[23] Niespokojne noce
11232 słów. Najdłuższy rozdział, jaki napisałam przez te kilka miesięcy. Wybaczcie, że tak długo, ale to wszystko wina sceny erotycznej, która jest na samym końcu. Osoby, które nie będą jej czytać, nie zmarnują aż tak wiele czasu. A osoby, które jednak będą to czytać, życzę powodzenia. Jest to PrusPol. Mam nadzieję, że spodoba się mimo nie najlepszej jakości. Sam pomysł jest dobry. Gorzej z moim wykonaniem.
I też sprawa nominacji. Dostałam dwie nominacje, ale wykonam je w następnym rozdziale w mojej gadaninie. Dzisiaj są inne rzeczy do gadaniny. I też streszczenie sceny erotycznej będzie w gadaninie. Miłego czytania!
*** 4 lutego ***
Czas wolny od Adama powoli dobiegał końca. Demotywujący był fakt, że nadal nie udało mu się osiągnąć upragnionego celu, który przypieczętowałby jego związek z Feliksem na dobre i przy okazji udowodnił, że Łukasiewicz jest jedynie jego. Przeszkodami było wiele rzeczy. Zaczynając od braku czasu, a kończąc na nieodpowiednim samopoczuciu pchły oraz jej niegotowością do spraw łóżkowych. Był w stanie dać Feliksowi upojne życie seksualne, ale problem w tym, że sam nie znał się na tym najlepiej.
Tak, on! Gilbert Beilschmidt, który w liceum i na studiach uchodził za klasowego alvaro, a nawet nigdy nie odważył się dotknąć swoich dawnych miłości palcem.
W celu zabrania jeszcze paru rzeczy z domu i porozmawiania trochę z braćmi, udał się do swojej sypialni, zasiadł przed komputerem i odpalił pierwszą lepszą stronę z filmami porno, by tam chociaż trochę załapać jak odpowiednio zaspokoić swoją sympatię i przekonać do dalszych pieszczot tego typu. Wiedział, że porno jest często idealizowane i pokładanie swojego życia seksualnego na tym jest co najmniej ryzykowne, lecz najważniejsze, żeby wiedział jak się z tym obchodzić.
-Gilbert, rozumiem, że przyszedłeś zabrać swoje rzeczy do Feliksa, jednak nie jest to powód, żebyś zatruwał u nas powietrze jedynie do obejrzenia filmów pornograficznych. - Roderich był niezadowolony z obecności brata. O ile potrafił zrozumieć, że na ten niecały tydzień potrzebował jeszcze kilku rzeczy, tak zrozumieć nie potrafił celu oglądania pornografii akurat tutaj. Mógł to zrobić u partnera.
-Nie bądź taki drażliwy, Rodi. Obejrzę trochę filmików i sobie pójdę. - Odpowiedział łobuzersko Beilschmidt, patrząc jak brat wkłada jego bieliznę do szuflady. Czasami Edelstein był pomocny. Uwaga ta nie zrobiła na szatynie większego wrażenia. Dalej pozostawał zdenerwowany z pokrzyżowanymi planami. - Daj mi te bokserki! Przydadzą się.
-Nie wnikam do czego. - Roderich rzucił do białowłosego wspomnianą szmatkę. Z tyłu głowy miał myśl do czego Gilbert może to wykorzystać. - Naprawdę nie możesz pójść z tym gdzie indziej?! Miała przyjść Erizabeta, żeby zjeść ze mną romantyczny obiad. Już wszystko było gotowe, ale oczywiście musiałeś przyleźć, a też się okazało, że plany Ludwiga się zmieniły, więc też tutaj pozostaje. Zawsze mi wszystko niszczycie! - Beilschmidt zaledwie uśmiechnął się w odpowiedzi. Właśnie tak wygląda ich codzienna rozmowa. - Po co oglądasz pornografię?
-Zainteresuj się własnym łóżkiem. - Odrzekł kąśliwie Gilbert, wracając do oglądania jak biedny chłopaczek jest posuwany przez swojego partnera. Wyjątkowo brutalnie. - Myślisz, że dobrym pomysłem jest podczas pierwszego razu użycie jakichś zabawek? Wiesz, pejcze, wibratory. Słyszałem od Elizy, że Feliksowi podobają się takie rzeczy. - Roderich niezrozumiale spojrzał na rodzeństwo, jakby zostało mu powiedziane, że zostanie wujkiem. Już Ludwig był bardziej ogarnięty w tym temacie! Chociaż nie...
-Widzę, że nie zachowałeś resztek rozumu. Nie chcę cię obrażać, lecz chyba takie rzeczy nie nadają się do pierwszego razu. Z tego co wiem o Feliksie, umiem wywnioskować, że chciałby by jego pierwszy stosunek był przepełniony miłością, ostrożnością, poczuciem bezpieczeństwa oraz delikatnością. A nie biciem go biczami, wkładaniem wibratorów na siłę, czy wyzywaniem od dzi... Prostytutek. - To była uwaga godna wykorzystania. Beilschmidt był w stanie się z tym zgodzić.
-Faktycznie, jestem zmuszony się z tym zgodzić. - Razem z tą odpowiedzią, albinos wyłączył następny filmik z kategorii BDSM. Na to jeszcze przyjdzie czas. - Czy pokój wypełniony świecami, roztopiony wosk o zapachu owoców leśnych, kwiaty i spokojna muzyka nadają odpowiedniego, romantycznego klimatu? Sądzę, że Feliks leci na takie rzeczy. - Edelsteinowi aż się oczy zaświeciły. To brzmiało jak genialny pomysł!
-Jednak potrafisz wymyślić coś porządnego! Naprawdę dobry plan, wart realizacji. Oczywiście wykonasz to tak, jak sam sobie będziesz życzył, ale wcześniejsza kolacja przy dobrej komedii czy krótki walc przed pójściem do łóżka również może dodać chęci na seks. - Gilbert się uśmiechnął. Propozycje leciały dobre, ale walc wydawał mu się już zbyt ckliwy, a komedii romantycznych nie lubił. Łukasiewicz zresztą też.
-Nie wydaje się to wam nie zbyt w stylu Gilberta? - Zagadał Ludwig, od dłuższego czasu słuchając tej rozmowy. - Świeczki i kwiaty są w porządku, ale komedie romantyczne oraz kolacje przy winie są już wizją ze słabych książek. - Niebieskooki nigdy nie uważał się za znawcę miłości, lecz pomóc jakoś mógł. Gilbert momentalnie się z nim zgodził, a Roderich poczuł zignorowany i wyśmiany.
-W takim razie, co proponujesz? - Zapytał Edelstein z nutką wyższości w głosie.
-Nie jestem w tym dobry. Idąc tokiem zachowania Gilberta, przygotowanie romantycznej aury w trakcie nieobecności Feliksa jest dobrym pomysłem. Jednak też nie można przesadzić. Kilka świeczek, może kwiaty, trochę wina czy innego alkoholu i można przejść do konkretów. - Młodszy Beilschmidt długo nie uzyskiwał odpowiedzi. W oczach Rodericha wychodził na idiotę bez ani grosza romantyczności. W oczach Gilberta zabłysnął inteligencją.
-To jest świetny pomysł! Poproszę Radmilę o to, żeby zajęła czymś Feliksa na wieczór, a ja wezmę się za szykowanie pokoju. I też przyszykuję siebie, żeby nie wychodzić z byle czym. A wtedy do pokoju wejdzie zaskoczony Feliks, powiem co dla niego zaplanowałem, przejdziemy do delikatnych pieszczot, pójdziemy do łóżka, a tam...
-Nie opowiadaj dalej. - Powiedział prędko Ludwig, wiedząc, co za chwilę mogliby usłyszeć. Nie interesowało go życie seksualne rodzeństwa, choć brał w nim właśnie czynny udział. W pewnym stopniu, byli z siebie zadowoleni. Wykombinowali Gilbertowi i Feliksowi całkiem udany wieczór. A jak Beilschmidt to rozegra, to zależało już tylko od niego.
***
Mieli w zwyczaju jeździć pociągami do losowych miejsc, bez większego powodu. Może było to zaprzepaszczanie pieniędzy na głupoty, ale jazda pociągiem była relaksująca, a delikatne drżenie pojazdu dawało odrobinę zabawy. Po szkole miło się tutaj przebywało. Kiedy znalazło się pusty przedział na długo można było zapomnieć o reszcie świata i oddać się własnym zmartwieniom. Mieli okazję do rozmyślania o życiu. Swoim pięknym życiu, które w każdej chwili może lec w gruzach. Lecz nie przejmowali się tym. Mieli siebie nawzajem, jak i swoich partnerów oraz rodzinę.
-Zrobiło się ciemno... - Rzucił nagle Feliciano po dłuższej ciszy. Przyjemnie się obserwowało rozmazane widoki zza okna, myśląc o tym jakie malownicze obiekty są w niektórych miejscach. Aż szkoda, że nie codziennie zdarzała się okazja do oglądania takich. Erizabeta i Feliks zgodzili się z jego stwierdzeniem, samym zaczynając się zastanawiać czy wysiadka na najbliższym przystanku będzie odpowiednim pomysłem. Póki nie było zbyt późno, a odległość do Berlina nie wynosiła połowy Niemiec, mogli wrócić na pieszo. Do północy zdążą.
-Wypadałoby wracać do domu. Jak nie wrócimy do dwudziestej drugiej, to rodzice będą nam robić kazanie o tym jacy jesteśmy nieodpowiedzialni. - Zażartował Feliks, lecz jego słowa miały w sobie nutkę prawdy. To dalej rodzice, a nawet jeśli byli już pełnoletni, to nadal byli pod ich opieką. Dbali o nich oraz się martwili. Nie mieli interesu w przysparzaniu im następnych problemów. - Gdzie kolejny przystanek?
-Chwilka, sprawdzę. - Eliza spojrzała za siebie, gdzie na ścianie była tablica z następnymi przystankami. Kompletnie nie zważając na konsekwencje i nie przejmując się tym, że pojechali aż tutaj, odwróciła się do przyjaciół i z uśmiechem oznajmiła im miejsce swojego pobytu. - Za chwilę będziemy w Neuruppin. - Dodała spokojnie, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, jak daleko od Berlina są. No dobra, zdarzało im się pojechać znacznie dalej, ale tym razem miała być krótka podróż! - Trochę przesadziliśmy. - Powiedziała jeszcze.
-Trochę bardzo... - Odparł Łukasiewicz, czując jak zmartwienie zaczyna w nim narastać. Co mieli teraz zrobić? Byli w nieznanym miejscu, w ciemną, chłodną noc. Zapewne będą otaczać ich nieznajomi ludzie, a o takich niebezpiecznych nietrudno w obecnej chwili. Vargas mocno pobladł ze strachu i wrażenia, że nigdy więcej nie ujrzy swojego domu oraz najbliższych. Utknęli tu na zawsze!
-Przecież nigdy się stąd nie wydostaniemy! Będziemy szli całe dnie, zanim dojdziemy do Berlina. - Rzekł rudowłosy, zaczynając swoje lamenty na temat ich marnego losu. Momentami aż za bardzo świecili swoją głupotą. Po chwili usłyszeli głos, informujący o tym, że są w Neuruppin. Zerknęli na siebie niepewnie, ostatecznie wstając ze swoich miejsc i wychodząc z pociągu. Przeszły po nich nieprzyjemne dreszcze, gdy wyszli na to zimno. Otaczali ich obcy, a jedna z dwóch latarni nawet nie działała. Obecnie trudno było wykazać się odwagą.
-Nie pozostaje nam nic innego, jak zadzwonić do kogoś. - Erizabeta wyjęła z torebki telefon, bardzo ciesząc się z tego, że w takim miejscu jest zasięg. Mogła od razu zadzwonić do Rodericha, a on naprawdę szybko by się zjawił z pomocą, ale informacja o tym, że byli tak daleko od domu mogła go szczerze zdenerwować. Lepiej zadzwonić do taty, który zresztą też może zareagować wyjątkowo źle.
-Tylko błagam, niech ta pomoc szybko przyjedzie. Już czuję jak mi odmraża palce w tych butach! - Blondyn nie pozostawał próżny w narzekaniu. Gdyby była taka możliwość, momentalnie usiadłby przy kominku, owinięty w ciepły koc, pijąc gorącą czekoladę. To był wymarzony wieczór. Jednak zamiast tego stał na stacji w nieznanym mieście, gdzie dookoła kręciło się mnóstwo bezdomnych.
-Nie pospieszaj mnie, bo do nikogo nie zadzwonię. - Dziewczyna wybrała numer do rodzica, przy okazji zerkając na godzinę. Kilka minut i już będzie dwudziesta. Zanim się obejrzała, Zoltán odebrał od niej połączenie wesołą się witając.
-Witaj, Elizko! W jakiej sprawie dzwonisz? Tak w ogóle, to mogłabyś wracać do domu. Czekamy na ciebie z kolacją. Poza tym, zrobiło się ciemno i niebezpieczne dla młodej dziewczyny jest szlajanie się po mieście. - Zielonooka zaśmiała się głupio, czując jak ogarnia ją zawstydzenie. Zrobiła wszystko, czego miała uniknąć za wszelką cenę. Nawet nie zwróciła uwagi na to, że Feliciano się w nią wtulił.
-Jest malutki problem. Mówiłam ci, że z Feliksem i Feliciano znowu robimy sobie krótką podróż pociągiem. - Mężczyzna przytaknął na słowa córki. Powoli domyślał się jaki zaistniał problem. - Trochę pojechaliśmy za daleko. Jesteśmy w Neuruppin. - Ostatnie zdanie zostało wypowiedziane prawie niesłyszalnie. Zoltán dopiero po chwili zrozumiał co właściwie Erizabeta mu przekazała. Razem ze swoimi przyjaciółmi była cholernie daleko od domu, w trakcie nocy, która do najbezpieczniejszych nie należała.
-Co wpadło wam do głowy, żeby się tam znaleźć?
-To był wypadek! Zasiedzieliśmy się i dlatego jesteśmy aż tutaj. - Zielonooki westchnął, zastanawiając się w jaki sposób pomóc. Niestety, nie było jakiegokolwiek sposobu na to. Jedyny środek transportu właśnie siedział u mechanika.
-Wybacz, ale samochód jest w naprawie. Sama o tym wiesz. Chętnie bym po was przyjechał, lecz nie ma do tego warunków. Zgaduję, że nie macie pociągów powrotnych. - Eliza zaprzeczyła, chociaż był cień szansy na pociągi do Berlina. - Zadzwoń do kogoś innego. Możliwe, że ktoś inny po was przyjedzie. I za nic w świecie nie proście obcych ludzi o podwózkę! Czekam na ciebie i bezpiecznie wróć do domu. - Słyszała, że ojciec się zdenerwował. Jednak Zoltánowi dalej chodziło o dobro jego córki oraz jej przyjaciół, więc zachować spokój musiał.
-Nie przyjedzie po nas... - Powiedziała Hedervary, wywołując w towarzyszach chęć na panikę. Jedynie Feliks próbował jakoś zachować spokój. Feliciano nawet nie ukrywał, że się boi. - Nie pozostaje nam nic innego, jak zadzwonić do Rodericha. Mam nadzieję, że nie zdenerwuje się za bardzo. - Drżącym palcem wybrała połączenie do ukochanego. Długo nie czekała, szybko usłyszała głos Edelsteina po drugiej stronie słuchawki. - Hej Rodi, jest sprawa. - Zaczęła nieśmiało.
-Stało się coś poważnego? - Aż chciało się powiedzieć, że wszystko jest w porządku i jedynie stęskniła się za jego głosem, ale nie dane jej było użyć tego słodkiego kłamstwa. Wzięła głęboki wdech, zanim pogodziła się z faktem, że nie wyjdzie żywa z następnego spotkania z partnerem.
-Czasami z Feliksem i Feliciano robimy sobie podróże pociągiem do losowych miejsc. Zazwyczaj kończy się to dobrze i nie jeździmy do żadnych, obcych nam miast, które są nie wiadomo jak daleko. Jednak dzisiaj coś nas podkusiło i pojechaliśmy dalej, przez co jesteśmy teraz w Neuruppin. Przyjedziesz po nas? - Szatyn odstawił na stół kubek z herbatą, słysząc tę informację. Wydawała mu się nieprawdą. O ile jeżdżenie pociągiem, żeby odpocząć, było całkiem normalne, tak wylądowanie daleko od miejsca zamieszkania było już co najmniej niezrozumiałe.
-Jakim cudem się tam znaleźliście?
-Również chcielibyśmy wiedzieć. - Głośne westchnięcie trafiło do uszu dziewczyny, dając znać o tym, że Roderich zadowolony nie jest. Kto by był? Właśnie spadła na niego odpowiedzialność jechania do nieznajomego miasta, o którym ma zerową wiedzę. Miał okropną orientację w terenie, więc oczywiste było, że sam zgubi się dziesięć razy po drodze.
-No dobrze, przyjadę po was. Tylko nie oczekujcie ode mnie, że będę już za dziesięć minut! Trochę jazdy z Berlina jest... - Niejedno przekleństwo cisnęło się na język. Edelstein miał zamiar się rozłączyć i odejść od grania swojej pięknej kompozycji, żeby ratować życie pewnym trzem księżniczkom. Lecz była jeszcze jedna prośba, którą wypadało zrealizować.
-Weź ze sobą Ludwiga! I może Gilberta. - Krzyknął Feliciano, o mało nie rozwalając bębenków usznych przyjaciółki. Wydarł się centralnie do jej ucha, choć chciał do telefonu. Były pewne pozytywy w proszeniu o to. Ludwig miał zdecydowanie lepszą orientację w terenie, więc Roderich się nie zgubi. A Gilbert zawsze rozwesela towarzystwo. Nie pozostawało im innego, jak zabrać się do roboty.
Księżniczki usiadły na ławce, przechodząc do czekania na swoich bohaterów. Zimno otaczało ich z każdej strony. Nie ratowały ich grube kurtki czy szaliki, a przytulenie się do siebie było dla pogody śmieszne. Wiatr zyskiwał na sile z każdą chwilą. Na dodatek niewygodne spojrzenia obcych ludzi ciągle na nich lądowały. Okoliczni bezdomni uwielbiali stacje, jako swoje nowe domy. Tylko czekali, aż na moment stracą nimi zainteresowanie i będą mogli do nich podejść, by zacząć ciekawą pogawędkę o pożyczeniu pieniędzy na piwo.
Jednak każdy koszmar kiedyś się kończy. Po nieco ponad godzinie, czarny samochód podjechał pod stację, a wysiedli z niego upragnieni bohaterowie, którzy mieli bezpiecznie dostarczyć do domu.
-Czy my zawsze musimy za wami latać? - Zapytał pretensjonalnie Roderich, podchodząc do wspomnianej trójki. W odpowiedzi dostali głównie niewinne spojrzenia, które chyba miały złagodzić ich gniew. Nie wyszło, ale nie zaprzeczali temu, że księżniczki miały wyjątkowo słodkie uśmiechy.
-Mogliście się w nas nie zakochiwać. - Odpowiedział Feliciano, wstając i przytulając się do Ludwiga. Ciekawe było zastanawianie się, co by było teraz, gdyby nigdy nie doszło do zakochania się w sobie nawzajem. Zapewne życie nabrałoby kompletnie innego tempa, a może niektóre problemy nigdy by się nie pojawiły. A może właśnie pojawiłyby się inne, gorsze?
***
Radmila nie była zadowolona z tego, że Feliks wrócił do domu tak późno, ale z drugiej strony, ona sama za świętą się nie uważała. Kiedy była w wieku brata, sama często wracała o późnej nocy do domu, przez co często spotykała się z nieprzyjemnymi uwagami od rodziców. Przynajmniej został przyprowadzony przez Gilberta, a na nim mogła polegać. Beilschmidt czasami zachowywał się głupio, ale gdy trzeba było, potrafił wykazać się odpowiedzialnością.
-Bardzo ci dziękuję, Gilbert, za to, że go przyprowadziłeś. To znaczy, wiem, że jeszcze chwilowo u nas mieszkasz, ale dalej dziękuję za to, że się o niego troszczysz. Już dawno nikt nie otoczył Feliksa taką opieką. - Albinos uśmiechnął się triumfalnie, czując, że jego duma wzrasta wraz z następnymi pochwałami. Nie zaskakujące było, że dbał o Feliksa dla własnej satysfakcji, lecz przede wszystkim, żeby udowodnić w oczach jego rodziny, że jest jego wart.
-Nie masz za co dziękować. Uganianie się za Feliksem, to czysta przyjemność. - Sarkazm był wyczuwalny w promieniu jednego kilometra. Mimo tego, Radmila zaśmiała się w odpowiedzi, myśląc o tym, jaki momentami brat potrafi być problematyczny. Beilschmidt zamilknął, zastanawiając się, czy dobrym planem jest mówienie o swoich chęciach pójścia z Feliksem do łóżka. Dalej rozmawiał z jego siostrą. One są zazwyczaj na takie tematy wyczulone.
-Mogę ci coś powiedzieć? - Spytał po dłuższym namyśle, a odpowiednią motywacją do poruszenia tego tematu było zobaczenie, że Horáková kieruje się do swojego pokoju. Ta spojrzała na niego pytająco, tym samym odbierając odwagę do poruszenia tego tematu. Lecz wycofanie się będzie świadczyło tylko o jego niedojrzałości. Planował przespanie się ze swoją miłością, a wstydził się tego przyznać.
-Jeżeli to jest ważne i moja wiedza o tym jest konieczna. - Odrzekła dziewczyna, widząc zakłopotanie albinosa. Miała wrażenie, jakby obserwowała młodszego Feliksa, który również chciał powiedzieć jej o czymś poważnym, a nie umiał.
-Chodzi o Feliksa. To nie jest coś złego, co mogłoby źle wpłynąć na niego, czy kogokolwiek innego. Po prostu liczę na to, że dostanę w tym małe wsparcie od ciebie. - Niebieskooka przeszła do dokładnego słuchania. Białowłosy zazwyczaj wyskakiwał z ciekawymi pomysłami, które w różny sposób ją intrygowały. Szczególnie kiedy dotyczyły jej rodzeństwa. - Mój związek z nim jest już na naprawdę rozbudowanym poziomie. Chętnie bym wprowadził do niego pewną nowość, która może mu się spodobać. Chodzi mi o zbliżenia typu seks.
-Mogłam się tego spodziewać. - Odpowiedziała szybko Radmila, hamując śmiech. Urocze jej się wydawało, że Gilbert chciał doprowadzić do takiego zbliżenia z jej bratem i na dodatek pytał ją o pomoc w tym. Jakby miała wiedzieć w czym Feliks gustuje, a w czym nie. Albo w jakich warunkach chciałby, żeby doszło do jego pierwszego razu. Dziwnie przyznać, ale nigdy z nim o tym nie rozmawiała. Chociaż byli ze sobą wyjątkowo blisko, jak na rodzeństwo. - W czym mam ci pomóc?
-Ogólny zarys tego wieczoru już mam w głowie. Nie jest on zbyt skomplikowany. Jednak najbardziej problematyczny może być w tym Feliks. Chciałbym na spokojnie i bez pośpiechu przygotować jego sypialnię do naszego zbliżenia, ale kiedy on będzie kręcił się po domu, to może być bardzo utrudnione. Dlatego chcę wiedzieć, czy mogłabyś gdzieś z nim wieczorem wyjść, czy zająć go czymkolwiek? - Horáková oparła się o ścianę, kręcąc oczami na każdą stronę. Brzmiało to dobrze i była w stanie zająć się bratem na ten czas, ale z jakiegoś powodu podchodziła do tego sceptycznie.
-Naprawdę jesteś na to gotowy? W sensie, ty pewnie jesteś na to gotowy od samego początku znajomości z Feliksem, ale on może potrzebować nieco więcej czasu. - Nie takiej odpowiedzi Gilbert oczekiwał. Spodziewał się natychmiastowego zgodzenia się na pomoc i jarania tym, że niedługo braciszek przestanie być prawiczkiem, a dostawał podważanie każdego jego słowa.
-Błagam cię, czy tak wiele wymagam?! Co ci szkodzi wyjść z nim na chwilę na miasto i pozwolić mi stworzyć odpowiedni klimat w jego pokoju? Przecież go nie skrzywdzę. - Dziewczyna westchnęła, postanawiając się zgodzić. Nie widziała przeszkód w pozwoleniu na to Beilschmidtowi, jednak jeśli stanie się wtedy jakaś krzywda Feliksowi, to nie będzie taka łagodna.
-Niech będzie, mogę się wtedy Feliksem zająć. Powiedz mi tylko później na kiedy dokładnie planujesz ten wieczór, a pomogę w przygotowaniach. - Odparła dziewczyna, odchodząc do swojego pokoju. Beilschmidt uśmiechnął się szeroko, czując, że wygrana jest na wyciągnięcie ręki. Pozostało zaledwie odpowiednio się wyszykować, a przyjemności od Łukasiewicza dostanie nawet bez proszenia o nie.
Życie udowodniło mu, że jednak nie jest całkowicie na straconej pozycji.
***
-Feliciano, jest środek nocy, idź spać. - Ludwig z każdym, następnym dniem coraz bardziej nie wiedział, dlaczego zdecydował się na związek z Feliciano. Mógł poczekać, a teraz przynajmniej nie musiałby u niego nocować. Samo nocowanie nie było takie złe. Vargas miał naprawdę wygodne łóżko i miło było się do niego przytulić w chłodną, zimową noc. Lecz to co ten chłopak czasami odwalał, przekraczało nawet wyobraźnię najśmielszych jednostek z tej planety.
-Pozwól mi cię chociaż naszkicować! Nie moja wina, że wena przyszła akurat teraz. - Rudowłosy zdobył nagłą ochotę na namalowanie ukochanego. Nie liczył się fakt, że dochodziła pierwsza w nocy, a rano musiał wstać do szkoły. Rano wena zawsze znikała, więc teraz jego obowiązkiem było odpowiednie wykorzystanie jej. Wiedział, że niemożliwe będzie dokończenie obrazu jeszcze tej nocy, ale szkic koniecznie trzeba wykonać.
-Masz później cały dzień na to! Po szkole się tym zajmiemy. Proszę cię, chodź spać. - Z jednej strony Beilschmidt nienawidził Vargasa za jego liczne dziwactwa, lecz z drugiej strony poznawał zupełnie inne spojrzenie na świat i codzienne zachowania. To było ciekawe doświadczenie. Jednak przesadą dla każdego, normalnego człowieka jest to, że zarywa się nockę dla jakiegoś rysunku.
-Bardzo cię proszę, tylko szkic. - Słodkie spojrzenie złotych oczu było silniejsze od zdrowego rozsądku i wyspania się do pracy. Ludwig usiadł na dostawionym krześle, niechętnie się wyprostował i rozpoczął swoją amatorską karierę modela. Było w tym coś ekscytującego. Feliciano energicznie, ale z pewnymi trudnościami przez swój brak sił, sięgnął po kartkę oraz ołówek. Po chwili już tworzył pierwsze zarysy Ludwiga, które później przeniesie na płótno.
Początek zlatywał w milczeniu. Czasami Feliciano posyłał delikatny uśmiech Ludwigowi, by dodać mu trochę otuchy w pozowaniu. Zgadywał, że nie była to łatwa robota i tym bardziej przyjemna. Beilschmidt o dziwo czuł się dobrze w tym momencie. Może lepsze było spanie, ale obserwowanie jak Vargas jest czymś pochłonięty i sprawia mu to przyjemność, dawało wiele radości.
-Co cię tak ostatnio wzięło na malowanie? - Zapytał w pewnym momencie. Nawet jeśli rudowłosy prosił o nie odzywanie się, żeby mógł się porządnie skupić, podkusił się do zadania tego pytania. Bardzo go nurtowało. Feliciano na niego zerknął, odkładając ołówek. Niewiele zrobił, ale była to satysfakcjonująca praca. Oczy powoli mu się zamykały, więc nie widział sensu w ciągnięciu tego.
-Sam nie wiem. Od zawsze to lubiłem, ale nie poświęcałem temu więcej czasu, choć chciałem. - Zaczął Vargas, chowając swoje artykuły rysownicze do szafki. - Kiedy było ze mną naprawdę źle i ledwo dawałem sobie radę, postanowiłem zająć się czymś porządnym, co mogłoby mnie odciągnąć od zbliżania się do śmierci. Postanowiłem zacząć rysować, malować. I ciągnie się od tych paru tygodni. Rozwijam to i jestem zadowolony ze swoich dotychczasowych postępów! - Ludwig spodziewał się, że zainteresowanie rysunkiem u Feliciano pojawiło się stosunkowo niedawno.
-Chcesz zająć się tym profesjonalnie? Masz ogromny talent. Szkoda będzie go zmarnować. - Beilschmidt mimowolnie zerkał na rysunki Vargasa, który były niedbale przyczepione do ściany. Jedne były lepsze, drugie gorsze, ale we wszystkich było widać pasję oraz starania. Cenił takie rzeczy.
-Nie zastanawiałem się nad swoją przyszłością. Obecnie jestem myślami w szkole, póki jeszcze do niej chodzę. - Złotooki położył się na łóżku i wyciągnął ręce do partnera, chcąc żeby ten położył się obok. Blondynowi nie pozostawało nic innego, jak odstawienie krzesła na odpowiednie miejsce i położenie się blisko partnera. Uwielbiał czuć ciepło, płynące od niego.
Zgasił światło, narzucił na nich grubą kołdrę, a już po chwili Feliciano spokojnie oddychał, oczekując alarmu budzika. Ludwigowi zaśnięcie łatwo nie przychodziło. Można powiedzieć, że było ono wręcz niemożliwe. Za bardzo oddał się myślom o tym, co będzie kiedy Vargas dowie się o nim prawdy. Dowie się, że jego miłość jest jedynie piękną grą aktorską, którą próbuje zapewnić mu bezpieczeństwo. Nie będzie co liczyć nawet na przyjaźń po tym.
*** 6 lutego ***
Delikatna mgła ozdabiała miasto, dodając mu nutki tajemniczości. Nadal było ciemno, mało można było dostrzec bez większych starań. Na dodatek było okropnie zimno, więc niewielu by się zdecydowało na taki poranny spacer. Słońce jeszcze długo nie miało dać o sobie znać i rozświetlić innym drogę.
Księżyc dalej był wyżej postawiony, a gwiazdy układały się w piękne wzory. Erizabecie się to podobało. I chociaż nie przepadała za wychodzeniem z domu tak wcześnie, szczególnie gdy tego samego dnia miała szkołę, to dzisiaj coś ją do tego przekonało.
Dopiero po wyjściu z domu uznała, że zakładanie rajstop i zwykłego płaszcza nie jest najlepszym pomysłem. Jednak nie chciało jej się wracać. Wizja spaceru i może zrobienia paru zdjęć była zbyt kusząca. Dawno nie robiła sobie wyjść typowo dla pooglądania natury oraz podziwiania okolicy. Momentami drżała z zimna, ale nie przekonywało to jej do powrotu do domu. Dopóki nikt się nie zorientował, to korzystała.
-Dalej nie nauczyłaś się, że nie powinnaś samotnie chodzić nocą po mieście? - Eliza cicho pisnęła z przerażenia, szybko odwracając się by uderzyć nieznajomego gościa. W ostatniej chwili zauważyła, że to Roderich. O mało nie strąciła okularów z jego nosa, tym samym niszcząc jedną z charakterystycznych cech partnera. Gdyby nie te okulary, Edelstein na pewno nie byłby aż tak atrakcyjny. Co nie zmienia faktu, że bez nich jest całkiem uroczy.
-A ciebie nikt nie uczył, że nie nachodzi się kogoś od tyłu? - Szatyn zaśmiał się cicho, mogąc odetchnąć po dłuższym krążeniu za Hedervary. Nie czuł się najlepiej z wywołaniem u niej takiego przerażenia, lecz najważniejsze, że w końcu mógł z nią na spokojnie porozmawiać. Chociaż jego obecność była w pewnym stopniu niepokojąca. - Co tutaj robisz i dlaczego za mną chodzisz?
-Nie mówiłem ci, że również lubię robić sobie nocne spacery? Czasami jest to lepsze od bezcelowego leżenia na łóżku, kiedy ma się odpowiednio dużo snu za sobą. Zauważyłem cię, więc postanowiłem podejść. Każda chwila jest ponoć odpowiednia do rozmowy. Sama tak twierdzisz. - Zielonooka nie chciała więcej słuchać. Najważniejsze wiedziała, a faktycznie umknęła jej informacja, że Roderich też wychodzi z domu o dziwnych godzinach. - Po ci ten aparat?
-Myślałam, że zrobię kilka ładnych zdjęć, ale nie ma w pobliżu żadnych, ciekawych widoków. Poza tym, nocą mało co można porządnie uchwycić. - Edelstein zgodził się ze słowami dziewczyny. Ostrożnie odebrał jej urządzenie z rąk, nawet nie wywołując u niej tym zdziwienia. Skierował obiektyw na jeden z budynków, próbując wyjąć z niego jak najwięcej genialności. Jednak noc była uciążliwa w tych tematach. Pomarańczowe światło latarni nie wyglądało dobrze.
-Uśmiechnij się. - Powiedział nagle Roderich, skierowując aparat na Erizabetę. Ta posłała mu zaskoczone spojrzenie, jakby oferował jej wspólne morderstwo. Skoro budynek nie wyglądał dobrze na zdjęciu nocą, to czemu ona miałaby wyglądać lepiej? Możliwe, że Edelstein chciał mieć tylko pamiątkę po tym niespodziewanym spotkaniu.
-Po co ci to? Będziemy mieli jeszcze wiele innych okazji do wspólnych zdjęć. - Szatyn kochał swoją dziewczynę ponad życie, jednak czasami zadawała strasznie niepotrzebne pytania oraz utrudniała pewne akcje. Bez zbędnego przedłużania, zielonooka uśmiechnęła się nieśmiało do obiektywu, czekając aż ukochany zrobi jej upragnione zdjęcie. Długo nie czekała. Parę sekund, a fotografia już była gotowa.
-Nie wyszło źle. Wyglądasz dobrze w zdecydowanej większości odsłon. Gdyby oddać to zdjęcie obróbce, byłoby naprawdę piękne. - Eliza automatycznie zarumieniła się na policzkach. Lecz zawstydzenie nie zaprzestało na tym, przez co rumieniec zaczął przechodzić na noc, uszy, a nawet szyję.
-Nie przesadzaj. To tylko zwykłe zdjęcie, jak każde inne. Ma się niczym do profesjonalnych dzieł prawdziwych fotografów. - Hedervary mówiła najszczerszą prawdę, jednak z przekonaniem Edelsteina o pewnej rzeczy nie było sensu walczyć. Roderich się zaśmiał, oddając dziewczynie aparat. Długo zastanawiał się nad rzuceniem w nią pochwałą, aż nareszcie się namyślił.
-Twoja obecność sprawia, że wszystko jest na poziomie profesjonalistów. - Erizabeta jeszcze bardziej nie radziła sobie z zaczerwienieniem. Jednakże nie narzekała na słodkie słowa, które do niej padały od fioletowookiego. Cieszyła się, że miała kogoś, kto mógłby ją tak podnieść na duchu w każdej chwili. Minęło trochę czasu, a już spokojnie spacerowali po uliczkach Berlina, trzymając się za ręce i robiąc sobie nieco dłuższą drogę do domów.
***
Było coraz mniej dni na nacieszenie się sobą i pokazanie sobie nawzajem, jak wielkie oraz poważne uczucie do siebie czują. Planowali wykorzystać te dni jak najlepiej. Okazywało się, że większość dnia i tak spędzali w szkole czy pracy, a do samego wieczora leniwie leżeli na łóżku i rozmawiali o pierdołach. Rzadko zdarzało się, że zrobili coś konkretniejszego. Głównie dlatego Gilbert chciał zakończyć ten tydzień z rozmachem. Czymś, co uszczęśliwi Feliksa, a mu da wiele samozadowolenia.
-To jest śliczne! Na pewno dobrze by się mieszkało w takim miejscu. - Feliks prawie zwalił laptopa z nóg Gilberta, tym samym pozbywając się o mało swojego jedynego urządzenia w domu, do którego miał dostęp tylko on. Telefon praktycznie zawsze był przeszukiwany przez ojca, o reszcie nie wspominając. Beilschmidt zerknął na ofertę mieszkania w jednym z bloków w centrum Berlina. Na zdjęciach wyglądało całkiem dobrze. Dwa pokoje sypialniane, salon, duża kuchnia, łazienka. Idealnie spełniało wymagania odpowiedniego mieszkania. Problem leżał w cenie.
-Skąd weźmiesz pieniądze? - Dopiero teraz Łukasiewicz raczył przełamać się do zerknięcia na cenę domu. Nie mieli zamiaru od razu kupować, lecz za wynajem również by musieli dawać sporo pieniędzy. Cena mocno raziła w oczy i skutecznie odpychała od marzeń o ogromnym mieszkaniu, najlepiej jeszcze z basenem na dachu i własnym miejscem na parkingu.
-Na pewno uda się znaleźć podobny, tańszy zamiennik. - Odpowiedział nieśmiało blondyn, opierając głowę o ramię albinosa. Obydwoje smętnie spoglądali na cudowne lokale, w których mogliby zamieszkać w najbliższym czasie. Gilbertowi nie uśmiechało się dalsze życie z braćmi w jednym domu. Który teoretycznie mogli sprzedać, jednak nie było do tego warunków. Poza tym, dziadek z babcią by wyszli z grobów i zamordowali. Z kolei Feliks pragnął o uwolnieniu się od ojca, a przecież wracał już niedługo. - Co teraz zrobimy?
-Mówię ci, żebyśmy jeszcze trochę się wstrzymali. Dopóki nie uzbieram więcej oszczędności i sam nie dołożysz nieco własnej kasy, to możesz zapomnieć o apartamentowcu. My możemy zapomnieć. - Beilschmidt bez zastanowienia zamknął stronę z ofertami mieszkań, tym samym zabierając marzenia na bogate życie w przyszłości. - Ja z braćmi mogę wytrzymać. Fajnie się ich męczy. Jednak skoro tak bardzo nie wytrzymujesz z Adamem, to możesz zamieszkać u mnie.
-Naprawdę mogę?! A co z Roderichem i Ludwigiem? - Pozostawała kwestia rodzeństwa, ale chyba nie powinna im przeszkadzać obecność dodatkowej osoby. Na pierwszy rzut oka Łukasiewicz mógł wydawać się problematyczny, lecz kiedy bliżej się go poznało, to był bardzo użyteczny i miło się z nim spędzało czas. Szczególnie gdy włączał mu się tryb na zadumę i myślenie o życiu, a bracia lubili poważniejsze rozmowy, które prowadziły do depresyjnego nastroju.
-Najwyżej z nimi porozmawiam. Nie powinni mieć z tym problemów. Łatwo jest ich przekupić jakimiś głupotami, więc pewnie sobie poradzę. - Zielone oczy uroczo się zaświeciły, dodając ponownych szans na bezpieczne życie, przepełnione spełnionymi marzeniami oraz obecnością odpowiednich osób. Co mogło pójść nie tak? Właściwie, to wszystko. Jednak nie przejmował się tym. Na razie było w porządku.
-Nie mogę się doczekać dnia, w którym zamieszkamy razem. Tylko my i nikt więcej. - Białowłosy ścisnął dłoń partnera, całując go delikatnie w głowę. Wizja zamieszkania razem, a tam rozwijania swojego związku i relacji była naprawdę cudowna. Aż szkoda było tego nie wykorzystać. - Przynajmniej teraz możemy ze sobą mieszkać.
-Wiem to i bardzo się z tego cieszę. Jednak pamiętaj, że za chwilę znowu będziemy musieli męczyć się z twoim ojcem i będę zmuszony wrócić do siebie. - Ta świadomość była przygnębiająca. Łukasiewicz ponuro przytaknął. Beilschmidt nie chciał go tak załamywać, ale wmawianie sobie, że wcale nie jest tak źle, gdy jest chujowo, prowadziło ich do przegranej i rozstania.
-Kiedyś minie. On nie będzie wiecznie nas męczyć. W czerwcu i tak wraca do roboty, więc do następnych świąt byłby spokój. - Zostało kilka miesięcy. Na swój sposób, to pocieszało. Gilbert przytulił mocniej Feliksa, pozwalając sobie oraz mu na rozładowanie swoich emocji i odpoczęcie. To była jedna z ostatnich okazji do spokojnego siedzenia, będąc wtulonym w ukochaną osobę. Póki nie było Adama, a Maria zdawała się zapomnieć o całej sprawie, korzystali. Do czerwca wytrzymają.
***
Mogłoby się wydawać, że ciemny korytarz ciągnie się w nieskończoność. Szedł w ciszy od kilku godzin, a w jego głowie brzmiało zaledwie jedno pytanie. Kiedy to się skończy? Brakowało mu sił oraz cierpliwości. Nareszcie wiedział co muszą czuć inne osoby, kiedy są w jego towarzystwie. Czy ten korytarz był odzwierciedleniem jego życia? Niekończąca się agonia, która z każdą sekundą była coraz gorsza. Nieopisywalne było jego szczęście, gdy w końcu dostrzegł w oddali blade światełko, wskazujące na to, że wyjście jest już blisko.
Nawet nie wiedział jak się tutaj znalazł. Nagle przeniosło go do innego świata, który na początku prezentował się zadziwiająco sympatycznie. Ciekawość go podkusiła, przez co przeszedł przez czarne, niczym noc drzwi. Na początku w drodze towarzyszył mu przyjemny szum rzeki. Tylko skąd się tam wzięła rzeka? Miał wrażenie, że słyszy dźwięki ze swojego najskrytszego marzenia o wspólnych wakacjach ze swoją miłością życia. Dało mu to nadzieję na to, że Ludwig gdzieś tutaj jest.
-Kiedy to się skończy? - Zapytał ze znacznym załamaniem w głosie. Nogi go bolały od ciągłego chodzenia, a gdy stawał na chwilę, to czuł się tak, jakby powierzchnia się pod nim uginała. Zmuszony został do chodzenia bez przerwy. A po wielu męczących minutach, światło było na wyciągnięcie ręki. Przeszedł przez nie, jakby to była dla niego codzienność. Codzienność w jego wracających koszmarach.
Znalazł się w ogromnej sali balowej. Na jej środku stały dwa krzesła oraz niewielki stolik z pożółkłą kopertą. Na jednym z krzeseł siedziała pewne osoba.
-Ludwig? - Padło kolejne pytanie. Feliciano zaczął niepewnie podchodzić do tajemniczej sylwetki, która szybko okazała się jego ukochanym. Jednak Beilschmidt nie zareagował od razu, a na początku tępo się mu przyglądał. Nie wierzył w jego obecność. Minęło parę sekund. W końcu Ludwig wybudził się ze swojego zdziwienia i przytulił mocno swojego jedynego.
-Tak się cieszę, że w końcu się tutaj pojawiłeś. Już myślałem, że nigdy się nie doczekam. - Samopoczucie Vargasa automatycznie się poprawiło. Nogi go nie bolały, na głowie nie miał uczucia ciężkości. Pozostała jedynie radość ze spotkania z partnerem, dla którego w ogóle tutaj był. Lecz w myślach nadal miał pewne pytanie, na które odpowiedzi nie otrzymał. - Mam nadzieję, że droga nie była zbyt męcząca.
-Nie, było znośnie. - Odpowiedział rudowłosy, w pewnym stopniu kłamiąc. Gdyby powiedział prawdę, niebieskooki pewnie znowu by się denerwował, że zwala na siebie tyle cierpienia i to jeszcze z jego winy. Ludwig niepewnie się uśmiechnął. Może były to zwykłe sny, ale z uśmiechem dalej miał problemy. To było takie niezręczne. Do ich uszu doszedł cichy płacz. Był tutaj ktoś poza nimi? Ludwig przeklął pod nosem, a Feliciano nerwowo zaczął się rozglądać. - Też to słyszałeś?
-Wybacz, ale nie. Pewnie coś ci się przesłyszało. - Vargas przytaknął, wracając do wtulania się w ciało partnera. Jednak dziwny szloch nie znikał i wręcz był coraz głośniejszy. Na pewno był tu ktoś jeszcze. - Mam dla ciebie pewien prezent. To ta koperta na stoliku. - Feliciano uwielbiał prezenty! Bez zastanowienia wyrwał się z objęcia i podbiegł do stołu, biorąc do rąk starą na oko kopertę. Otworzył ją i jego oczom ukazał się dość znajomy tekst.
-To list od ciebie, który wysłałeś mi z kwiatami. - Rzekł promiennie rudzielec, o mało nie zaczynając skakać dookoła. Wspomnienia z wyznania miłości wracały, sprawiając, że momentalnie dzień stał się lepszy. Uwielbiał tamto wydarzenie, w którym jego życie obrało kompletnie innego, lepszego tempa.
-Przeczytaj co jest pod spodem. - Feliciano doczytał krótką sentencję z pytaniem "Wybierasz smutek czy cierpienie?". Było to dla niego zaskakujące, jak i niezrozumiałe. Co mogło oznaczać to pytanie? Co od niego zależało? Spojrzał na ukochanego, którego oczy trochę się zaszkliły. Jego wzrok mówił, żeby wybrał dobrze, bo jak nie, to skazuje na wieczne cierpienie go oraz siebie. I niestety każdego innego swojego bliskiego.
-Jak bardzo ważna jest moja decyzja? - Pytanie na pozór głupie. Lecz dla osoby, jaką był Vargas, nawet najprostsze decyzje sprawiały trudności.
-Bardzo ważna. Proszę cię, zastanów się nad swoją decyzją. - Vargas uśmiechnął się w odpowiedzi, czując, że wybrał odpowiednią opcję. Cierpienie kojarzyło się mu się z wiecznością. Kto chciałby cierpieć do końca świata i jeszcze dłużej? Smutek zaś w pewnym momencie znika i daje spokój. Dlatego jego decyzją był smutek. Mogłoby się wydawać, że to i to jest tym samym, ale symbolizowało dwie różne rzeczy.
Znowu usłyszał czyiś płacz. Był nawet bardziej intensywny. Ktoś wręcz krztusił własnymi łzami i myślał o zakończeniu swojego życia przez narastający smutek.
-Wybieram smutek! - Rzekł pewnie Feliciano.
-Mam nadzieję, że nie będziesz żałować swojej decyzji. - Odrzekł Ludwig z delikatnym uśmiechem. Podszedł do Feliciano z zamiarem przytulenia go oraz pogratulowania odpowiedniej decyzji. Vargas wyszczerzył się w wrażeniu, że dobrze wybrał. A tajemniczy płacz zupełnie przestał go interesować. Oddał się mocnemu uścisku, który chyba był nawet za mocny. - Skoro wybrałeś smutek, to właśnie go ześlesz na siebie oraz innych.
Nagle sala balowa zamieniła się w pustkę. Uśmiech Ludwiga stał się przerażający, a jego oczy zabłyszczały w dziwnej furii. W jego dłoni pojawił się ostry nóż, który szybko został wbity w plecy Vargasa. Feliciano mozolnie opadł na ziemię, o ile nicość można nazwać ziemią. Beilschmidt zniknął, a zamiast niego pojawiła się w oddali inna osoba. Kiedy on powoli się wykrwawiał, najprawdziwszy Ludwig kucnął przy nim. On płakał? Beilschmidt ścisnął jego dłoń, która dziwnym trafem była cholernie wychudzona. On cały był przerażająco chudy. Krew zniknęła, a on był na etapie zaawansowanej anoreksji.
-Mogliśmy trochę wspólnie pocierpieć, byś mógł być zdrowym. Teraz pozostawisz po sobie swoich najbliższych, którzy będą smutno stać nad twoim grobem. - Tyle Ludwig powiedział, znikając i pozwalając Feliciano na wieczne zamknięcie oczu.
Feliciano obudził się.
Podniósł się do siadu, zszokowany rozglądając się po pokoju. Wzrokiem szukał Ludwiga, który obiecał, że zostanie przy nim całą noc. Na całe szczęście leżał obok i spokojnie spał. Nerwowo złapał się za plecy, ale nie wyczuł tam śladu po ostrzu. Sam również nie był wychudzony. Ten koszmar znowu wrócił i nie dawał mu normalnie spać. Szturchnął partnera w ramię, by ten się obudził. Potrzebował wsparcia.
-Proszę, obudź się. - Powiedział przez łzy.
-Co się dzieje? - Zapytał Ludwig, niechętnie odwracając się w stronę ukochanego. Nie napawał go optymizmem widok łez Vargasa, które ślicznie odbijały się w blasku księżyca. Złapał go za dłoń, próbując dodać otuchy. Feliciano zaczął tłumaczyć co mu się przyśniło, a Beilschmidt od razu skojarzył to z innym koszmarem, o którym rudowłosy kiedyś mu opowiadał. Nie wiedział co może to oznaczać. Jakaś przepowiednia?
-Boję się, że nie uda mi się wyleczyć i zostawię was wszystkich... Co mam zrobić? - Ciężko było odpowiedzieć na to pytanie. To było wręcz niemożliwe. Blondyn porządnie zastanowił się nad odpowiedzią, jednak nie przychodziło mu do głowy nic dobrego.
-Po prostu się postaraj. Wiesz, że ci pomogę i zresztą nie tylko ja. Masz wsparcie od swoich najbliższych. Trochę cierpliwości i na pewno sobie poradzimy. Postaraj się zasnąć. - Vargas smutno się uśmiechnął, ale melancholia nieco z niego uleciała. Szybko wtulił się w objęcia Beilschmidta, zamykając oczy, a po paru minutach już śpiąc. Koszmar do końca nocy go nie męczył. Lecz Ludwig jeszcze długo się zastanawiał, ile wytrzyma w swoim kłamstwie.
*** 8 lutego ***
Proszenie o intymne rzeczy w domu może były dla niektórych irytujące, ale przynajmniej pojawiały się one w domowym zaciszu. Proszenie o intymne rzeczy w pełnym parku było co najmniej nieodpowiednie. Przynajmniej Feliciano wyskoczył z propozycją seksu w zatłoczonej alejce, gdzie każdy interesował się samym sobą i nikogo nie interesowało cudze życie seksualne. Tak im się wydawało. Najważniejsze, że w pobliżu nie było innych nauczycieli z pracy, którzy mogliby się przyczepić do nieprzyzwoitych relacji nauczyciela z uczniem.
-Naprawdę musisz poruszać takie tematy akurat tutaj? - Zapytał spokojnie Ludwig, choć zdenerwowanie w jego środku osiągało apogeum. Z kolei zawstydzenie dawało o sobie znać poprzez znacznie zaczerwienienie na twarzy, odrobinę potu i nerwowe bawienie się końcówką szalika. Spacer miał zlecieć na przyjemnej rozmowie, a dostawał propozycję stosunku seksualnego z osobą, do której już nie wiedział co czuje.
-Co w tym złego? Lepiej teraz, niż później ci tym zawracać głowę. A poza tym, to co ci szkodzi, żeby to ze mną zrobić? - Odpowiedzi na to pytanie było więcej, niż główka Vargasa mogłaby pomyśleć. Lecz odmówienie temu spojrzeniu oraz wizji, że w końcu mogłoby wydarzyć się coś ciekawego w ich życiu, była aż nadto kusząca. Beilschmidt do końca oblał się rumieńcem, próbując zakryć go dłonią. Jednak nie przyniosło to upragnionych efektów.
-Mówiłem ci, żebyśmy z tym zaczekali. Dalej nie jesteś w odpowiedniej formie na to, a ja nie czuję się psychicznie gotowy. - To było rozczulające dla Vargasa. Na początku związku spodziewał się, że to Beilschmidt będzie tym, który naciska na seks, a tutaj taka niespodzianka.
-Jesteś słodki! Twoja niegotowość wygląda mi na lekko udawaną, ale powiedzmy, że ci wierzę. Jednak zrozum w końcu, że nie należę do cierpliwych osób, więc pośpiesz się. - Blondyn westchnął, próbując zająć się czymś innym. Relaksowanie się, gdy irytujący Włoch szedł za tobą krok w krok, było co najmniej niemożliwe. Nie było tego złego. Miał udane towarzystwo, ale czasami chciał mu skręcić kark.
-Bardzo cię proszę, nie naciskaj. Na wszystko przyjdzie swój czas. Na to również. - Feliciano przytaknął, chociaż wiedział, że jutro pewnie znowu zada to pytanie. I tak będzie za każdym razem, kiedy ktoś znajomy nawet słówkiem wspomni o seksie. Nie jego winą było, że uważał, że jest najwyższy czas na takie atrakcje, a Ludwig czekał na niewiadomo co.
-A kiedy mam się spodziewać twojej gotowości? - Beilschmidt koniecznie musiał sięgnąć po odrobinę siły boskiej, by przypadkiem nie uderzyć Vargasa z pięści. Jeszcze jedno pytanie tego typu, a nie będzie się kontrolował. Jednak lepiej będzie dać upust swojemu wkurzeniu w bardziej ustronnym miejscu, niż zatłoczony park.
-Kiedy przestaniesz mi tym zawracać głowę. - Rudowłosy o mało nie zaczął piszczeć z ekscytacji. Skoro kluczem do osiągnięcia sukcesu było łaskawe podarowanie Beilschmidtowi spokoju, to był w stanie minimalnie się przymknąć. Co nie zmieniało faktu, że sobie nie odpuści. Przecież nie może być gorszy od Erizabety, czy kogokolwiek innego.
***
Kiedy Erizabeta spokojnie zajmowała się nauką w swoim pokoju, Roderich pomagał jej rodzicom w ogarnięciu garażu. Okazywało się, że było tam naprawdę sporo rzeczy do uporządkowania, a skoro samochód nie zabierał zbędnego miejsca, to mieli większe pole do popisu. A również wiadomo było, że dodatkowe ręce do pomocy zawsze się przydają, więc postanowili wykorzystać Rodericha do czegoś użytecznego.
-Co mam teraz zrobić? - Edelstein nie był zadowolony z miejsca, w którym się teraz znajdował. Rozumiał, że rodzice Elizy potrzebują pomocy, lecz miał lepsze rzeczy do roboty, jak na przykład towarzyszenie ich córce w trakcie odrabiania lekcji. Jak się okazywało, do wieczoru miał inne zajęcie, jakim było ścieranie kurzu z półek, odkładanie rzeczy do odpowiednich miejsc, pozbywania się pewnych bibelotów, jak i zwykłe rozmawianie o życiu, żeby nie było za nudno.
-Najlepiej będzie, jak wyniesiesz wszystkie dotychczasowe śmieci z Zoltánem poza teren garażu. Strasznie te torby przeszkadzają. - Odpowiedziała Izabela, o mało nie zaczynając kopać jednego z worków, w którym były mniej i bardziej bezużyteczne śmieci. Nie mieli nic więcej do gadania. Wzięli po dwa wory dla każdego i wyszli z garażu, byle mieć to jak najszybciej za sobą.
-Jak podoba ci się na razie związek z Elizą? - Zagadał Hedervary, gdy cisza na dłużej zapanowała między nimi. Nie ukrywał faktu, że czuł się wyjątkowo blisko z Roderichem i już traktował go, jak stałą część ich rodziny. Wszystko mogło się wydarzyć, ale Edelstein był na tyle ogarniętym oraz doświadczonym życiem facetem, że chyba mógł mu zaufać. Dobrze zajmie się Erizabetą na następne kilkanaście, a może kilkadziesiąt lat.
-Bardzo mi się podoba, chociaż uważam, że jest to za bardzo uprzedmiotowione określenie, jak na miłość do kogoś. Czuję się w tym komfortowo i jestem zadowolony z tego w jaką stronę to zmierza. Zdaje mi się, że Eliza również. - Zoltán zaśmiał się krótko, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, jaka wielka radość w nim siedzi. Sam tego nie czuł. Jego kochana Elizka po wielu latach męczenia się trafiła na naprawdę dobroduszną osobę.
-Gdybyś tylko wiedział, jak bardzo ja i Izabela jesteśmy z ciebie zadowoleni. Od momentu rozpoczęcia z tobą związku, Eliza wydaje się być bardziej szczęśliwa, niż kiedykolwiek. W końcu nie chodzi z poważną miną, albo uśmiecha się jedynie w towarzystwie przyjaciół. Pojawiła się następna osoba, która rozwesela jej dzień. - Szatyn nie wiedział jak ma reagować na takie pochwały. A zgadywał, że był właśnie chwalony. Było to bardzo żenujące, jednak też schlebiało mu to, że odwalał taką dobrą robotę.
-Jestem w stanie to sobie wyobrazić. - Odparł krótko Roderich, pozwalając zielonookiemu na otworzenie śmietnika i wrzucenie tam worków z śmieciami. Po chwili ponownie kierowali się do domu, kontynuując swoją miłą pogawędkę. - Poprzednie związki Erizabety naprawdę były aż takie złe?
-Nawet nie pytaj. To co odwalali tamci chłopacy momentami, przechodzi ludzkie pojęcie! Eliza jeszcze w to lgnęła, jak jakaś głupia, i kompletnie nie dostrzegała w tym czegoś złego. Dla nich na porządku dziennym było robienie głupot, które miały ryzyko zakończenia się tragedią. Właśnie dlatego tak cię z żoną wychwalam. Zdecydowanie różnisz się od swoich poprzedników i to w pozytywnym sensie. - Edelstein kiwnął głową w odpowiedzi, zastanawiając się czy ci chłopacy nadal pamiętają o Hedervary. On nigdy nie zapomniał. - Planujesz niedługo rozbudować z Elizką związek?
-Co ma pan na myśli? - Jakby to nie było oczywiste!
-No wiesz, jakieś zaręczyny, czy coś w podobie. - Gdyby Roderich coś pił, to pewnie by to wypluł. Czy oświadczyny w tej chwili nie byłyby lekką przesadą? Kochał Erizabetę całym sercem, lecz taki ruch był bardzo odważny. Aż za bardzo. Poza tym, Eliza jest młoda, wiele rzeczy może im stanąć na drodze. Mają dosłownie całe życie przed sobą, a zakładanie obrączki na palec i podpisywanie przysięgi małżeńskiej tak szybko może być oznaką nieodpowiedzialności.
-Nie za wcześnie na to? Jestem z pańską córką od jakichś dwóch miesięcy i nie sądzę, żeby ślub w najbliższym czasie był dobrym pomysłem. To jest bardziej nieodpowiedzialne, niż zapewnieniem sobie bezpieczeństwa w związku. - Hedervary spojrzał na fioletowookiego dosyć oschle. Sprawiło to, że po nim przeleciały dreszcze i był gotowy szybko się zgadzać i kłamać, że już szuka pierścionka zaręczynowego.
-Nie powiedziałem, że już teraz masz się brać za oświadczyny. Jedynie w najbliższym czasie, ale wszystko zależy od ciebie. Nie będę cię poganiał. Po prostu taka niespodzianka mogłaby pozytywnie na Elizkę wpłynąć. - Roderich nie zaprzeczał temu stwierdzeniu. Ukochana na pewno ucieszyłaby się z oświadczyn.
-Pomyślę o tym. Jeszcze wolę nacieszyć się zwykłym związkiem, a zaręczyny to jednak poważny ruch. - Zoltán pozwolił Roderichowi na dalsze oswajanie się z byciem z kimś w związku i czekanie na odpowiedni moment. Sam miał kiedyś duże trudności przed oświadczeniem się Izabeli. Edelstein odetchnął, gdy znowu znaleźli się w garażu. Na moment może odpocząć od tematu rozwijania związku.
***
Wieczór powoli mijał, przeistaczając się w prawdziwą noc. Oni leniwie siedzieli na kanapie i oglądali głupoty w telewizji, niedługo mając zamiar udać się do łóżka i oddać słodkiemu snu w swoich objęciach. Może nie aż tak niedługo, ale na pewno za jakieś trzy godziny. Mieli wolne, co im szkodziło? Gilbert nie mógł doczekać się jutra. Miał zaplanowane wszystko na ostatni guzik, a Radmila zagwarantowała mu, że pomoże z przygotowaniami. Ekscytacja wychodziła poza skalę.
-Szkoda, że w przyszłym tygodniu ojciec już wraca. Chętnie dłużej bym z tobą pomieszkał. - Rzucił nagle Feliks, zmieniając kanał w telewizji. Nie leciało nic ciekawego, a z horrorami wolał nie ryzykować. Nawet nie wiedział, czy partner gustuje w takich filmach, lecz znając go, to pewnie tak. Beilschmidt uśmiechnął się dwuznacznie do Łukasiewicza, co wywołało u niego spore zmieszanie.
-Może Adam wraca niedługo, jednak nie zmienia to faktu, że jutro obdaruję cię sporą ilością przyjemności. - Mógł tego pchle nie mówić. Teraz nie uwolni się od ciągłych pytań o to co planuje. Lecz jeśli to sprawi, że Feliks będzie zachowywać się tak uroczo i z zniecierpliwieniem zacznie oczekiwać jutrzejszej nocy, to mógł się przemęczyć. Szybko zmieni zdanie.
-Co planujesz? To coś ważnego? Dostanę jakiś prezent?! - Aż chciało się powiedzieć o wszystkim z automatu, ale wtedy niespodzianka zostałaby zniszczona i ekstaza dnia następnego nie byłaby tak magiczna. Byłby to zwykły, pierwszy raz, który niczym by się nie wyróżniał od innych pierwszych razów wyjątkowo ostrożnych par, które muszą sobie uzgodnić każdy aspekt związku. Zero spontaniczności szkodzi.
-Nie mogę ci tego zdradzić, bo nie będzie niespodzianki. Powiem tylko, że na pewno ci się to spodoba i na długo o tym nie zapomnisz. - Zapewnianie takich rzeczy nie pomagało. Można powiedzieć, że Łukasiewicz był jeszcze większym kłębuszkiem nerwów oraz niecierpliwości. Teraz czas będzie się niemiłosiernie dłużył, przez co nawet spanie stanie się wkurzające.
-Zdradź przynajmniej mały szczegół. - Powiedział słodko zielonooki, zbliżając się znacznie do Gilberta. Głośne westchnięcie wydobyło się z Beilschmidta, ale nie zraziło to Feliksa.
-Nie powiem ci, zapomnij. To ma być niespodzianka do ostatniej chwili trzymania jej. - Albinos przeszedł do dalszego przeglądania kanałów telewizyjnych, ale telewizor prędko został zasłonięty uroczym, jak stado małych kotków, spojrzeniem Feliksa, które wręcz krzyczało, żeby zdradził mu przynajmniej odrobinę informacji na temat jutrzejszego prezentu. - No dobra, powiem ci trochę! - Łukasiewicz aż wyszczerzył się z radości. - Wszystko będzie dziać się w twojej sypialni. Zadowolony? - Feliks energicznie przytaknął, jednak dopiero po chwili dotarło do niego, co zostało mu przekazane.
Jak to w sypialni?
*** 9 lutego ***
*** !!! ***
Dzięki ilości świec, które były rozstawione w każdym, najdrobniejszym kącie, w pokoju było wyjątkowo ciepło. Dodajmy do tego stres, który się w nim kumulował i nie dawał w spokoju oddać się świadomości, że jego ukochany za moment wróci do domu i będzie mógł oddać mu się w całości. Wziął głęboki wdech, przy tym również ponownie wdychając cudowny zapach roztopionych wosków zapachowych. Specjalnie dopytywał Radmili, które woski Feliks uwielbia najbardziej. Wziął do ręki kolejną świeczkę, podpalając ją powoli. Zrobiło się romantycznie. Był z siebie zadowolony!
Feliks jednak do najweselszych nie należał. Nienawidził wychodzić na dwór w trakcie nocy, a na dodatek było cholernie zimno i nawet jego gruba kurtka nie potrafiła go ochronić przed licznymi atakami chłodu. Kiedy zbliżał się z siostrą do domu, wręcz zaczynał biec by jak najszybciej poczuć ciepło na swoim ciele. Po wejściu do mieszkania nie zdjął kurtki ani szalika, a tym bardziej obuwia. W sypialni zostawił łyżkę do butów, a jego glany były wyjątkowo ciężkie do zdjęcia.
Bez zastanowienia wszedł do pokoju, szybko czując na swojej twarzy uderzenie gorąca. Zaskoczony rozejrzał się po pomieszczeniu, dostrzegając wiele zapalonych świec, a w ich blasku stał Gilbert męczący się z jedną, malutką świeczką. Długo stał w jednym miejscu, próbując ogarnąć co właśnie ogląda. Jego sypialnia zamieniła się w odrębny świat. Było tak magicznie, ciepło, piękny zapach roznosił się w powietrzu. Sprawiło to, że natychmiast się ucieszył i zróżowiał na twarzy. To była ta niespodzianka?
-Próbujesz spalić mi dom? - Beilschmidt panicznie odwrócił się, a gdy zauważył Łukasiewicza zapalniczka prawie wyleciała mu z rąk. Przecież on miał jeszcze być na spacerze z Radmilą! Cały plan został zniszczony. Nie skończył podpalać wszystkich świeczek. Sam miał się porządniej przygotować i na dodatek poszukać jakiegoś dobrego, delikatnego alkoholu w barku w salonie. Tyle rzeczy do zrobienia, a Feliks właśnie przed nim stał.
-Co tutaj robisz? - Zapytał roztrzęsionym głosem albinos. Blondyn zaśmiał się cicho, dalej z ekscytacją obserwując wszystkie ozdoby. Nie mógł uwierzyć w to, że jego Gilbert tak się dla niego starał. To było bardziej, niż nierealne.
-Wróciłem do domu. Bardzo ci przeszkadzam? - Białowłosy kontynuował swój śmiech zakłopotania, na szybko podpalając jedno z ostatnich świecidełek, a po chwili już ciesząc się z efektu skromnego blasku w pokoju. Przełknął ślinę, zastanawiając się nad sensem swojego działania.
Widać, że się postarał i te starania podobały się zielonookiemu, lecz przeprowadzenie tego wydarzenia może wyjść różnie. Pozostawało mu wierzyć w jego zajebistość i pozwolić minimalnie swojemu ego nad nim zawładnąć. Mimo wszystko, to Feliks jest gwiazdą dzisiejszego wieczoru.
-Nie sądzisz, że przesadziłem? I tak to nie jest wszystko, co miało się pojawić, ale przyszedłeś i wygląda na to, że nie mam więcej czasu na szykowanie romantycznej atmosfery. Chcę wiedzieć, czy ci się podoba. - Feliksowi z każdą następną chwilą brakowało słów do określenia swojej radości. Było cudownie, cieszył się jak nigdy dotąd! Na dodatek onieśmielenie partnera dodawało mu dziwnej satysfakcji.
-Z jakiej to okazji? I w ogóle po co? Wiesz, że nie musisz starać się aż tak by mnie uszczęśliwić i przekonać do niektórych rzeczy. - Dalsza wypowiedź została ciągnięta przez chichot Feliksa. Gilbert był pewny, że jego pchle się podoba i odwalił dobrą robotę. Szybko do niego podszedł i zamiast normalnej odpowiedzi, podarował Łukasiewiczowi delikatny pocałunek w usta. Blondyn nieźle się zdziwił, jednak nie protestował. Odwzajemnił słodki zalot, owijając ręce wokół jego karku. Obydwoje czuli się nieziemsko.
-Za chwilę dowiesz się dlaczego to robię. - Gilbert nagle wziął Feliksa na ręce, a to trudne nie było. Ułożył go wygodnie na biurku, na którym też było kilka świec. Łukasiewicz siedział między nimi, dzięki czemu dokładnie czuł na sobie ich ciepło. Patrzył na Beilschmidta z góry, kompletnie nie rozumiejąc co akurat się dzieje. Jego serce biło szybko, w głowie było tysiące myśli i powoli domyślał się na co ten cały teatrzyk. Niewyobrażalnie się podniecił tym przekonaniem. - Od dłuższego czasu o tym marzę. Mam nadzieję, że ty również.
Gilbert zdjął z Feliksa szalik, rzucając go prędko w kąt pokoju. To samo zrobił z kurtką oraz butami. Robił to powoli, bez pośpiechu. Mieli wiele czasu i planowali go dobrze wykorzystać. Łukasiewiczowi zrobiło się lżej. Bez zbędnych ubrań zdecydowanie lepiej czuł gorąco świeczek. Nietrudno również było wyczuć ekscytację Beilschmidta, a z jego oczu wylewały się chęci na rozpoczęcie tego zbliżenia w tej chwili. Muskał on delikatnie szyję blondyna swoimi ustami, momentami składając drobne całusy.
-Naprawdę nie musisz tego wszystkiego robić. Po prostu powiedz czego oczekujesz, a ci to dam. Chociaż zależy czego chcesz. - Przez takie gadanie Gilbert miał wrażenie, że Feliksowi nie zależy na uczuciowej aurze, a jedynie chce od razu przejść do odpowiedniej zabawy. Lecz tak naprawdę chodziło tylko o to, że Łukasiewicz koniecznie musiał wiedzieć o co dokładnie chodzi.
-Doskonale wiesz, że cię kocham i chcę dla ciebie jak najlepiej, prawda? - Na twarzy blondyna ponownie ujawniło się intensywne zaczerwienienie. Przytaknął na to pytanie, pozwalając albinosowi na dalsze adorowanie go swym wzrokiem, dłońmi oraz ustami. - Chcę mieć cię dzisiaj jedynie dla siebie. Chcę, żebyśmy byli tej nocy ze sobą tak blisko, jak nigdy dotąd. Pragnę dać uwagę każdej, najdrobniejszej części twojego ciała. Pokazać ci, że jesteś dla mnie najcudowniejszą osobą na świecie. - Gilbert już nie przejmował się tym, czy jego słowa brzmią na wyuczone na pamięć lub są zbyt ckliwe. Mówił samą prawdę, którą próbował przekazać od dawna. Uśmiechnął się do Feliksa, a widząc, że jego oczy odrobinę się zaszkliły, nie był w stanie trzymać swojego rozbawienia.
-Już dawno nikt mi tak nie powiedział... W sumie, to nigdy. Skoro takie są twoje plany na dzisiaj, to je akceptuję. - Łukasiewicz coraz bardziej nie wiedział co mówić. Najchętniej ofiarowałby się wiecznej przyjemności, którą miał zapewnioną. Tego wieczoru będzie czuć się kochany, bezpieczny, pożądany, uwielbiany. Od zawsze marzył o takiej nocy z ukochaną osobą. Jednak za nic nie był w stanie przewidzieć, że tą osobą będzie Gilbert.
-Gwarantuję ci, że nigdy nie zapomnisz o tej nocy. Na zawsze będziemy razem, a ta chwila idealnie to udowodni. - Beilschmidt bez zbędnego gadania uklęknął przed Łukasiewiczem, ujmując jego dłoń i delikatnie ją całując. Czuł, jak drobna dłoń lekko drży w jego objęciach. Feliks się bał, ale zarówno ekscytował. Jego pierwszy raz był na wyciągnięcie ręki. - Obiecuję ci, że będę z tobą w każdej chwili, nieważne co się wydarzy. Obronię cię przed wszelkim niebezpieczeństwem. Nikt ani nic nie będzie w stanie nas rozdzielić. Będę tylko twój, a ty...
-Zamknij się ten jeden raz, proszę. - Feliks zsunął się z biurka, następnie znajdując się w objęciach partnera. Gilbert patrzył na niego niezrozumiale, jakby zaczynając się wstydzić, że wyskoczył z takim wylewem uczuć. - Również cię kocham i będę z tobą na zawsze. Nie musisz się bać, że kiedykolwiek cię zostawię. - A po chwili już zmysłowo się całowali, krążąc dłońmi po swoim ciele. Robili to bez opamiętania. Cały świat właśnie stracił na znaczeniu. Byli oni i nikt więcej.
-Jesteś gotowy? - Zapytał białowłosy, ledwo powstrzymując się od dalszych pieszczot. To nadal był ich pierwszy raz, nie mogli za bardzo się rozpędzać. Zielonooki schylił głowę, czując, że pojawia się dookoła niego wiele wątpliwości. Zaczął się bać, że konsekwencjami pięknego zbliżenia będzie cierpienie. Poza tym, brał się za nieznajomą rzecz. Strach był normalny.
-To na pewno jest dobry pomysł? Boję się, że coś wyjdzie źle. - Gilbert zaśmiał się głośno, przytulając do siebie ukochanego. Jego przerażenie było takie rozczulające!
-Przecież nie zrobię ci krzywdy. Obiecuję, że będzie dobrze i nie będziesz żałować swojego zachowania. - Łukasiewicz musiał mu zaufać. Wziął głęboki wdech i zgodził się wewnętrznie, że odda się dobrowolnie Beilschmidtowi. Bez zbędnych kłótni, zwlekania albo dziwnych środków odurzających. - Naprawdę nie masz czego się bać. - Kiedy Feliks myślał, że na spokojnie pójdą do łóżka i tam rozpoczną pierwszy raz, Gilbert ot tak usiadł na fotelu, a go usadził sobie na kolanach. Zapewne jest to niestandardowe miejsce na seks.
-W takim razie, możesz zacząć. - Powiedział nieśmiało blondyn, starając się unikać kontaktu wzrokowego. Wydawało mu się to takie zawstydzające. Jeszcze nigdy nie pokazywał się przed partnerem zupełnie nago i nie wyobrażał sobie wcześniej, żeby dochodziło między nimi do takiej bliskości. Jednakże się cieszył. Do jego pierwszego pożycia seksualnego dojdzie z osobą, za którą nawet oddałby życie. To było piękne!
-Najważniejsze, abyś się zrelaksował. Rozluźnij się, nie martw tak wiele. Pomyśl o samych pozytywach. Przyjemności, która nadchodzi. - Białowłosy subtelnie przejeżdżał palcami pod koszulką zielonookiego. Feliks, poza dłońmi ukochanego, czuł na skórze ciarki, pokazujące, jak bardzo się boi. Próbował się nie przejmować, ale to było silniejsze od niego.
Zanim się obejrzał, Gilbert podwinął jego bluzkę i całkowicie ją z niego ściągnął. Zawstydzenie Łukasiewicza wykraczało poza skalę. Zakrył się rękoma, jakby było co zakrywać. Beilschmidt zrozumiał, że nie może być aż tak gwałtowny. Chociaż informowanie o wszystkich swoich ruchach też najlepsze nie jest.
Może pchła często wykazywała dosyć dominujące zachowanie i próbowała go sobie podporządkować, jednak teraz oczekiwano od niego troski, delikatności, zrozumienia i zaopiekowania się nim. Nie mógł się śpieszyć. Najpierw Feliks musi absolutnie przyzwyczaić się do wizji seksu z kimś.
-Co ty robisz? - Spytał czerwonooki, gdy blondyn rozpoczął rozpinanie jego koszuli. Takie pytania stanowczo nie pomagały w nabieraniu odwagi! W pewnym stopniu się cieszył, że Feliks próbował przejąć inicjatywę. Przynajmniej wiedział, że Łukasiewicz nie będzie całą noc udawać cnotki, która nawet nie zna teorii.
-A co mogę robić?! Próbuję cię rozebrać! - Nerwy pewnie nie były odpowiednim składnikiem do namiętnej nocy, ale w Feliksie kręciło się tyle emocji, że nie wiedział jak ma się zachowywać. Gilbert pogłaskał go po głowie i pomógł w zdjęciu z siebie koszuli. Urocze, że były w tym malutkie trudności. Nie minęło dużo czasu. Blondyn pozostawał w samej bieliźnie, co skutecznie odbierało mu resztki pewności siebie.
-Dalej za bardzo się denerwujesz. Mówię ci, że będzie dobrze i nic złego się nie stanie. - Następne pocałunki lądowały na wargach Feliksa, powoli zjeżdżając na jego szyję oraz klatkę piersiową. Na ciele pojawiało się coraz więcej malinek, a Łukasiewicz nie radził sobie ze swoim podnieceniem. Marzył o tym, żeby Gilbert w końcu go seksualnie zaspokoił i zaczął zadowalać, lecz za bardzo się obawiał o tym powiedzieć. Cicho pisnął, kiedy Beilschmidt gwałtownie złapał go za tył. - Aż tak bardzo ci źle?
-Nie! Jest cudownie, ale... - Nie dokończył zdania. Coś blokowało go od powiedzenia o swoich najskrytszych fantazjach. Może była to wina jego psychicznej niegotowości. - Chcę, żebyśmy przeszli do konkretów. - Kontynuował po namyśle. - A przynajmniej trochę poszli do przodu. Poważnie, chciałbym poczuć cię w sobie, każdy twój najdrobniejszy ruch, mieć cię na własność... - Teraz za bardzo się rozpędził. Czerwone oczy wręcz zajaśniały w radości. Gilbert rozpiął swoje spodnie, na chwilkę zmuszając Feliksa do zejścia z niego. Westchnął w przyjemności, czując, że moment kulminacyjny jest lada moment. Z drobnymi oporami zdjął z siebie również bokserki, co dosyć mocno Feliksa zaskoczyło. Pozytywnie oczywiście.
-Jesteś gotowy? - Blondyn wzdrygnął się na to pytanie. Nerwowo spoglądał na Gilberta, a to na jego penisa. Nie wiedział co ma zrobić następnie. Przejść do przyjemności oralnych, czy może od razu wejść i nie przejmować się konsekwencjami. Nie, od razu nie powinien. Bez większego przygotowania ta noc może być co najmniej bolesna i zakończyć się na ostrej kłótni. Woleli postawić na łagodność oraz wspólne zrozumienie.
-W sensie, że już?
-Zależy co przez to rozumiesz. - Beilschmidt wstał i wygodnie usadził Łukasiewicza na swoim dawnym miejscu. Nie miał nic przeciwko pokazaniu mu, jak z pewnymi rzeczami powinno się obchodzić, niemniej sam nie czuł się najbardziej komfortowo z braniem czyjegoś członka do ust. Nie patrząc na własne zakłopotanie, zaczął powoli kręcić językiem wokół czubka penisa Feliksa. Szybko usłyszał jego reakcję na to. Ciche jęknięcie zaskoczenia, a po kilku dłuższych chwilach spokojne dyszenie.
Feliks nie sądził, że to będzie takie porywające. Na początku odczuwał bardziej zażenowanie oraz zdenerwowanie. Spotkał się z nieznajomym uczuciem, które wcale nie było takie przekonujące. Dopiero po dłuższej chwili zaczął odczuwać tą przyjemność, jaka płynęła z zaspokajania go. Ponoć Gilbert nie miał doświadczenia, a zachowywał się tak, jakby takie zabawy były dla niego codziennością. To była magia. Inny świat, w którym pragnął zostać na zawsze. A to był dopiero początek.
-Gilbert! - Krzyknął niespodziewanie Feliks, gdy nagle poczuł w sobie palca partnera. To nie było takie cudowne na jakie mogłoby wyglądać. Zabolało go niemiłosiernie, a wizja wieczoru wypełnionego samą ekstazą została skutecznie unicestwiona. Gwałtownie, jednak nadal ostrożnie, uderzył Gilberta w głowę, żeby ten zostawił go w spokoju na najbliższe parę chwil. - Do końca cię pojebało?! To bolało...
-Przepraszam, poniosło mnie. - Łukasiewicz już chciał krzyczeć, czy to jest jedyne wytłumaczenie na jakie stać Beilschmidta, lecz ostatecznie sobie odpuścił. Jakiekolwiek sprzeczki nie są dobre dzisiaj. Odetchnął z ulgą, kiedy ból powoli zanikał. - Mam kontynuować?
-Chcesz mnie przyzwyczajać już do... No wiesz. - Zielonooki nie wiedział, co ma sądzić o tym wydarzeniu. Było cudownie na swój sposób, ale głupie błędy białowłosego powodowały, że najchętniej by stąd uciekł. Jednak miał zamiar wytrzymać i oddać się przyjemności, która była tak blisko. Gilbert uśmiechnął się do ukochanego, dając znać, że zaczyna. Na początku zaledwie jeździł powoli palcem w pobliżu dziurki blondyna. Dokładnie obserwował reakcje Feliksa, które były całkiem pozytywne. Delikatny uśmiech w kącikach ust, głębszy oddech, rumieniec na policzkach.
Następnie trochę nawilżył dwa palce śliną, czując, że jest to odpowiedni czas na przejście do palcówki. Mimo swoich wielu błędów oraz braku doświadczenia, cieszył się. Było nieco dziwnie, na swój sposób niezręcznie i głównie była między nimi cisza, ale to był pierwszy raz. Nie musieli od razu wylewać na siebie litrów uczuć ani świecić profesjonalizmem. Przynajmniej trochę się pośmieją, a w najgorszym przypadku pokłócą.
-Jest dobrze? - Padały kolejne pytania, które Feliksa tylko bardziej denerwowały. Nie było po nim widać, że czuje się jak w niebie? Może początek nie był najpiękniejszy i w myślach błagał o ratunek, lecz po pewnym czasie kochał to uczucie. Uwielbiał, kiedy Gilbert tak delikatnie go dotykał, szeptał słodkie słówka, bez pośpiechu obdarowywał go czułościami. I na dodatek, miało nadejść więcej.
-Jest cudownie! Proszę, daj mi więcej. - Kuszący wzrok Łukasiewicza nie pozostawiał na Beilschmidtcie ani nuty wątpliwości. Dotarli do momentu, w którym obydwoje byli w większym stopniu gotowi, choć niektóre sprawy dalej mogły sprawiać im trudności. Lecz to nie miało znaczenia. Byli jedynie oni. Sprawnie wyciągnął palce z odbytu partnera i przyciągnął go do siebie. Blondyn nie spodziewał się tego. Można powiedzieć, że nawet lekko przeraził.
Okazywało się, że to uczucie nie było potrzebne. Gilbert szybko podszedł do niewielkiej szuflady i wyjął z niej paczkę prezerwatyw. Francis uparł się, że bez nich nie powinien w ogóle zaciągać Feliksa do łóżka, dlatego wystarczająco się przygotował. Kątem oka mimowolnie zerknął na zielonookiego, który rozpalony do granic możliwości siedział na fotelu. Ciężko oddychał, jęczał i dotykał się po swoich czułych miejscach, żeby zapewnić sobie przyjemność.
-Tylko nie panikuj od razu. - Rzekł na wstępie albinos, powoli podchodząc do blondyna. Lubieżnie na niego patrzył, rozkoszując się każdą częścią jego ciała. Feliks krzyczał swoim wyglądem o więcej. Zmuszał go swym wzrokiem do dania mu odpowiedniej miłości, na którą przecież czekali tyle czasu. Łukasiewicz odpowiedział uśmiechem oraz delikatnym rozkraczeniem nóg. Denerwował się, ale po takiej dawce cudnego uczucia, jakiego zaznał przed chwilą, nie potrafił dłużej tego strachu okazywać. Gilbert go nie skrzywdzi.
-Zaczęło być zbyt dobrze, żebym panikował. - Blondyn wygodniej ułożył się na siedzeniu, dając białowłosemu możliwość do wejścia w niego. Zacisnął zęby i zamknął oczy, aby móc jak najbardziej delektować się tym momentem. Przeszedł po nim chłodny, jakże dobrotliwy dreszcz, lecz nie zraziło go to od lgnięcia w seksualną satysfakcję.
-Na pewno tego chcesz? Dalej możesz się wycofać. - Gilbert nie miał zamiaru skrzywdzić Feliksa. Jego komfort fizyczny oraz psychiczny były ważne, więc każdy najdrobniejszy błąd może odjąć na czarze tego wieczoru. Łukasiewicz spojrzał na niego wzrokiem pełnym czegoś w rodzaju urazy.
-Nie obchodzi mnie już co będzie się działo. Po prostu chcę być z tobą i oddać ci się w całości. Błagam, zacznij! - Beilschmidt wyszczerzył się i podsumował błagania ukochanego swoim cichym śmiechem. Wejście było nieco utrudnione. Jednak nie odpuścił sobie, a po chwili już powoli spełniał pragnienie Feliksa, wywołując u niego natychmiastową reakcję. Sam poczuł się doskonale i ciężko było powstrzymać się od automatycznego zaczęcia ruszać. Za to oczy Łukasiewicza znacznie się załzawiły przez ilość bólu, który się pojawił.
-Nie boli za bardzo? - Beilschmidta nie napawały optymizmem liczne łzy, które zaczęły spływać po twarzy partnera. Skulił się on z bólu, a jęki wcale nie były spowodowane radością czy stanem błogości. Wręcz przeciwnie. - Przepraszam, że tak szybko. - Dodał po chwili, kiedy Feliks dłużej nie odpowiadał. Blondyn niedługo pozbierał się po ataku piekła zmieszanego z dobrocią.
-Zabolało, ale jest w porządku. - Taka odpowiedź uspokoiła odrobinę albinosa. Mógł przejść po wielu trudnościach do momentu, którego tak bardzo wyczekiwał. Co nie zmienia faktu, że wcześniej również było całkiem miło.
Feliks znowu zamknął oczy, by w spokoju przejść do odczuwania tego błogiego stanu. Pierwsze chwile nie były piękne. Bolało, a Gilbert nie do końca chyba rozumiał co robi. Jednakże po paru minutach dyskomfort zamienił się w prawdziwe błogosławieństwo, które pozwalało mu na poczucie się jak w innym, lepszym świecie. Nawet nie zauważył, jak zaczął głośno jęczeć i wołać o więcej. Na zmianę krzyczał imię ukochanego i prosił o kontynuowanie zadowalania go. Był tak blisko z osobą, którą kochał.
-Wiesz, że cię kocham, prawda? - Zapytał Feliks, kiedy Gilbert się do niego zbliżył i zaczął całować szyję. Pocałunki te ociekały ciągotami do niego, chęcią zdobycia w całości oraz zrobieniem większych dobroci. Jego dyszenie było coraz głośniejsze. Jeszcze bardziej pokazywał, że jest w siódmym niebie. Beilschmidt traktował go tak delikatnie. Nikt wcześniej nie dawał mu poczucia, że jest najważniejszy w danej chwili. Teraz uległo to zmianie.
-Wiem to doskonale. - Niespodziewanie Gilbert podniósł Feliksa i przyparł do ściany. Łukasiewicz się tego nie domyślał, przez co nieco się przeraził. Lecz uczucie kochania wróciło szybciej, niż się tego spodziewał. Białowłosy ponownie w niego wszedł i dawał wiele miłości. Nie przeszkadzała mu nawet zimna ściana, której dotykał plecami. To się nie liczyło. Skupiali się jedynie na sobie nawzajem.
Koniec zbliżał się, chociaż bardzo tego nie chcieli. Gilbert poruszał się energicznie i pozostawiał po sobie więcej śladów na ciele Feliksa. Łukasiewicz mocno wbijał w niego paznokcie i całym sobą dawał znać o swojej euforii. Błagał o więcej, uwodził partnera każdym swoim ruchem. Nie dało mu się odmówić. Białowłosy ledwo wytrzymywał. Był bliski osiągnięcia swojego limitu. Aż w pewnym momencie nagrodą za jego starania oraz wytrzymywanie, był głośny jęk Feliksa i drżące ciało w zafascynowaniu.
-Gilbert... - Powiedział cicho Feliks, poluźniając swój uścisk na szyi partnera i o mało nie upadając na podłogę. Szybko został przetransportowany na łóżko, żeby tam mógł odpocząć po intensywnej fali gorąca. Beilschmidt ułożył się obok niego i pocałował w głowę, zatapiając palce w jego złotych włosach. Wyglądał uroczo z zaczerwieniem na twarzy i znacznie zmęczoną miną, jednak szczęśliwą. - Było cudownie, dziękuję. - Krótki całus został złożony na ustach albinosa, dodając mu więcej satysfakcji z własnej roboty.
-Nie musisz dziękować. Zrobiłem to, bo chciałem. - Gilbert rozejrzał się po sypialni. Zapach wosku już dawno zniknął, a kilka świeczek zgasło wraz z biegiem czasu, ale dalej było tutaj magicznie. Dało to duży wpływ na jakość ich seksu. Miał z czego być dumny!
-Jeszcze ty nie skończyłeś. - Rzucił krótko Łukasiewicz, leniwie rozkładając się na wygodnym posłaniu. Albinos przekręcił oczami po tym stwierdzeniu, mimo, że było ono prawdą. Może Feliksowi udało się osiągnąć orgazm, ale on nadal pozostawał bez ostatecznej przyjemności. Kiedy już chciał mówić, że to nic takiego, blondyn rzucił się na niego, jak jakiś drapieżnik. - Mogę to zmienić. - Dodał szybko zielonooki z niewinnym uśmiechem, który nie pasował do jego zachowania.
Łukasiewicz nie był przekonany co do robienia tego, jednak nie mogło być tak, że tylko on wychodził ze stuprocentową satysfakcją. Beilschmidt był zaskoczony nagłymi chęciami blondyna do zaspokajania go w taki sposób. Nie narzekał, a raczej bardzo się cieszył. Złapał kilka blond kosmyków i zaczął się nimi bawić w swojej ekstazie, która roznosiła się po jego ciele. To było świetne. Niewiele czasu, a już doszedł, mogąc oficjalnie zakończyć ten piękny wieczór.
-Tak bardzo się cieszę, że mogliśmy to w końcu przeżyć. - Rzekł Feliks, wtulając się w Gilberta i jeszcze wycierając okolice ust ze zbędnego brudu. Beilschmidt uśmiechnął się i mocniej ścisnął jego drobne ciało. Obydwoje jeszcze długo ekscytowali się tym, co między nimi zaszło. I nawet kiedy zgasło światło i mogli oddać się snu, przytulali się do siebie i rozmawiali o swoim pierwszym razie.
***
Długi ten rozdział. Za długi. Jednak dalej liczę na to, że nie uznacie poświęconego czasu na przeczytanie tego za zmarnowany. Mi ten rozdział cholernie się podoba i jestem z niego zadowolona! Już dawno nie miałam takiej radości z wstawiania rozdziału. Nie wiem czy to przez to, że w czwartek go nie było, czy po prostu tak mi się podoba. Pewnie to drugie. A wy co sądzicie o tym rozdziale?
W czwartek normalnie rozdział będzie i z tego co zaplanowałam, to będzie się działo dosyć sporo tragedii. Nie będę za wiele zdradzać. Powiem tylko, że będzie następna scena erotyczna, tym razem z AusHun. I wróci Adam, a to jest wystarczający dowód na to, że wesoło nie będzie. Dramaty na dobre się zaczynają! Nie jestem z tego zadowolona. Teraz na szybko sobie podsumujmy ten rozdział.
Pierwsze dwie sytuacje bardzo lubię, miło mi się je pisało. Poza tym, czułam potrzebę napisania czegoś typowo tylko z FFE lub z GLR. Jakoś zabrakło mi relacji tych trójek po drodze. Przy okazji Gilbert mocno szykuje się do swojego pierwszego razu z Feliksem. Sama nie rozumiem po co wkręcił w to Radmilę, skoro sam mógłby sobie poradzić, ale przynajmniej Radzia się na moment pojawiła. A Feliciano rysuje. Miły wątek do tego, kiedy wyląduje w szpitalu. Erizabeta z kolei robi zdjęcia. Może scena niepotrzebna, lecz nieco urocza. Feliks i Gilbert chcą się wyprowadzić, ale nie mają do tego funduszy. I co za tym idzie, Feliks jeszcze długo będzie męczył się z ojcem, a Gilbert razem z nim. Pomysł na koszmar Feliciano został zaczerpnięty z pewnego komentarza Le_anonim i dziękuję za pozwolenie wykorzystania tego! Uwielbiam ten fragment.
Feliciano trochę się napalił na seks, co jest dla mnie śmieszne. Niedługo scena erotyczna z GerIta, ale nie powiem kiedy dokładnie. Za to Roderichowi zaczynają gadać o tym, że fajnie by było, gdyby wszedł z Elizą na wyższy poziom relacji. Co z tego, że są ze sobą jakieś dwa miesiące? I teraz PrusPol i ten koszmarny seks. Zacznijmy od tego, że tę scenę oceniam najgorzej. Mam do niej wiele zastrzeżeń i nie podoba mi się. Lecz mam nadzieję, że wam bardziej się spodobała. Teraz jej streszczenie!
Gilbert szykuje sypialnię, paląc jakieś świeczki, itd. Feliks wraca do domu i zastaje swój pokój oraz Gilberta w takim stanie. Zaskoczony pyta na co to wszystko, aż w końcu po odpowiedzi Gilberta dochodzi do przesłodzonego wyznania Beilschmidta. Łukasiewicz nie może dłużej wytrzymać, więc po prostu prosi, żeby przeszli do konkretów. Jakaś lipna gra wstępna i jeszcze gorszy seks. To znaczy, im na pewno było przyjemnie, jednak opisałam to tak nieudolnie, że lepiej nic więcej nie mówić.
Więc to był ten rozdział. Naprawdę mi się podoba! Mówiąc co u mnie, to jutro poniedziałek i trzeba do szkoły, co mnie skutecznie zmusza do dalszego udawania wielce chorej, ale niestety moje udawanie wiele nie da. Kiedyś trzeba tam wrócić. Może nie będzie tak źle. Najważniejsze, że nie zostało wiele czasu do świąt i sobie niedługo wszyscy odpoczniemy!
To będzie tyle w tym rozdziale! Mam nadzieję, że wam się spodobał i czekacie na więcej. Na pewno rozdział będzie w czwartek. Pewnie skończę go pisać dopiero w środę, jednak nie mogę opuszczać aż tyle dni i pozostawiać was bez czegoś do czytania. Do zobaczenia już niedługo!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro