011
Przebiegliśmy zaledwie kilka przecznic, kiedy Samuel się w końcu zatrzymał, tak samo jak ja.
- Noż kurwa mać... Mogłem go osłaniać, zrobić coś... Ja pierdole...-mówił ciągle do siebie chłopak.
- Hej, spokojnie. To nie twoja wina. Nikt nie wie, co się wydarzy za moment. Bill poświęcił się dla nas, żebyśmy my mogli uciec-powiedziałam do niego, chcąc go w jakiś sposób uspokoić.
Samuel spojrzał na mnie, w jego oczach widać było łzy. Widocznie bardzo przeżywa śmierć swojego przyjaciela.
- Może... Może i masz rację, Kate-odparł w końcu.-Dobra, wracajmy do kryjówki. Wyjaśnimy Aiden-owi, co się stało, a potem pomyślimy nad poszukaniem zapasów. Ale na razie musimy się dostać do kryjówki...
- Tak bez zapasów?-zdziwiłam się, ale po minie Samuel-a zrozumiałam, że chłopak ma dość wrażeń jak na jeden dzień.
Westchnęłam, po czym ruszyłam w stronę kryjówki. Po chwili się zatrzymałam i odwróciłam za siebie. Samuel szedł za mną, co mnie trochę uspokoiło. Ruszyliśmy dalej, mijając zarażonych, czasami ich zabijając, ale w końcu dotarliśmy na miejsce. Wchodząc po schodach, zaczęłam czuć skręt w żołądku, jakby coś chciało mi powiedzieć, żebyśmy tam nie szli. Czułam niepokój, jaki zawsze mnie ogarniał, kiedy sprawy nie szły po naszej myśli. Ale czemu teraz? Co nas czekało w kryjówce? Nie wiem, ale chciałam się bardzo tego dowiedzieć.
Podchodząc do drzwi od kryjówki poczułam jakiś zapach, jakby coś się właśnie spaliło.
- Czekaj...-szepnęłam do Samuel, zatrzymując go przy tym.-Czujesz?-spytałam go.
- Tak...-odparł Samuel.-Proch...
- Spalony proch...-oznajmiłam.-Niech to szlag!-zawołałam po chwili, po czym pobiegłam w stronę drzwi do kryjówki.
Wbiegłam do kryjówki i zobaczyłam coś, co zapamiętam do końca swojego życia. Na podłodze leżało z pięć ciał, całe pomieszczenie skąpane było w dymie, w dodatku nie widziałam swoich przyjaciół, przede wszystkim Isabelli i Lily
- Aiden?! Michael?! Isabella?! Lily?! Jesteście tutaj?!-zawołałam, obawiając się najgorszego.
Nagle za rogu wyszła jakaś postać, z powodu dymu nie mogłam dokładnie stwierdzić, kto to jest. Mierzyła do mnie ze strzelby i podchodziła coraz bliżej. Po chwili, będąc praktycznie przede mną, postać opuściła broń. Był to Aiden, widocznie wykończony.
- Cholera... Już myślałem, że nie wrócicie...-westchnął Aiden, siadając na krześle.
- Co tu się stało?-zapytałam go.
- A jak myślisz? Sprawka Cienistych. Nie wiem, jakim cudem nas znaleźli ani jak znaleźli to miejsce. Pewnie nas wyśledzili-odparł Aiden.
- Cholera... A gdzie reszta? Gdzie Michael, Isabella i Lily? Czy oni...-zapytałam, ale urwałam po chwili.
- Spokojnie, żyją. Kazałem im się schować-odparł Aiden, po czym wstał z krzesła.-Hej, ludzi! Możecie wychodzić, już jest bezpiecznie... a przynajmniej na tą chwilę...-zawołał po chwili.
- A kto przyszedł?-usłyszałam głos Lily z drugiego pokoju.-Bo słyszałam, że z kim rozmawiasz.
- To ja. Kate i Samuel-powiedziałam.
Po chwili z pokoju wybiegła Lily, która od razu się do mnie przytuliłam. Było mi trochę niezręcznie, lecz nie przerywałem jej. Pewnie dziewczyna bardzo się o mnie bała i martwiła, co mnie w sumie nie dziwiło, gdyż też martwiłam się wiele razy o swoich przyjaciół.
- Hej, wszystko w porządku, mała?-zapytałem Lily, patrząc jej w oczy.
- Tak, tylko... bałam się, że jak mnie tutaj znajdą, z wami, to że zabiją was wszystkich, a potem... zabiorą was i...-Lily zaczęła płakać i momentami nie mogłam jej zrozumieć.
- Wszystko w porządku, nic się nie stało. Aiden sobie z nimi poradził, nic nam nie grozi...-odparłam, obejmując ją, chociaż nie byłam pewna co do tego ostatniego.
- Gdzie wy byliście, do cholery? My tutaj rozpierduchę robimy, a wy sobie miasto zwiedzacie?-zapytał nagle Aiden Samuel-a.
- Natrafiliśmy na sklep, niesprawdzony. Chcieliśmy zabrać z niego zapasy, ale zarażeni nas zaatakowali. Uciekaliśmy, a potem...-wyjaśnił Samuel, ale urwał po chwili.
- Gdzie jest Bill?-spytał go Aiden, rozglądając się.
- Bill nie żyje-powiedziałam do niego wprost.-Dorwali go zarażeni, poświęcił się, żebyśmy my mogli uciec.
- Cholera... Słuchaj, Sam, bardzo mi przykro z tego powodu i...-zaczął Aiden, ale Samuel mu przerwał.
- Słuchaj, Aiden, czasami wydaje nam się, że nic się nie stanie. Ale w tym świecie śmierć czai się na każdym kroku, jak wtedy w sklepie. Nic nie mogliśmy na to poradzić-oznajmił chłopak.
Aiden pokiwał głową. Po chwili z drugiego pokoju wyszedł Michael, a zaraz z nim wyszła Isabella, która od razu podbiegła do mnie i mnie przytuliła. Ten przytulas nie trwał jednak długo, ponieważ po chwili zorientowaliśmy się, że zgniataliśmy Lily, która stała między nami. Kiedy to zauważyliśmy, zaczęliśmy się śmiać, a Lily spojrzała na nas tym swoim słodkim złym wyrazem twarzy.
- Jak mogliście?! Ja ledwo co mogłam tam oddychać! Następnym razem uważajcie! Może jestem mała, ale nie jestem niewidzialna!-krzyknęła do nas Lily, kiedy reszta się śmiała i nie mogła przestać.
- Dobra, dobra... Skończmy już... Bo mnie już brzuch boli...-wysapałam, nadal się śmiejąc.
Po chwili się ogarnęliśmy i mogliśmy w końcu zabrać się za posprzątanie kryjówki z trupów. Razem z Michael-em, Aiden-em i Samuel-em wynieśliśmy ciała zabitych Cienistych do sąsiedniego mieszkania, po czym zamknęliśmy mieszkanie za głucho. Dość szybko i zwinnie nam z tym poszło. A teraz musieliśmy zadecydować, co dalej. Skoro Cieniści wiedzieli, gdzie nas szukać, to na pewno za niedługo przyślą tutaj kolejnych swoich ludzi. Mieliśmy oczywiście broń, ale na jak długo starczy nam amunicji? Tego się właśnie obawiałam najbardziej.
- Dobra, słuchajcie mnie uważnie-zaczął Aiden, kiedy wszyscy zebraliśmy się wokół niego.-To, co nas spotkało, i to, co spotkało Bill-a, stawia nas w poważnej sytuacji. Jakieś pomysły?
- Skoro Cieniści wiedzą, gdzie jesteśmy, to na pewno będą chcieli nas za wszelką cenę dopaść. Nie możemy na to pozwolić-powiedziałam stanowczo.-Proponuje opuszczenie miasta i udanie się na zachód, do Walii.
- Kurwa mać... Z całym moim szacunkiem do ciebie, Kate, ale to jest wyprawa samobójcza-powiedział Michael.-Nawet, jak się tam udamy, to nie będziemy wiedzieć, co nas tam czeka, a to jest spora różnica.
- To co proponujesz?-zapytałam go, krzyżując ręce na piersi.-Mamy tutaj zostać? Czekać na śmierć z rąk zarażonych lub Cienistych? Obudzi się, do kurwy nędzy! Nie damy rady przeciwko nim, a w szczególności przeciwko Cienistym!
- Tak! Właśnie to chciałem zaproponować!-krzyknął do mnie Michael.-Schowamy się gdzieś i przeczekamy. Jak chcą zabrać sobie Wielką Brytanię dla siebie, to niech sobie ją biorą, to i tak nie jest nasza sprawa. Naszym piorytetem jest przetrwać! I nic więcej!
- Spokój! Uspokójcie się, obydwoje!-krzyknął Aiden, kiedy już miałam zamiar rzucić się z pięściami na Michael-a.-Kłótnie nic nam nie pomogą! Musimy przemyśleć nasz kolejny krok. Na razie zostaniemy tutaj, potem zadecydujemy...
Odetchnęłam głęboko. Nie mogłam dać się ponieść emocjom. Musiałam się skupić na uratowaniu Charlie z rąk Cienistych. Cholera, wspominam o tym już któryś tam raz, ale na razie nie zrobiłam żadnych postępów w tej sprawie. I na razie nie wiem, jak dalej potoczą się nasze losy. Byłam jednak pewna, że coś jeszcze nas spotka. Tak łatwo w tym świecie nie ma.
Do wieczora siedzieliśmy w kryjówce, chcąc jak najmniej pojawiać się na ulicy. I tak nie mieliśmy już po co tam wychodzić, za dużo zarażonych się kręciło po mojej akcji z Samuel-em i Bill-em w sklepie. Pewnie to sprawka tego wołacza, którego zobaczyłam przed sklepem.
Miałam tej nocy wartę, reszta poszła spać. Za dwie godziny miałam obudzić Aiden-a i powierzyć mu stanie przy oknie i wpatrywanie się w dal. Powiem wam szczerze, że warta to najnudniejsza część życia podczas pandemii. Nic się nie robi, tylko pilnuje się, żeby żaden zarażony się nie dostał do kryjówki lub bazy. Nigdy na niej nie stałam, zwykle robili to inni, pewnie to ze względu na długie życie za murami obozu. Przyzwyczaiłam się pewnie do życia w ciągłej trasie, chodzeniu na zwiady oraz tym podobnych rzeczach.
Nagle obok mnie pojawił się Michael, który usiadł obok i zaczął wpatrywać się w dal. Zdziwiło mnie mocno, gdyż jego warta zaczyna się dopiero za jakieś dwie godziny, więc miał jeszcze czas na spanie. Ale skoro tutaj przyszedł, to pewnie będzie miał do mnie sprawę. Nie bez powodu by wstał wcześniej, niż to było zamierzone, co nie?
- Czego chcesz?-zapytałam go.
- Pogadać... o relacjach między tobą a Isabellą-oznajmił mi Michael, nawet na mnie nie patrząc.
Zmarszczyłam brwi. Było to dość... dziwne, jak na niego. Nikt nigdy jeszcze mnie nie pytał o to, co mnie łączył mnie a Isabellą. Zwykle tłumiłam to w sobie lub szybko zmieniałam temat. Teraz jednak nie chciałam się migać od tego pytania. Musiałam się w końcu przełamać.
- Co dokładnie chcesz wiedzieć?-zapytałam go.
- Chcę cię tylko poinformować o pewnej rzeczy-odparł chłopak, a w jego głosie wyczułam nutkę tajemniczości.-Chcę, żebyś odpuściła.
- Odpuściła? Niby co mam odpuścić?-zdziwiłam się.
- Isabella nie jest tobą zainteresowana, zrozum to. Ona ma już chłopaka i nie obchodzi ją nikt inny-oznajmił Michael.-Więc po prostu odpuścić sobie, dla twoje dobra.
- O co ci w tej chwili chodzi?-spytałam go, nie kryjąc zdziwienia.-Ja nie chcę jej komuś odebrać. Ja chcę mieć jedynie dobre stosunki między nami.
- Myślisz, że tego nie widać? Myślisz, że nie łatwo poznać, że jesteście ze sobą bardzo blisko? Czy ty myślisz, że serio mam uwierzyć w te bzdury, które właśnie powiedziałaś?-dopytywał się mnie Michael.
- O co ci chodzi?-zapytałam go.-Staram się, żebyśmy nie skończyli jako pokarm dla zarażonych lub jako więźniowie Cienistych. Myślisz, że robię to tylko dla siebie? Mylisz się! Wypruwam tu sobie żyły, żebyśmy przeżyli kolejny dzień!
- Nie bierz tego aż tak bardzo do siebie, Kate-odparł spokojnie Michael, po czy wstał.-Ale radzę ci uważać, bo jeden głupi błąd może spowodować śmiercią nas wszystkich.
Chłopak odszedł, zostawiając mnie w niemałym szoku. Co ten koleś chciał mi przekazać? A może to on był właśnie chłopakiem Isabelli, o którym tak mało wiedziałam? Sama już nie wiem, co jest prawdą, a co wyssaną z środkowego palca historyjką. Lecz, jak sam Michael mówił, powinnam uważać. Jeśli zbyt bardzo będę się zajmować moją relacją z Isabellą, to może to się tragicznie skończyć dla reszty.
Ale na razie musiałam się skupić na tym, żeby uratować Charlie. To jest mój główny piorytet na ten moment.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro