Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[7] Chore postanowienia

 *** 16 października *** 

          Można powiedzieć, że cała szkoła przeżyła szok. Nawet Francis się tego nie spodziewał, a był przyzwyczajony do wszelkich dziwactw ze strony uczniów. To stało się tak nagle, nikt nie mógł się przygotować. Jedni powiedzieliby, że jest to ogromny dowód odwagi. Drudzy powiedzą, że zwykły akt prowokacji i szukanie sensacji wokół siebie. Poza tym, dla tych drugich było to nieetyczne. Niektórzy podchodzili do tego z uśmiechem oraz dystansem. Inni gadali, że tego nie powinno w ogóle być i właśnie imię szkoły jest niszczone. 

          Feliks przyszedł do szkoły w sukience. I to nie byle jakiej sukience, bo sięgającej jedynie do kolan, rękawami do łokci, a do tego przynajmniej grube zakolanówki, żeby Łukasiewiczowi zimno nie było. Zima zbliżała się sporymi krokami i trzeba było o siebie zadbać. Choć dzisiaj było wyjątkowo trochę cieplej. Sytuacji nie poprawiały glany, którymi ewidentnie brudził podłogę. Jednak woźne były zbyt zapatrzone w blondyna, żeby zwrócić mu uwagę. 

          -Możemy wiedzieć, dlaczego tak się ubrałeś? - Erizabeta była w ogromnym szoku i nie była w stanie doprowadzić siebie do racjonalnego myślenia. Zdecydowanie była w tej pierwszej grupie ludzi, ale nadal nie umiała zrozumieć działań przyjaciela. Tak samo było u Feliciano, który nie potrafił teraz się wysłowić. 

          -A dlaczego nie? Jeśli zaraz mi wyskoczycie ze stwierdzeniami, że chcę wywołać wokół siebie burzę, to jesteście w błędzie. Zrobiłem to, żeby wkurzyć Gilberta, a jutro ubiorę się odpowiedniej. Nie martwcie się, nie zostanie mi tak na zawsze. - Zielonooki uśmiechnął się pocieszająco, lecz nie zmieniło to faktu, że ubrał się niczym męska dziwka. No dobra, tak źle nie było, a nawet można powiedzieć, że do twarzy mu jest w sukienkach. Jednak mógł się jakoś zapowiedzieć ze swoim odpałem. 

          -Zacząłeś się interesować crossdressingiem? - Zapytał Vargas, myśląc nad tą sprawą. 

          -Tego nie powiedziałem. Muszę już iść, widzę Gilberta! - Blondyn momentalnie oddalił się od przyjaciół, a ci przez chwilę podążali za nim wzrokiem, zastanawiając się co właśnie się odwaliło. Kilka osób z korytarza również patrzyło na Łukasiewicza, stwierdzając, że mu już nic nie pomoże. Najważniejszy było, że czuł się ze sobą komfortowo. - Gilbert, podoba ci się? - Feliks przybrał niezwykle łobuzerski uśmieszek, chcąc jak najbardziej zawstydzić Beilschmidta oraz czerpać z jego reakcji wiele satysfakcji. 

          -Czego ty znowu ode mnie... - Albinos przeżył szok wewnętrzny, i ten zewnętrzny zresztą też. Serce zaczęło mu szybciej bić, na twarz wstąpił głęboki rumieniec, a gdyby nie natychmiastowe opanowanie się, nogi ugięłyby mu się tak, że upadłby na podłogę. Nie powinien tak myśleć o własnym uczniu oraz przyjacielu, było to niepoprawne. Ale co mógł poradzić na to, że pomyślał jaki piękny Feliks jest w tej chwili? Sukienki tak bardzo mu pasowały i podkreślały jego i tak dość kobiecą urodę. - Czym zawdzięczamy sobie takie ubranie? 

          -Niedawno mi powiedziałeś, że podobają ci się moje nogi, więc teraz możesz na nie dokładniej popatrzeć. Na dodatek, możesz dowiedzieć się, jak wyglądam w sukienkach! Proszę, powiedz mi, że ci się podoba. - Białowłosy nie mógł skomentować tego negatywnie, gdyż naprawdę mu się spodobało, ale mówienie samych komplementów też dobre nie będzie. Chyba najłatwiejsze będzie stwierdzenie, że Feliks jest ładny, lecz nie powinien tak się ubierać. 

          -Wiesz, efekt końcowy jest cudowny, ale... - Zabrakło Gilbertowi słów. Takich rzeczy nie powinno się oceniać, a jedynie cieszyć nimi swój wzrok. Przyjemne było oglądanie Feliksa, chociaż nie powinien tak na niego patrzeć, mimo bycia przyjaciółmi. Byli w szkole, a tutaj musieli trzymać siebie na dystans. Taki był ich obowiązek. 

          -Dobra, widzę, że ci się podoba. Nie musisz nic więcej mówić. - Rzucił Łukasiewicz, przytulając na koniec swojego nauczyciela. Nie obchodził go tłum gapiów, który dyskretnie okazywał swoje zainteresowanie nim. Może czuł się odrobinę niezręcznie z tymi wszystkimi spojrzeniami, lecz sam się o nie prosił. Wyróżniał się. Beilschmidt postanowił tego nie skomentować. 

          -Mama przynajmniej wyraziła zgodę na takie ubranie się? 

          -A po co mi zgoda na to? Jestem pełnoletni i mogę robić, co tylko mi się podoba. Mama jest w pracy, a gdy się szykowałem, to Jakub spał, więc też nie mógł się do mnie przyczepić. - Więcej Gilbert nie musiał wiedzieć i nawet nie chciał. Najważniejszego się dowiedział, a poza ładnymi widokami Feliksa, zaczął się zastanawiać jak długo rodzina tej pchły będzie żyła w nieświadomości, że ich najbliższy ubrał sukienkę do szkoły. 

***

          Gianna niepewnie weszła do klasy, w której miała mieć swoje pierwsze zajęcia. A przynajmniej tak jej przekazał Francis. Po nim nie mogła być pewna czegokolwiek, gdyż ten za bardzo ekscytował się tym, że chwilowo znalazł nauczyciela francuskiego. Nie zwalniało go to z szukania kogoś oficjalnego, ale teraz miał względny spokój. Uczniowie dziwnie na nią patrzyli, co zaskakujące nie było. Jak dobrze, że były to tylko zajęcia dodatkowe i miała jedną godzinę tygodniowo. 

          -Witam was. Jestem tutaj, żeby prowadzić z wami dodatkowe zajęcia z francuskiego, na które czekaliście tak długo. Pracuję tutaj tylko chwilowo i nie za bardzo oficjalnie, więc niedługo może zostanę zastąpiona przez kogoś innego. Tak czy inaczej, jestem Gianna, siostra waszego dyrektora szkoły, i miło mi was poznać. - Licealiści szybko przekonali się do tej kobiety. Wydawało im się, że mimo nieoficjalnego pracowania tutaj, przekaże im odpowiednią wiedzę i zajęcia z nią będą bardzo przyjemne. Najbardziej przekonał się Matthew, skoro była to siostra Francisa, a mu mógł zaufać. 

          -Nie boi się pani, że będą jakieś nieprzyjemne konsekwencje z nielegalnego pracowania tutaj? Nie mamy nic przeciwko, że zajęcia się zaczęły, ale jest to trochę niebezpieczne. Wolimy, żeby nikt nie miał kłopotów z naszego powodu. - Głos zabrał niepewnie Williams, co było szokiem dla innych. Zazwyczaj ten chłopak nie odzywał się na lekcjach, jedynie kiedy nauczyciele go o coś prosili i łaskawie udzielali głosu. 

          -Nie musisz się martwić. Wy wszyscy nie musicie się martwić. Francis i ja jesteśmy bezpieczni w tym temacie, a w razie czego, zatrudnię się tutaj oficjalnie. Jestem tutaj jedynie na próby, zobaczenie jak wygląda uczenie w liceum, i takie tam. W pewnym stopniu jestem doświadczona, więc będziemy dobrze się bawić przez te kilka tygodni. No chyba, że Francis się pośpieszy z szukaniem prawdziwego nauczyciela. - Ostatnie zdanie było wypowiedziane prawie niesłyszalnie, ale mało kto się tym przejął. Najważniejszy był fakt, że dodatkowy francuski znowu mógł być prowadzony. - Dobra, przejdźmy już do lekcji! 

          Nikt nie sądził, że oni wszyscy tak szybko się do siebie przywiązują, przez co rozstanie będzie jeszcze trudniejsze. 

***

          Erizabeta niepewnie weszła do salonu, gdzie stał czarny fortepian. Był taki piękny, aż miło było na niego patrzeć i marzyć o tym, żeby zagrać na nim jakiś utwór. Zaraz za nią wszedł Roderich, dokładnie przyglądając się dziewczynie i rozważając, czy uczenie jej grania na tym instrumencie aby na pewno jest dobrym pomysłem. Nie miał nic przeciwko spotkaniom z Elizą, ale może w trochę innych warunkach i niekoniecznie u niego w domu. 

          -Jesteś pewny, że chcesz mnie tego uczyć? Może to być ciężkie zadanie. - Zielonooka uśmiechnęła, lekko ocieplając atmosferę i sprawiając, że sam szatyn poczuł się lepiej. W trakcie drogi do domu ustalili, że lekcje będą odbywały się nieregularnie, jednak dołożą wszelkich starań, żeby miały miejsce jak najczęściej. Erizabecie zależało na nauczeniu się gry na ukochanym instrumencie. 

          -Obiecałem ci i muszę zdania dotrzymać. Nie mam żadnych problemów z tym, żeby uczyć cię czegokolwiek. Lecz uważam, że zajęcia mogą być utrudnione, kiedy w domu będą przebywać Gilbert wraz z Ludwigiem. Wiesz, czasami są bardzo głośni w tym co robią. - Dziewczyna przytaknęła, nie mając pojęcia o co może chodzić przyjacielowi. Na początku pojawiły jej się brudne myśli w głowie, ale szybko je wyparła. 

          -Cieszy mnie, że postanowiłeś się przełamać. Może tym sposobem pogłębimy naszą znajomość. - Fioletowooki zgodził się ze słowami towarzyszki, choć w przeciwieństwie do niej, nie miał w głowie jakichś dziwnych wizji o tym, że coś może z tego wyniknąć. Eliza usiadła na krześle przy fortepianie, niecierpliwie czekając na pierwsze polecenia. 

          -Powiedz mi najpierw, czy miałaś wcześniej jakieś kontakty z fortepianem? - Na samym początku, Edelstein musiał dowiedzieć się na jakim stopniu trudności jest z uczeniem Hedervary. Miał głęboką nadzieję, że nie jest aż tak źle i Erizabeta wcześniej coś hobbystycznie grała. Najwyżej więcej się pomęczy, a taka była rola nauczyciela, nieważne czego. Dla niego najbardziej ważne było to, żeby Eliza czerpała z takich zajęć przyjemność. 

          -Kiedyś grałam kilka razy, ale tylko ze słuchu, więc też nie była to gra najwyższej klasy. Parę lat temu próbowałam przystąpić do lekcji grania na tym, ale mój stary nauczyciel był tak okropny, że zrezygnowałam po niecałym miesiącu. - Roderich przytaknął i szczerze ucieszył się z tego, że Erizabeta miała wcześniej interakcje z fortepianem. Możliwe, że znała już podstawy, a nigdy nie lubił ich tłumaczyć. Jednak było spore prawdopodobieństwo na to, że Eliza nic nie wyniosła z tych kilku lekcji, jeżeli jej poprzedni nauczyciel był aż tak zły. 

          -A może umiesz zagrać coś samodzielnie? - Eliza zastanowiła się nad pytanie, rozmyślając nad wszystkimi utworami, które kiedyś mogła na spokojnie zagrać ze słuchu. Było kilka takich rzeczy, ale trochę się wstydziła. Obawiała się, że szatyn będzie ją oceniał oraz rzucał niepochlebnymi uwagami w jej stronę. Wolała tego uniknąć, co za tym idzie, granie czegokolwiek na własnych siłach powinno pozostać tylko w sferze pragnień Rodericha. 

          -Mogę spróbować, jednakże pewnie ci się nie spodoba. - Fioletowooki zaśmiał się cicho, dosiadając się do przyjaciółki. Wątpił, żeby tym dodawał jej otuchy, ale przynajmniej byli siebie bliżej. 

          -Skąd taka pewność? Powiedz mi, co chciałabyś zagrać. - Eliza bardziej się zarumieniła, co nie poprawiało sytuacji. Lecz nie zrezygnowała, a pozostawała zdeterminowana w tym zadaniu. Nieśmiało wyszeptała kompozycję, która najbardziej siedziała jej na sercu i pragnęła usłyszenia jej w swoim wykonaniu. Roderich przytaknął, wstał z krzesła, i kucnął za Erizabetą, nadal mając odpowiedni kontakt z jej dłońmi. Chciał jej troszkę pomóc, a widział jej zdenerwowanie. 

          Palce dziewczyny spoczęły na białych klawiszach, lekko je wciskając oraz wydobywając z nich piękny, wręcz kojący dźwięk. Dreszcze po niej przeleciały, skutecznie zniechęcając do dalszej gry. Jednak Roderich, stojący za nią, w milczeniu przekazywał jej, żeby się nie poddawała i pokazała swoje małe umiejętności. Uśmiechnęła się, już pewniej grając ukochaną melodię, za którą tęskniła tak bardzo. Towarzyszyła jej od dzieciństwa, czuła z nią powiązanie. Edelstein był zadowolony z poziomu gry przyjaciółki, choć momentami się myliła i nie była pewna swoich ruchów. Co chwilę spanikowana na niego spoglądała, ale od razu uspokajał ją kiwnięciami głowy, dającymi jej znać, że wcale nie ma takiej tragedii. 

          -Grasz lepiej, niż przypuszczałem. Ale dalej jest to tylko gra ze słuchu oraz pamięci, więc przydałoby ci się nauczenie nut i grania z nich. Zgaduję, że nie pamiętasz wiele z lekcji muzyki. - Eliza przytaknęła na stwierdzenie mężczyzny, myśląc nad tym jak bardzo wiele nauki przed nią. Jej nauczycielka muzyki z podstawówki nigdy do najwspanialszych nie należała, a że zawsze na lekcjach zanudzała, to nie przykładała ogromnej wagi do słuchania jej. 

          -Będziesz mnie uczył podstaw? - Zapytała zrezygnowana, również gardząc tym, co było na pierwszych lekcjach. Możliwe, że Roderich wyjedzie poza schemat i sprawi, że takie lekcje będą ciekawsze oraz cudowniejsze. 

          -Innej opcji nie widzę. Jednak nie musisz się tak łatwo załamywać. Postaram się o to, żeby wnieść coś więcej do zwykłego uczenia cię nut i tym podobnych. Poza tym, nasza znajomość powinna być wystarczającym urozmaiceniem. - Obydwoje zgodzili się z tym faktem. Chyba nie będzie aż tak źle. 

          I może lekcje gry na fortepianie faktycznie nie miały być tragedią, ale kto powiedział, że inne sfery życia będą łatwe? Na pewno nie powiedziała tego autorka opowiadania. 

***

          Arthur nie mógł narzekać na znajomość z Alfredem. Okazało się co całkiem fajne, choć mógłby go rzadziej zapraszać do McDonalda. Nie przepadał za tym miejscem i jedzeniem tutaj sprzedawanym, ale Jones był fanem, więc musiał przeboleć każdy wypad tutaj. Najbardziej był zdziwiony, kiedy dowiedział się, że Alfred jest tutaj honorowym gościem. Nie było to dziwne, gdyż niebieskooki przychodził tutaj co najmniej jeden raz w tygodniu. Czasami tylko, żeby pogadać ze znajomymi. 

          -Jak podoba ci się bycie moim przyjacielem? - Zagadał blondyn, spoglądając na zielonookiego jedzącego jakąś lipną sałatkę. Jakby nie mógł zaszaleć i ten jeden raz zamówić sobie czegoś porządniejszego, i przede wszystkim, smaczniejszego. Kirkland chyba za bardzo przywiązał się do zdrowej diety. 

          -Przecież już ci mówiłem, co o tym sądzę. Jest w porządku i nie narzekam. Jednakże, jeżeli zrobisz chociaż jeden zły ruch, wracamy tylko do relacji nauczyciel-uczeń. - Może zielonooki był zbyt stanowczy w tej relacji, lecz ciężkie było przyzwyczajenie się do tego, że jego uczeń nagle stał się najbliższą osobą w jego życiu. Nawet nie był taki otwarty przed własną matką, jak przez Alfredem. 

          -Nie musisz być taki poważny, Artie. Dobrze o ciebie zadbam i sprawię, że ludzie cię w końcu pokochają! - Jones wiele mówił, ale mało z tego wychodziło. Było spore prawdopodobieństwo, że mimo znajomości z tym blondynem, Anglik dalej będzie nienawidzony przez całą szkołę. Nawet dla Alfreda ta przyjaźń nie była zbyt pozytywna, bo niektórzy zaczęli się go czepiać, że koleguje się z osobami niskich lotów, a przecież stać go na więcej. Sęk w tym, że Arthur był chyba najprawdziwszych przyjacielem, jakiego kiedykolwiek miał. Nie mógł tego zaprzepaścić. 

          -Nie niszcz sobie reputacji ze względu na mnie. Poradzę sobie sam. - Amerykanin westchnął, kończąc jedzenie swojego hamburgera. Może jego reputacja spadła przez zielonookiego, lecz nie interesował się tym. Dla niego liczył się bardziej fakt, że ktoś dzięki niemu może poczuć tę namiastkę szczęścia oraz czyjegoś szczerego towarzystwa, płynącego prosto z serca. 

          -Arthur, nie obwiniaj siebie za to. Jestem z tobą zadowolony i będę kontynuował tą znajomość. Wiele dla mnie znaczysz. - Kirkland czuł, jak w środku robi mu się cieplej. Już dawno nikt nie sprawił, że jego dzień stał się lepszy i mógł chodzić z uśmiechem na twarzy. Tylko wielka szkoda, że Alfred nie wiedział o jego niedawnym zainteresowaniu alkoholem. Bardzo niezdrowym zainteresowaniem wszelkimi trunkami alkoholowymi. 

          Lecz skąd miał wiedzieć, że to się tak potoczy? Może gdyby powiedział o tym Alfredowi wcześniej, wszyscy uniknęliby problemów. 

*** 21 października ***

          Francis czerpał ogromną przyjemność z przeglądania wszystkich plakatów zgłoszeniowych do zostania przewodniczącym szkoły. Wtedy wiedział, że uczniowie interesują się tą placówką i naprawdę chcą dla niej dobrze. Najbardziej zaskakiwało go to, że do wyborów zgłosił się Alfred, a wydawało mu się, że Jones nie jest zainteresowany takimi atrakcjami. Pewnie ktoś go do tego namówił, sam nigdy by na to nie przystał. Niestety, przeglądanie zgłoszeń zostało przerwane przez to, że Gilbert oraz Ludwig koniecznie chcieli porozmawiać w jego towarzystwie o tym, jaką słabą sytuację z ich przedmiotów mają Feliks wraz z Feliciano. Wielka szkoda, że jeszcze nie zdziałali czegoś konkretnego w ich kierunku. 

          I właśnie tym sposobem, cała ta czwórka siedziała właśnie w jego gabinecie, prowadząc irytującą ciszę, która tylko marnowała jego czas. Łukasiewicz i Vargas wyglądali na zawstydzonych, co było całkiem zrozumiałe. Wstydzili się faktu, że dalej załamywali wszystkich naokoło swoim poziomem niewiedzy, a na dodatek, zminusowali sobie u swoich przyjaciół. Musieli to jakoś naprawić, a jedynym dobrym oraz racjonalnym sposobem będzie uczenie się. 

          -Co macie zamiar z tym zrobić? - Zapytał na wstępie Francis, prowadząc swój wzrok na nauczycieli. To od nich w większości zależało co zrobią, a on mógł jedynie pogonić uczniów do roboty. Może i był dyrektorem, ale nic poza tym. Uczenie francuskiego nie zobowiązywało go do przejmowania się matematyką oraz fizyką. Ludwig westchnął, spojrzał na Feliciano, i zastanowił się czy warto dawać mu taryfę ulgową. Nie, nie warto. On miał napisać dobrze maturę, poprawić się, zaliczyć tę klasę. A nie obijać się tylko ze względu na ich przyjaźń. 

          -Feliciano cały czas mi mówi, że się poprawi, lecz nie widzę efektów. Najlepiej chyba będzie urwać naszą przyjaźń i wrócić do najzwyklejszej relacji uczeń-nauczyciel. Tak będzie najlepiej. - Gilbert zgodził się ze słowami brata, posyłając Feliksowi kpiący uśmieszek. Po blondynie przeszły dreszcze, nieprzyjemne wspomnienia sprzed lat wróciły, a na dodatek, właśnie zdał sobie sprawę z tego, że jego przyjacielowi wszystko jedno czy będą się przyjaźnić, czy może nie. 

          Z Vargasem lepiej nie było. W końcu miał poczucie, że ma dla kogo się starać i dla kogo faktycznie porzucić swoje nawyki unikania jedzenia. Tylko po to, żeby się okazało, że w każdej chwili może się to urwać, jak jedenaście lat temu. Tyle spędzonych razem dni, doprowadziło do chyba nawet za poważnej więzi. A Łukasiewicz? Oddał się myśleniu o tym. Ponownie mógł go stracić tylko przez własną głupotę. Czuł, że jest z Beilschmidtem na tyle blisko, żeby mu powiedzieć o swojej orientacji oraz zwierzyć się z najwstydliwszych historii z życia. Jak widać, to wszystko jest bezużyteczne. 

          -Chyba nie chcecie ich zostawić tylko z powodu słabych ocen? Rozumiem, że przydałoby im się więcej stanowczości oraz konsekwencji w tym co robią, lecz urywanie takich świetnych relacji jest zdecydowaną przesadą. - Serce Bonnefoya błagało o litość, gdy widział smutne twarze swoich uczniów. Jednoczył się z ich bólem, chcąc dać im jak najlepsze rozwiązanie tej sprawy. 

          -Może nie aż tak. Po prostu chcemy mieć poczucie, że nasze większe starania nie płyną tylko po to, żeby zostały zatopione przez lenistwo, czy inne rzeczy. Proponuję korepetycje, ale takie na poważnie, a nie kiedy będziecie mieli czas i chęci. - Albinos zabrał głos, chcąc przekazać zielonookiego oraz rudowłosemu, że oni robią to dla nich, a nie bo im się nudzi. 

          -Możemy jeszcze to obgadać z naszymi rodzicami? W sensie, tam z mamą, dziadkiem, bratem, siostrą. - Głupio było mówić "rodzice", kiedy tak naprawdę opiekowała się tobą jedynie matka i paru innych członków rodziny, a ojca wcięło. Ludwig wolał uniknąć tego, żeby czas prawdziwych korepetycji był opóźniony. Najlepiej zacząć w tej chwili. Gilbert rozumiał, że Feliks chce jeszcze potrzebuje trochę wolnego, jednak też nie mógł wykazywać się litością. 

          -Niech wam będzie. Ale jest to ostatni raz, kiedy wam w czymś ustępujemy! - Feliks i Feliciano zaśmiali się, wiedząc, że pewnie to nie jest ostatni raz, gdy na coś im się pozwala. Prawda była taka, że starali się poprawić z piekielnych przedmiotów od samego początku, lecz po prostu tego nie ogarniają, a ich kochani nauczyciele za bardzo ich rozpraszają. Jednak woleli tego głośno nie mówić. Jeszcze skończy się to przymusowym zerwaniem kontaktu, a to był obecnie jeden z ich gorszych koszmarów. 

***

          W domu nie było Ivana, więc mogły na spokojnie ze sobą porozmawiać i powiedzieć, co im leży na sercu. Brat był skutecznym powodem do tego, żeby nie rozmawiać ze sobą za często i ukrywać swoje nastawienie do siebie. Kiedy Braginsky był pochłonięty czymś innym, obydwie zasiadały w salonie obok siebie i oddawały się rozmowie o codzienności oraz swoim samopoczuciu. Akurat dzisiaj na głównym planie była Yekaterina, z którą było coraz gorzej. 

          -Wiesz, Natalciu, ja nie wiem ile jeszcze tak pociągnę. Nie daję sobie rady, mam wrażenie, że każdy dzień jest tym ostatnim. Potajemnie marzę o śmierci, swoim końcu, zakończeniu tego piekła dla siebie. Ja tylko chcę być wolna. - Oczy kobiety zaszły łzami, a ona sama powstrzymała się od wybuchnięcia płaczem. Już wystarczająco obciążyła Natalię swoim życiem. - To nie tak, że mam zamiar zostawić cię z tym po... Z Ivanem. Lecz niełatwe jest takie życie, jakie mam ja. - Arlovskaya przytaknęła, nie mając nawet zamiaru winić siostry za taki obrót sytuacji. 

          -Przecież nie jesteś w tym sama. Masz mnie, może Ivana jak się ogarnie, najlepszych psychologów z okolicy, jeżeli poprosimy Francisa o pomoc, to też na pewno coś dla nas zrobi. Bardzo cię proszę, to nie jest jeszcze koniec. - Obydwie zaczęły się zastanawiać, w którym momencie wszystko tak się załamało. Odpowiedź była na wyciągnięcie ręki. Cztery lata temu, tamta niespodziewana śmierć rodziców, i tysiące obowiązków oraz problemów, które na nich spadły. 

          -Myślisz, że jeszcze kiedyś będzie jak wtedy? - Yekaterina otarła oczy chusteczką, która i tak była cała mokra od jej wcześniejszych łez. Była taka słaba, ale musiała trzymać się dla rodzeństwa. Dla kochanej, młodszej siostry i niewdzięcznego, młodszego brata. 

          -Na pewno będzie niedługo lepiej. Musimy tylko pozostać dobrej myśli. - Co to w ogóle był za świat, w którym to młodsze rodzeństwo musi podtrzymywać to starsze na duchu? Szanse na lepsze życie były małe, ale nadzieja jest matką głupich, a oni już wystarczająco udowodnili, jacy głupi są. Lepsza taka matka, niż jej brak. 

*** 24 października *** 

          -Błagam was, nie róbcie tego! - Krzyczała zrozpaczona Erizabeta, starając się, żeby nikt nie usłyszał ich w sąsiednich salach. To było dla niej za dużo, a nawet Roderich nie potrafił powstrzymać jej głupich przyjaciół od tej samobójczej misji. 

          -To nie może się udać! Jest to nieodpowiednie, nieetyczne, i tylko pogorszycie swoje sytuacje z matematyki oraz fizyki. - Edelstein nadal próbował, ale nie dawało to odpowiednich efektów. Zostało już postanowione, a powiedzianego słowa trzeba dotrzymać. Feliks i Feliciano byli niezwykle zdeterminowani w tym co właśnie robili. A nie było to coś dobrego. 

          -Zamknijcie się obydwoje! Doskonale wiemy co robimy. - O co właściwie chodziło? Lenistwo znowu wzięło górę, więc postanowili posunąć się do czegoś okropnego. Plan był taki - W trakcie lekcji angielskiego pod pretekstem pójścia do toalety, idą do sal, w których Ludwig oraz Gilbert mieli obecnie wolną godzinę i pewnie sprawdzali jakieś bezużyteczne papiery. Potem Feliks wchodzi do sali Gilberta, a Feliciano do sali Ludwiga. A co następnie? No cóż, proszenie o lepsze oceny z ich przedmiotów poprzez zaspokojenie ich seksualnie. Tak, właśnie tak chcieli rozwiązać ten problem. Łukasiewicz nawet dla lepszych efektów, szybko przebrał się w łazience w coś bardziej ponętnego. A była to spódniczka mini Radmili, jej siatkowane rajstopy, jakaś zwykła, czarna koszulka ze sporym dekoltem, i tyle. Feliciano postanowił na swój zwykły urok osobisty, pokazując, że jest mądrzejszy od przyjaciela. 

          -To przyniesie ogromne problemy, ale jak sobie chcecie. Później nas nie proście o pomoc. - Eliza oraz Roderich postanowili odpuścić, a i tak nie powstrzymaliby tych idiotów od zjebanych pomysłów. Feliks był przed ustaloną salą, myśląc nad swoimi życiowymi decyzjami. Stwierdził, że zrobi wszystko dla lepszych ocen końcowych, a takie poświęcenie chyba było godne sprawy. Jeszcze smutno zerknął na przyjaciółkę i Edelsteina, oddalających się i kierujących do swoich sali. 

          -Dobra Feliks, musisz to zrobić i nie masz prawa tego później żałować. - Powiedział do siebie cicho, byle nie zwracać na siebie już uwagi Feliciano, który również niepewnie stanął przed salą Ludwiga. Przybrał w pełni szczery uśmiech i bez pukania wszedł do pomieszczenia, gdzie Gilbert sprawdzał testy jakiejś klasy. Beilschmidt na niego zerknął i aż podskoczył na krześle, kiedy zobaczył jego strój oraz dwuznaczny uśmiech. 

          -Mogę wiedzieć, co ty znowu odpierdalasz? - Albinos był szczerze przerażony, tym bardziej, że takie coś w ogóle nie powinno mieć miejsca. Feliks chyba zapomniał gdzie jest. Co oczywiście nie wyklucza faktu, że bardzo mu się to spodobało. Jednak coś w jego środku mówiło, że nie powinien posuwać się do takich rzeczy. 

          -Nie podoba ci się? Słyszałem, że lubisz takie rzeczy i chętnie z nich korzystasz. - Dobra, to wszystko jest jeszcze bardziej chore. Białowłosy miał bałagan w głowie, a sytuacji nie poprawiał fakt, że Łukasiewicz wyglądał wyjątkowo ślicznie w takim stroju, nie mógł oderwać od niego wzroku, i pragnął zrobienia rzeczy, których robić nie powinien. Ręce aż go swędziały, żeby dotknąć swojego ucznia w nieodpowiedni sposób. 

          -Mogę wiedzieć, dlaczego to robisz? - Blondyn zachichotał, siadając na kolanach czerwonookiego i mocniej zastanawiając się nad swoimi życiowymi decyzjami. Podobało mu się to, lecz byłoby bardziej komfortowo, gdyby nie siedzieli w szkole. Niepewnie przejechał językiem po szyi albinosa, zanurzając palce w jego białych włosach i krążąc drugą dłonią po jego kroczu. - Proszę cię, ten jeden raz się uspokój. To nie jest dobre miejsce i czas na takie atrakcje. - Ciężkie było powstrzymanie się od chwilowego zdobycia tego słodkiego chłopaka. Może widział w zielonookim jedynie przyjaciela, lecz teraz miał ochotę na coś więcej. 

          -Proponuję ci pewien układ. - Zaczął Feliks, będąc lekko odepchniętym przez Gilberta. Dziwnie mu się to robiło wobec przyjaciela, jednak dobra ocena z fizyki sama się nie zdobędzie. - W zamian za co najmniej czwórkę na półrocze z fizyki, teraz pozwolę ci na zabawienie się mną. Co ty na to? - Beilschmidt zaśmiał się, postawił Łukasiewicza na podłodze, samemu po chwili siadając na swoim krześle. Skoro chodziło jedynie o to, wolał zrezygnować. 

          -Zapomnij o tym. Jeśli bardzo chcesz seksu ze mną, to proszę bardzo! Nawet się nie dziwię, że chcesz swojego pierwszego razu ze mną. A przynajmniej zgaduję, że to byłby twój pierwszy raz. W końcu jestem zniewalający i niejedna osoba pragnie mojego zajebistego ciała. Skoro tak bardzo chcesz, to możesz się już rozbierać, jednak lepszej oceny mieć nie będziesz. - Feliks zarumienił się mocno, widząc jakie ogromne chęci na seks z nim ma Gilbert. To nie miało tak wyglądać. Gilbert miał przecież dobrowolnie wystawić mu czwórkę i zrezygnować ze stosunku seksualnego, a nie przekonywać do tego. 

          -Zapomnij o tym! Nic się nie wydarzyło. - Powiedział cicho blondyn i już chciał wychodzić z sali, żeby szybko przebrać się w swoje normalne ubrania i wrócić na angielski, lecz albinos go zatrzymał. Już nie chciał tego seksu, więc Beilschmidt mógł sobie odpuścić starania. 

          -Naprawdę jesteś aż tak zdesperowany? - Zielonooki nieśmiało przytaknął, próbując zasłonić jak najbardziej nogi spódniczką. Dyskomfort tylko się nasilił, a wwiercający się w niego wzrok nauczyciela nie pomagał. - Niech w najbliższym czasie przyjdzie do mnie twoja mama. Obgadamy dokładnie, kiedy będą mogły odbywać się korepetycje. I bardzo proszę, nie załamuj się. Nie mam zamiaru kończyć naszej przyjaźni, ale nie posuwaj się do takich akcji, ani razu więcej. - Feliks uśmiechnął się szeroko. Dostał szansę, której zmarnować nie mógł. 

          A co w tym czasie działo się u Feliciano i Ludwiga? 

          -Uprawiajmy seks w tej chwili! - Vargas wparował do sali młodszego Beilschmidta, nie powstrzymując się od walenia prosto z mostu i wprawiania nauczyciela w zakłopotanie oraz niemałe zdziwienie. Obydwoje zawstydzili się i zapragnęli natychmiastowego schowania się gdzieś, byle tylko być daleko od siebie. Rudowłosy mógł tak od razu nie wyskakiwać ze swoimi marzeniami, a blondyn mógł nie robić takiej głupiej miny. 

          -Słucham? 

          -To co usłyszałeś. Ja dam ci siebie, a ty mi dasz piątkę z matematyki. Pasuje ci taki układ? - Feliciano starał się być bardziej przekonujący, niż zazwyczaj. Niestety, jego moc przekonywania ludzi do czegokolwiek nie działała na Ludwiga. Jedynie w kryzysowych sytuacjach, ale teraz było wyjątkowo spokojnie. 

          -Przepraszam, ale nie mogę tego zrobić. Wolę, żebyś zdobył tę dwójkę własną wiedzą, a nie swoim ciałem. Zrozum, że zależy mi na twojej inteligencji, a nie umiejętnościach w łóżku. Jeżeli chcesz, możemy teraz obgadać temat korepetycji. - Vargas był zawiedziony. Miał nadzieję, że przynajmniej przyjacielowi udało się osiągnąć upragniony cel i nie wróci na lekcje angielskiego z porażką. Naprawdę nie chciało mu się uczyć, a chwilowe sprzedanie się było dla niego bardziej opłacalne. 

          -Niedługo powinna pojawić się moja mama, a wtedy będziesz mógł z nią o tym porozmawiać. - Rzucił cicho oraz krótko Włoch, kierując się już w stronę wyjścia. Głupio wyszło, w ogóle nie powinien zgadzać się na chore pomysły Feliksa. I pomyśleć, że obiecał sobie powstrzymywanie Łukasiewicza od niedobrych pomysłów i ich realizacji, tym samym czasie robiąc takie same głupoty, co on. - Tylko proszę, nie mów jej o tym. 

          -Spokojnie, rozumiem, że chcesz chwytać się wszystkiego, co mogłoby zagwarantować ci lepsze oceny. - Ludwig niepewnie posłał Feliciano uśmiech, który mógł zostać uznany za co najmniej niepoprawny. Vargas powiedział, że musi już iść, a Arthur na pewno nie będzie zadowolony z tego, że tak długo siedział w toalecie. - Wiesz, jeśli chciałbyś kiedyś tak spędzić czas, to śmiało przychodź. - Beilschmidt zdawał sobie sprawę z tego, że jego słowa mogły zabrzmieć dwuznacznie. Vargas chyba wziął to zbyt dosłownie, gdyż momentalnie się zarumienił i wybiegł z klasy.

***

          Lekcja wychowawcza była co najmniej niezręczna, a to przez wydarzenia sprzed zaledwie dwóch godzin. Feliks i Feliciano nadal zastanawiali się nad sensem swoich akcji, a również mieli wrażenie, że Gilbert oraz Ludwig, szperający coś w laptopie, gdyż się zawiesił, cichaczem rozmawiają o nich i o tym co odwalili i chcieli od nich wyciągnąć. Vargas był niepocieszony jeszcze jednym faktem. Słyszał coś od innych, że ta lekcja miała zlecieć w towarzystwie dietetyczki, a nie trudne było domyślanie się o czym może być ta wizyta. Młodszy Beilschmidt pewnie tak bardzo się zmartwił, że postanowił głośno mu przekazać jak powinna wyglądać odpowiednia dieta. Chyba to doceniał. 

          Aż nagle, do sali weszła młoda kobieta. Nie wyróżniała się jakoś bardzo, lecz pewnie była to rzekoma dietetyczka, która miała wybić mu głupie pomysły z głowy. Obydwaj nauczyciele się z nią przywitali, a wzrok blondyna lekko na niego zjeżdżał. Tak, zdecydowanie ta wizyta jest z jego powodu. Bracia Beilschmidt wyszli z pomieszczenia, idąc do tylko sobie znanego miejsca. Brunetka posłała uczniom ciepły uśmiech, myśląc jaki temat poruszyć jako pierwszy. 

          -Witam was bardzo serdecznie. Zostałam tutaj zaproszona, ponieważ doszły mnie słuchy, że kilku z was ma problemy z odpowiednim odżywianiem się. Jestem tutaj, żeby powiedzieć was parę oczywistości i dać dobrą radę, dzięki której wasze życie powinno stać się lepsze. - Rudowłosy nie chciał tutaj być. W przeciwieństwie do pozostałych, którzy niechętnie przystąpili do słuchania dietetyczki, on miał ochotę uciec z tej sali i wykrzyczeć całemu światu, że wcale nie jest z nim tak źle. 

          Początek był spokojny, taki niewinny i nie wskazujący na to, że pewna część apelu będzie skierowana specjalnie do Vargasa. Z bólem serca słuchał kobiety, która z każdą minutą mówiła większe oczywistości, czasami wyskoczyła z jakimiś ciekawostkami czy poradami, aż prawie na końcu lekcji, został poruszony temat anoreksji. Feliciano miał wrażenie, że kilka osób zaczęło na niego patrzeć, w tym brunetka stojąca na środku sali. Zrobiło mu się znowu niedobrze. 

          -Mamy takie czasy, w których wszyscy chcą być piękni, niepowtarzalni. Narzucane są nam pewne ideologie, co chwilę widzimy w internecie gwiazdy, które mają wyidealizowany wygląd. Codziennie możemy natknąć się na portale, na których są posty w stylu "jaki jest ideał kobiet" albo "jaki jest ideał faceta". Mówią nam o tym, że jeśli ktoś ma brązowe oczy, a nie niebieskie, to automatycznie może zapomnieć o znalezieniu partnera. Dla mediów osoby grubsze nie mają życia, tylko ci chudsi mogą coś w życiu osiągnąć. Zostaliśmy zamknięci w świecie przesadnej idealności, w którym sztuczność zyskała więcej zwolenników, niż zdrowe myślenie. Wzorując się na gwiazdach dzisiejszego świata i słuchając tego jaki jest perfekcyjny człowiek, prowadzimy siebie do kompleksów. Na przykład, do panicznej chęci schudnięcia, później anoreksji. 

          Niektórzy mieli wrażenie, że kobieta lekko kierowała swój wzrok na Feliciano. Ktoś jej powiedział jaką on ma sytuację? Pewnie nie bez powodu się tutaj zjawiła. Ktoś musiał być tym powodem, dlaczego wychowawcza została poświęcona lekcji o zdrowym odżywianiu. 

          -Jednak anoreksja nie pojawia się tylko przez chęć upodobnienia się do swoich idoli, przez bycie atakowanym "ideałami" dzisiejszego świata. Za anoreksję mogą być odpowiedzialni również nasi bliscy, nasze otoczenie, ich słowa oraz akcje wobec nas. Tak naprawdę, wszystko może za tym stać. Jeżeli macie kontakt z osobą, która ewidentnie prowadzi siebie do anoreksji, znacie powód tego, i chcecie jakoś tej osobie pomóc, najpierw na spokojnie porozmawiajcie, jak nie pomoże, to rozmowy z psychiatrą. A kiedy ta osoba, nie daj Boże, już będzie miała anoreksję, trzeba podjąć się ostrego dyżuru u takiej osoby. Szpital, lekarze. To tylko takie podstawy, więcej byście się dowiedzieli w moim gabinecie. - Kobieta postanowiła tutaj swój wywód zakończyć, widząc, że za chwilę koniec lekcji. - Tutaj macie ulotki do mojego gabinetu. Jeśli jesteście zainteresowani, zapraszam. 

          Brunetka zaczęła rozdawać niewielkie karteczki, czasami obdarowując uczniów swoim uśmiechem. Właściwie, to niczego się o tej anoreksji nie dowiedzieli, tak samo jak o innych zaburzeniach odżywiania. Tylko takie podstawy, o których słyszeli już w podstawówce. Niby jak miało to pomóc Vargasowi? 

          -Feliks, nie czuję się najlepiej. Pójdziesz ze mną do łazienki? - Feliciano miał mdłości, zaczęło kręcić mu się w głowie. Nie wiedział czym jest to spowodowane. Na pewno nie tym, że zjadł dzisiaj spore śniadanie, co było sporą nowością dla jego organizmu, skoro od ostatnich wielu dni jadł tyle, co nic. Feliks niepewnie przytaknął i zapytał dietetyczkę o to, czy mogą iść do toalety. Na całe szczęście, pozwoliła. 

          -Co ci się znowu dzieje? - Łukasiewicz był niepocieszony faktem, że z jego przyjacielem ponownie coś się stało. Jego stan był niepokojący i wygląda na to, że będzie musiał udać się do wspomnianego gabinetu. Coś mu mówiło, że niedługo Feliciano zachoruje na tę całą anoreksję. Nie podobał mu się ten fakt. 

          -Nie wiem tego. Po prostu mnie mdli i rozbolał mnie brzuch. Myślę, że to nic poważnego i tylko tak okazjonalnie. - Blondyn ciężko odetchnął, wchodząc z rudowłosym do toalety. Złotooki szybko się wyrwał i czując, że dłużej tak nie wytrzyma, wszedł do jednej z kabin i zaczął wymiotować. Nie było to przyjemne, choć prędko poczuł ulgę. Jednak coś mu mówiło, że tak być nie powinno. Dzisiaj wręcz został zmuszony do zjedzenia obszernego śniadania, gdyż nawet matka zaczęła zauważać jego wstręt do jedzenia. 

          -Nie podoba mi się to. Powinieneś się za siebie wziąć. Ponoć postanowiłeś sobie pomóc, a doprowadzanie siebie do takiego stanu nie jest pomocą. - Oczywiste było, że Feliciano szybko nie odpowie, gdyż wymiotował. Nawet nie za bardzo zwracał uwagę na słowa Feliksa, ale pewne słowa najbardziej w niego uderzyły. Pomoc. Pragnął jej, lecz do siebie nie dopuszczał.

          -To tylko jednorazowy wypadek. Obiecuję, że się poprawię i nie jest ze mną źle. - Błagam, niech ktoś mi pomoże. Nie daję sobie rady. - Wracajmy na lekcje. - Dodał jeszcze Vargas, podchodząc do umywalki oraz płucząc sobie usta. Miał w nich nieprzyjemny posmak, którego pewnie nikt by mu nie zazdrościł. Sam sobie nie poradzę. 

***

          Erizabeta z uśmiechem spoglądała na Rodericha, odjeżdżającego już do domu z braćmi. Patrząc na niego, miała w sobie takie dziwne uczucie szczęścia, którego często w swoim życiu nie doświadczała. To nie było takie typowe szczęście, gdy coś ci się udało, byłeś wśród bliskich ci osób, robiłeś coś przyjemnego. A szczęście zwane przez niektórych, zauroczeniem. Sama tego tak nie nazywała, jednakże jakiś cichutki głosik jej mówił, że z tej przyjaźni wyjdzie coś więcej. 

          -Wydaje mi się, czy naprawdę się w nim zakochałaś? - Zagadał Feliks, podchodząc do przyjaciółki i podejrzliwie na nią patrząc. Od dłuższego czasu Eliza zachowywała się dziwnie wobec Edelsteina. Tak jakby jej się podobał. Nie ukrywał faktu, że było to dziwne oraz troszkę przerażające, tym bardziej, że Erizabeta od zawsze bardzo wystrzegała się miłości romantycznej. Twierdziła, że to nie dla niej. 

          -Znowu masz zamiar snuć jakieś dziwne teorie? Mówiłam tobie i Feliciano tyle razy, że miłość nie jest dla mnie i nigdy mnie nie dotknie. Roderich jest tylko moim przyjacielem i nigdy nikim więcej. - Łukasiewicz zaśmiał się głupio, dokładnie widząc jakie myśli krążą po głowie dziewczyny. Zakochała się, a przynajmniej zauroczyła. Jak uroczo. 

          -Każdego dotyka miłość. Ciebie widocznie złapała teraz. 

          -Żebym ja ciebie zaraz nie dotknęła, ale pięścią. 

          -Nie bądź taka brutalna, Elcia. - Blondyn wiedział, że zboczył na niebezpieczny temat, który na pewno nie skończy się dobrze. Dla Hedervary temat miłości był ciężki. Tyle nieszczęśliwych miłości, zauroczeń, nie potrafienie się odnaleźć się w świecie. To wszystko sprawiało, że jedyny typ miłości akceptowany przez Erizabetę, to ta rodzinna oraz platoniczna. - Możesz już przestać być taka poważna i przyznać, że Roderich ci się podoba. Albo chociaż powiedz, że jesteś nim zainteresowana. Widać to po tobie. 

          -Na pewno jest ciekawym człowiekiem. Może idealnie strzela w moje gusta i ostatnio nasz kontakt jest większy i jakby to powiedzieć... Głębszy. Lecz nie sądzę, żebyśmy kiedykolwiek byli parą. On pewnie widzi we mnie tylko przyjaciółkę. - Feliks ustalił sobie nowy cel w życiu. Oczywiście poza znalezieniem odwagi w powiedzeniu o swojej orientacji seksualnej. Było to przyciśnięcie Erizabety i wyciągnięcie od niej informacji, że coś się dzieje między nią i Roderichem. 

          I pomyśleć, że w tym samym czasie, Edelstein wracając z braćmi do domu, przyznał im, że chyba zauroczył się w tej słodkiej Elizie. 

***

          Okazuje się, że zdenerwowanie spowodowane lekcjami WDŻ, było kompletnie niepotrzebne. Kobieta, prowadząca te zajęcia, była niezwykle uprzejma, nie gadała głupot i mówiła bezpośrednio. Ideał nauczycielki WDŻ. Na dodatek, była nieziemsko ładna, więc niektórzy chłopacy z klasy już wymyślali lipne teksty na podryw. Sam Feliks był zadowolony. Zdecydowanie była to lepsza nauczycielka, niż ta z roku poprzedniego. Francis się postarał. 

          Pierwotnie miała to być lekcja bardziej organizacyjna, która nie będzie poruszała jakiegoś ważniejszego tematu. Jakie było zdziwienie Łukasiewicza, gdy Afonso zapytał czy rodziny jednopłciowe powinny być tak dyskryminowane, a nauczycielka wspominała o tym, że będą sporo rozmawiać o rodzinach i sytuacjach w nich. Ta uśmiechnięta Azjatka, pochodząca z Tajwanu, była naprawdę tolerancyjna. Od razu powiedziała, że każdy nie powinien być dyskryminowany, niezależnie od jego orientacji seksualnej, pochodzenia czy wyznania. Łukasiewicz ją polubił. 

          -A co pani sądzi o twierdzeniu, że homoseksualizm jest chorobą? - Xiao oficjalnie stwierdziła, że lekcja zleci na rozmawieniu o orientacjach seksualnych oraz toleracji, a nie sprawach organizacyjnych. Nie miała nic przeciwko temu, jednak troszkę bała się mówienia o tym. Różni ludzie mogli być w tej klasie, a w domu rodzinnym nauczono ją, że nie zawsze powinno się mówić o swoim zdaniu głośno. 

          -Ponoć każdy może mieć swoje zdanie w tym temacie. Ci ludzie nie mogą tak twierdzić bez powodu. Już dawno zostało udowodnione, że homoseksualizm to nie choroba, więc chyba nie powinno być takich twierdzeń. Jak widać, wielu ludzi żyje własnymi spostrzeżeniami. Żadna orientacja seksualna nie jest chorobą i nie jest gorsza od innej. Każdemu należy się szacunek. - Blondyn uśmiechnął się pod nosem, wiedząc, że chyba ma wsparcie u następnej osoby. Co nie znaczyło, że od razu przed całą klasą będzie krzyczał, że jest gejem. 

          -A jak ktoś ma problemy z powiedzeniem o swojej orientacji seksualnej, ze względu na swoją nietolerancyjną rodzinę? - Feliciano mógł poczuć na sobie mordercze spojrzenie Feliksa za to pytanie. Jedynie zżerała go ciekawość, nie miał na myśli czegoś złego. Nauczycielka zastanowiła się, a wiedziała, że ten temat jest ciężki. Takie sytuacje zdarzały się zdecydowanie za często i rzadko miała jakieś dobre porady dla uczniów, którzy zmagali się z takim problemem. Westchnęła ciężko, patrząc na wszystkich. 

          -Myślę, że szczera rozmowa powinna rozwiązać problem. Najpierw trzeba dowiedzieć się, dlaczego rodzina jest nietolerancyjna, potem wymyślić jakiś dobry sposób do powiedzenia o sobie. Najlepiej też mieć kogoś bliskiego obok siebie, kto mógłby wesprzeć i w razie czego, stanąć w obronie. Sposobów jest wiele. Wiecie, od teraz jestem również pedagogiem w tej szkole, więc gdyby ktoś z was zmagał się z takimi problemami, to zapraszam do mojego gabinetu. - Jako nauczyciel, powinna służyć uczniom z pomocą. Musiała pokazać Francisowi, że zatrudnienie jej tutaj nie jest błędem, a doskonałą decyzją. 

          -A jeżeli twój starszy brat jest nietolerancyjny i sobie "żartuje", że jeśli okazałabyś się homoseksualna, to wyrzuciłby cię z domu? - Natalia nie zastanawiała się, czy zadawanie tego pytania jest dobrym pomysłem. Zrobiła to odruchowo. Każdego o to pytała i za każdym razem tego żałowała. 

          -Natalia, czy ty jesteś... 

          -Zamknij się, Alfred. Tylko spytałam i to nic nie znaczy. - Arlovskaya zawstydziła się i poczuła narastający gniew, jak zawsze kiedy poruszała ten temat. Nietolerancja Ivana od zawsze ją przerażała, choć jeszcze za dzieciaka wydawał się tolerować wszystko, co nie robi komukolwiek krzywdy. Dlaczego to wszystko musiało się zmienić? 

          -Myślę, że sprawa nie zmienia się jakoś bardzo od tego, co wypadałoby zrobić z rodzicami. Szczera rozmowa, łagodne przekazanie informacji o swojej orientacji seksualnej. Myślę, że jeśli brat naprawdę kocha, to zaakceptuje. To samo reszta rodziny. - Taka odpowiedź wystarczała. Natalia przytaknęła, czując minimalną ulgę w sobie. Jednak nadal była speszona słowami Alfreda. Wszystko mogło wyjść teraz na jaw, a do Yekateriny oraz Ivana droga długa nie była. Oni szybko by się dowiedzieli. Za to Feliks czuł, że ma w Natalii małą sojuszniczkę. 

***

Gili: Pominę już fakt, że ustawiłeś mi taką zjebaną nazwę. 

Fela: Pfff, nie jest zjebana! Przecież idealnie łączy się ze zdrobnieniami imion twoich braci. Gili, Ludi i Rodi. Idealne, co nie?

Gili: Tak, twoja nazwa też idealnie łączy się z imionami twoich przyjaciół. Idiota, Idiota, i Idiotka. 

Fela: To nie było miłe. 

Gili: I takie właśnie miało być. 

Fela: ...

Gili: No już się tak nie dołuj. Przepraszam za to, ale nie mogłem się powstrzymać. Mam dla ciebie niespodziankę! 

Fela: Jedynka z fizyki?! 

Gili: Uh, nie. XD 

Gili wysłał(a) załącznik. 

Fela: JEZUS MARIA, DLACZEGO MI TO WYSYŁASZ?! 

Gili: Jeszcze kilka godzin temu bardzo chciałeś poczuć w sobie tego penisa. :* 

Fela: Wysyłanie takich zdjęć podchodzi już pod jakiś paragraf. Jestem tego, kurwa, pewien! 

Gili: Jesteś pełnoletni, więc o pedofilię mnie nie posądzą. Za wysyłanie swoich nagich fotek też mi krzywdy nie zrobią. Robię to, bo chcę. 

Fela: Jesteś zjebany. Po co mi to wysyłasz? 

Gili: Żebyś wiedział co mogłeś dzisiaj dostać. 

Fela: Sam spanikowałeś, więc nie gadaj, że nie doszło do czegoś, bo sam stchórzyłem. 

Gili: A nie stchórzyłeś? Tak słodko się wtedy zarumieniłeś, że aż szkoda było cię dalej tam w klasie męczyć. Ciesz się, że pozwoliłem ci odejść. Gdyby nie moja litość, dupa bolałaby cię niemiłosiernie~. 

Fela: A ciebie bolałaby głowa i uszy od moich krzyków o pomoc, debilu. 

Gili: Nie nazywaj mnie debilem. Pamiętaj, że dalej jestem twoim nauczycielem. 

Fela: Nauczycielem jesteś tylko w szkole. Sam mi powiedziałeś, że poza nią jesteśmy normalnymi przyjaciółmi, więc nie wyskakuj mi teraz z tym, że możesz mi wystawić zagrożenie z fizy. 

Gili: Sprytny jesteś. 

Fela: A ty głupi. 

Fela: Co nie zmienia faktu, że również przystojny, ale to szczegół. 

Fela: Dalej twierdzisz, że mam ładne nogi? 

Gili: Dużo się w tej kwestii nie zmieniło. 

Fela wysłał(a) załącznik. 

Fela: Ciesz się. 

Gili: Dziękuję. <3 Naprawdę są śliczne. 

Fela: Piszesz to w formie żartu. Widać to. 

Gili: Sam wszystko piszesz w formie żartu. Mówię poważnie, masz ładne nogi. 

Fela: Chcesz coś w zamian za takie gadanie. Czego oczekujesz? 

Gili: Żebyś zaczął uczyć się fizyki. 

18:42

Gili: Nie odpiszesz mi już na to? 

18:56

Gili: Spoko. 

*** 27 października *** 

          Feliks żałował tego, że zgodził się na ponowne uczęszczanie do chóru kościelnego. Na początku twierdził, że pewnie nie będzie aż tak źle, ale szybko się okazało, że będzie okropnie. Przynajmniej miał obok siebie Feliciano wraz z Erizabetą, którzy postanowili go tutaj wesprzeć i sami zaczęli śpiewać w chórze. O co chodziło? Ksiądz znowu czepiał się homoseksualizmu, co było skutecznym gwoździem do trumny Łukasiewicza. To robiło się już nudne i żałosne. 

          -Co jesteście tacy przygnębieni? - Zapytał mężczyzna, podchodząc do swoich ulubieńców z całego chóru, a przynajmniej z obecnego składu. Ponoć jeszcze miał ktoś dołączyć, więc nie usłyszał umiejętności wszystkich. Trójka przyjaciół niechętnie skierowała wzrok na księdza, nie mając ochoty na rozmowę z nim. 

          -Nic poważnego. Tak tylko, mamy gorszy dzień. - Vargas usilnie chciał uniknąć rozmowy z tym facetem, do którego zbyt dużą sympatią nie pałał. Jak zresztą do całego tego miejsca. Poza tym, był on głównym powodem do złego samopoczucie Feliksa, który przecież był jego przyjacielem i chciał jego szczęścia. Sama Erizabeta z trudem powstrzymywała się od wygarnięcia księdzu swojego zdania na jego temat. 

          -W razie jakichkolwiek problemów, doskonale wiecie, że możecie zwracać się do mnie. - Czarnowłosy uśmiechnął się do licealistów, chcąc wywrzeć na nich dobre wrażenie. Wydawało mu się, że chyba nie przepadają za nim jakoś bardzo, co za tym idzie, wypadało to zmienić. Nikt mu nie odpowiedział i stwierdził, że lepiej będzie ich zostawić. Niech sobie na spokojnie pomyślą nad swoim gorszym dniem, może ich samopoczucie się poprawi. 

          -Nie słuchaj tego faceta. Gada głupoty i tyle. - Eliza próbowała pocieszyć zielonookiego, jednak było to daremne. Zaczął poważnie zastanawiać się nad swoją sytuacją życiową, która nie ukrywając, była chujowa. Gubił się w tym wszystkim, a teksty "osób zaufanych", które ociekały nietolerancją, wcale mu nie pomagały. Jedynie pogarszały jego stan. 

          -A może naprawdę jestem chory? - Vargas oraz Hedervary westchnęli, zupełnie załamując ręce nad przyjacielem. Jakoś musieli mu przekazać, że nie ma niczego złego w tym, że pod względem swoich preferencji, różni się od większości ludzkości. Potrzebował szczerej rozmowy z kimś bliskim, a nawet ze znającym się na sprawie psychologiem, który wytłumaczyłby mu, że wszystko u niego w porządku. 

          -Tak, co najwyżej jesteś chory na głupotę. Poza tym, chyba przeziębienie cię bierze. Od samego rana kaszlesz i strasznie kichasz. Gwarantuję ci, że jak się pochorujesz, to będę ci gotować rosołek. - Feliks uśmiechnął się pod nosem, wiedząc, że ma wsparcie przyjaciół. Pewnie dramatyzował, choć przykre myśli latały mu po głowie. Sytuacji nie poprawiało to, że chyba zaczynał przesadnie przywiązywać się do pewnego osobnika. A to przywiązanie podchodziło pod, co najmniej, niepoprawne. I tak, tym osobnikiem był Gilbert. 

***

7127 słów w tym rozdziale. Nie jakoś masakrycznie dużo, jednak mogłam napisać tego mniej. No nic, przeżyjemy i z tym. Co do mojej opinii o tym rozdziale, to jest nawet w porządku. Nie narzekam na niego, lecz kilka rzeczy mogłoby się poprawić. A wy co o tym sądzicie?

Jak już niektórzy z was mogą wiedzieć, zepsuła mi się znowu ładowarka od laptopa. Ja to mam szczęście do tych ładowarek, czyż nie? Cóż, do poniedziałku, a nawet środy, muszę przemęczyć się z telefonem i na nim ogarniać wattpada, jak i rozdziały do Panaceum. I tutaj jest problem, ponieważ kompletnie straciłam wenę i pisanie rozdziału na niedzielę w ogóle mi nie idzie. Mam nadzieję, że wena szybko wróci, a wolę mieć rozdziały na zapas.

Swoją drogą, byłam dzisiaj na mieście, na zakupach. I wiecie co? Było źle, bardzo źle. Pomijając już fakt, że ostatecznie nic nie zostało kupione, (a poszłam z mamą szukać mi już jakiejś kurtki i butów na zimę), to jeszcze się znowu pokłóciłyśmy. Poszło o dość prywatną dla mnie sprawę, więc nie będę tutaj o tym pisać. Jednak po prostu chcę, żebyście wiedzieli, że teraz nie mam zbyt dobrego humoru i w niektórych momentach, mogę być wyjątkowo niemiła. Próbuje nie wylewać na innych swojej frustracji, ale raczej wiecie jak to jest, gdy jesteś zdenerwowany.

Nie będę już zabierać waszego cennego czasu. Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał i czekacie na więcej! Do zobaczenia już w czwartek o wiadomej godzinie~.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro