Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

009

Kilka godzin później...

***

Ustaliliśmy jeszcze parę kwestii. Przede wszystkim musieliśmy zdobyć łódź, którą popłyniemy na wyspę Man. Problem polegał na tym, że najbliższy port, o jakim mi wiadomo, jest na zachodzie, w Walii. I ponoć jest chroniony przez Cienistych, tak przynajmniej powiedziała nam Lily, kiedy się obudziła. Nie obejdzie się bez walki, ale o tym pomyślimy później, najpierw trzeba się tam dostać. Samuel mówił, że ma ludzi w Luton, którzy na pewno nam pomogą, bo przechodzili przez to samo, co my.

No, oczywiście nie obeszło się bez problemów, gdyż Lily nie miałam najmniejszego zamiaru opuszczać swojej kryjówki. Przeżyła tutaj ostatnie kilka miesięcy, odkąd opuściła szeregi Cienistych. Nie chcieliśmy jej zostawiać, więc pozostało nam ją przekonać. Dość długo nam to zajęło, ale w końcu Lily zgodziła się na pójście z nami. Może jeszcze płakała, kiedy opuszczaliśmy supermarket, ale bardzo dobrze to zniosła.

Ruszyliśmy w stronę miasta cała grupą: Aiden i Samuel na przodzie, ja w środku razem z Lily, a Michael wraz z Isabellą na końcu. Szliśmy tak z dobre kilkanaście minut, co jakiś czas musieliśmy się chować w krzakach przed nadjeżdżającym konwojem Cienistych. Nie powiem, czasami wydawało mi się, jak Michael obejmował Isabellę, co kuło mnie mocno w serce, ale starałam się tego zbytnio nie okazywać.

Idąc dalej, słuchaliśmy co jakiś czas żartów Lily, która czytała je ze swojej książeczki.

- Słuchajcie tego! Przybiegłem w nocy do dyżurującej apteki. Patrzę po półkach, rozglądam się na lewo i prawo. Młoda farmaceutka uśmiecha się i pyta: ,,Szuka pan prezerwatyw?" A co ja opowiadam: ,,Już na to za późno... Ma pani smoczek?"-śmiech Lily po przeczytaniu tego żartu czasami mnie uspokajał.

- Boże, Lily, skończyłaś z tymi żartami? Bo to chyba ósmy z rzędu, odkąd jesteśmy w drodze...-mruknął do niej zmęczony Aiden, który najwyraźniej nie miał takiego samego poczucia humoru, co ona.

- Nie! I będę wam to opowiadać, dopóki... no, dopóki mi się nie znudzi-odparła Lily z uśmiechem na twarzy.

- Na twoim miejscu to bym już przestała, bo zaraz nam tutaj zarażeni przybiegną i dopiero wtedy będziemy mieli powód do śmiechu!-zawołała do niej Isabella.

Lily spojrzała na mnią nieco zawiedzionym wzrokiem, ale posłuchała się jej, schowała do plecaka książkę i przestała gadać. Ale oczywiście nie trwało to zbyt długo, gdyż już po kilku minutach Lily znowu zaczęła gadać.

- A tak w ogóle, to co robiliście przed tym wszystkim? Przed pandemią?-zapytała nas dziewczynka.

- Wiesz, to zależy. Ja na przykład chodziłem do szkoły z Kate i jej kumpelą Charlie. Znaliśmy się od podstawówki, ale potem nasze relacje w liceum się nieco... Oziębiły, że tak powiem-powiedział Aiden.

- Co to znaczy ,,oziębiły"?-zapytała go Lily.

- Nie były aż tak bliskie, jak wcześniej-odparłam, zanim Aiden zdążył jej odpowiedzieć.

- A co z tobą?-Lily tym razem zwróciła się do Samuel-a.

- Ja? Szkoda gadać. Przeprowadziłem się tutaj, jak byłem mały, ponoć moja matka pokróciła się ze swoim bratem. Od tamtego czasu nie chciała o nim mówić. Niby później się dowiedziałem, że brat mojej mamy zostanie ojcem bliźniaków. Nawet pamiętam ich imiona: Nathan i Rea. To były czasy... Ale już ich nie ma, moich kuzynów pewnie też nie...-Samuel lekko posmutniał.

- Hej, spokojnie. Może jeszcze ich zobaczysz, tylko... No nie wiem, nie umiem zbytnio pocieszać ludzi-odparła Lily, podchodząc do Samuel-a.

- E, nie martw się o mnie, już i tak się z tym pogodziłem-powiedział Samuel, uśmiechając się do niej lekko.

- A co z wami?-zwróciła się Lily do Isabelli i Michael-a.

- Z nami to dość dziwna historia-zaczął Michael.-Od początku pandemii byłem sam, podróżowałem zawsze po ciemku, mimo faktu, że wtedy mogą się pojawić Przemieńcy. W każdym razie, pewnego dnia, w jednym z starych domków, spotkałem Isabellę. Była wystraszona, wychudzona i bardzo zmęczona. Zaopiekowałem się nią, i od tamtego czasu byliśmy nierozłączni. Po jakimś czasie, po dotarciu do obozu, zaproponowałem jej chodzenie. I tak o to jesteśmy parą!

- Ale przecież Kate też...-zaczęła Lily, ale w mgnieniu oka zatkałam jej usta.

- Lily chciała powiedzieć, że ja też cieszę się z waszego powiedzenia!-zawołałam, trzymając Lily jedną ręką, co było dość trudnym zadaniem, bo dziewczynka po chwili zaczęła się wyrywać.

Po chwili zauważyłam zdziwione miny Aiden-a i Samuel-a, którzy także nie rozumieli mojego zachowania. Ja jednak nie miałam zbytnio czasu im to teraz wyjaśniać, gdyż zbliżaliśmy się już do miasteczka Luton. Jednak, kiedy tam wchodziliśmy, zaskoczyła nas jednak rzecz, a dokładniej to fakt, że było tu dość cicho, mimo tego, że Samuel zapewniał nas, że w miasteczku będą czekać na nas jego ludzie, którzy ponoć zajęli całe miasteczko. Teraz jednak zaczęła trochę wątpić w prawdomówność chłopaka.

- I co? Gdzie są ci twoi ludzie?-zapytał Samuel-a Aiden.

- Nie wiem... Kiedy jechałem w stronę waszego obozu, to powiedziałem im, żeby na mnie czekali... Cholera, powinni tutaj gdzieś być...-odparł nieco zmieszany Samuel.

- Hej! Zobaczcie, tutaj ktoś leży!-usłyszeliśmy nagle wołanie Lily.

Podeszliśmy do niej i zobaczyliśmy leżące w kałuży krwi ciało jakiegoś mężczyzny. Aiden od razu po zobaczeniu tego, chciał odciągnąć stąd Lily, żeby tego nie widziała, ale ona i tak już się na to patrzyła, więc wszelkie próby zabrania jej stąd nie pomogły. Samuel podszedł do ciała i zaczął je oglądać.

- To Jimmy, jeden z moich ludzi. Miał pilnować tego wjazdu do miasteczka, razem z paroma innymi ludźmi-powiedział w końcu chłopak.-Skoro on tutaj leży, a w pobliżu nikogo nie ma, to oznacza, że...-tutaj urwał.

- Że istnieje możliwość, że Cieniści tutaj dotarli i wybili do nogi wszystkich twoich ludzi-dokończył za niego Aiden.

- Niech to szlag... Najpierw nasz obóz, a teraz to? Co tu się odpierdala?-zapytał nas Michael.

- Nie wiem, ale też bardzo chciałbym to wiedzieć-odpowiedział mu Aiden.-Chodźmy dalej, może kogoś znajdziemy, który nam powie, co tutaj się stało.

Zgodziliśmy się z nim, po czym ruszyliśmy dalej. Miasteczko wyglądało tak samo, jak je zapamiętała ostatnio: nie było tutaj żadnego człowieka, który chodził sobie jakby nigdy nic po chodniku, żadnych poruszających się po ulicy samochodów ani żadnych działających sklepów. Było to kolejne wymarłe miasteczko, w którym można było spotkać zarażonych. I tak się stało po chwili. Idąc sobie środkiem ulicy, nagle zobaczyliśmy małą grupę zarażonych, wychodzących zza rogu. Aiden nas zatrzymał, po czym ruchem ręki kazał nam schować się za rogiem. Tak też zrobiliśmy.

- Niech to... Dziwne to trochę, że zarażeni sobie od tak chodzą swobodnie po ulicy. Wcześniej tak nie było, wybiliśmy wszystkich zarażonych, którzy znajdowali się w miasteczku-powiedział nagle Samuel.

- Może tak teoria, że Cieniści wybili wszystkich twoich ludzi, wcale nie jest taka głupia?-odparłam.

- Nie dowiemy się na razie tego, dopóki tutaj tak stoimy-oznajmił Samuel.-Słuchajcie, niedaleko stąd jest punkt widokowy, który utworzyliśmy w jednym z budynków. Chodźmy tam i rozejrzyjmy się, może coś zobaczymy.

Jak postanowiliśmy, tak też zrobiliśmy. Ruszyliśmy za Samuel-em wąskimi uliczkami, tak, żeby zbyt bardzo nie pokazywać się na głównych ulic. Co jakiś czas widzieliśmy paru samotnych zarażonych, chodzących bez celu po ulicy, a czasami widzieliśmy małe lub duże grupki zarażonych. Omijaliśmy je tak, żeby nas nie zauważyły, nie chcieliśmy po prostu wdawać się w niepotrzebną walkę.

W końcu dotarliśmy do budynku, w którym był zbudowany punkt obserwacyjny, o którym wspominał Samuel. Weszliśmy tam dość łatwo, nie było żadnych zarażonych w środku. Wszeliśmy klatką schodową na samą górę, po czym zatrzymaliśmy się przy drzwiach do mieszkania.

- Dobra, a teraz na spokojnie... Nie wiadomo, co tam znajdziemy... Albo kogo...-powiedział szeptem Samuel, po czym wyciągnął broń.

- Dobra, ja, Kate i Sam sprawdzimy mieszkanie. Michael, Isabella, wy zostańcie z Lily na korytarzu i osłaniajcie nasze tyły, na wypadek, gdyby ktoś chciał tutaj przyjść...-powiedział Aiden.

Nie odpowiedziałam. Nie zaprzeczyłam ani nie zgodziłam się z tym. Nie chciałam ponownie się kłócić z decyzjami Aiden-a. Chłopak po prostu chce, żebyśmy przetrwali, a nie dali się zabić. Wcześniej tego nie rozumiałam, ale po rozmowie z nim już zaczynam powoli rozumieć.

Samuel złapał za klamkę od drzwi, po czym pociągnął ją w dół i wszedł do środka, a ja i Aiden za nim.

- Jest tu kto?!-zawołał Samuel.-Halo! Jest tu ktoś?! Ktoś żywy?!

Po chwili za rogu wyszła postać, młody chłopak, miał około szesnaście lub siedemnaście lat. Jego włosy były strasznie rozstrzepane, a ubrania... o ubraniach nawet nie chcę mówić, były w strasznym stanie. Chłopak dosłownie wyglądał jak wrak człowieka.

- Jasna cholera... Bill, to ty? To na serio ty?-Samuel nie mógł uwierzyć w to, co właśnie widział.

- Kurwa mać... Najpierw jebani Cieniści, potem horda zarażonych, a teraz ty straszący ludzi? Sam, pojebało cię do reszty... Gdzieś ty był, do chuja, kiedy my walczyliśmy o życie?!-zawołał chłopak.

- Słuchaj mnie, Bill. Miałem sprawę do załatwienia, mówiłem ci to już. Ale... Cieniści zaatakowali obóz ,,Hope", musiałem pomóc tym, którzy przetrwali i...-Samuel zaczął się tłumaczyć, ale Bill chyba go zbytnio nie słuchał.

- Rozumiem cię, stary... Ale, kurwa, nawet nie wiesz, ile ludzi straciliśmy... Chyba większość nie żyje, a część porwali Cieniści... Mówili o jakieś akcji przejęcia Wielkiej Brytanii...-powiedział Bill.

- Co dokładnie mówili?-zapytałam go.

- Gadali coś o wyspie, na której schronił się rząd, albo przynajmniej to, co z niego zostało... Jebany kult, jeszcze tego nam brakowało... Ponoć zabierają tam wszystkich porwanych, jako dodatkowe siły w ich pierdolonej armii...-oznajmił mi Bill.

- Charlie...-szepnęłam do siebie.-Aiden, musi tam jechać i ich powstrzymać!-zawołałam po chwili.

- Wiem, kurwa, wiem o tym, Kate. Ale spójrz na nas. Nie jesteśmy wojownikami o wolność, tylko zwykłymi ocalonymi. Wlaczymy o nasze przetrwanie. Nie mogę ryzykować utraty kolejnych ludzi tylko dla tego, że chce ci się ratować przyjaciółkę!-odparł Aiden.

- Nie mogę jej tak zostawić!-zawołałam do niego.

- Kate! Posłuchaj mnie choć ten jeden raz! Najpierw zostaniemy tutaj przez jakiś czas, poszukamy zapasów i ocalonych. Dopiero potem pomyślimy nad ruszeniem w pogoń za Isaac-iem i jego grupą-powiedział stanowczo Aiden.

Nie odpowiedziałam, bo przecież co miałam na to odpowiedzieć? Nie przegadam temu chłopakowi do rozumu, jak coś postanowi, to tak właśnie ma być. I koniec dyskusji.

Ech... To będą chyba najgorsze dni w całym moim życiu od początku pandemii.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro