◑ wymuszony układ ◐
»»————>
Ace zabrał Evelyn z ciemnej uliczki upewniając się, że Kinay poszedł w miejsce, do którego go skierował.
Czarnowłosy, szczupły i dość niewysoki chłopak w porównaniu do Kinay'a zabrał dziewczynę na jeden z dachów. Szatynka była przerażona będąc w obecności kogoś kto bez skrupułów zabijał ludzi. Wysadzenie domu pani Hudson, zasłyszana informacja o zabójstwie jednego z dyrektorów Mardoc. Planowanie kolejnej zbrodni do jakiej namówił Kinay'a...
— Co chcesz ze mną zrobić? — zapytała, a będąc u szczytu schodów Ace pchnął ją w przód, przez co potraktował ją nieprzyjemnym wylądowaniem na poziomym dachu.
Evelyn zdarła sobie dłonie oraz poczuła ból w prawym kolanie. Porywacz nie szczędził słów, przynajmniej tak było na początku. Dziewczyna przekręciła się na plecy i podpierając się rękoma o podłoże spojrzała wprost w oczy czarnowłosego, który wycelował do niej z broni.
Czy to już koniec? Czy ja... Tak właśnie mam umrzeć? - zapytała siebie w myślach, a niekontrolowane łzy spłynęły po jej policzkach.
Nie chciała ich ukazywać, chciała być silna, lecz spotkanie się oko w oko z szaleńcem było potwornym przeżyciem. Emocje dominowały nad nią jak nigdy dotąd.
— Odpowiesz mi na parę pytań — Ace wreszcie się odezwał, a Evelyn powstrzymała kolejne łzy.
Dotarło do niej, że Ace był jednym z tych dzieci, które zostały przejęte przez Mardoc. On też cierpiał, przeszedł piekło i zagubił się.
— Podróżujesz z Kinay'em od paru dni. Gadaj co ci o mnie powiedział?
Evelyn zawahała się z udzieleniem odpowiedzi. Sądziła, że pytanie będą dotyczyły sytuacji w Mardoc, wyciągnięcia jakiś danych z kartotek pacjentów, kontakt z mamą, aby poddać ją szantażowi. Nie miała pojęcia zatem czemu pytał o chłopaka, z którym wspólnie uciekała?
— Nie rozumiem... Czemu pytasz o coś takiego?
Ace podszedł bliżej i zaszedł ją od tyłu. Evelyn przeszły po całym ciele ciarki aż tu nagle w jednej chwili poczuła jak młody mężczyzna mocno pociągnął ją za włosy.
Dziewczyna krzyknęła i poczuła jak Ace kucnął tuż za nią przykładając jej lufę do policzka.
— Zadałem ci proste pytanie — brązowowłosa poczuła jego oddech na swojej szyi, co tylko podbudowało jej strach.
Był blisko. Był tak blisko.
— Nic mi o tobie nie powiedział — odparła, wciąż zaciskając zęby czując jak Ace ciągnął jej włosy i wyrywał pojedyncze razem z cebulkami.
— Nie wierzę ci — uśmiechnął się złowrogo.
— Czemu to robisz?
— To ja tu zadaje pytania — Ace odgarnął część jej włosów za ucho i zerknął na jej twarz.
— Nie pytam o to czemu mnie porwałeś — zaczęła, a to wzbudziło zainteresowanie bruneta, który pozwolił jej mówić dalej. — Dlaczego zmuszasz do swoich zbrodni niewinne osoby?
Ace zaśmiał się w głos, a Evelyn skurczyła się jeszcze bardziej siedząc w niewygodnej pozycji na jednym z dachów w mieście.
— Nikt nie jest niewinny. Każdy ma swoje grzechy — powiedział z pełnym przekonaniem w głosie. — Nie chce mieć władzy nad czyimś ciałem tylko umysłem. Bez umysłu ciało jest bezwładne i posłuszne — wyznał, a te słowa odbiły się niczym piętno w świadomości Evelyn. — Sterowanie drugą osobą jest jedną z najbardziej niezwykłych zjawisk na tym świecie. Dziecko mające swojego anioła stróża przy boku. Szeptał on wprost do jego ucha, aby własnoręcznie zabił swojego tatusia — Ace przeraźliwie zachichotał, a dziewczyna wiedziała dokładnie, o jakiej zbrodni mówił. Słyszała o niej z radia, które stało na jednym z parapetów. Słychać było wiadomości na klatce schodowej, na której siedziała wraz z Kinay'em. — Co Kinay o mnie mówił? Powiedz, a potem puszczę cię wolno — uśmiech nie schodził mu z twarzy, chociaż informacje na ten temat chciał usłyszeć bezwzględnie.
— Nic mi nie mówił — Evelyn nawet w tak beznadziejnej sytuacji nie chciała mu niczego powiedzieć.
— Czyżby? W takim razie czemu mu pomagasz? Czemu pozwoliłaś mu pójść do klubu? Czy nie wiesz czemu tam poszedł? Czemu tak się przebrał? Nie wiesz nawet kim dla niego jestem? — ostatnie pytanie, które zadał Evelyn potraktowała wyjątkowo poważnie, a także z dużym niepokojem.
Szatynka spuściła nieco swoje powieki, po czym odparła:
— Wiem po co poszedł do tego klubu... Z jakim zamiarem. Wiem też o tym, co zrobiono wam w Mardoc — zacisnęła swoją dłoń. — Chcę pomóc Kinay'owi. Chcę, żeby uciekł z tego miasta i żył jak normalny człowiek — powiedziała, a wtedy Ace docisnął do jej skroni pistolet.
Lufa była chłodna, lecz zapewne Ace już z niej strzelał.
— Niech się do mnie nie zbliża, bo inaczej własnoręcznie odstrzelę mu łeb — odparł hardo i pełen złości. — Przekaż mu to.
— Kinay... — Evelyn uniosła swoje brwi wiedząc jak chłopakowi bardzo zależało na spotkaniu z Acem. — On tak bardzo się cieszył, że cię w końcu zobaczy. Jak możesz? — emocje wzięły nad nią górę, jakby przez ułamek sekundy zapomniała w jak beznadziejnej sytuacji się znalazła.
— Już wiem czemu się ciebie tak kurczowo trzyma. Masz charakter — powiedział, po czym mocno złapał ją za podbródek.
Dopiero wtedy zobaczyła jak ciemne tęczówki miał Ace. Brąz przepełniony mrokiem.
To spojrzenie ją przeraziło.
— Polubiłem cię dlatego też powiem ci coś jeszcze — Ace pogłaskał jej długie włosy i wstał po chwili na równe nogi.
Evelyn nie spuściła z niego wzroku i przyglądała się jego filigranowej sylwetce okrytą długim, czarnym płaszczem.
— Zastrzeliłem Gipsy — wyznał bez żadnych emocji, a Evelyn uchyliła swoje usta. — Chyba nie żyje — podrapał się po głowie i kontynuował. — Nie jestem pewien, bo musiałem szybko się ulotnić. Zostawiłem ją w kałuży krwi również na dachu — popatrzył na Evelyn i przez chwilę dostrzegła ona w tym mrocznym spojrzeniu cień smutku. — Szkoda... Była naprawdę fajną dziewczyną — westchnął.
— Kłamiesz... — do jej oczu ponownie napłynęły łzy.
— Hahahha! — roześmiał się w głos i spojrzał na czarne niebo. — Oberwała kulkę — uśmiechnął się promiennie, lecz jego oczy zdradzały jego prawdziwe emocje. Przez chwilę Evelyn pomyślała, że Ace je posiadał, ale zaczęła w to wątpić. — Dlatego jeśli nie chcesz, żeby twoja matka albo Kinay stracili życie to dam ci szansę, aby ich ocalić — młody mężczyzna z roześmianego chłopca nagle przemienił się w poważnego faceta, który nie żartował.
Evelyn była zszokowana tym, co powiedział jej Ace.
Jaka krew? Jaka śmierć? Czemu... Czemu miałby ją postrzelić? - pytań nie było końca, lecz po chwili połączyła pewne wątki.
Dotarła do wniosku, że Gipsy jeszcze niedawno spotykała się z tym szaleńcem udającym normalnego, czarującego chłopaka. Sądząc po pytaniach jakie jej zadał wyglądało na to, że bał się, że ktoś będzie o nim wiedział coś więcej, coś szczególnego.
— Gipsy... — wyszeptała imię przyjaciółki.
Ona musiała coś o nim więcej wiedzieć to dlatego... Gipsy nie powinna zginąć... Nawet jeśli posiadała jakąś informację na jego temat. To nie był powód, aby ginąć!
— Co mam zrobić? — zapytała zdecydowanie, nie bacząc na nic innego. Nie chciała już nikogo stracić.
Gipsy...
— Za pięć dni spotkasz się ze mną na dachu wieżowca SkyV. Punktualnie o 17. Jedna minuta spóźnienia i najpierw zacznę od zabicia twojej matki, a po upłynięciu kolejnej minuty to Kinay straci życie — zagroził, nie dając dziewczynie szansy na wybór jakiejkolwiek ścieżki. Była tylko jedna droga.
— Dobrze... Przyjdę. Przyjdę tylko proszę, nie krzywdź nikogo więcej — wyznała i nie wytrzymała już natłoku tej całej sprawy.
Evelyn spuściła głowę i zaczęła ronić swoje łzy, jedną po drugiej. Śmierć najlepszej przyjaciółki, która nie zasłużyła na nic złego. Zawsze była dobrą, roześmianą osobą. Broniła ją, rozśmieszała i dodawała otuchy. Gipsy była dla niej wyjątkowa i nie mogła uwierzyć, że już jej nie było na tym świecie.
Dziewczyna podniosła swój wzrok i nie dostrzegła już nigdzie Ace'a. Chłopak odszedł niepostrzeżenie nie pozostawiając po sobie żadnego śladu, prócz stada gołębi, które znalazły się na dachu tuż po jego odejściu.
Evelyn rozejrzała się na boki i chciała jeszcze raz spojrzeć na porywacza, a także osobę, która go zaszantażowała. Nie miała pojęcia, co chciał z nią zrobić po upłynięciu pięciu dni, lecz nie mogła pozwolić, aby jej matka albo Kinay... Nie mogła pozwolić by oni umarli z rąk psychopaty.
Dziewczyna naprzemiennie czuła złość, a także rozpacz. Strata Gipsy była dla niej niczym potwornym przeżyciem, ale także myślała o Kinay'u, który został tylko wykorzystany przez Ace'a. On wcale nie chciał się z nim spotkać tylko zabić jego rękami. Nic poza tym...
Z żalem wstała pokracznie na równe nogi. Trzęsła się niemiłosiernie, lecz musiała pójść do porzuconego samochodu i czekać na przyjście blondwłosego ukrywając przed nim przykrą prawdę.
Ace był najprawdziwszym potworem bez żadnej empatii.
***
Kinay wykonał swoje zadanie.
Cel nie był pilnowany. Mężczyzna zdobył nim szybkie zainteresowanie, a nawet sam zaproponował wspólnego drinka.
Poszło łatwiej niż się spodziewał i wyszedł z klubu, w którym prócz muzyki można było usłyszeć teraz jedynie wrzaski. Dyrektor Szpitala Psychiatrycznego Mardoc zaczął się dusić, a następnie upadł lądując w kałuży własnej piany lecącej z ust. Trucizna była śmiertelna, zwłaszcza po zażyciu takiej dawki.
Blondwłosy nie czuł się winny popełnionego czynu. Zrobił to dla Ace'a. Przed laty obiecał mu posłuszność i oddanie. Cokolwiek by to nie było, chciał spełnić każdą jego prośbę. Wiedział doskonale, że czarnowłosy nie chciał posługiwać się jego rękoma, musiał zatem istnieć ważny powód, dla którego powierzył mu to zadanie.
Eliminacja najwyżej postawionego człowieka w szpitalu zakończyła się sukcesem. Mężczyzna na pewno zmarł, zatem koniec zbliżał się wielkimi krokami. Ace z pewnością przygotował coś co zaskoczy całe Orlean City.
Chłopak zdjął ze swojej twarzy maskę ukazując tę prawdziwą pod postacią makijażu. Szedł dalej i po chwili ściągnął ze stóp kilkucentymetrowe szpilki, które wyrzucił do pobliskiego kontenera.
Kinay spojrzał przed siebie i ku swojemu zdziwieniu na środku uliczki zobaczył sylwetkę dziewczyny, która mu towarzyszyła od kilku dni. Chłopak uniósł swoje brwi, gdy zobaczył jak ona płakała i była cała roztrzęsiona. Kinay momentalnie ruszył w jej kierunku o mało co nie potykając się o obcisłą, czarną sukienkę, która krępowała jego ruchy.
— Eve! — krzyknął za nią, po czym szybko objął ją z całych sił. — Co się stało? — zapytał będąc przejęty, lecz dziewczyna nie była skłonna do rozmowy o tym, co się wydarzyło będąc w tak niebezpiecznej uliczce, z której została uprowadzona.
Ace tylko czekał na moment aż zostanie sama.
Kinay schronił ją pod swoim silnym ramieniem i odprowadził roztrzęsioną Evelyn do miejsca ich umówionego wcześniej spotkania. Chłopak nie rozumiał dlaczego brązowowłosa od razu tutaj nie przyszła, lecz wszystko miało się wyjaśnić.
Chłopak o blond włosach usiadł razem z Evelyn w starym, porzuconym samochodzie. Kiedy tylko zajęli swoje miejsca dziewczyna wtuliła się w jego tors tak jakby nie widziała go przez wieki. Cieszyła się, że w końcu do niej przyszedł. Nie chciała być sama, już nigdy więcej; nie chciała być sama w mieście, w którym ani trochę nie czuła się bezpieczna. Dodatkowo nawiedzała ją myśl ponownego spotkania z Acem. Za równe pięć dni miała się z nim zobaczyć, aby ochronić mamę, a także Kinay'a , dla którego chciała jak najlepiej. Nie mogła znieść myśli, że on mógłby znów przechodzić jakieś katusze i cierpienia. Nie mogła na to pozwolić, zatem ten wątek chciała zwyczajnie w świecie pominąć. Musiała milczeć w tej kwestii nie bacząc na konsekwencje jakie mogły ją spotkać.
Kinay początkowo nie wiedział jak miał się zachować. Kontakty międzyludzkie były mu obce... a raczej się ich bał z racji na swoją przeszłość, w której stracił ważną dla siebie osobę. Jednak, gdy serce chłopaka uderzyło mocniej w piersi odwzajemniał to ciepłe, pełne wsparcia przytulenie. Swoją dużą dłonią zaczął głaskać Evelyn po głowie, co dodało jej niewątpliwie otuchy i w końcu wyznała:
— On tutaj był — łkała. — Rozmawiał ze mną.
Kinay w jednej sekundzie nachylił się do jej twarzy, jakby chciał zobaczyć w jej oczach prawdę.
— Ace tutaj był?!
Evelyn pokiwała głową mając dreszcze na samą myśl o młodym mężczyźnie, który szantażował ją jednocześnie trzymając broń skierowaną w jej stronę.
— On się z tobą nie spotka... — powiedziała cichym tonem, w którym można było usłyszeć lekki zawód. — Tak mi przykro. Wiem, że ci na tym zależało, ale... — dziewczyna podniosła swoje powieki wysoko i spojrzała w brązowe oczy chłopaka. — Powiedział, że cię zabije jeśli się do niego zbliżysz.
Kinay zbliżył się do niej bardziej i objął jeszcze mocniej, chcąc dać jej nadzieję na to, że Ace nie był takim potworem za jakiego każdy go uważał. Dla niego Ace był bohaterem, który poświęcał naprawdę wszystko, aby obronić porwane dzieci i zapobiec dalszym działaniom szpitala Mardoc oraz organizacji, do której należała Gipsy.
— On nigdy by mnie nie skrzywdził — musnął jej skroń czubkiem nosa zachowując się bardziej jak pupil, a nie człowiek.
— A ty nadal swoje... — powiedziała, po czym poczuła jak blondwłosy chłopak zaczął ocierać jej łzy.
Evelyn zaskoczona spojrzała na przystojną twarz Kinay'a, który nadal uparcie ukrywał się za makijażem. Poczuła się przez moment kochana, tak inaczej, zupełnie inaczej niż dotychczas. Dziewczyna jednak nie mogła się wybić z rytmu i kontynuowała temat Ace'a mimo, że najchętniej chciałaby zapomnieć o jego istnieniu.
Zaczęło jej jednak bardzo zależeć na Kinay'u i chciała go uratować ze szpon największego psychopaty, o jakim kiedykolwiek słyszała.
— Czemu tak bardzo w niego wierzysz? Nawet po tym wszystkim co zrobił? Nawet po tym co mi powiedział? Nie słyszałeś? — spojrzała mu głęboko w oczy. — On jest gotów nawet cię zabić — powiedziała to ze złością, a także obawą.
Evelyn wierzyła, że Ace nie będzie miał żadnych skrupułów, aby zabić własnego przyjaciela ze szpitala.
— Nie zrobi tego — blondyn spokojnie odpowiedział, zupełnie inaczej niż Evelyn i uśmiechnął się.
Po chwili Kinay spotkał się z jej jasnymi tęczówkami i zobaczył w nich olbrzymią wątpliwość. Nie mogła tego zrozumieć. Ich powiązania. Ich relacji.
— Czemu...? — Evelyn brakowało sił patrząc na to jak Kinay uparcie bronił seryjnego mordercę.
— Bo Ace to mój brat — wyznał, choć wiedział, że nie powinien tego robić. Chłopak uznał, że Evelyn była właściwą osobą, która mogłaby poznać prawdę.
Dziewczyna najpierw odebrała to jako żart, dopiero szok nastąpił po kilku sekundach. Nie widziała między nimi żadnego podobieństwa. Różnili się wzrostem, kolorem oczu. Oboje byli szczupli, lecz ich sylwetki także się różniły. Nigdy w życiu nie powiedziałaby, że ta dwójka mogłaby być rodzeństwem.
— To nie może być prawda... Ty nie jesteś potworem. Jesteś dobrym człowiekiem — położyła dłoń na jego torsie. — Ty byś nigdy nie zabił Gipsy...
Kinay nie wyglądał na zaskoczonego słysząc o śmierci przyjaciółki Evelyn.
— Wierzę, że nie zabił twojej przyjaciółki. On nie zabija niewinnych — znów wyraził się tym pełnym przekonania głosem broniącym swojego brata jak lew.
Evelyn chciała na niego nawrzeszczeć, krzyknąć, uderzać w jego tors, lecz jej działania zatrzymał promyk nadziei. Zrodził się on w jej sercu, ponieważ chciała wierzyć, że Gipsy nadal żyła.
— Sprawdzimy jutro w szpitalu —
Evelyn rzuciła mu się na szyję i odruchowo, kompletnie spontanicznie pocałowała go wprost w usta.
Pocałunek nie był długi, lecz jednak się wydarzył. Evelyn, gdy tylko się zorientowała, co takiego zrobiła odsunęła się od jego twarzy i cała w rumieńcach odparła ze wstydem:
— Przepraszam...
— Nie... — Kinay ułożył na jej policzku swoją dłoń i zmusił ją, aby popatrzyła mu prosto w oczy. — To był mój pierwszy pocałunek — przyznał, a Evelyn uśmiechnęła się, nie spodziewając się takiej szczerości. — Mogłabyś jeszcze raz? — zapytał, a twarz dziewczyny zaczęła płonąć.
Nie miała wątpliwości.
Chciała tego, dotyk jego warg bardzo jej pasował, choć nigdy nie sądziła, że jej typ chłopaka będzie tak bardzo się różnić od tych o jakich czytała zawsze w książkach.
Evelyn kiwnęła głową i oddała się pocałunkom, które początkowo nie były wcale romantyczne. Kinay nie miał żadnego doświadczenia, lecz po chwili stawały się one bardziej czułe i przyjemne. Dziewczynie naprawdę brakowało tego rodzaju bliskości, wymiany pocałunków i zwykłego przytulania, a Kinay odkrył w sobie nowe uczucia, które przepełniały jego serce.
Krótkie, dłuższe wymiany. Ciepłe oddechy i skromny dotyk.
Czy ja zwariowałam?
***
Gianna po raz kolejny sięgnęła po telefon i wybrała numer do swojego zaufanego przyjaciela, który był zegarmistrzem. Kiedy w końcu się do niego dodzwoniła miała nadzieję usłyszeć w końcu głos córki.
— Czy Evelyn już tam dotarła?
— Niestety jeszcze nie — odpowiedział, sam będąc zdziwiony.
— Co jest, do cholery?! Kinay miał ją tam tylko zaprowadzić! Taki był plan, moja córka miała być bezpieczna! — uniosła swój ton.
Od kilku dni nie miała pojęcia gdzie była jej córka. Na jej telefon nie mogła się dodzwonić i zaczęła żałować, że zaufała jednemu ze swoich pacjentów.
— Przykro mi Gianna, ale... Wydaje mi się, że to nie wina Kinay'a tylko Ace'a — powiedział, a pani Wise niechętnie przyznała mu rację.
— Myślisz, że Ace... Mógłby ją skrzywdzić?
— Nic nigdy nie wiadomo. Ace jest zupełnie inny niż Kinay.
— Kinay'owi można zaufać, to dobry chłopak.
— Ale zależny od brata — odparł i nastała kilkusekundowa cisza. — Niemniej jednak spróbuj się uspokoić. Kinay był szkolony w Mardoc i wie jak się dobrze ukrywać. Na pewno nie pozwoli, aby Evelyn coś się stało — powiedział.
Gianna musiała mu uwierzyć.
Kobieta nie przewidziała, że Ace mógłby posunąć się do czegoś innego niż planowali.
***
Kolejne informacje i zbliżenie między Evelyn oraz Kinay'em? A także tajemnicze zachowanie i działania Ace'a.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro