Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#2 „Złotowłosy"

Rano obudziłam się bardzo wcześnie - nie mogłam spać. Okno w moim nowym pokoju było otwarte przez całą noc, dlatego teraz panował tu lekki chłód, a do środka wdzierały się promienie wstającego słońca, zakłócane przez liście drzewa dębu, rosnącego obok domu. Śpiew ptaków oraz cisza dobiegająca z zewnątrz były tak miłe, że poleżałam jeszcze chwilę, wsłuchując się w nie. Ta chwila trwała tak długo i błogo, że aż musiała wyrwać mnie z niej mama, która chciała bym pomogła jej od razu wziąść się za porządki, których muszę przyznać, było całkiem sporo.

Ubrałam się więc szybko w prostą, szarą sukienkę i od razu wyszłam z pokoju. Mama siedziała przy stole tyłem do mnie, kiedy schodziłam po schodach. Podeszłam do niej i objęłam ją od tyłu.

– Już szukasz pracy? – zapytałam trochę zdziwiona, spoglądając na otwartą stronę gazety, którą trzymała przed sobą czytając i jedząc przy tym jednocześnie kanapkę. Pokiwała głową, unosząc brwi, jakby chcąc przekazać mi że wcale jej się nie chce tego robić.

– Znalazłam już nawet ciekawą propozycję. – mruknęła między kęsami.

Westchnęłam i wypuściłam ją ze swojego uścisku, aby powolnie usiąść naprzeciw. Przede mną na talerzu spoczywały dwie kanapki z szynką, serem i sałatą, ale jakoś nie miałam na nie ochoty. To miejsce odbierało mi jakiekolwiek chęci do wszystkiego, nawet jedzenia. Oczywiście nie odważyłbym się tego powiedzieć przy rodzicach, byliby pewnie smutni.

– Nie jesz? – brązowowłosa rodzicielka uniosła na mnie wzrok znad gazety, kiedy przez dłuższą chwilę siedziałam tylko wpatrując się w przygotowane przez nią śniadanie.
Skrzywiłam się.

– Nie, chyba zjem później. – mruknęłam natychmiast się podnosząc i chwytając talerz, by zanieść go do lodówki. Później przeciągnęłam się jeszcze raz i rozejrzałam po domu. – Chyba pora brać się do pracy. – wymamrotałam niechętnie, ale właściwie nie było innego wyjścia. Mama chyba też nie bardzo miała ochotę, ale westchnęła i wstała, otrzepując ręce z okruchów po kanapce. No, niestety tata będzie mógł nam pomóc dopiero kiedy wróci z nowej pracy.

Oczywiście pierwsze co musiałyśmy zrobić to dokładnie pozamiatać i wywietrzyć, tak by pozbyć się kurzu. Później zabezpieczyłyśmy meble foliami, bo chciałyśmy przemalować pokoje na nieco raźniejsze kolory niż te już spłowiałe, albo przestarzałe, odchodzące od ścian. Zaczęłyśmy, jednak jakoś w połowie pracy rozległo się pukanie do drzwi. Mama od razu popędziła w tamtą stronę, by otworzyć.

– Witam, Nazywam się Irina. Jestem sąsiadką. – mówiąc to wskazała dłonią w bok, na swój dom. – Pomyślałam, że może potrzebujecie jakiejś pomocy w nowym domu? – zapytała z szerokim uśmiechem na ustach. Wyglądała na całkiem miłą, a przynajmniej zza rogu pokoju, skąd ją obserwowałam.

– To bardzo miłe z pani strony. Cóż, myślę, że chyba mała pomoc nam nie zaszkodzi. – odpowiedziała miło mama, zapraszając gościa do środka gestem dłoni. – Ja nazywam się Renata, a to moja córka Sara. Mąż jest w pracy. – przedstawiła mnie.

Irina jakby rozpromieniła się na mój widok, mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu i zatrzymując wzrok na moich płomiennych włosach. Poczułam zmieszanie.

– No, no, mój siostrzeniec wreszcie będzie miał z kim spędzać czas. Nigdy popołudniami się z nikim nie widuje, cały czas nam pomaga i się uczy. Aż czasami zaczynam się o niego martwić, naprawdę. Takie odosobnienie nie jest dobre. – objaśniła, kiwając głową. Kiedy wymawiała te słowa, aż nie mogłam powstrzymać uśmiechu, dlatego odwróciłam wzrok. Naprawdę? Odosobniony? A w nocy to gdzie się wykrada? Chyba nie wie o nim wszystkiego.

– Tak, to nawet bardzo dobrze się składa, taka przyjaźń po sąsiedzku. – mama również na mnie zerknęła. Widziałam w jej oczach tą uciechę. Naprawdę chciała żebym się z nim zaprzyjaźniła. Ale ja nawet nie wiem jaki on jest!

Odkaszlnęłam odrobinę zirytowana tą wymianą zdań i postanowiłam przerwać im na chwilę rozmowę.

– To ja zacznę malować górę. – uśmiechnęłam się teatralnie i ruszyłam na schody. Przynajmniej dam szansę tym dwóm na bliższe zapoznanie się ze sobą, nie musząc przy tym wysłuchiwać ich rozmów na poziomie tej sprzed chwili.

– Dobrze kochanie. – odparła mama, za chwilę znowu zwracając się do przybyłej z jakimś pytaniem, na które już nie zwróciłam uwagi. Zaczęłam odnawiać swój pokój, malując ściany na biały kolor, jaki wybrał dla mnie tata. Podobno miał pasować do ciemno-brązowych mebli ze starego domu, a poza tym nie był drogi i wyglądał elegancko.

Trochę zajęło mi zanim skończyłam. W końcu, kiedy w pewnym momencie usłyszałam przez otwarte okno czyjeś głosy, wyjrzałam. Przed domem obok stała pani Irina i jej siostrzeniec, chłopak o złotych włosach. Wokoło nich węszył również pies.

Skierowałam się na dół, do mamy, która jak zauważyłam, gdzieś się szykowała.

– Idziemy zrobić zakupy. – wyjaśniła, widząc moje pytające spojrzenie.

– Idziemy? – zapytałam zniesmaczona, załamując ręce. Nie miałam ochoty nigdzie się wybierać, brakowało mi na to humoru.

– Tak, idziesz ze mną, musisz mi pomóc jakoś się ze wszystkim zabrać. – odpowiedziała tonem, który dał mi do zrozumienia, że nie mam wyboru. Powlekłam się do drzwi, by założyć buty i wyjść. Nikogo już nie było na dworze w zasięgu mojego wzroku – poszli sobie – pomyślałam ucieszona tym, że nie będę musiała z nikim rozmawiać. Chwilę później dołączyła do mnie mama i obie ruszyłyśmy w drogę. Podobno pani Irina powiedziała jej, że sklep jest niedaleko stąd, na obrzeżach miasta i faktycznie tak było, bo już po chwili byłyśmy na miejscu. Dosyć mały spożywczak, z kolorową tablicą ogłoszeń, która aż prosiła się by na nią zerknąć.

„Stancja Pani Rozy” – widniało jedno z ogłoszeń na środku, najbardziej fikuśne i zwracające na siebie uwagę. Szukają pracownika – zorientowałam się, czytając dalej. Dopiero po chwili zauważyłam, że mama również się tym zainteresowała.

– Gdzie to jest? – zapytała w końcu pracownika sklepu, zaciekawiona.

– Kilka ulic dalej, niedaleko stąd. Bardzo miłe miejsce. – odpowiedział, posyłając jej uśmiech. Kiwnęła mu więc na krótkie „dziękuję” i ruszyłyśmy na łowy – zakupy.

Do domu wróciłyśmy obładowane reklamówkami z zapasami na co najmniej miesiąc – super, przynajmniej nie będę musiała wychodzić przez najbliższy czas nigdzie indziej, jak tylko do szkoły. Położyłam zakupy na stole i odetchnęłam z ulgą. Mama wzięła się za układanie tego wszystkiego w lodówce i zaczęła przyrządzać obiad, bo niedługo miał wrócić tata.

Resztę dnia spędziłam w swoim pokoju i właściwie dopiero na wieczór postanowiłam wyjść trochę na dwór. Zabrałam ze sobą zeszyt i ołówek, by znaleźć sobie miłe miejsce pod jednym z bujnych drzew. Zaczęłam tam rysować. Chciałam uwiecznić na tej jednej kartce Nadię – moją najlepszą przyjaciółkę, którą musiałam zostawić w Moskwie. Chciałam by była tutaj teraz przy mnie, bałam się że więcej jej nie zobaczę, a co za tym idzie, że ją zapomnę. Musiałam więc ją jakoś uwiecznić.

Z transu wyrwało mnie głośne szczekanie psa. Zerwałam się przerażona na nogi, byłam zbyt daleko od domu by zdążyć tam uciec. Jedynym miejscem ucieczki było teraz drzewo, pod którym siedziałam. Skoczyłam na pień wysokiej gruszy i chwyciłam się szybko jej gałęzi by się podciągnąć. Przylgnęłam stabilnie do drzewa, obejmując je. Kiedy tylko spojrzałam w dół, ujrzałam ujadającego na mnie z dołu, biało-brązowego psa. Przez chwilę spoglądałam na niego w przerażeniu, gdy zdałam sobie sprawę, że słyszę czyiś głos.

Złotowłosy chłopak zjawił się jeszcze zanim zdałam sobie sprawę, że to on nawoływał chwilę temu imię psa. Z przerażenia nie zwróciłam na to uwagi. Odgonił go od drzewa, a później przeniósł spojrzenie na mnie.

– Wybacz Wichra, jest strasznie nieusłuchany i ciekawski. – zaczął – Spokojnie, tylko wgląda na groźnego, nic ci nie zrobi. – wyjaśnił patrząc w górę, na mnie. Zerknęłam jeszcze raz na psa, stojącego i wpatrującego się w nas jakąś odległość dalej. Już nie szczekał, więc zdecydowałam, że spróbuję zaufać słowom chłopaka i zejść na dół.

– Pomóc ci? – zapytał, kiedy zsunęłam się na nieco niższą wysokość.

– Spokojnie, dam ra... – już zaczęłam w odpowiedzi, kiedy nagle moja noga zsunęła się z gałęzi, a ja straciłam oparcie i runęłam prosto w dół, próbując bezskutecznie złapać się gałęzi rękoma. Zanim się obejrzałam, wpadłam prosto w ramiona nieznajomego, który ku mojemu zaskoczeniu – zareagował ekspresowo.

– Nic ci się nie stało? – zapytał troskliwie, stawiając mnie bezpiecznie na ziemi.

– Nie... Dziękuję. – odpowiedziałam, czerwieniąc się z własnej niezdarności. Musiałam teraz wyglądać okropnie! Nie dość, że miałam czerwone włosy, to jeszcze twarz!

Zerknęłam na rozbawionego moją reakcją chłopaka, na jego opaloną twarz padały promienie zachodzącego słońca, a złote włosy mieniły się w jego świetle. Był wyższy ode mnie, ale zdołałam dostrzec również błękitne tęczówki jego oczu, wpatrujące się we mnie z psotnymi iskierkami.

Nagle jego wzrok przykuło coś innego – schylił się do mojego zeszytu, podnosząc go i oglądając przerwany przeze mnie rysunek.

– Ładnie rysujesz. Kto to? – zaciekawił się.

– Nadia... Moja najlepsza przyjaciółka. Musiałam ją zostawić gdy się tu przeprowadzaliśmy... – odpowiedziałam trochę nieśmiało.
Posłał mi współczujące spojrzenie, ale zaraz znowu rozpromieniał i położył rękę na moim ramieniu.

– Tutaj też na pewno poznasz kogoś fajnego. – uśmiechnął się, oddając mi zeszyt. Spróbowałam odwzajemnić jego uśmiech. Może ma rację?

– Jestem Sara. – przedstawiłam się w końcu.

– Tadeusz. – odpowiedział od razu, radośnie.

– Jesteś Polakiem? – zapytałam ciekawa, ale dopiero po chwili uświadomiłam sobie że byłoby nieco dziwnie, gdyby okazało się, że nie... On jednak ku mojej uldze odpowiedział pozytywnie.
Sama zastanowiłam się, gdy zapytał mnie o to samo.

– Ja... W połowie. Moja mama jest Polką. – wyjaśniłam zgodnie z prawdą. W mojej starej szkole nie było Polaków, a Rosjanie niezbyt przyjemnie dopuszczali do wiadomości moje połowiczne pochodzenie. Pomyślałam jednak, że skoro Tadeusz jest Polakiem, może przyjmie to trochę lepiej niż oni...

– Fajnie. – wzruszył ramionami. – Jesteś pomiędzy tym całym konfliktem. – zaśmiał się, odwracając wzrok na psa, który siedział teraz, sapiąc nieopodal. Nagle usłyszeliśmy z domu obok mężczyznę, który wołał chłopaka.

– To mój wujek, muszę już iść. Idziesz jutro do szkoły? – zaciekawił się nagle.

– Tak. – przytaknęłam zaskoczona jego pytaniem. Chyba jego ciotka już wszystko mu opowiedziała od mojej mamy.

– Super. No to widzimy się jutro. – pomachał mi na pożegnanie i pobiegł na swoje podwórko, z psem tuż za nim. Spoglądałam jeszcze chwilę, jak znika we wnętrzu starego domu, zanim sama nie udałam się do swojego pokoju.

Odłożyłam rysunek na biurko i wyjrzałam przez okno. Słońce już prawie całkowicie zniknęło za horyzontem i zaczynało być ciemno.
Teraz chłopak z domu obok już nie był mi tak całkowicie obcy, chociaż czułam, że moja ciekawość nie została zaspokojona. Czy dzisiaj też wymknie się po cichu w jakieś tajemnicze miejsce? – zapytałam sama siebie, w myślach. Nie czekałam jednak na odpowiedź, byłam zbyt zmęczona i szybko pochłonęła mnie senność.

1663 słowa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro