Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

023

- Rea?-zapytałem ponownie dziewczynę, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie widzę.

- Nate?-zapytała mnie dziewczyna, będąc tak samo zdziwiona, jak ja.-Boże drogi, Nate! Braciszku!!! Ale jak ty... Jakim cudem...?-Rea nie mogła wydusić z siebie słowa, będąc w kompletnym szoku.

- Rea! Siostrzyczko ty moja!!!-podbiegłem do niej i ją mocno przytuliłem, nadal nie mogąc uwierzyć w to spotkanie.-Boże, Rea, gdzieś ty była? Myślałem, że nie żyjesz...

- Wiem, ale jakaś grupa mnie wtedy uratowała, kiedy odciągałam zarażonych w Nowym Jorku-powiedziała Rea.-Przygarnęli mnie i z nimi dotarłam do Pittsburga. Tam przesiedziałam te pięc lat z kawałkiem, a później...-urwała.

- Obóz zaatakowali zarażeni?-dopowiedziałem.

- Skąd wiesz?-zapytała Rea.

- Spotkałem Thomas-a, który cię widział, oraz Jack-a, który cię znał-wyjaśniłem jej.

- Jack-a?! Tego jebanego kłamcę?!-zawołała do mnie siostra, co mnie nieco zdziwiło.

- Ty też się nabrałaś na jego sztuczki?-zapytałem.

- Ech, tak, wiedziałem, że coś jest z nim nie tak...-mruknęła Rea.-Jack od początku działał na naszą niekorzyść, wiedziałam wtedy, że działała na polecenie Wybawców. Chciał mnie dopaść i zaprowadzić do Kevin-a, ale nie ze mną takie sztuczki. Kiedy zarażeni nas zaatakowali, uciekłam, myśląc, że Jack po prostu zginie z rąk zarażonych, ale jak widać, udało mu się przeżyć...

- Ta, nie każdemu warto ufać w tym świecie...-westchnąłem.

- Ale dość już o mnie-powiedziała po chwili Rea.-Co z tobą? Gdzieś ty był przez ten czas?

- A wiesz, tu i tam...-odparłem niechętnie.-Chciałem cię odszukać, ale wiedziałem, że tylko bym zmarnował czas, bo nie wiedziałem, gdzie dokładnie jesteś. 

- Wiesz, że gadasz bez sensu, prawda?-zapytała mnie Rea.

- Serio? Nie zauważyłem tego-odparłem stanowczo.-W każdym razie, musimy się stąd wydostać. Kevin nie odpuści nam tek łatwo, ale skoro trzyma nas przy życiu, to na pewno coś od nas chce.

- Pytanie brzmi, o co dokładnie mu chodzi...-mruknęła Rea.

- Tego nie wiem, ale coś na pewno chcę z nami zrobić-odparłem.-Może chcę dokonać zemsty? Za to, jak go zostawiłaś? Sam nie wiem, ten chłopak znajdzie każdy powód, żeby nas zabić...

- Skąd wiesz?-zapytała mnie Rea.

- Kevin zawsze taki był, co nie? Wiecznie mnie nie znosił, nie lubił, kiedy byłem w pobliżu. Nawet nie do końca jestem pewien, czemu tu go rzuciłaś...-odparłem.

- Rzuciłam go, bo chciałam, żeby w końcu się od ciebie odczepił-wytłumaczyła mi Rea.-Serce mi krwawiło, kiedy widziałam, jak Kevin przyczepiał się do ciebie z byle powody. Miałam go już dość, więc rzuciałam go, a tobie powiedziałam małe kłamstwo.

- Czekaj, ty mnie okłamałaś?! Z tym, że się na niego wkurwiłaś?!-zapytałem jej.

- No, z tym wkurwieniem się na niego nie było kłamstwem-odparła spokojnie Rea.-Nie chciałam po prostu mówić ci całej prawdy, bo wiedziałam, że będziesz żądać ode mnie szczegółów, a ja nie lubiłam opowiadać o czymś ze szczegółami, chyba sam rozumiesz...

- Rozumiem i wierzę-powiedziałem.-A teraz zastanówmy się nad ucieczką...

- A niby jak chcesz stąd uciec?-zdziwiła się Rea.-Sejf jest zawsze zamknięty, a w całym mieście roi się od Wybawców. Nie damy rady nawet wyjść z kasyna, bo od razu nas zauważą...

- Potrzebujemy dobrego planu...-odparłem.

- Ty chyba nie rozumiesz, co ja do ciebie mówię, Nate!-zawołała do mnie Rea.-Nie uciekniemy stąd! To nasz koniec! Nikt nas nie uratuje, zostaniemy przez wszystkich zapomnieni i pewnie rozstrzelają nas publicznie pod wieżą Eiffla...

Rea usiadła pod ścianą, chowając twarz w dłonie. Po chwili usłyszałem, jak zaczyna cicho płakać. Wiedziałem, że potrzebuję teraz jej pomocy, nie chcę, żeby przestała we mnie wierzyć. Usiadłem obok niej i ją przytuliłem. Rea odpowiedziała tym samym. Siedzieliśmy tak, wtuleni w siebie, gdy nagle metalowe drzwi sejfu zaczęły się otwierać, a po chwili do środka weszło dwóch Wybawców, którzy ewidentnie coś od nas chcieli.

- No zobacz tylko, już się do siebie przytulają-powiedział Wybawca do swojego kumpla.-To takiego słodkie, że aż żałosne.

Jeden z nich wyprowadził mnie siłą z pomieszczenia, a drugi został z Reą. Bałem się on nią, nie wiedziałem, co ten skurwiel chciał z nią zrobić, ale już mogłem się tego domyślać.

Wybawca zaprowadził mnie znów do gabinetu Kevin-a, który już tam na mnie czekał, razem z Jack-iem. Chciałem się wyrwać, zatłuc ich oboje, ale wiedziałem, że to i tak nic nie pomoże. Musiałem wymyśleć dobru plan, w którym się zemszczę na nich. Na razie nie wiem, jaki, ale pewnie w krótce coś wymyślę.

- Witam cię, Nate-przywitał mnie Kevin.-Wyglądasz na zmęczonego i wygłodniałego. Może Ci coś podać?

- Spierdalaj...-odpowiedziałem tylko.

- Tak myślałem-odparł Kevin.-Zaprosiłem cię tutaj, żeby z tobą pogadać. Nie bój się, nie zrobimy ci krzywdy, no chyba że odpowiedź, jaką od ciebie usłyszę, nie będzie mnie zadowalać.

- Myślisz, że po tym, co nam zrobiłeś, tak po prostu ci wszystko powiem?-zdziwiłem się.-Możesz sobie o tym pomarzyć, Kevin!

- Jesteś twardy, tak jak twoja siostra, ale nie wiem, ile ona wytrzyma z moim człowiekiem...-powoedział Kevin, uśmiechając się szeroko, jak jakiś psychopata.

Zacząłem się wyrywać, jednak Wybawca, który stał za mną, mocno mnie trzymał. Widać było, że był szkolony do takich rzeczy, bo w żaden sposób nie mogłem się uwolnić.

- No, to przejdź do naszej rozmowy-powiedział Kevin.-Zacznijmy od czegoś łatwego. Ilu was jest?

- Jeśli myślisz, że Ci powiem, to się mylisz-odparłem.

Kevin spojrzał na Jack-a.

- Jest ich piątka, licząc jeszcze jego-powiedział chłopak.

- Ty skurwielu! A ja ci życie uratowałem!-zawołałem do niego.

- Jak Ci już mówiłem, Nathan, nie każdemu warto ufać w tym jebanym świecie-powiedziała obojętnie Jack.

Tego już było za wiele. Walnąłem z łokcia stojącego za mną Wybawca, po czym rzuciłem się na Jack-a I zacząłem go okładać pięściami. Przemawiała teraz przeze mnie cała złość i nienawiść do tego chłopaka. Gdyby mnie nie odciągnęli mnie od niego, Jack byłby już martwy, zatłuczony na śmierć.

- Spokój!-zawołał Kevin, po czym podszedł do mnie.-Chciałem po dobroci, Nathan, ale jak widać, tobie tylko siłą można wszystko wytłumaczyć...

- Już ci powiedziałem, żebyś spierdalał, i zdania nie zmienię-odparłem.

- Jasne, kurwa, nie zmienisz...-powiedział Kevin.-Jeszcze sprawię, że zaczniesz gadać... Zabrać go!!!

Wybawca kiwnął głową, po czym złapał mnie mocno za szyję I wyprowadził z gabinetu. Nie bałem się, nie pokazywałem, że się bałem. Musiałem być twardy i silny, inaczej Kevin uzna, że jest zbyt słaby i tym samym będzie mógł mnie łatwo złamać.

A do tego nie mogłem dopuścić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro