z nim zadajesz? - zauważyłam irytację na jej twarzy. Odłożyła pędzel i farbę na starą gazetę leżącą pod malunkiem i podeszła, by usiąść obok mnie.
- Nie wiem. Dla mnie jest miły. - wstrząsnęłam ramionami, patrząc w jej jasne oczy. Wydawało mi się, że skoro opowiedział mi swoją historię, o której wcześniej wiedziała tylko jedna osoba, z pewnością darzył mnie chociaż zaufaniem. Zosia nie znała go od tej strony, z której dał poznać się mnie.
- On tylko udaje. Nie zainteresowałby się tobą, gdybyś nie mogła przynieść mu korzyści. - mówiła z przekonaniem. Pokiwałam powolnie głową.
- Rozumiem. No a ty przyjaźnisz się ze mną dla korzyści? - nie wiem, dlaczego zadałam to pytanie. Po prostu... Musiałam wiedzieć na czym stoję. Zosię chyba to poruszyło, bo wstała marszcząc brwi, jakby nie dowierzając, że w ogóle mogłam nie znać odpowiedzi na to pytanie.
- Żartujesz? Przyjaźnię się z tobą, bo chcę, a poza tym miałam zamiar trochę odciągnąć cię od tych psycholi, zanim namieszają ci w głowie. - tłumaczyła z lekkim podenerwowaniem w głosie. - Sara, chciałabym, abyś wiedziała, że i ja i mój brat należymy do Cichociemnych, ale nie oznacza to, że zaprzyjaźniłam się z tobą, aby przeciągnąć cię na swoją stronę. Naprawdę cię lubię i nie obchodzi mnie to, po której będziesz stała stronie. - ostatnie słowa mówiła już spokojnie, jednak nadal z rozwagą, cały czas patrząc mi w oczy.
Uśmiechnęłam się do niej. Naprawdę ulżyło mi po tych słowach. Nie było już tu ze mną Nadii, mojej przyjaciółki z Moskwy, ale teraz uwierzyłam, że Zosia może być dla mnie kimś równie bliskim, przed kim nie będę musiała chować żadnych tajemnic. Potrzebowałam tego.
- Cieszę się. Jesteś wspaniałą przyjaciółką. - poczułam, jak mimowolnie łzy pojawiają mi się w oczach. Wstałam, by ją przytulić, a ona odwzajemniła mój gest, zamykając mnie w mocnym uścisku swoich chudych rąk.
***
Dzisiejszy wieczór minął już spokojnie, skończyłyśmy malować drzewo na mojej ścianie, które zresztą wyszło przepięknie, a później się rozstałyśmy, bo Zosia musiała wrócić do domu. Zanim położyłam się spać, jak co wieczór wyjrzałam przez okno, by dostrzec złotowłosego chłopaka z sąsiedztwa wymykającego się z domu na tajne spotkanie. Być może Polacy z grupy Cichociemnych nie okazywali aż takiej nienawiści do Rosjan, jak ci drudzy do nich, jednak kiedy tak poznawałam członków obu grup coraz lepiej, z każdym dniem pogodzenie ich wydawało się jeszcze bardziej nierealne i niemożliwe do osiągnięcia. Martwiło mnie to.
Jak długo ja sama wytrwam będąc na granicy obu tych światów?
Po której stanę stronie?
2301 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro