Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

002

Okolice miasta Luton, Anglia
Październik, rok 2025

***

- Hej! Wstawaj!-usłyszałam donośny głos tuż przy mojej głowie.-Cholera jasna. Zabiliśmy ją?

- A skąd ja mam to kurwa wiedzieć?!-usłyszałam drugi głos.-To ty ją tak potraktowałeś, trzeba było przemyśleć na początku to, co się zrobi za chwilę!

- Spierdalaj, dobra? Suka zasłużyła na takie traktowanie! Zajebała dwóch naszych i ukradła nam zapasy z magazynu!-zawołał pierwszy głos.

- Dobra, rozumiem, że nadal ich opłakujesz, ale martwa nie powie nam, czemu to zrobiła-odpowiedział drugi głos.

Słyszałam ich rozmowę jakby z oddali. Byłam na pół przytomna, a w dodatku strasznie mnie bolało oko, szczęka i brzuch. Słabo pamiętałam chwilę, w której zostałam ogłuszona. Byłam wtedy na patrolu, jak zwykle resztą, i znalazłam chatkę pośrodku lasu. Wyglądała na opuszczoną, więc do niej zajrzałam, w nadziei, że coś jeszcze zostało. Nie spodziewałam się, że ktoś tutaj był i tylko czekał na moje przybycie. I nie miałam nic wspólnego z zabiciem kompanów tych gości i okradnięcia ich magazynu. Musieli mnie z kimś pomylić, ale oni pewnie będą mieli to gdzieś, jak zacznę się tłumaczyć.

- Jak chcesz ją zmusić do gadania?-zapytał po chwili nieznajomy.

- Siłą na pewno nie, będzie się coraz mocniej opierać, więc pozostanie tylko na spokojnie z nią pogadać...-odparł jego kompan.

- Zabiła dwóch naszych, a ty chcesz z nią porozmawiać na spokojnie?! Pojebany ty jesteś czy co?!-zawołał nieznajomy, chyba miał już durnych pomysłów swojego kompana.

- Chcesz to załatwić siłą? Proszę bardzo! Ale nie próbuj nawet nie zatłuc na śmierć, bo ja to zrobię z tobą!-odparł jego kompan, po czym usłyszałam głośny trzask drzwi i szybko oddalające się kroki.

Podniosłam nieco głowę i otworzyłam lekko oczy. Mężczyzna, który stał przede mną, był dobrze zbudowany, miał ostrzyżone na zero włosy oraz lekki zarost. Wyglądał na kogoś, komu nie straszne jest torturowanie, grożenie oraz zabijanie niewinnych ludzi.

- Powiedz mi, słonko, co chciałaś osiągnąć, zabijając dwóch naszych ludzi?-zapytał mnie mężczyzna, schylając się na tyle, żeby nasze twarze były na tej samej wysokości.

- Nie zabiłam... waszych ludzi... Zrobił to... ktoś inny... Ale na pewno... nie byłam to ja...-mówiłam z lekkim przerwami, gdyż było mi ciężko oddychać.

- Nie kłam, dziwko!-krzyknął mężczyzna.-Wiem, że to ty. Od trzech lat utrudniacie nam życie. Okradacie nas i zabijacie naszych ludzi. Mieliśmy zamiar nawiązać z wami pokój, ale ty postanowiłaś jeszcze bardziej odciągnąć nas od tego pomysłu!

- I tak chuja nam by dał ten sojusz! Wy jak zwykle znajdziecie sposób, żeby się na nas odegrać!-odparłam donośnym głosem, albo przynajmniej na takim, na ile mnie było stać.

- Kurwa, ma już ciebie dość, jebana suko...-powiedział mężczyzna, po czym wyciągnął pistolet i przystawił mi go do skroni.-Jakieś ostatnie słowo przed śmiercią, słonko?-zapytał.

Nagle usłyszałam głośny dźwięk za drzwi, przypominający wystrzał z broni palnej. Chwilę później dało się słychać krzyki umierającego człowieka. Mężczyzna odwrócił się w stronę drzwi, zamieniają wyraz twarzy z wściekłej na zdziwioną, po czym zabrał broń i powoli zaczął iść w stronę drzwi. Próbowałam jakoś się uwolnić, lecz nie mogłam, za mocno mnie związali linami. Jedyne, co udało mi się osiągnąć, to upaść na prawe ramię. Mężczyzna w końcu poszedł do drzwi i przycisnął do nich ucho, nasłuchując. Wtedy nagle rozległ się kolejny wystrzał, a po chwili przez głowę mężczyzny przeleciał jakiś pocisk, robiąc dość małą dziurę w jego głowie. Ciało mężczyzny upadło na ziemię bez życia, a potem drzwi otworzyły się nagle, a za nimi zobaczyłam kogoś, kogo zbyt dobrze znałam.

- Cześć, Aiden...-powiedziałam do niego.

Aiden był jednym z moich kolegów z klasy. Miał bujne, czarne włosy oraz coraz większy zarost, której na pewno nie miał zamiaru zgolić, gdyż, jak mi mówił, dodawało mu to lat, mimo tego, że był zaledwie dwudzietodwulatkiem. Aiden rozejrzał się po pomieszczeniu, po czym podszedł do mnie, rozciął więzy i pomógł mi wstać.

- Chris się o ciebie martwił, ja się o ciebie martwiłem, Charlie się o ciebie martwiła-wymieniła mi Aiden.-Cholera jasna, cały obóz się o ciebie martwił. Może w końcu skończyć tak ryzykować?

- Wiesz, że brakuje nam lekarstw, przede wszystkim aspiryny-odparłam.-Musiałam ich okraść, w okolicy obozu wszystko zostało już sprawdzone.

- Zbliża się dzień zawarcia z nimi pokoju, a ty postanawiasz sobie od tak zabić dwójkę ich ludzi i okraść magazyn do nich należący?!-zdziwił się Aiden.-Cholera, Kate! Chcesz, żebyśmy mieli więcej problemów przez ciebie?!-zawołał chłopak.

- Ten sojusz i tak nic nam nie da, Cieniści zawsze znajdą sposób, żeby nam utrudnić życie-odparłam stanowczo, wychodząc z pokoju.

Cieniści, grupa fanatyków żyjąca w ciemnościach i najgłębszych miejscach na tej cholernej ziemi. Na początku nie sprawiali nam problemu, ale sytuacja się coraz bardziej pogarszała, kiedy przywódca Cienistych zaproponował nam pewien układ: dostarczanie im co miesiąc połowy naszych zapasów w zamian za ochronę naszej osady. Było to trzy lata temu. Nasz przywódca, Chris Johnson, na początku się na to zgadzał, jednak w końcu zrozumiał, że owa ,,ochrona" ze strony Cienistych jest kompletnie bezużyteczna, przez co Chris postanowił zrezygnować z układu z Cienistymi. Sytuacja nie poprawiła się, Cieniści atakowali naszych zwiadowców, zabierali nam zapasy i robili o wiele więcej złych rzeczy, które nas osłabiały. Próbowaliśmy walczyć z wrogiem, osłabiać go, jak on osłabiał nas.

Wojna z nimi okazał się gorsza niż walka z zarażonymi. Chris też to zauważył i postanowił zawrzeć pokój z Cienistymi, by przez jakiś czas odbudować wspólnotę, którą przez ostatnie cztery lata budował. Przywódca Cienistych zgodził się na to i pokoje negocjacje mają się odbyć już za dwa dni, ale po moim wybryku na pewno się opóźni, co mnie cieszyło, bo nic z tych negocjacji dobrego nie wyjdzie.

- Kate! Kate, do cholery, nie odtrącaj mnie!-zawołał za mną Aiden.

- Wcale tego nie robię-odparłam, pakując swoje rzeczy do plecaka, który leżał na stole kuchennym.-Po prostu chcę się stąd wynieść i wrócić do obozu.

- Ciekawi mnie, jak się wytłumaczysz Chris-owi...-mruknął pod nosem Aiden.

- Nie będę kłamać, powiem mu prawdę-odparłam szczerze.-Powiem, że szukałam aspiryny dla znajomej, pewnie jakoś to zrozumie. W dodatku nie mają dowodów ani świadków, że to przez nas...

- Obyś miała rację. Wiesz, że nie mogę cię więcej kryć przed Chris-em-powiedział Aiden.-W ogóle, jakim cudem dałaś się złapać?-zapytał mnie po chwili.

- Byłam nieuważna, po prostu-odparłam, chociaż nie była to do końca prawda, ale Aiden nie musiał jej znać.

- Jasne...-mruknął Aiden.-Dobra, spadajmy stąd, zanim reszta Cienistych się zorientuje, że ktoś zabił ich ludzi-dodał po chwili chłopak, po czym wyszedł z budynku.

Zapakowałam ostatnie rzeczy do plecak, założyłam go na plecy, zabrałam swoją broń, po czym opuściłam budynek, spotykając się ponownie z Aiden-em, który czekał na mnie na siodle swojego konia. Mój niestety został zabity, kiedy uciekałam przed tymi dwoma Cienistymi, więc musiałam wsiąść na siodło za Aiden-em, trzymając się go mocno. Po chwili ruszyliśmy w drogę powrotną do obozu.

- Wiesz, wiele razy się zastanawiałem, żeby ci kiedyś to powiedzieć...-zaczął nagle Aiden.-Bo widzisz, niedługo jest ta impreza z okazji czwartej rocznicy założenia obozu i tak sobie pomyślałem, czy nie chciałabyś... no wiesz...

- Ty chyba wiesz, że nie masz u mnie szansm prawda?-zapytałam go.

- No tak, ale nie mam z kim iść, a samemu nie wypada, więc pomyślałem, że...-mówił dalej Aiden.

- Aiden, dość-przerwałam mu.-I tak mam inne plany na ten dzień, więc nie przekonasz mnie do pójścia z tobą na tą imprezę.

- Co, będziesz siedziała w pokoju i plotkowała z Charlie czy może spędzisz romantyczny wieczór z Isabellą?-zapytał mnie Aiden.

- Spierdalaj!-zawołałam do niego, uderzając go w ramię.-Nie powinno cię to w ogóle obchodzić, co ja wtedy będę robiła!

- Dobra, już dobra, nie denerwuj się tak, Kate...-odparł spokojnie Aiden.

Resztę podróży odbyliśmy w ciszy. Zimny wiaterek powiewał nam w twarze, dając do zrozumienia, że wielkimi krokami zbliża się zima, na która musimy się przygotować. Bardzo dobrze pamiętam swoją pierwszą zimę po wybuchu pandemii. Bałam się, jak nigdy. Chodziłam z budynku do budynku, marznąc na kość i czując, że nie dam rady tak dłużej żyć. W końcu, podczas jakiejś dłuższej podróży, straciłam przytomność i obudziłam się kilka godzin później, w czymiś domu, na kanapie. Okazało się, że znalazł mnie Aiden, który szukał wtedy obozu ocalonych. Od tamtego czasu podróżowaliśmy razem, aż dotarliśmy do obozu ,,Hope", znajdował się on w okolicach miasta Luton, na północ od Londynu. Nie spotykałam tutaj zbyt wielu zarażonych, jak to było w stolicy Anglii, ale zawsze na jakiś musiałam natrafić.

Kilka minut później dotarliśmy pod bramę obozu. Nie był on duży, raptem kilka lub kilkanaście metrów kwadratowych powierzchni, ale dało się w nim pomieścić ponad dwustu mieszkańców, bo właśnie tyle jest ich w obozie. Stojący na straży wartownik zauważył nas, po czym brama obozu zaczęła się otwierać. Wjechaliśmy do środka, po czym zeszliśmy z konia.

- Idź do Chris-a od razu, lepiej, żebyś tego nie odwlekała w nieskończoność-powiedział do mnie Aiden.

- Super...-mruknęłam pod nosem, po czym ruszyłam przed siebie, w stronę mieszkania przywódcy obozu.

Kiedy do niego dotarłam, chciałam już zapukać do drzwi, ale się zawahałam. Sam nie wiem, czemu. Zwykle wchodziłam bez żadnego strachu ani obaw, a teraz czułam, że ta rozmowa nie pójdzie w dobrym kierunku. W końcu ogarnęłam się, zapukałam, po czym poczekałam chwilę i weszłam do środka.

Chris stał przy jednym z okien kuchennych, jakby na kogoś czekał. Był już grubo po czterdziestce, niektóre jego kosmyki włosów były już srebrne, co oznaczało starzenie się. Ogólnie to Chris miał brązowe włosy oraz zarost i nieco pomarszczoną skórę. Kiedy weszłam do kuchni, Chris odwrócił się w moim kierunku. Jego wzrok spowodował u mnie gęsią skórkę i dreszcze.

- Panna Jones! Co cię sprowadza w moje skromne progi?-powiedział Chris, jakby nie wiedział, po co ja tu przyszłam.

- Nie zgrywaj się, Chris. Obydwoje wiemy, dlaczego tutaj jestem-odparłam, krzyżując ręcę na klatce piersiowej.

- Jasne, oczywiście. No więc, wyjaśnisz mi łaskawie, gdzie ty się byłaś przez ostatnie dwa dni?-powiedział donośnym głosem Chris.

- Pewna rodzina poprosiła mnie o znalezienie aspiryny dla ich chorego dziecka-zaczęłam się tłumaczyć.-Nie mogłam jej znaleźć w okolicy, dlatego ruszyłam głębiej i znalazłam magazyn Cienistych. Zabiłam dwóch strażników, zabrałam, co mi było trzeba, i opuściłam to miejsce. Niestety, dorwali mnie, a mojego konia zabili.

- Ech... Za dwa dni nawiązujemy z nimi sojusz, a ty musisz odwalić taką akcję?-westchnął Chris.-Słuchaj, nie chcę tego robić, bo jesteś moją najlepszą zwiadowczynią, ale nie mam innego wyboru.

Podniosłam brew do góry ze zdziwienia, nie rozumiejąc, o co Chris-owi chodziło w tym momencie.

- Przykro mi, ale do czasu zawarcia sojuszu z Cienistymi, zostajesz uziemiona-dokończył Chris.

- Pojebało cię?!-zawołałam, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam.-Nie możesz! Nie masz tylu dobrych zwiadowców mojego pokroju! A ten sojusz... I tak chuja nam da! Cieniści znajdą jakiś sposób, żeby nam dopiec!

- Dość!-zawołał Chris, przez co umilkłam od razu.-I tak nie zmienię zdania, nie licz na to! Jeśli to wszystko, to możesz odejść.

Mruknęłam coś pod nosem, po czym odwróciłam się na pięcie i wyszłam z budynku, zatrzaskując za sobą drzwi. Chciałam od razu zacząć krzyczeć, ale powstrzymałam się od tego pomysłu. Jedyne, co mnie teraz obchodziło, to jak najszybszy powrót do domu i odpoczynek przed kolejnym dniem.

Czułam jednak w głębi duszy, że tak to nie może się skończyć. Chris na pewno nie przemyślał tej decyzji. Zapewne przyjdzie do mnie i powie, że jednak nie zostałam uziemiona oraz daje mi tylko ostrzeżenie, co w sumie będzie moim trzecim ostrzeżeniem w tym roku, a dziesiątym ogólnie.

Jezu, ależ ten świat jest niesprawiedliwy dla mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro