037
Rok później
Baza wojskowa w Australii
***
Rok 7, dzień 36
Minął ponad rok, albo i więcej, odkąd opuściliśmy Amerykę. Australia stała się dla nas nowym domem, o wiele bezpieczniejszym niż Brooklyn. Żyjemy tutaj razem z innymi ocalonymi. Okazało się, że w Australii też są zarażeni, ale jest ich o wiele mniej, niż w innych częściach świata. Wojsko, które tutaj stacjonuje, wysyła zwiady, by znaleźć i wybić wszystkich pozostałych przy życiu zarażonych, by w pełni zabezpieczyć kontynent.
Razem z resztą grupy pochowaliśmy Alice na obozowym cmentarzu, jaki tutaj jest. Niby duży, a i tak mało jest tam pochowanych, gdyż jest tutaj o wiele bezpieczniej przecież.
Rea jest z Nickiem, co w sumie się dziwię, bo bardzo do siebie pasują. Mia jest nadal z Tomem, a Ethan i ja zostaliśmy kawalerami, co w sumie nam odpowiada, ale coś czuję, że w końcu będę miał dziewczynę, bo coś Sophie się bardzo do mnie klei i nie wiem, co mam na to poradzić.
W każdym razie, będziemy żyć dalej, nie martwiąc się, że za rogiem możemy spotkać zakażonego.
Zamknąłem swój dziennik i schowałem go do szuflady biurka, by następnie wstać i wyjść ze swojego pokoju, który dzieliłem z Ethanem oraz Nickiem. Dziewczyny mieszkały w pokoju obok, więc często się spotykamy. Nawet bym powiedział, że zbyt często się spotykamy.
Baza była duża, znajdował się tutaj punkt medyczny, w którym pracowała Sophie, magazyn żywności, gdzie była Rea z Nickiem. Chcieli pracować razem, co wydawało mi się na początku nieco dziwne, ale później przestałem zwracać na to uwagę. Był tu też sztab wojskowy, stołówka, lądowisko dla helikopterów wojskowych i wiele, wiele więcej, w tym pola uprawne, gdzie pracowali Tom wraz Mią i Ethanem. Ja natomiast miałem robotę przy zwiadach razem z wojskowymi. Byłem dla nich, jak to powiedzieć, cennym źródłem informacji na temat zarażonych. W sumie, to ja większość informacji dostałem od Charlesa, ale miło mi, że tak mnie doceniają.
Zszedłem na dół i ruszyłem w stronę punktu medycznego. Chciałem zobaczyć, co u Sophie oraz Rona. Okazało się, że jednak da się stworzyć lek, bez uśmiercania pacjenta, co bardzo mi ulżyło, normalnie kamień z serca mi spadł, kiedy to usłyszałem. Ron był nadal pod obserwacją, a badania nad lekiem trwają, ale lekarze są dobrej myśli. Możliwe jest, że już niedługo uda nam się pokonać tego wirusa.
Po drodze spotkałem się z Kate. Mieszkała w Anglii, kiedy nastąpił Dzień Z. Wiele od niej się dowiedziałem, ile musiała poświęcić, żeby się tutaj dostać. Przywitałem się z nią, wymieniłem kilka zdań, po czym się rozeszliśmy. Do punktu medycznego nie miałem zbyt daleko, zaledwie kilka metrów. Kiedy do niego dotarłem, od razu zobaczyłem stojącą przed namiotem Sophie, która jak zwykle paliła papierosa na swojej przerwie. Kiedy do niej podszedłem, od razu wziąłem od niej papierosa i się zaciągnąłem.
- Nie mówiłeś, że palisz...-zdziwiła się Sophie.
- Teraz już wiesz...-odparłem, zaciągając się ponownie papierosem.-Jak tam badania? Są na dobrej drodze?-zapytałem po chwili lekarkę.
- Nadal je prowadzą, ale spokojnie, Ron jest w wspaniałej formie-odpowiedziała mi Sophie.-A jak tam u was? Co tam u Rei i Nicka?
- Jakoś, chyba dobrze, nie pytałem się ich ostatnio -odparłem, dopalając papierosa, po czym rzuciłem niedopałek na ziemię i dogasiłem nogą.-Dobra, ja spadam. Pozdrów ode mnie Rona, dobra?-dodałem jeszcze, kiedy odchodziłem.
Sophie kiwnęła tylko do mnie głową, co oznaczało zgodę. Ruszyłem teraz w stronę magazynów. Niby cywilom tak nie wolno wchodzić, ale jako, że byłem od zwiadów wojskowych, to ja miałem pozwolenie. Kiedy byłem już na miejscu, wymieniłem kilka zdań ze strażnikiem, po czym wszedłem do środka. Rea i Nick od razu mnie zobaczyli, sprawdzali ilość zapasów w magazynie. Rea przytuliła mnie, a Nick podał mi po przyjacielsku rękę.
- Jak tam u was?-zapytałem się ich.
- Dobrze, dzięki, że pytasz. Rea trochę zrzędzi, ale daję sobie z nią radę-odpowiedział Nick.
- Mów za siebie!-zawołała Rea, śmiejąc się przy tym.-A co u Rona? Jak idą badania?-zapytała mnie po chwili.
- Na razie dobrze, gadałem z Sophie, Ron jest w dobrej formie, ale badania wciąż trwają-odparłem zgodnie z prawdą.
- To najważniejsze... Nawet nie wiem, jak ci dziękować, Nate. Dużo dla nas zrobiłeś, dla nas i dla reszty grupy-powiedział do mnie Nick.
- Wiesz, to nic wielkiego w sumie... Ale i tak cieszę się, że jesteście razem-powiedziałem do nich.
Pożegnałem się z nimi, po czym wyszedłem z magazynu i ruszyłem w stronę pól uprawnych, chcąc spotkać się z Mią, Ethanem oraz Tomem. Spotkałem ich podczas zbierania pomidorów. Zacząłem machać do nich ręką, by zwrócić ich uwagę na siebie. W końcu mnie zauważyli i odmachali mi. Tutaj nie mogłem jednak z nimi na spokojnie pogadać, musiałem czekać, aż skończą pracę. No trudno, pogadam z nimi wieczorem. Wróciłem więc do swojego pokoju, by nieco więcej czasu spędzić na zapiskami ze swojego życia. Miałem z czego wybierać, bo wiele się wydarzyło.
Od moich narodzin, po Dzień Z i pandemię, aż do dzisiaj. Udało mi się przez ostatni rok skończyć zaledwie połowę z tych zapisków, a chciałem coś zostawić potomnym, gdyby mnie zabrakło. Niech wiedzą, ile zrobiłem dla tego świata, mimo tego, że nie miałem nawet w planach swoich go ratowania. Jednak go uratowałem, a raczej uratuję, jak tylko zostanie stworzony lek.
Teraz nie chciałem na razie o tym myśleć. Miałem ważniejsze sprawy na głowie. Ale o tym może kiedy indziej opowiem. Teraz jestem zmęczony, muszę odpocząć.
***
I taki oto akcentem kończymy historię Nathan i jego przyjaciół!
Zastanawiam się jeszcze, czy nie zrobić dodatkowego rozdziału, takiego epilogu tej historii, bardziej podsumowania czy coś w tym stylu.
Ale na razie chciałbym wszystkim czytelnikom, którzy czytali tą historię, podziękować za to, że ze mną byli i mnie wspierało przez cały ten czas pisania. No, nie wiem, jak mam wam podziękować za to wsparcie. Mogę jedynie powiedzieć, że ono wielkie, i to bardzo!
A więc, ja zabieram się za kolejną historię, a wam jeszcze raz dziękuję!
Do zobaczenia w kolejnej przygodzie!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro