[4] Za waszym pięknym głosem tęskniliśmy
*** 15 września ***
Był to niezwykle piękny kościół, który bardziej przyciągał swoim wyglądem, niż wizją wzięcia udziału we mszy. Wiele osób tutaj przychodziło, w tym Feliks i Feliciano. Głównie zjawiali się tutaj ze względu na swoje dość mocno religijne mamy, które nie wyobrażały sobie chociaż jednego dnia w tygodniu bez mszy świętej. Od dzieciaka im przekazywano, że Bóg jest najważniejszy na świecie, a wtedy w to wierzyli. Właśnie, za dzieciaka. O ile Feliks był wierzący, wolał minimalnie odsunąć się od tego miejsca. Feliciano postanowił zająć się czymś ważniejszym w życiu, niż według niego, wyimaginowanym bóstwem.
Już na wstępie, zostali przywitani przez jednego z księży, którego znali za dobrze. Magdalena wraz z Veronicą przywitały się z starszym mężczyzną, przy tym rzucając w niego wieloma ciepłymi słowami. Synowie poczuli się zignorowani, jednak było to lepsze od potopu słów o tym jak bardzo urośli przez te wakacje, jak bardzo się zmienili, i masa innych wkurzających tematów.
-No proszę bardzo, kogo my tutaj mamy? - Zaczął mężczyzna, patrząc na dwójkę nastolatków. Ci wysilili się na uśmiech, nie chcąc ponownie wychodzić na wielce naburmuszone istoty. Stwierdzili, że nie ma sensu w powtarzaniu swojego odpału z wakacji. Wtedy wystarczająco pokazali, jak mocno potrafią gardzić społeczeństwem księży z tego kościoła. - Naprawdę miło was tutaj widzieć. Mam nadzieję, że teraz będziemy mieli okazji do częstszej współpracy.
-Tak, również mamy taką nadzieję. - Odpowiedział Vargas, przypominając sobie jak jeszcze w maju był razem z Feliksem w chórze kościelnym. O ile do ich opiekunki nie mieli zastrzeżeń, to już księża potrafili być wkurzający. Jeszcze te ich ideologie, którymi lubili rzucać na mszach i namawiać do pewnych rzeczy społeczeństwo. Akurat ten facet najbardziej sobie upodobał karcenie osób o innej orientacji seksualnej. Czyż to nie jest idealny przykład typowego księdza ze słabego opowiadania, w którym autor nie ma pomysłu na objaw homofobii? Po części dlatego Łukasiewicz wolał odsunąć się od kościoła. Tylko dla własnego bezpieczeństwa.
-Będziecie chcieli ponownie dołączyć do chóru kościelnego? Muszę przyznać, że bardzo za wami tęsknimy, a wasz talent jest ogromny. Będziemy niezwykle wdzięczni, jeżeli znowu będziecie u nas gościć. - Mogli spodziewać się tego tematu. Veronica niepewnie zerknęła na syna, a wiedziała o jego powodach do opuszczenia owego chóru. Nie chciała dla niego źle, więc również chciała, żeby pozostał w domu i nie marnował czasu na coś, co i tak go nie dotyczy. O Feliksie też wiedziała, co za tym idzie, obawiała się ruchów Magdaleny wobec własnego dziecka.
-Myślę, że jest to genialny pomysł, lecz niech pan ksiądz najpierw pozwoli się im zastanowić. Najważniejsze jest, żeby nie dochodziło do takich nieporozumień, jak poprzednio. - Niebieskooka również chciała dobrze dla syna. Nie była typową matką chrześcijanką, która świata poza Bogiem i kościołem nie widziała. Akceptowała fakt, że Feliks mógł nie chcieć tutaj chodzić, jednak czasami wiarę wypadałoby kształcić.
-No dobrze, pozwolę im na zastanowienia się, ale potrzebuję odpowiedzi już w następnym tygodniu. Niedługo będziemy sporządzać listę osób w chórze, żeby szybciej ruszyć z próbami do pierwszych występów. - Każdy człowiek zdrowy na umyśle mógł stwierdzić, że to nie skończy się dobrze. Blondyn momentalnie poczuł się gorzej, łapiąc nerwowo matkę za rękę. Spojrzał na nią błagalnie, chcąc w końcu usiąść na ławce.
W głowie słyszał wszystkie homofobiczne hasła tego mężczyzny, a nie było to przyjemne, kiedy znało się swoją identyfikację seksualną. Rudowłosy miał podobnie, lecz przynajmniej tutaj mógł liczyć na wsparcie rodziny. Problem w tym, że nie wiedzieli o jego ateizmie, więc nadal ciągnęli go po kościołach.
Usiedli na ławce, czekając aż msza się rozpocznie, a do niej pozostało niecałe pięć minut. Postanowili poczekać w ciszy, myśląc nad tym wszystkim. Bycie w chórze kościelnym mogło być łatwą drogą do lepszej oceny z religii na koniec roku, ale czy było to warte stracenia wielu nerwów i łez? Feliks nie chciał się tutaj męczyć, tak samo Feliciano. Obydwoje mieli swoje powody do nie uczęszczania do kościoła, a niektórzy nie umieli tego zaakceptować.
-Masz zamiar być w tym chórze? - Zapytał cicho rudzielec, bardziej przybliżając się do przyjaciela. Gdyby tylko Erizabeta tutaj była, pewnie prościej byłoby znaleźć odpowiedź na to pytanie. Ona zawsze potrafiła im dobrze doradzić, a też wiedziała o ich nastawieniu do tego miejsca. Możliwe, że jeszcze dzisiaj się do niej pójdą, żeby wszystko sobie wytłumaczyć.
-Nie wiem tego. Jeśli dalej mają zamiar rzucać homofobicznymi ideologiami, to niech zapomną o mojej obecności. - Blondyn znowu miał bałagan w głowie. Co gorsza, przypomniała mu się nauczycielka WDŻ z tamtego roku szkolnego. Również od niej leciało homofobią i na większości zajęć podkreślała, że inne orientacje to są choroby, i że osoby homo, bi, trans i inne, powinny zacząć się leczyć. Na całe szczęście, cała klasa nie była na tyle głupia, żeby uwierzyć w takie pierdoły. A kiedy Francis się o wszystkim dowiedział, postanowił zakończyć WDŻ z tamtą kobietą. Ponoć teraz znalazł kogoś odpowiedzialniejszego.
-Musimy się nad tym porządnie zastanowić. Nie mam problemów z śpiewaniem pieśni religijnych. Gorzej kiedy mi narzucają chrześcijaństwo. Może wszyscy, a przynajmniej większość, się zmieniła i nie będą tak dyskryminować osób o innej orientacji. Są szanse na przyjemniejsze życie w kościele. - Feliks zaśmiał się sarkastycznie, nie widząc nawet malutkiej zmiany w tych ludziach. Oni nie mogli się zmienić, a tym bardziej w tej kwestii. Kurczowo trzymali się swoich przekonań, nie dopuszczając do siebie prawdy. Niby każdy ma swoje powody do nietolerancji.
-Zobaczymy jak to będzie. Teraz musimy się przemęczyć godzinę i wracamy do domu. - Wszyscy zgromadzeni usłyszeli dzwony kościelne, dające znać o tym, że msza się rozpoczęła. Raczej dzisiaj nie będzie tragedii, więc nie powinni tak się denerwować. A jednak, ich myśli były przesączone strachem oraz obrzydzeniem.
*** 16 września ***
W życiu każdego ucznia nadchodzi taki moment, kiedy musi się załamać i zrozumieć, że życie takie kolorowe nie jest. Co prawda, niektórzy uczniowie załamali się w podstawówce i owe załamanie trwa do tej pory, ale pan nauczyciel fizyki, znany również jako Gilbert Beilschmidt, miał ich dobić do końca. Pierwszy dział w podręczniku długi nie był, więc wypadało zrobić już sprawdzian. Tygodniowe wyprzedzenie testu zapowiedzią było obowiązkowe, co za tym idzie, dobijanie musiało nastąpić teraz.
-Otwórzcie zeszyty i zapiszcie informację. - Albinos wstał od swojego biurka, podchodząc do tablicy, biorąc kredę do dłoni, i pisząc piekielną informację. Napisał to szybko i czytelnie, byle tylko szanowna młodzież to zrozumiała i nie zadawała zbędnych pytań. W jednej chwili, większość klasy westchnęła awanturniczo, ledwo powstrzymując się od rzucenia na nauczyciela i rozszarpania go na drobne kawałeczki. - Polecam nauczyć się na ten sprawdzian. Chyba nie chcecie zbierać słabych ocen na samym początku. - Wypowiadając te słowa, białowłosy kierował swój wzrok na Feliksa. Aż przeszły po nim dreszcze.
-Widzisz, Feliks? Masz przejebane. - Skomentowała Erizabeta, przyglądając się dalszym poczynaniom Gilberta. Sprawdzian musiał w końcu nadejść, a ponoć im szybciej, tym lepiej. - Naprawdę weź się do nauki. Ten sprawdzian jest za tydzień, więc masz czas na porządne przygotowanie się. Obiecałeś sobie oraz nam, że weźmiesz się za siebie w tym roku. - Feliks odpowiedział westchnięciem i z bólem serca zapisywał informację do zeszytu.
-Najwyżej nie przyjdę i będzie dobrze. - Łukasiewicz zaczął wymyślać powody do swojej nieobecności na teście, lecz po chwili przyznał sobie, że to nie ma sensu. Jak nie przyjdzie na dwudziestego trzeciego, to będzie pisać pierwszego dnia po swoim ponownym pojawieniu się. Nie mógł liczyć na taryfę ulgową. Był w liceum, ostatni rok, powinien pokazać swoją dojrzałość.
-Nie ma tak łatwo. Może twoje relacje z Gilbertem idą na trochę przyjemniejszy tor, jednak nie pozwoli ci na takie łatwe zaliczenie tego przedmiotu. Nie ma sensu nawet wymyślać jakichś niestworzonych sposobów na przekonanie go do wystawienia lepszej oceny. - Swoje trzy grosze dołożył Feliciano, prawie kończąc zapisywanie notatki. On miał zamiar się uczyć, głównie po to, żeby nie zawieść Ludwiga oraz Francisa. I też trochę rodziny.
-Przecież to wiem! Chociaż raz czytałem o takiej dziewczynie, która zrobiła dobrze swojemu nauczycielowi od angielskiego, żeby mieć lepszą ocenę na koniec. Ukończyła klasę z dwójką i jeszcze miała pasek na świadectwie. Też mógłbym spróbować. - Nikt nie wiedział, co siedzi w tym chorym łbie Łukasiewicza, ale to co właśnie powiedział, wykracza poza wszelkie granice przyzwoitości.
-Jesteś obrzydliwy. Jeśli zdobędziesz się na zrobienie tego Gilbertowi, lub komukolwiek innemu, stracę wiarę w twoją osobę. - Eliza naprawdę nie chciała sobie tego wyobrażać, ale właśnie w jej głowie pojawiła się wizja Feliksa proszącego Gilberta o lepszą ocenę z fizyki, a w zamian dobrze się nim zajmie. Znienawidziła swój umysł za takie wyobrażenia.
-Ale pomyślcie o tym! To jest łatwa szansa na lepsze oceny, średnią, a może moje relacje z Gilbertem będą jeszcze lepsze. - Blondyn nie miał zamiaru na razie bawić się w takie rzeczy, lecz gdy to będzie konieczne, chyba innego wyjścia nie będzie. No dobra, będzie wyjście moralnego poprawienia się z fizyki, lecz komu by się chciało?
-Tak, twoje relacje z nim będą jeszcze lepsze. Zostaniesz jego osobistą dziwką, bo się przyzwyczai do takich zagrywek z twojej strony. - Rudowłosy ustanowił sobie nowy cel w życiu. Powstrzymywanie przyjaciela od takich głupich pomysłów i ich realizacji.
-No wiesz, cel uświęca środki. - Łukasiewicz się zaśmiał, ale przyjaciele nadal mieli kamienne twarze, które miały w sobie również troszeczkę zażenowania. Ten temat był taki niezręczny, lecz zejście z niego będzie cholernie trudne. Zielonooki sobie nie odpuści, dopóki pozostali nie przyznają mu, że ten pomysł jest zajebisty.
-Możemy o tym porozmawiać na przerwie? Jest lekcja i nie czuję się komfortowo z rozmawianiem o tym tutaj. - Na całe szczęście, Feliks postanowił ulitować się nad Erizabetą, której aż robiło się niedobrze od gadania o tym. Jednak to nie było najgorsze. Najgorszy był fakt, że cała ta trójka nadal nie nauczyła się szeptać, więc osoby siedzące najbliżej nich, wszystko usłyszały. Gilbert również usłyszał kilka najważniejszych rzeczy z tej rozmowy i poczuł się zawstydzony.
***
Wśród uczniów zapisanych na obiady szkolne, były również osoby, które na spokojnie chciały tutaj zjeść coś swojego. Mimo młodzieży, znajdowali się też tutaj nauczyciele, ale nie w aż tak dużej ilości. Oni zazwyczaj tylko tutaj pilnowali, żeby nikomu się nie stało krzywda, a niektórym nawet na stołówce odwalała głupota. Dziwne nie było, że trójka przyjaciół również się tutaj znajdowała i prowadziła dość żywiołową rozmowę.
Mimo tego, nie to było najważniejsze. Ważniejszy był fakt, że Feliciano jako jedyny nic nie jadł i nic nie zapowiadało, że zrobi to w najbliższym czasie. Co gorsza, nie brał też nic do jedzenia do szkoły, więc widocznie preferował głodowanie między lekcjami. Niepokojące było jak bardzo ostatnio zaczął wystrzegać się jedzenia, a na samą myśl o nim robiło mu się niedobrze. To było cholernie niezdrowe i pewnie źle odbije się na jego stanie fizycznym oraz psychicznym.
-Nic nie jesz? - Spytał nagle Feliks, zwracając na siebie uwagę Feliciano. Ten jedynie się uśmiechnął, próbując zatuszować to jak burczy mu w brzuchu i jak bardzo marzy o zjedzeniu chociaż okruszka chleba. Ale nie mógł tego zrobić, dieta mu zabraniała. Musiał dopiąć swego, a wiedział, że dalej nie wygląda na tyle dobrze, żeby zaimponować innym i komuś się spodobać. Może robił źle, lecz kogo by to obchodziło? Jego ciało, jego decyzje.
-Nie jestem głodny. Zjadłem spore śniadanie w domu. - Jego słowa były i prawdą, jak i kłamstwem. Jego definicją sporego śniadania był dzisiaj jeden naleśnik z serem oraz herbata. Zawsze były to jakieś kalorie i energia, tragedii nie było. Gorzej będzie, jeśli kompletnie zacznie się głodzić, a taki głupi nie był. Nie zachowywał się niczym te wszystkie puste nastolatki z opowiadań z wattpada, które desperacko szukają sposób na piękniejszą sylwetkę, więc po przeczytaniu głupiego posta w Internecie, postanawiają się głodzić, zwracać każdy posiłek i udawać, że jedzą. A potem czekało ich romantyczna historia miłosna i z ich ukochanym. Nie był taki i nie będzie taki.
-Naprawdę się o ciebie martwimy. Niedawno sporo schudłeś i dalej to robisz. Jesteś coraz szczuplejszy, wyglądasz gorzej i masz słabszą kondycję. Błagam, nie pozwalaj sobie na wierzenie w głupoty, że jesteś gruby, bo to już dawno minęło. Wyglądasz dobrze, lecz jedz więcej. - Erizabeta też nie mogła pozostawać na to obojętna. Rudowłosy był jej dobrym przyjacielem, który od pierwszych lat swojego życia miał problemy z masą własnego ciała. Najpierw nadwaga, a teraz ewidentnie prowadził siebie do anoreksji. No dobra, może za wcześnie na stwierdzanie aż takiego schorzenia, ale nie wyglądało to dobrze.
-Przecież nic mi nie jest! Jesteście przewrażliwieni. Jeżeli bardzo chcecie wiedzieć ile jem, to spytajcie Lovino. On doskonale wiem w jaki sposób się odżywiam i właśnie dlatego się nie martwi. - Blondyn i szatynka nadal nie wierzyli rudzielcowi w jego słowa, a dla niektórych mogły być niezwykle przekonujące. Poza tym, Romano mógł o czymś nie wiedzieć.
-Doskonale wiesz, że możesz nam o wszystkim powiedzieć. Jeśli masz kompleksy, powiedz nam to. Jeżeli ktoś namawia cię do takich diet, również nam o tym powiedz. Tutaj chodzi o twoje zdrowie. - Nie odpuszczali, jednak Vargas też pozostawał nieugięty. Dalej mocno trzymał się przekonania, że je odpowiednio dużo. Choć każda osoba zdrowa na umyśle powiedziałaby, że jeden naleśnik, herbata, kilka herbatników, dwa tosty, i woda nie są dobrą dawką pożywienia na cały dzień.
-Niedługo pozostaną z ciebie tylko kości. A wątpię, że Ludwig lubuje się w uczeniu samych kości. - Feliks sądził, że właśnie trafił w czuły punkt przyjaciela. Po części mu się udało, lecz tylko minimalnie. Feliciano może pomyślał o tym, że Beilschmidt może się o niego martwić, ale nadal ich relacje nie były na tyle rozbudowane, żeby nagle troszczyć się o siebie i nie odstępować o krok, ponieważ nie dostarcza sobie wystarczająco dużo energii.
-Zadowolony z życia? - Zapytał Vargas, zabierając Elizie jabłko. Niechętnie zaczął je jeść, powstrzymując się od wymiotowania na stół. Nigdy nie przepadał za jabłkami, ale była to jedyna rzecz, którą mógł bezkarnie sobie wziąć i na szybko zjeść. Może nie będzie z nim tak źle, a przecież owoce mają w sobie wiele witamin. Będzie zdrowszy oraz silniejszy. Problem w tym, że nie tylko witaminy trzeba sobie dostarczać.
-Niech ci będzie, ale wiedz, że łatwo nie odpuścimy. - Feliciano czuł, jak po jego ciele przelatują dreszcze. Trwało w nim przekonanie, że wszystko w porządku, lecz jakaś jego część słuchała się najbliższych i cicho mu mówiła, że powinien o siebie zadbać. Może faktycznie piękny wygląd nie jest warty własnego zdrowia, jednak inni jakoś mogli być chudzi oraz zniewalająco piękni. Też tak chciał, a jakoś swój cel trzeba osiągnąć. Ale może nie w tak destrukcyjny sposób.
"Zrób coś ze sobą. Zobacz jak ty wyglądasz! Nic nie robisz porządnego, tylko siedzisz w jednym miejscu, marnujesz miejsce na świecie. Ogarnij się, popraw swój wygląd, swój charakter, nawróć się i nie rób z siebie idioty. Dopóki nie sprawisz, że twoje życie będzie lepsze, nie masz co liczyć na mój szacunek."
Może to właśnie słowa brata tak na niego wpłynęły. Było to możliwe, a zawsze przejmował się tym, co mówił do niego Romano. W końcu był starszym bratem, jego wzorem od kołyski. Co prawda, Lovino szybko zaczął żałować tych słów i za nie przepraszał, ale dały Feliciano wiele do myślenia. Dopóki nie będzie piękny, świat nie będzie go szanować. Nikt go nie pokocha, jeśli będzie nieatrakcyjny.
*** 19 września ***
To nie miał być koniec cierpienia. Życie łaskawe nie było, a wyjątkowo mocno lubiło kopać w dupę. Akurat tym razem, życie miało zostać zmuszone do użycia aktu przemocy przez Ludwiga, który sobie stwierdził, że wypadałoby zrobić sprawdzian. Pierwszy dział rzadko bywał długi i skomplikowany, więc mógł przygotowywać test. Z delikatnym uśmiechem stanął na środku sali, dokładnie obserwując swoją klasę i zastanawiając się, jaką reakcję mu dadzą na wieść o teście.
-Posłuchajcie mnie teraz! - Zaczął donośnym głosem, zwracając na siebie uwagę wszystkich pozostałych. Niektórzy powoli zaczynali się domyślać o co może chodzić, a nauczyciele ostatnio polubili mówić o różnorakim zdobywaniu ocen, na przykład, właśnie poprzez sprawdziany i inne testy. Jedni podchodzili do tego na luzie, skoro i tak nie mieli co robić w domu. Mogli się pouczyć ten jeden raz. Drudzy niestety przechodzili już załamanie nerwowe, co było chyba za poważną reakcją. - Niedługo będzie sprawdzian, a kiedy, to teraz się umówmy. - Beilschmidt wrócił do swojego biurka, napawając się cichymi jękami uczniów.
-Zajebiście, dochodzi nam jeszcze więcej nauki. - Alfred od razu stracił wszelki szacunek do tego blondyna. Mógł spodziewać się po nim, że będzie takim nauczycielem. Idąc jego tokiem myślenia, nienawidził większości pracujących w tej szkole, a obowiązkiem nauczyciela było regularne sprawdzanie wiedzy uczniów i czy przyswoili sobie pewne zagadnienia.
-Nie narzekaj, pierwszy dział nie jest taki trudny. - Matthew postanowił dołączyć się do rozmowy, choć wiedział, że nie zmieni nastawienia brata. On zawsze taki był. Gdyby mógł, to robiłby w szkole tylko za ozdobę, a zdobytą wiedzę wyrzuciłby do kosza na śmieci. Mu nie przeszkadzała duża ilość nauki, a można nawet powiedzieć, że uwielbiał się uczyć. Nie bez powodu został okrzyknięty klasowym ulubieńcem i nauczyciele go uwielbiali. Wiecznie przygotowany, sumienny, pomocny oraz taki mądry. Ideał ucznia.
-Mamy kompletnie przejebane. - Feliks musiał skorzystać z faktu, że Ludwig nadal coś sobie patrzył w dzienniku. Pewnie szukał odpowiedniego dnia na udupienie młodzieży. Jones niechętnie przytaknął na słowa Łukasiewicza, wiedząc, że ten z matematyki nie jest geniuszem, lecz dalej jest z niej lepszy niż w fizyce. Już widział jego obojętną minę, kiedy dostanie szóstkę. - Feliciano, zrywany się z lekcji w czasie sprawdzianów?
-Żadnego zrywania się z lekcji! - Słowa te zadziałały na Erizabetę natychmiastowo, powodując u niej niemałe wkurzenie. Skoro jej przyjaciele planowali się poprawić ze znienawidzonych przedmiotów, nie mogli ich tak lekceważyć. Tak, włączyła jej się teraz przesadna odpowiedzialność, która w niektórych momentach bardzo się przydawała.
-Cicho bądź. - Dla Feliksa nie było innego rozwiązania. Nie uda mu się nauczyć, więc po co ma siedzieć nad pustą kartką przeszło pół godziny, jak mógł pójść po piwo do pobliskiego sklepu i wypić je na murku obok szkoły. Problem w tym, że Feliciano naprawdę wolał się przyłożyć do matematyki. Blondyn również próbował jakoś zaimponować staremu przyjacielowi, ale chyba można to zrobić w inny sposób.
-Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. Lepiej nie psuć tym swoich relacji z nimi, a ponoć chcemy być z nimi bliżej. Zróbmy tak, nie załamujmy się, pójdziemy do Elizki, i ona jeszcze raz nam wszystko wytłumaczy, a wtedy będziemy umieć! Co wy na to? - Vargas czasami potrafił rzucić mądrymi propozycjami, lecz wszystko i tak zależało od Erizabety. Dziewczyna zastanowiła się czy warto jest marnować kolejne godziny na uczenie przyjaciół czegokolwiek, ostatecznie dochodząc do wniosku, że dla nich zrobi wszystko.
-Niech wam będzie, ale przyłóżcie się do tego. Jak Ludwig powie datę tego sprawdzianu, to obgadamy sobie, kiedy do mnie przychodzicie się nauczyć. Tylko mnie tym razem nie zawiedźcie. - Szmery oraz szepty zostały przerwane głośnym uderzeniem w biurko, które było spowodowane oczywiście przez nauczyciela.
-Widzę, że dwudziestego trzeciego macie już sprawdzian z fizyki. - Beilschmidt poczuł się załamany przez fakt, że starszy brat ponownie okazał się szybszy. A przecież w pokoju nauczycielskim jeszcze ustalali, że to on zrobi wtedy własny test. Jak widać, Gilbert znowu musiał się zbuntować i udowodnić, że ma pierwszeństwo i władzę. - Jaka szkoda.
-No wiemy, że szkoda! - Głos zabrał Matthias, ale mało kto zwrócił na niego uwagę. Jedynie Lukas uderzył go w ramię, żeby nie powiedział większej ilości głupot. Niestety, zdarzało mu się to coraz częściej.
-Myślę, że trzydziesty jest dobrym dniem na sprawdzian. Na spokojnie wszystko sobie powtórzymy jeszcze raz, trochę ruszymy z nowym działem, a jeszcze macie sporo czasu na nauczenie się. Prawie dwa tygodnie, poradzicie sobie. - O tyle dobrze, że dostali dużo czasu na naukę. Ludwig miał w sobie resztę dobrego serca, a takie rzeczy się ceniło. Aż nagle, Erizabeta wpadła na genialny pomysł, koniecznie warty realizacji. Czasami przyjemne było uczenie swoich przyjaciół, jednak kiedy nie ogarniali przez dłuższy czas, zaczynała się denerwować. Przecież mogła trochę wykorzystać nauczycieli do tego, żeby przypomnieli i wytłumaczyli coś uczniom.
-Proszę pana! - Niebieskooki spojrzał na dziewczynę, w której oczach mógł dostrzec doskonały podstęp. Trochę obawiał się co Erizabeta może kombinować, ale nie powinno być tak źle. - Mógłby pan trochę pomóc Feliciano z przygotowaniami do tego testu? - Rudowłosy skierował na Elizę przerażony wzrok, po chwili spoglądając na Ludwiga.
-Będziemy robić powtórzenie, więc nie widzę potrzeby w indywidualnym pracowaniu z Feliciano. - No dobrze, może była taka potrzeba. W końcu Vargas był bardzo do tyłu ze swoją wiedzą, a musiał jakoś napisać maturę oraz zdać tę klasę, żeby przejść na wyższy poziom w życiu. Poza tym, obiecał Francisowi i sobie samemu, że naprawdę weźmie się za uczenie Feliciano, a również kuszące było porządne ponowienie z nim relacji. Roderich i Erizabeta konkretnie się za siebie wzięli. Gilbert oraz Feliks też powoli coś działali w swoją stronę, więc nie mógł być gorszy.
-Wie pan, Feliciano jest to tyłu z materiałem i nawet nie potrafi dobrze obliczać przykładów z ułamkami. To chyba o czymś świadczy. - Erizabeta wolała ignorować słowa Alfreda o tym, że rzekomo bawi się w swatkę. Jedynie chciała dobrze dla przyjaciela.
-No dobrze, faktycznie tutaj przydadzą się dodatkowe godziny. Feliciano, mógłbyś zostawać w... - Chwila na zastanowienie się, byle nie powiedzieć jakiejś głupoty, której będzie żałował. - Możesz zostawać godzinę dłużej w czwartki i piątki? Już dzisiaj bym ci odpuścił, ale od przyszłego tygodnia musisz w razie czego zacząć. - Vargas poczuł w środku presję, zdenerwowanie, wstyd, a sytuacji nie poprawiał fakt, że ponownie wszyscy na niego patrzyli. Czuł się niekomfortowo.
-Niestety, nie mogę wtedy zostawać. - Odpowiedział w panice, kompletnie nie myśląc nad swoją odpowiedzią. - To znaczy, to nie tak, że mi nie zależy, ale wolałbym pouczyć się z Erizabetą. To też nie tak, że pana nie lubię! Bardzo chciałbym wrócić do naszych starych relacji, jako przyjaciele, lecz wolałbym poświęcić te dwie godziny na coś innego. Pouczę się sam, obiecuję. - Feliciano chyba powiedział za dużo, a dawały mu o tym znać śmiechy niektórych. Musiał jakoś się wybronić, żeby tylko Ludwig nie pomyślał, że mu nie zależy.
-W porządku, rozumiem twoją decyzję. To była jedynie luźna propozycja i masz prawo do odmowy. Myślę, że możemy już przejść do normalnej lekcji. - Beilschmidt posłał niepewnie uśmiech do ucznia, chcąc go podnieść na duchu. Wierzył mu na słowa i miał nadzieję, że sam naprawdę się nauczy.
***
Alfred niejednokrotnie przekonywał się o tym, że nie warto jest tak szaleć na korytarzu, lecz zawsze zapominał o swoich pięknych postanowieniach, na dzień następny znowu siejąc swoją głupotę. Wiedział, że denerwuje tym innych, a dawało mu to niewyobrażalnie wiele satysfakcji, nawet nie wiedział dlaczego. Dzisiaj również szybkie bieganie mogło nie skończył się dobrze. Sprawa była o tyle poważna, gdyż biegał po schodach, więc zagrożenie tylko się powiększało. Noga mu się zaplątała, przez co prawie spadł ze schodów oraz złamał kończynę. Teraz go cholernie bolała i kierował się z Feliciano do pielęgniarki.
-Nie musisz tego dla mnie robić. Sam sobie poradzę. - Powiedział cicho, starając się ukryć swoje zażenowanie. Zachował się głupio, nieodpowiedzialnie, i zmuszał nieodpowiedzialną osobę do wykazania się odpowiedzialnością wobec niego. Jakby sam nie potrafił o siebie zadbać. Problem w tym, że Vargas pomagał dosłownie każdemu, tylko nie sobie. Właśnie dlatego czuł się ze swoim wypadkiem jeszcze gorzej.
-Widzę, że ledwo chodzisz. Nie musisz się denerwować, mogę ci pomóc! - Rudowłosy mocniej złapał blondyna, byle ten tylko nie upadł. Obecnie był odpowiedzialny za Alfreda, więc gdyby stała mu się większa krzywda, byłoby na niego. Trochę trudne było prowadzenie wyższego od siebie chłopaka, który też zdecydowanie jest od niego masywniejszy. Lecz musiał sobie poradzić.
-Powinieneś zadbać również o siebie. Erizabeta w kółko gada o tym, że niby za mało jesz, nie dbasz o siebie, i przyjąłeś sobie jakieś dziwne kanony piękna. Nie zwracaj tak uwagi na innych, a najpierw patrz na siebie. Ślepy nie jestem, również widzę twoją sylwetkę. - Vargas skrzywił się przez ponowne poruszenie tego tematu, a nienawidził go. Było z nim dobrze, oni tylko byli przewrażliwieni.
-Wszystko u mnie dobrze. Jestem taki chudy przez geny, a nie przez nieprawidłowe odżywianie. Dookoła mnie jest masa osób, które potrzebują pomocy, więc ktoś musi o nie zadbać. Jestem tutaj od tego. Ciebie boli noga, chcę zaprowadzić cię do pielęgniarki i to zrobię. Feliks ma problemy z nietolerancją w rodzinie, spróbuję dodać mu odwagi do powiedzenia o swojej orientacji seksualnej. Erizabeta chce być bliżej Rodericha, pomogę jej z tym. Lovino szuka odpowiednich studiów i nowego domu, będę szukać razem z nim. Nie jestem taki ważny w tej historii! - Ostatnie zdanie zostało wypowiedziane z nieadekwatnym uśmiechem na twarzy. Złotooki naprawdę nie widział problemu w ignorowaniu swoich potrzeb.
-Twoje nastawienie do świata i życia nie jest zdrowe. Bardzo cię proszę, pomyśl również o sobie, a nie ciągle tylko inni. Zrozum, że się o ciebie martwimy. - Feliciano posmutniał, a zanim się obejrzał, byli już przed gabinetem pielęgniarki. Coraz częściej mu mówiono takie rzeczy i powoli zaczynało docierać, a był to niewątpliwy sukces dla nich. Może naprawdę nie powinien tak siebie zaniedbywać. Takie rzeczy nikogo nie doprowadziły do zwycięstwa.
-Pewnie masz rację. Postaram się poprawić swój styl życia, ale najpierw idź do tej pielęgniarki. - Alfred przytaknął i chwiejąc się na nogach, przytulił mocno znajomego z klasy, dziękując mu za to wszystko. Sam pewnie by nie doszedł do tego miejsca, a pozostali nie wykazywali nim zbyt dużego zainteresowania w momencie wypadku. Dołował go ten fakt, lecz znalazła się duszyczka, niezwykle pomocna duszyczka. Miał nadzieję, że jego słowa naprawdę coś zmienią na lepsze.
-Masz charakter typowej, nadopiekuńczej mamy. - Skomentował jeszcze cicho, ledwo powstrzymując się od śmiechu. Rudowłosy nie do końca zrozumiał o co chodzi blondynowi, jednak raczej nie było to istotne. Pochlebiało mu to, że był nazwany mamą, gdyż była to bardzo ważna postać w życiu codziennym.
-Skoro tak uważasz. Idź już, bo zaraz przerwa się skończy. - Niektórych czasami trzeba było poganiać, a okazywało się do przydatne. Jones ledwo doskoczył do drzwi od upragnionego pomieszczenia, czując ulgę, kiedy złapał za klamkę. Zerknął jeszcze na rudzielca, który niecierpliwie na niego kierował wzrok.
-Dziękuję za pomoc, mamo. - Alfred zapukał do pomieszczenia, żeby po chwili zniknąć w nim i porozmawiać z pielęgniarką. Feliciano poczuł dziwne uczucie ciepła w środku. Zawsze tak miał, gdy czuł się doceniony oraz ktoś go ewidentnie chwalił i darzył pozytywnymi uczuciami. Było to dziwne, niespodziewane, a przecież każdy mógł pomóc Alfredowi. Możliwe, że Jones nazwałby tak każdego, kto pomógłby mu w kryzysowej sytuacji. Przez następne niecałe dwie minuty tępo patrzył w białe drzwi, aż w końcu usłyszał czyjeś głośne kroki obok.
-Wszystko dobrze, Feliciano? - Z zamyślenia na dobre wyrwał go głos Ludwiga, którego nie spodziewał się jeszcze bardziej. Jego obecność była całkiem logiczna, ponieważ pokój nauczycielski był w pobliżu i następne lekcje miały zacząć się za jakieś cztery minuty. Wypadałoby się przenieść do odpowiedniej części szkoły, gdzie powinien obecnie być.
-Tak, wszystko u mnie w porządku. Po prostu Alfred przewrócił się na schodach, a że ledwo chodził, to postanowiłem pomóc mu w przyjściu tutaj, proszę pana. - Ostatnia dwa słowa były dziwne. Może adekwatne i jak najbardziej oczekiwane przez każdego nauczyciela, ale nawet Beilschmidt poczuł dyskomfort będąc nazywanym panem przez osobę, z którą kilka lat temu bawił się na placu zabaw albo był u niej na urodzinach.
-Nie wyglądasz za dobrze. - Feliciano ponownie zaczął czuć, że idą w stronę niebezpiecznego tematu. Naprawdę nie chciał, żeby tym bardziej Ludwig zaczął się przyczepiać do jego chudego ciała. To były jego decyzje, nad którymi porządnie myślał i był z nich dumny. Nikt nie miał prawa do krytykowania go oraz narzucania mu swoich wizji. Niestety, nauczyciela nie wypadało za to zjechać.
-Nie musi się pan przejmować. Jestem świadomy swojego wyglądu i czuję się ze sobą komfortowo, więc niech nikt więcej mi już nie gada, że powinienem przytyć, bo i tak tego nie zrobię. - Trudne było powstrzymanie się od rzucania mocniejszymi słowami, a gdyby się nie powstrzymał, pewnie poniósłby spore konsekwencje. Beilschmidt nie zrozumiał o co chodzi Vargasowi, a nawet nie zwrócił uwagi na to, że ten może mieć za mało kilogramów. No dobra, wydawał mu się za chudy, lecz tragedii nie było. Nie sądził, że od razu inni zaczną tak łatwo czepiać się rudowłosego.
-Nie o to mi chodziło. Jesteś bardzo blady i trzęsą ci się ręce. Twoje zachowanie jest niepokojące i chciałbym wiedzieć co się z tobą dzieje. Ale i tak dziękuję za informacje o tym, że możesz mieć problemy z odżywianiem się. - Feliciano miał uwolnić się od komentarzy o swojej wadze, tylko nakładając na siebie większe problemy. Teraz dochodził Ludwig, a on mógł mu łatwo wybić z głowy pomysły na odchudzanie się. Ewentualnie poda mu sposoby na zdrowszą dietę.
-Czuję się dobrze, nie ma powodów do obaw. - Beilschmidt westchnął, rozglądając się dookoła, żeby zaraz ponownie spojrzeć na Vargasa, który posmutniał. Obydwoje nie wiedzieli co jeszcze powiedzieć, czy w ogóle cokolwiek mówić. Zrobiło się mocno niezręcznie, a taka atmosfera między uczniem i nauczycielem była co najmniej nie wspomagająca ich relacji.
-Mam jeszcze jedną sprawę. Właściwie, to nawet dwie. Po pierwsze, bardzo cię proszę, żebyś przełożył się do tej matematyki i spróbował się z niej poprawić. Jeśli nie nauczysz się do nadchodzącego testu, jestem w stanie stwierdzić, że dostaniesz szóstkę. W razie problemów, przychodź do mnie lub kogoś zaufanego. - Rudzielec doceniał próby pomocy, jednak wiedział, że matematyki nigdy nie załapie.
-Dobrze, postaram się poprawić. Jeszcze cały rok szkolny przede mną. - Feliciano zaśmiał się, żeby sytuacja była chociaż odrobinę luźniejsza. Nie jego winą było, że pewnych rzeczy nie rozumiał, a nauczyciel-dawny-przyjaciel bardziej go rozpraszał.
-Szybko minie, więc nie nastawiaj się na to, że masz dużo czasu. - Nawet Ludwig zdobył się na cichy chichot, którego za często nie doświadczał u siebie. Feliciano nie sądził, że blondyn będzie się śmiał, a była to ogromna rzadkość. Spodobało mu się to i uznawał takie odpowiedzi za całkiem urocze.
-Zaśmieje się pan jeszcze raz? - Vargas nie powstrzymywał się od głupich pytań, a to akurat zakłopotało niebieskookiego. Nie widział w swoim śmiechu czegoś specjalnego i nie rozumiał, dlaczego rudowłosy miałby się nim tak zachwycać.
-Wybacz, ale najpierw musi wydarzyć się coś zabawnego, żebym się zaśmiał. - Feliciano przytaknął i stwierdził, że proszenie o to było nie na miejscu. Mógł zastanowić się trzy razy, zanim to powiedział. - Pora na drugą sprawę do ciebie. Nie mów na mnie pan. To dziwne i czuję się z tym źle. Mów mi po imieniu. - Ludwig też mógł się zastanowić kilka razy, zanim pozwolił Feliciano na coś takiego. Będzie tego żałował do końca swojej posady nauczyciela w tej szkole.
-Bardzo dziękuję za takie pozwolenie... Ludwig. - Kiedy zaczynali czuć się komfortowo, musiało walnąć jeszcze to. Przynajmniej mieli już relacje na ty, więc milej będą się ze sobą kontaktować poza szkołą. Milczenie zostało przerwane przez Alfreda, wyskakującego z gabinetu pielęgniarki. Chyba nie było z nim lepiej.
-Gorzej nie będzie! Niby dostałem jakąś maść, ale strasznie śmierdzi i na dodatek, uderzyłem się kolanem w róg szafki. Oh, witam pana profesora. - Beilschmidt nieśmiało skinął głową i czekał na reakcję Vargasa, ale nic nie zapowiadało, że się odezwie. - Dostanę pomoc w dotarciu do klasy, mamo? - Ostatnie słowo było kluczowe. Ludwig posłał niezrozumiałe spojrzenie do Jonesa, który czuł się kompletnie dobrze z takim nazywaniem Feliciano. Jednak Vargas na zadowolonego nie wyglądał, choć bardziej był to wyraz twarzy w stylu "o Boże, nie przy nim", ponieważ co chwilę spanikowany na niego zerkał.
-Oczywiście, że tak. - Feliciano wziął Alfreda pod ramię i spojrzał oczekująco na Ludwiga. Również miał pomóc? Nic nie mówiąc, też złapał niebieskookiego i powoli zaczęli kierować się do sali na odpowiedniej części szkoły. Ten widok był dziwny, chociaż Francis, który wszystko zauważył wychodząc ze swojego gabinetu, stwierdził, że jest to cholernie urocze.
***
Można powiedzieć, że była to zwykła przerwa, jednak pozory potrafią mylić. Na początku było przyjemnie. Uczniowie, którzy mieli pójść na stołówkę, poszli na nią, a pozostali w spokoju spacerowali między korytarzami, rozmawiając ze sobą albo coś jedząc. Niektórzy nauczyciele również pokierowali się na obiad, ale większość z nich miała dyżur. Ktoś musiał dopilnować, żeby młodzież nie zrobiła sobie krzywdy. Dopiero po kilku minutach zaczęły się prawdziwe problemy, a był to Vladimir i Erizabeta.
Roderich naprawdę wolał uniknąć kłótni z nimi, a przede wszystkim z Elizą, lecz to co robili na tym korytarzu, przekraczało wszelkie granice przyzwoitości. Musiał do nich podejść i zwrócić uwagę, ponieważ żaden inny nauczyciel nie miał zamiaru się za to zabrać. Miał nadzieję, że skończy się na jednej uwadze, lecz życie pozostawało brutalne. Vladimir szybko wrócił do ponownego zaczepiania Erizabety, co nie było przez nią pożądane.
-Czego nie rozumiesz w słowach, że masz mnie zostawić?! - Dziewczyna powoli nie wytrzymywała i nie była w stanie zrozumieć tego, że zwykła "zabawa" zamieniła się w takie coś. Po Rumunie mogła spodziewać się wszystkiego, nie odpuszczania również.
-Już nie bądź taka niedostępna, Elizka! Przecież to tylko zabawa i nie ma powodów do histerii. - Nie wiedziała jak sobie poradzić, a do końca przerwy pozostawało jeszcze sześć minut. Teoretycznie, schowanie się w damskiej toalecie powinno pomóc, albo schowanie się między Feliciano i Feliksem, ale widziała również ratunek w Roderichu, który mógł tę sytuację zakończyć na zawsze. Szybko do niego podbiegła, i tak planując niedługo spędzenie ze sobą czasu.
-Coś się stało? - Zapytał szatyn, zauważając przyjaciółkę, choć chyba było to za mocne określenie w tym momencie. Potrzebowali jeszcze z trzech miesięcy, żeby móc dać sobie nawzajem miano przyjaciół. Zielonooka zaczęła milczeć, z niepokojem patrząc za siebie i zastanawiając się, czy Vladimir dał jej spokój. Edelstein ją uratuje, wiedziała to.
-Popescu nie daje mi spokoju, więc przyszłam. Mógłbyś coś z nim zrobić? - Fioletowooki był trochę bezsilny w tej sytuacji, a coś więcej mogła zrobić dyrekcja. On mógł jedynie wiecznie zwracać uwagę, wpisywać uwagi do zeszytu, ale była to drobna przesada. Nie było jakichkolwiek szkód z takich akcji, poza tym, że Erizabeta wiecznie chodziła zdenerwowana. Za wcześnie, żeby podchodzić do czegoś poważniejszego.
-Mogę z nim jedynie porozmawiać, lecz nie gwarantuję, że da to cokolwiek. Postaram się ciebie wesprzeć, a wiem jakie denerwujące mogą być zaczepki innych. - Roderichowi zależało na tym, żeby jego uczniom powodziło się w szkole jak najlepiej, ale Erizabeta miała dla niego szczególne znaczenie. Pewnie przez ich dawne relacje. Mimo tego, nie miał zamiaru jej faworyzować na tle innych. Nie o to chodziło w jego pracy.
-A nie możesz dać mu zagrożenia z niemieckiego? - Szatyn zaśmiał się, myśląc nad tym jak bardzo miałby przejebane, gdyby tak potraktował Vladimira. Wiele od niego nie wymagało, żeby dowiedzieć się, że chłopak jest z wielce bogatej rodziny, która za pieniądze może zdobyć wszystko i wszystko odebrać. Jeżeli Vladimirowi wyszłoby zagrożenie, dostałby grube tysiące euro za przynajmniej dwójkę na koniec roku.
-To nie tak działa, Elizo. Zagrożenie mogę wystawić za naganne zachowanie oraz brak podstawowej wiedzy z niemieckiego. - Erizabeta głośno westchnęła, prawie się przewracając i będąc zmuszoną do prędkiego złapania Rodericha. Nie lubiła łapać innych za rękę i uważała to za niezręczne, jednak teraz było to konieczne. - Wszystko dobrze? - Fioletowooki też poczuł się dziwnie z tym zdarzeniem, ale nie mógł za to robić awantury. Zakłopotanie szatynki było słodkie.
-Bardzo za to przepraszam, ale straciłam równowagę. - Erizabeta wolała sobie odpuścić rozbudowane przeprosiny, gdyż Roderich pewnie i tak by jej wybaczył i nie wyglądał na złego. Chociaż po nim można było się wszystkiego spodziewać, podłych reakcji również.
-Hej, zakochana para! Możecie już zbierać się pod klasę, bo za minutę dzwonek. - Feliks nie pozostawał próżny w głupie odzywki, które jeszcze bardziej zawstydziły Erizabetę. Roderich podszedł do tego obojętnie, lecz było w nim troszkę zakłopotania. Obydwoje stwierdzili, że jest to moment na tymczasowe pożegnanie. Pomachali sobie i nawet po dzwonku, Eliza jeszcze patrzyła na oddalającego się Rodericha. - Zakochałaś się, że tak patrzysz? - Zielonooka wolała nie skomentować głupich słów przyjaciela. Może Edelstein był ogarniętym oraz interesującym facetem, ale nie mogłaby się w nim zakochać.
-Zajmij się własnym życiem romantycznym, a nie w moje zaglądasz. - Odpowiedź ta pozostawiała wiele do życzenia, jednak Łukasiewicz i tak sobie pomyślał, że może być już coś na rzeczy. Było na to za wcześnie, więc zdziwienie było trzykrotnie większe. Właściwie, to mógł zająć się własną sferą romantyczną, lecz nie miał nikogo, z kim ową sferę mógłby dzielić. Jeszcze nie nadszedł czas na to, żeby wiedzieć, że to z Gilbertem będzie dzielił swoje życie. Skąd miał o tym już wiedzieć?
*** 21 września ***
Musieli dobrze wykorzystać dni wolne, więc jakimś cudem udało im się wyciągnąć swoich nauczycieli na wyjście na miasto. Wydawało im się absurdalne, że tak łatwo poszło, a jednak się okazało, że oni również wykazywali chęci rozpoczęcia ponownej znajomości na dobre. Cudem było też to, że ci sami germańscy bracia chcieli być w swoim towarzystwie tak długo, a było to niewątpliwie zadziwiające. Sprzyjało to świetnej atmosferze, która się wytworzyła.
Nie wiedzieli gdzie idą, ale jedno było pewne. Na długo zapamiętają to wyjście i nawet po wielu tygodniach, będą je wspominać z uśmiechem. Dziwił ich fakt, że tak dobrze się ze sobą dogadywali, mimo długiej rozłąki, lecz narzekanie na to będzie nieodpowiednie. Spokojnie ze sobą rozmawiali, poruszając różnorakie tematy, aż w końcu zeszło na trudności z przedmiotami szkolnymi. Gilbert oraz Ludwig ustanowili sobie nowy cel na tym spotkaniu. Przemycenie nauczania Feliksa i Feliciano, żeby minimalnie ich bardziej przygotować do nadchodzących sprawdzianów.
Nawet nie zauważyli, jak przeszli niedaleko niektórych osób z ich klasy, która uważnie im się przyglądała i zaczynała rozważać, czy aby na pewno takie relacje są odpowiednie. Nie mieli temu nic przeciwko, lecz pojawiały się takie obawy, że trójka przyjaciół może być faworyzowana przez trójkę starych przyjaciół.
-Nie podoba mi się to. - Stwierdził Lukas, w końcu coś z siebie wyduszając. Było to spore zaskoczenie dla niektórych, chociaż nie zwrócili na to zbyt wielkiej uwagi. - Nie powinni tak wykorzystywać starych relacji do nauki. Teraz wychodzimy na gorszych i pewnie będziemy zaniedbywani przez nich. - Niektórzy westchnęli, inni zignorowali takie głupie uwagi. Nawet gdyby takie coś miało się zdarzyć, to Francis i tak szybko by to rozwiązał.
-Jesteś przewrażliwiony i tyle. Niech się ze sobą kolegują i będą ze sobą szczęśliwi, a też nic nie zapowiada, że mielibyśmy być gorzej traktowani i dostaniemy mniej wiedzy. Gilbert, Ludwig i Roderich mi nie pasują do takich nauczycieli, więc nie ma powodów do obaw. A Feliks i Feliciano i tak muszą się poprawić z matmy i fizy, więc nie dziwne, że będą siedzieć z Gilbertem oraz Ludwigiem. - Bella próbowała bronić swoich dobrych znajomych i jednych z ulubionych nauczycieli, ale wiedziała, że Lukasa nie przegada. Nie warto marnować na niego śliny.
-Ale musicie przyznać, że szybko wynieśli swoją znajomość poza szkołę. - Alfred dorzucił swoje trzy grosze, które za wiele nie wniosły do rozmowy. Wszyscy byli zmuszeni do przytaknięcia na to, a była to niepodważalna prawda. Dziwnie im się patrzyło na uczniów oraz nauczycieli w takiej relacji, lecz lepsze to niż nic. Widać, że byli dość zadowoleni.
-Niech przynajmniej wyciągną z tych relacji odpowiednią wiedzę, a nie będą tak odstawać od reszty klasy. - Natalia ten jeden raz wzięła czynny udział w konwersacji, a zazwyczaj milczała i ewentualnie zamieniła słowa z Lukasem. Myślała, że powinna bardziej zintegrować się z klasą, a miała idealną okazję do wyjścia z domu. Przynajmniej dzisiaj Ivan i Yekaterina się nie awanturowali.
-Na co komu fizyka i matematyka? - Matthias również musiał swoje powiedzieć, sprawiając, że pozostali na niego dziwnie spojrzeli. No dobra, może te przedmioty było mniej więcej ważne, jednak nie musiał się ich uczyć i nikt go do tego nie przekona. Miał ciekawsze rzeczy do roboty, a nawet historia była ciekawsza.
-Mówisz tak o większości przedmiotów szkolnych. - Matthias nie miał zamiaru kłócić się z tym faktem, bo był całkowitą prawdą. Akurat w tym momencie Lukas powiedział coś mądrego, a nie wartego podważenia. Zaczęli milczeć przez dłuższy czas, zastanawiając się o różnych bardzo ważnych dla nich rzeczach.
Lukas zaczął myśleć nad sensem tego spotkania i dlaczego jeszcze nie wypisał się z tej klasy. Było to bardzo ciekawe.
Matthias myślał o swoich ocenach z pewnych przedmiotów i jak bardzo jest w chujowej sytuacji, a przecież niedawno był początek roku szkolnego.
Bella była pozytywnie nastawiona do świata, chociaż trochę martwiła się o Natalię.
Natalia zastanawiała się, dlaczego życie jej się tak potoczyło. Nie mogła narzekać, lecz nie musiało być aż tak źle.
A Alfred rozważał to, czy mądre będzie pisanie jako pierwszy do Arthura. Mieli się zaprzyjaźnić, a nie milczeć i udawać, że się nie znają.
Za to Feliks oraz Feliciano byli niezadowoleni z faktu, że wspólne spotkanie przerodziło się w uczenie ich matematyki i fizyki. Nie było tak źle, przynajmniej uczyli się tego ze swoimi przyjaciółmi, którzy byli w tym temacie doskonale doświadczeni.
Roderich z Erizabetą poszli do całkowicie innego miejsca, żeby już nie przeszkadzać uczącym się duszyczkom. Prawda była taka, że nie chcieli być w towarzystwie osób na zdecydowanie niższym poziomie od swojego.
***
Dochodzę do wniosku, że ja chyba nie potrafię pisać. Ciągłe powtórzenia, brak oryginalności, a następne rozdziały są tylko gorsze. No nic, gdybym chciała to wszystko rzucić, pewnie wszyscy by się na mnie rzucili i mówili, że przecież piszę zajebiście, byle tylko nie zrobiło mi się bardziej smutno. A tak na poważnie, to nie jestem zadowolona z tego rozdziału, jak i tych następnych. Ten rozdział ma 6689 słów. Gdyby kogoś to interesowało.
Zignorujcie moje użalanie się nad sobą. Każdy dobrze wie jaka jest prawda, i że właśnie nie powiedziałam niczego odkrywczego. Najlepiej będzie, jeżeli nie będę czytać innych opowiadań, gdyż od razu atakuje mnie zwątpienie w własne umiejętności. Swoją drogą, jestem chora. Niby zwykłe przeziębienie, a i tak czuję się niczym wrak człowieka, którego dziesięć razy przejechała ciężarówka, został zesłany na Syberię oraz jeszcze wykonywano na nich chore eksperymenty w imię nauki. No w skrócie, katar, kaszel, stan podgorączkowy, bolący nos od ilości smarkania, brak apetytu. Klasyk klasyków.
Mam nadzieję, że niedługo będzie ze mną lepiej. Jak możecie się domyślić, też nie poszłam do szkoły i jestem zmuszona do siedzenia w domu do końca tygodnia. Przynajmniej sobie odpocznę, zawsze jakiś pozytyw. Liczę na to, że mimo moich znikomych umiejętności pisarskich oraz uderzających w drzwi tego opowiadania kompleksów, rozdział się wam spodobał i czekacie na więcej. Nie będę już zabierać waszego cennego czasu.
Następny rozdział w niedzielę o 18:30! Do zobaczenia już niedługo i życzę miłego dnia~.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro