Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

006

Podróż powrotna do obozu zajęła mi o wiele szybciej, niż zakładałam. Bardzo mi się wtedy spieszyło, chciałam jak najszybciej się dowiedzieć, co się stało i dlaczego dzwony w obozie zaczęły grać. Musiało się stać coś poważnego, bo nie słyszałam dźwięku tych dzwonów od bardzo dawna. Używano ich w poważnych i kryzysowych sytuacjach. Ostatnio został użyty podczas ataku hordy zarażonych ponad dwa lata temu. Od tamtego czasu mieliśmy spokój, aż do dzisiaj.

Kiedy tak jechałam na koniu w stronę obozu, nagle między drzewami coś zobaczyłam. Niby bym pojechała dalej, myśląc, że to tylko jakiś zarażony albo inne dziadostwo, ale uznałam, że lepiej będzie, jak to sprawdzę, tak na wszelki wypadek. Zatrzymałam konia, zsiadłam z niego, po czym podeszłam do drzewa, przy którym coś zauważyłam.

Podchodząc coraz bliżej, miałam coraz większe obawy o to, co tam zobaczę. Niby zarażeni nie byli dla już tacy przerażający, ale co jeśli to będzie jakiś ich nowy rodzaj, o którym nigdy nie słyszałam? Aż strach o tym myśleć, mam już ciarki na plecach. Po chwili zobaczyłam czyjeś ciało. Zerknęłam na nie z ukosa i o mało nie krzyknęłam z przerażenia, kiedy ujrzałam, jak bardzo jest ono zmasakrowane. To pewno była robota zarażonych. Już chciałam wracać do konia, kiedy coś jeszcze przykuło moją uwagę. A mianowicie dwie rzeczy.

Po pierwsze, na szyi zobaczyłam tatuaż litery ,,H". Był to taki sam znak, jak u naszych zwiadowców. Każdy zwiadowca z naszego obozu musiał zostać oznaczony, żebym nie doszło do komplikacji. Skoro na jego szyi był ten znak, to oznaczało, że był od nas. Po drugie, w głowie tego zwiadowcy była dziura, którą na pewno nie zrobił żaden z zarażonych. Przypominała mi ranę postrzałową. Jak dobrze wiem, zarażeni nie potrafili używać broni palnej.

Po chwili coś kapnęło mi na ramię. Spojrzałam i zobaczyłam krwisto-czerwoną kroplę. Zdziwiłam się nieco i spojrzałam do góry, przy czym o mało nie krzyknęłam z przerażenia. kiedy zobaczyłam wisielca, z rozerwanym brzuchem i flakami na wierzchu. Dobra, to już zaczyna być dziwne. Zwłoki z raną postrzałową, zostawione przy drzewie to jedno, ale wisielec z rozerwanym brzuchem, w dodatku tym samym tatuażem zwiadowcy od nas to już kompletnie inna sprawa.

Zastanawiając się nad tym, co tutaj się stało, nagle przypomniałam sobie o alarmie z obozu, który nadal było słychać. Wróciłam do konia i ruszyłam w dalszą drogę do obozu. Wnet za drzew wybiegło dwóch biegaczy, którzy przetraszyli mojego konia, który mnie zrzucił z siodła. Upadłam na plecy, a koń pobiegł w swoją stronę. Zostałam sama przeciwko zarażonym, którzy już biegli w moją stronę. Nie mając innego wyboru, wzięłam broń do ręki i wystrzeliłam w stronę najbliżeszego biegacza. Był na tyle blisko, że jeo głowa eksplodowała fontanną krwi i szczątków mózgu oraz czaszki. Nie ucieszyło mnie zbytnio, po chwili rzucił się mnie, powalając mnie na ziemię. Był dość silny i praktycznie nie miałam z nim szans.

Kiedy myślałam, że to będzie mój koniec, nagle ktoś zabrał ze mnie zarażonego, po czym szybkim ruchem odciął mu głowę. Nie widziałam zbytnio, kim był mój wybawiciel, bo nadal byłam zszokowana tym całym zajściem, ale temu gościowi chyba to nie przeszkadzało, bo kazał mi wstawać i biec za nim. Oczywiście zrobiłam to, bo na chwilę obecną nie miałam innego wyboru. Biegłam z nim, co jakiś czas potykając się o swoje nogi, Ae w końcu dotarliśmy do jakiegoś budynku. Postać kazała mi wbiec do środka, a kiedy już była w środku, zamknęła za mną drzwi.

- Kurwa mać, blisko było...-westchnął nieznajomy, oddychając ciężko z przemęczenia.-Od kiedy tylu zarażonych się kręci niedaleko Luton?-zapytał mnie po chwili.

- Kim ty kurwa jesteś?!-zawołałam, wymierzając do niego ze strzelby.

- Hej, spokojnie! Jesteśmy po tej samej stronie... panno Jones-powiedział nieznajomy, co zmroziło mi krew w żyłach.

Przeraziło mnie to kompletnie. Losowy gość, który pojawił się znikąd, wie, kim ja jestem. Jeszcze niech mi powie, ile ma lat, kto jest moim rodzicem i w ogóle niech kurwa powie całą moją biografię.

- Skąd ty... Zresztą, nieważne!-odparłam szybko.-Teraz odpowiesz mi parę pytań, a jak nie, to rozpierdole ci głowę śrutem z nabojów do tej broni!

- Spokojnie! Jak mówiłem, nie musimy być wrogami, panno Jones!-zawołał nieznajomy.

- Skąd mnie znasz?!-krzyknęłam, nie opuszczając broni.

- To jest mniej ważne. Ważniejsze jest to, co się stało z waszym obozem-odparł spokojnie chłopak.

- A niby co kurwa miało się z nim stać?-zapytałam go, po czym coś sobie uświadomiłam.-Alarm... Zarażeni w pobliżu... Nie... Nie mów mi, że...

- Przykro mi, ale horda zarażonych zaatakowała wasz obóz, możliwe, że nikt nie przetrwał-powiedział chłopak.

- A niby skąd możesz to wiedzieć?-zapytałam go.

- Byłem tam, kiedy zarażeni zaczęli oblegać obóz. Jacyś ludzie wyciągnęli mieszkańców obozu na zewnątrz, jakiś siwy dziad coś do nich gadał, a potem kazał swoim ludziom ich zabić, wszystkich po kolei-oznajmił chłopak.

- Niech to... Kurwa mać... Mogłam tam jechać od razu, ale nie, Aiden postanowił sprawdzić ten jebany supermarket!-zawołałam do siebie, niemal rzucając broń na podłogę.

Chłopak nie odpowiedział, tylko podszedł do jakiegoś urządzenia, włączył je, a po chwili w całym pomieszczeniu zapaliło się światło. Dopiero wtedy mogłam się dokładnie przyjrzeć temu gościowi. I nie mogłam uwierzyć własnym oczom. To ten sam chłopak, z którym Aiden rozmawiał dzisiaj rano w Luton.

- Samuel?-zapytałam go, nadal niedowierzając.

- Miło cię znowu widzieć, Kate-odpowiedział mi chłopak, siadając na krześle.

- Co ty tutaj robisz?-zapytałam go.

- Chciałem spotkać się z Aiden-em, miałem do niego sprawę, ale kiedy zobaczyłem, jak wasz obóz płonie, a jego mieszkańcy są zabijani przez Cienistych, wiedziałem, że coś na pewno się stało-odparł Samuel.

- Niech to...-westchnęłam.-Coś jeszcze tam widziałeś? Nie wiem, zabierali kogoś albo coś w tym stylu?-zapytałam go po chwili.

- Nie wiem, byłem za daleko... Ale jeśli się tak dobrze nad tym zastanowić, to tak, widziałem coś takiego. Zabierali jakąś dziewczynę, młodą, podobną do ciebie, tyle tylko, że miała blond włosy-powiedział Samuel.

Nie. To nie mogła być prawda. Charlie. Dorwali Charlie. Ale jakim cudem? Niech to, to pewnie robota Matt-a. Wystawił obóz zarażonym, a sam zaprowadził Charlie do Cienistych. Ech, obawiałam się właśnie tego najbardziej na świecie, ale najwidoczniej nie umiałam z każdym problemem sobie poradzić. Kurwa mać, obiecałam jej, że będę ją chroniła przez Cienistymi, ale oczywiście, jak zwykle musiałam wszystko zjebać.

- Cholera... Jasna cholera... Czemu ja muszę zawsze coś odjebać, żeby inni musieli przez to cierpieć?-zapytałam, ale bardziej to samą siebie.

- Kate, nie oskarżaj się o coś, czego nie mogłaś przewidzieć...-powiedział do mnie na spokojnie Samuel.-Dobra, my tu gadu, gadu, a pewnie reszta na nas czeka, prawda?

- Jak reszta?-zdziwiłam się, po czym sobie przypomniałam.-Boże drogi! Aiden! On tam został z tą dziewczynką! Musimy wracać!-zawołałam, po czym wybiegłam z budynku.

- Nie wiem, o jaką dziewczynkę ci chodzi, ale zapewne zaraz się o tym dowiem...-westchnął Samuel, wychodząc tuż za mną.

Supermarket, w którym czekał na mnie Aiden wraz z Lily, znajdował się kilka kilometrów od miejsca, w którym spotkałam się z Samuel-em. Nie było to dość daleko, ale nie miałam wtedy swojego konia, który uciekł, jak mnie zaatakowali zarażeni. Musiałam więc biec w stronę supermarketu, co jakiś czas się zatrzymując i sprawdzając, czy Samuel za mną idzie. Ale w końcu dotarliśmy na miejce. Podeszłam do drzwi i zapukałam, czekając na odpowiedź z drugiej strony.

- Kto tam?-usłyszałam głos Aiden-a po drugiej stronie drzwi.

- To ja! Otwórz drzwi!-powiedziałam.

- Co za ,,ja"?-zapytał Aiden. On faktycznie zaczyna mi garć na nerwach.

- Kurwa mać, Aiden! To ja, Kate! Otwieraj te pieprzone drzwi, ale już!-zawołałam.

- Kate? Co za Kate? Ja nie znam żadnej Kate-odpowiedział Aiden.

- Ja pierdole...-zaklnęłam pod nosem, po czym kopnęłam w drzwi.

- Kurwa! Dobra, już dobra, otwieram!-zawołał Aiden, po czym otworzył drzwi.-Jezu, na żartach się nie znasz?

- Nie ma w tej chwili ochoty na twoje pierdolone żarty, Aiden...-powiedziałam, po czym weszłam do środka, a za mną wszedł Samuel, witając się jeszcze z Aiden-em.

- Dobra, możesz mi więc powiedzieć, co się stało?-zapytał mnie po chwili Aiden, zamykając drzwi.

- Chodzi o obóz... on... został zniszczony...-wydusiłam w końcu.-Cieniści zdołali rozbić całą naszą obronę, po czym wpuścili do środka hordę zarażonych. W dodatku porwali Charlie, więc no...-chciało mi się w tej chwili płakać, ale się powstrzymałam.

- A co z resztą? Co z Isabellą, z Chrisem i innymi? Co z nimi?-wypytywał mnie Aiden.

- Nie wiadomo, Samuel był w pobliżu, więc jego pytaj, a nie mnie-powiedziałam, po czym poszła do Lily, która akurat siedziała przy stole i zajmowała się sobą.

- Hej, Lily. Co tam?-zagadałam ją.

- A nic. Trochę się obawiałam twojego chłopaka, kiedy miał ze mną zostać, ale to spoko chłopak, już tak nie wymachiwał bronią, jak wcześniej-odpowiedziała mi dziewczynka.

- On... nie jest moim chłopakiem-powiedziałam.

- Serio? Dziwne. On mi mówił, że jesteście parą, mówił też, że gorszej dziewczyny nie mógł sobie znaleźć-odparła Lily.

- To mówię ci od razu, że nie jesteśmy parą, bo ja ma już dziewczynę. Albo lepiej: jest dziewczyna, która mi się podoba-oznajmiłam jej.

- Jesteś lesbą?-zapytała mnie Lily.

Miałam w tej chwili ochotę ją uderzyć, prosto w twarz, żeby wybić jej ten głupi pomysł z głowy, ale się powstrzymałam.

- Nie, to nie tak... Jestem, jakby ci to powiedzieć, biseksualna, czyli podobają mi się i faceci, i kobiety-wyjaśniłam jej w skrócie.

- Bardziej do ciebie pasowało słowo ,,lesbijka", moim zdaniem-odparła Lily.

- Hej, Kate! Skończyłaś już tam gadać?! Bo mamy sprawę do wyjaśnienia!-wołanie Aiden-a powstrzymało mnie przed zamiarem uderzenia Lily.

Odpuściłam nieco, po czym ruszyłam w stronę Aiden-a i Samuel-a. Ale jedno musiałam przyznać Lily. Nieco bałam się tego, jak zareagują moi znajomi na fakt, że jest bi. Niby nic wielkiego, ale w naszej szkole, przed pandemią, ludzi podobni do mnie byli obiektem obelg i drwin. Jednak udało mi się znaleźć wsparcie u Charlie, a nawet u Aiden-a, mimo tego, że czasami robił sobie z tego żarty.

Jednak miałam ich wsparcie. To było dla mnie najważniejsze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro