Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[1] I życie znowu będzie męczarnią

Krótka uwaga przed rozpoczęciem czytania głównej części rozdziału. Akcja opowiadania dzieje się w Berlinie, co za tym idzie, powinnam kierować się niemieckim systemem nauczania. Problem w tym, że zagłębiłam się w temat dopiero po napisaniu tego rozdziału, przez co jest kilka niezgodności. Po pierwsze, wakacje wyglądają trochę inaczej i przede wszystkim, kończą się jeszcze w sierpniu. Mogłabym to poprawić, lecz wtedy fabuła byłaby dość mocno do zmiany, a tego wolę uniknąć. Mam nadzieję, że nie będzie wam to tak bardzo przeszkadzać. Po drugie, oceny w niemieckich szkołach są odwrotnością tych polskich. Szóstka jest oceną najgorszą, a jedynka najlepszą. Z pozostałymi ocenami jest podobnie. Na to już wzięłam poprawkę, więc nie zdziwcie się, kiedy będzie napisane, że Feliciano jest najgorszym uczniem z klasy, bo zbiera same szóstki oraz piątki. Życzę miłego czytania! 

*** 2 września ***

          Początek szkoły nigdy nie był łatwy. Wakacje mijały tak szybko i już trzeba było wcześniej wstać i liczyć się z faktem, że nauczyciele nie będą łaskawi, a zagrożenie ze znienawidzonego przedmiotu będzie pewne już w listopadzie. Jedni akceptowali nowy rok szkolny, drudzy chcieli powiesić się w swoim pokoju ostatniego dnia wolnego. Każdy reagował inaczej i każdy podchodził do sprawy w swój unikalny sposób.

          Pewna włoska matka, zwana również Veronicą Vargas, miała problem z obudzeniem swojego włoskiego syna, Feliciano Vargasa, który chyba za cel w życiu wybrał sobie denerwowanie jej i upieranie się, że on nigdzie nie idzie, i że pewnie i tak nie zda tego roku. Matury też nie chciał pisać. I co ona miała zrobić z takim dzieckiem?

         -Feliciano, błagam cię, wstawaj! Erizabeta już czeka na ciebie przed domem, a do rozpoczęcia roku szkolnego zostało jakieś dwadzieścia minut. Chwila zwlekania i się spóźnisz. - Rudowłosa kobieta zabrała kołdrę synowi, a ruch ten wywołał u niego jęk niezadowolenia. Skrzywiła się, widząc chude ciało syna. I pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu wyglądał na zdrowego. Teraz również był zdrowy, lecz trochę za szczupły. Feliciano niechętnie odwrócił się i rozejrzał po pokoju, próbując się rozbudzić i znaleźć sens we wstawaniu z łóżka. I tak nic ciekawego nie będzie się działo na rozpoczęciu.

          -Już wstaję, powiedz tylko gdzie są ubrania na dzisiaj. - Veronica wskazała palcem na szafę i wyszła z pokoju, ufając młodszemu synowi, że zaraz wstanie i się przygotuje. Nie warto było marnować czas, jeszcze śniadanie powinien zjeść przed wyjściem. Rudzielec wstał, przeciągnął się, i spojrzał na zegarek na swojej szafce nocnej. Za osiemnaście minut dziewiąta, co oznacza, że musi spiąć dupę, bo jeżeli się nie pośpieszy, to się zdecydowanie spóźni.

          W trakcie drogi do toalety z ubraniami, żeby tam na spokojnie się ogarnąć, stanął przy lustrze i przyjrzał swojemu odbiciu. Może faktycznie był troszkę za chudy, jednak tragedii nie było. Matka też była szczupła, więc pewnie to przez geny, a nie fakt, że mało je. Oni wszyscy byli przewrażliwieni, a powinni się cieszyć, że jego nadwaga z dzieciństwa się zakończyła.

          Podobne męki musiała przejść pewna polska matka, Magdalena Łukasiewicz, która też miała syna o wyjątkowo upartym charakterze. Kochany synek, Feliks Łukasiewicz, najmłodsze dziecko oraz to najbardziej awanturnicze, kłócił się, że on nigdzie nie idzie, i że nie ma zamiaru spędzać po siedem, a nawet osiem godzin z bandą idiotów, którzy mu nie dorastają do pięt. Przynajmniej Magdalena mogła łatwo stwierdzić dlaczego Feliks tak łatwo dogadał się z Feliciano. Są jak dwie krople wody.

          -Feliks, zaraz pójdę po Radmilę i siłą cię z tego łóżka wyrzuci! - Groźby niewiele dawały. Można nawet powiedzieć, że dosłownie nic. Blondyn nadal leżał odwrócony do niej plecami i udawał, że śpi. Udawanie szło mu wyjątkowo opornie, lecz kłócenie się było totalnie lepsze w jego wykonaniu. - Ja cię bardzo proszę, żebyś się ogarnął. Za pięć minut widzę cię na śniadaniu. - Niebieskooka blondynka wyszła z pokoju swojego kochanego dziecka i postanowiła przygotować to przeklęte śniadanie. No chyba, że córka pomyślała i postanowiła się na coś przydać, przed swoim powrotnym wyjazdem do Pragi na studia.

          Feliks głośno westchnął i stoczył się z łóżka. Kiedy ogarnął się po spadnięciu na podłogę, wstał i poszedł do łazienki, żeby tam się ogarnąć, a później wziąć jakieś porządne ubrania z szafy, byle jakoś się prezentować przed swoją "ukochaną" klasą debili. Nie dziwił się, że ich wychowawca z drugiej liceum popadł w depresję i się zwolnił. Gdyby on musiał znosić prawie codziennie taką klasę i starać się jej czegoś nauczyć, to też by zachorował na depresję i zajebał się przed nimi wszystkimi. Ciekawe kto będzie ich nowym wychowawcą i czego będzie uczyć, bo jak fizykii, to nie będzie musiał zaczynać kariery nauczyciela tej klasy idiotów, żeby ze sobą skończyć.

          A ta śliczna dziewczyna, która stała między domami swoich przyjaciół, - co za szczęście, że Feliciano i Feliks mieli domy obok siebie - zwała się Erizabeta Hedervary i znosiła te dwie ofiary losu od trzeciego roku życia, a więc już piętnaście lat. Wielu ją przez to podziwiało i pytało jakim cudem tyle z nimi wytrzymała. Ona wtedy jedynie milczała i patrzyła przed siebie, przez co inni stwierdzali, że jest martwa w środku. Może miała trochę depresyjną duszę, ale depresji nie miała, a jak już to była melancholijnym poetą. Tak, bardzo lubiła pisać wiersze w trakcie słuchania muzyki klasycznej. 

          Dziewięć minut i czterdzieści dwie sekundy. Dokładnie tyle musiała jeszcze czekać, aż jej przyjaciele wyjdą pośpiesznie z domu i będą gotowi iść na rozpoczęcie roku szkolnego. Feliciano jeszcze poprawiał swoją marynarkę, która prawie, że na nim wisiała przez jego wątłą budowę. A Feliks próbował ogarnąć swoje włosy, które chamsko mu wlatywały do oczu. Jakby nie mógł ich związać w kitkę. Tak, w tym momencie też Erizabeta wyglądała na martwą w środku. Takie sobie wybrała życie i nie mogła go zmienić.

          -Dlaczego ubraliśmy się, jakbyśmy szli na czyjś pogrzeb? - Feliks spojrzał na siebie, potem na przyjaciół i ponownie stwierdził, że wyglądają niczym emo nastolatki, którym nie wyszło coś w życiu. - Ah, no tak. Idziemy przecież na pogrzeb naszej dobrej przyszłości i niezłych ocen na koniec roku szkolnego.

          -Nie zrobiłeś jeszcze coming out'u? - Zapytała na wstępie Eliza, patrząc na Feliksa, który od kilku tygodni miał taki sam wyraz twarzy, kiedy myślał o swoim odkrytym homoseksualizmie. Dobił go strasznie ten fakt, tym bardziej, że jego rodzina była przeciwna innym orientacjom seksualnym, niż heteroseksualizm. Obawiał się, że zaniosą go do egzorcysty, kiedy do wszystkiego się przyzna.

          -Musimy o tym rozmawiać? Generalnie, to jeszcze do końca się z tym nie pogodziłem, jednak akceptuję swoją piękną osobę taką, jaką jest. Tak czy inaczej, nie poruszajmy tego tematu przez jeszcze co najmniej miesiąc. - Dziewczyna przytaknęła i spojrzała na drugiego przyjaciela, który nieustannie od trzech miesięcy, czyli kiedy zaczęły się jego kompleksy związane z wyglądem, był strasznie chudy. Co prawda, do anoreksji było jeszcze daleko, ale wiadomo co wpadnie Feliciano do głowy? Nigdy nie można było być pewnym jego planów i przyszłych akcji.

          -Zjadłeś śniadanie?

          -Oczywiście, że zjadłem! Mamusia zrobiła tosty z jajecznicą i do tego pyszna kawka. Idealny sposób na rozpoczęcie tego dnia, prawda? - Odpowiedział radośnie i z uśmiechem Latynos. Feliciano cieszył się z tego, że potrafi tak świetnie kłamać. Nikt nie zorientował się, że tak naprawdę wypił jedynie kawę i zjadł jednego tosta z trzech, a jajecznicę wyrzucił do kosza na śmieci.

          I tym oto sposobem, trójka przyjaciół zaczęła kierować się do liceum, swojego koszmaru od dwóch lat, a teraz prawie trzech. Jeszcze na tym etapie nie mogli stwierdzić, że ten rok szkolny kompletnie odmieni ich życie i spotkają na swojej drodze osoby, za którymi tęsknili jedenaście lat.

***

          Oni nie potrafili się spokojnie wyszykować i jeszcze nie pokłócić dziesięć razy po drodze. Takie były uroki rodzeństwa, trzech braci o wybuchowym charakterze, który od zawsze kłócił się z charakterem tego drugiego czy trzeciego. A jednak postanowili wykorzystać pewien dzień litości dla zwierząt, i kiedy zaczęli szukać sobie nowej pracy jako nauczyciele, stwierdzili, że bardzo miło będzie pracować w tej samej placówce, a szybko się okazało, że pewne berlińskie liceum ma za dyrektora Francisa Bonnefoy'a, dobrego przyjaciela Gilberta Beilschmidt, koszmar Ludwiga Beilschmidta i Rodericha Edelsteina.

          -Szybko wychodzimy z domu, gdyż nie mam zamiaru spóźnić się na pierwszy dzień w nowej pracy! - Roderich wyszedł z domu, nie czekając na to aż rodzeństwo założy buty. Po chwili, Gilbert i Ludwig do niego dołączyli, zdenerwowani nowym miejscem swojego utrzymania i straconych nerwów. Cóż, uczenie licealistów pewnie łatwe nie będzie. Hormony buzują i szaleją, oni sami jeszcze byli młodzi i nie znali się za bardzo na życiu. Będzie ciężko, jednak są silni i sobie poradzą.

          -Nie bądź taki nerwowy, Rod. Przecież zdążymy, a doskonale wiesz, że Francis by bez nas nie zaczął. - Albinos starał się uspokoić brata, lecz szło mu to wyjątkowo opornie. Widział, że Roderich jest tym wszystkim zdenerwowany, co nie było wyjątkowo zaskakujące, ponieważ też się denerwował tak samo, jak Ludwig. Musieli pozostać w przekonaniu, że wszystko będzie dobrze.

          Minęło kilka minut, a oni prędko minęli bramę szkoły, która od niedawna uchodziła za jedną z lepszych w całym Berlinie i okolicy. Matki uwielbiały się chwalić przy kawie lub herbatce, że ich ukochane dziecko uczy się w takiej cudownej szkole, w której na pewno wyrośnie na porządnego człowieka. A wszystko mogli zawdzięczać właśnie Francisowi, który po słabym rządzeniu Arthura Kirklanda, uratował liceum przed kompletnym upadkiem.

          W tym samym czasie, trójka przyjaciół z dzieciństwa weszła drugą bramą, która była poświęcona samochodom. I tak byli prawie spóźnieni, więc nie mieli zamiaru opóźniać  swojego pojawienia się tylko przez prawidłową bramę, od której dzieliło ich kilka metrów. Gdyby nie Francis, cała ta szóstka spotkałaby się już teraz, wpadając na siebie w wejściu na szkolny dziedziniec. Dyrektor szkoły pojawił się dosłownie znikąd i zaszczycił swoich kumpli i jednocześnie nowych pracowników serdecznymi uściskami i słodkimi słówkami o tym, jak bardzo za nimi się stęsknił.

          -Naprawdę miło was znowu widzieć! Cieszy mnie, że teraz możemy pracować w tym samym miejscu. Pokażę wam całą szkołę i przedstawię uczniów, zaznajomię też z grafikiem pracy i innymi pierdołami, które wam się przydadzą. - Germańskie rodzeństwo już teraz mogło przyznać, że uczenie tutaj będzie katorgą, chociaż Gilbert cieszył się z towarzystwa Francisa.

          -Nam również miło cię ponownie widzieć. - Odpowiedział albinos i poklepał starego przyjaciela po plecach. Szatyn i drugi blondyn postanowili milczeć, udając się na szkolne patio, szukając swoich nowych klas. Jedyne co na ten moment wiedzieli, to jakich klas będą wychowawcami, jakie klasy będą uczyć, i o których godzinach do jakiej klasy i sali mają iść. Długo im nie zajęło szukanie ustalonego miejsca, gorzej z szukaniem swoich uczniów. Było dość tłoczno, co dziwne nie było, gdyż za dwie minutki miała rozpocząć się uroczystość rozpoczęcia nowego roku szkolnego 2019/2020.

          Dziedziniec był spory i spokojnie mógł pomieścić kilkuset uczniów, nauczycieli i paru rodziców, którzy manierę chodzenie na rozpoczęcie roku ze swoimi dziećmi wynieśli jeszcze z czasów, jak ich pociechy chodziły do podstawówki. Młodszy Beilschmidt oraz Edelstein zaczęli się rozglądać za swoimi klasami i długo szukać nie musieli. Roderich został wychowawcą klasy trzeciej D, a Ludwig klasy trzeciej F. O ile się nie mylili, Gilbertowi przypadła klasa trzecia C.

          Jeszcze na pole widzenia napatoczył im się Arthur Kirkland, kiedyś dyrektor placówki, a teraz jedynie wicedyrektor. Cud, że nie wykopali go z tej roboty po doprowadzeniu szkoły do okropnej ruiny. Francisowi obudziło się dobre serce i ubłagał sanepid, żeby nie wyrzucali Arthura, bo na pewno się zmieni i będzie lepszym człowiekiem i nauczycielem. Nie wyglądało na to, żeby Arthur zmienił się od tamtego czasu, a można było powiedzieć, że z Kirklandem było nawet gorzej.

          Niezmiennie, od dwóch lat, Feliks wraz z Feliciano i Erizabetą pokierowali się do miejsca, gdzie stała ich kochana trzecia C. Stał już Alfred i Matthew, Natalia, - której starsza siostra uczyła tutaj chemii, a starszy brat wychowania fizycznego - byli również Vladimir, - odwieczny wróg Elizy - Georgi, Bella, Afonso, Lukas, Emil i wielu, wielu innych debili z tej klasy, których z grzeczności należało nie przytaczać. Brakowało tylko jednej osoby, wychowawcy. A bardzo chcieli go już poznać.

          -Patrzcie kto nam się objawił! - Krzyknął Alfred, widząc trójkę swoich dobrych znajomych. Owa trójka zaśmiała się lekko zawstydzona tym nagłym spotkaniem i nieśmiało pomachała pozostałym. Bella, Lukas, Georgi i Emil odmachali, Vladimir jedynie uśmiechnął się do Elizy, a Matthew i Natalia udawali, że ich tutaj nie ma. A jednak bardzo chcieli się przywitać, lecz za bardzo się bali. Pozostali jedynie obojętnie zerknęli albo nadal byli zajęci samymi sobą.

          -Gdzie jest wychowawca? - Zapytała brązowowłosa, rozglądając się na boki. Feliks i Feliciano postanowili jej pomóc w szukaniu ich opiekuna i na pewno byłoby to ułatwione, gdyby wiedzieli jak on wygląda.

          -Nie wiem gdzie jest, ale z tego co mi zdradzał Francis, to jest kimś nowym i zatrudnił się tutaj razem ze swoimi braćmi. Pokazywał mi ich zdjęcie, a za cholerę teraz nie pamiętam jak wyglądają. Naszym wychowawcą jest chyba ten albinos. - Wszyscy momentalnie przypomnieli sobie o tym, jak dobre relacje Francis ma z uczniami i ilu tych uczniów poza szkołą jest jego normalnymi znajomymi i kumplami. Ceniło się takiego dyrektora, który potrafił traktować swoich uczniów nie tylko jak uczniów, lecz również jako swoich przyjaciół. Sprawiało to, że był o wiele lepszy od Kirklanda, który siedział na krześle i czekał na rozpoczęcie tego cyrku.

          -Chwila, jak to albinos? - Feliks spojrzał zdziwiony i zestresowany na Alfreda, który nie do końca rozumiał to pytanie. Może albinizm nie był czymś codziennym, ale nie trzeba było się tak denerwować. To też są ludzie, a nie jakieś potwory nie z tej planety.

          -Przecież nic ci nie zrobi. - Zaśmiał się blondyn i podszedł do brata, który poklepał go po plecach, bo czegoś chciał. Zielonooki miał w głowie wspomnienia ze swoim starym przyjacielem, który również był albinosem. Wiązało się z tym kilka zabawnych sytuacji, których przypomnienie sobie powodowało u niego momentalne wzruszenie. To nie mógł być ten Gilbert, to nawet nie musiał być Gilbert. Nie tylko jeden albinos jest na tej planecie

          -Wszystko w porządku, Fela? - Zapytał Feliciano, łapiąc przyjaciela pod ramię. Zmartwił go ten smutny wyraz twarzy, a że Erizabeta poszła już na samym starcie tłuc się z tym Rumunem, to obowiązek pocieszenia Feliksa spoczywał na nim. Lubił innym pomagać. Wielka szkoda, że sam nie dopuszczał do siebie tej pomocy, a przydałoby się.

          -Nic, przypomniał mi się tylko Gilbert. Tęsknie za nim i jestem ciekawy co teraz u niego. - Rudowłosy przytaknął i na myśl o starszym z braci Beilschmidt, pomyślał o tym młodszym, Ludwigu, jego dobrym przyjacielu, który zapewniał, że kontakt się nie urwie, a przestał się kontaktować po niecałym miesiącu od swojej wyprowadzki.

          -Możesz spróbować go znaleźć i odnowić jakoś kontakt. Ale zrób to po tej uroczystości, która teoretycznie powinna zacząć się minutę temu. - Wraz z wypowiedzeniem tych słów, przy miejscu dla dyrekcji, psychologów i pedagogów szkolnych, stanął przed mikrofonem dyrektor szkoły, rozpoczynając całą uroczystość. Kwestią czasu było, jak Alfred zauważył trójkę nauczycieli i od razu skojarzył ich z tymi typami ze zdjęcia Francisa.

          -Hej, patrzcie! To ci nauczyciele, o których wam wspominałem. - Niebieskooki puknął w ramiona kumpli z klasy i szybko wskazał palcem na trzech nauczycieli, którzy ze sobą cicho rozmawiali w trakcie kierowania się do swoich klas.

          Erizabeta na początku nie zorientowała się na kogo właśnie patrzy, ale zrozumienie szybko nadeszło, kiedy dokładniej przyjrzała się tym rysom twarzy.

          Feliciano też nie za bardzo wiedział co takiego było ekscytującego w tej trójce. Zwykli nauczyciele, jakby ich mało było w takim miejscu. Aż nagle, ten wyjeb na świat jaki malował się na twarzy tego blondyna sprawił, że momentalnie skojarzył go ze swoim przyjacielem z dzieciństwa.

          Sprawa dla Feliksa nie była trudna. Albinizm był na tyle rzadko spotykany, że patrząc na tego albinosa, widział starego kolegę z osiedla, na którym mieszkał z przyjaciółmi w dzieciństwie, zanim przeprowadzili się do lepszej dzielnicy Berlina.

          Nie chciało im się wszystkim wierzyć, że ich dawni przyjaciele teraz będą ich uczyć... No właśnie, czego ich będą uczyć? W głębi serca liczyli na to, że oni są tutaj tylko na praktyki i nie będą tutaj pracować na pełny etat, jednak rzeczywistość miała ich prędko kopnąć w dupę, tak samo jak kopnęła ich w dupę masa wspaniałych i przyjemnych wspomnień. Zagapienie na germańskie rodzeństwo sprawiło, że kompletnie zignorowali słowa Francisa o tym jaki cudowny będzie ten rok szkolny. I tak, ten rok szkolny miał być dość emocjonalny, cudowny i wyróżniający się od tych pozostałych.

          -Nieźli Hot Thirty, co nie? - Alfred też nie mógł oderwać wzroku od tych wielce przystojnych mężczyzn, a jak łatwo mógł zauważyć, gorące trzydziestki odebrały mowę jego kumplom i pewnie przyprawiły ich o niegrzeczne myśli. Pierwszy dzień szkoły, ledwo rozpoczęty, a tutaj już szykowały się jakieś romanse. Miał nadzieję, że któryś z tych pięknych panów będzie ich uczyć czegokolwiek. Najlepiej, żeby ten blondyn w-f, a albinos jeździł z nimi na basen. A szatyn miał z nimi biologię, gdyż pewnie mieli trzy, cztery godziny w tym roku. 

          -Coś mi mówi, że oni nie mają z trzydziestu lat. - Wydusiła z siebie Eliza, patrząc ze zdziwieniem na Rodericha, bo to chyba był Roderich. Tak jej się wydawało, a przecież był podobny do tego chłopaczka z bloków i jednocześnie jej cudownego przyjaciela.

          -A ile mają, czterdzieści? Jak tak, to nieźle się trzymają! - Niebieskooki się zaśmiał, jednak nie wywołał u rozmówców jakiejkolwiek reakcji. Nie sądził, że będą na nich patrzeć się tak intensywnie. Po dłuższym namyśle, przypomniał sobie czego najprawdopodobniej uczą ci trzej faceci. Francis zdecydowanie zdradził mu za dużo szczegółów na tamtym spotkaniu. - Mamy problem. Ci przystojniacy mogą nam wystawić jedynki na półrocze i nawet koniec roku. Uczą niezwykle niebezpiecznych przedmiotów. - Trójka przyjaciół spojrzała na niego z lekkim zaciekawieniem, ale dalej bardziej nurtowało ich pytanie, czy to są naprawdę oni. - Blondyn chyba uczy matmy, albino boy fizyki, a ten szatyn, to nie wiem czego. Będę musiał zapytać Francisa. Widzę, że jesteście przerażeni. Będą przerażony razem z wami. - Alfred zrobił wystraszoną minę i skierował ją do trójki nauczycieli.

          Tutaj rozmowa się urwała, gdyż białowłosy podszedł do swojej klasy. Dla Feliksa ogromnym szokiem było to, że jeżeli jest to Gilbert, to będzie jego nowym wychowawcą. Z jednej strony, jeśli to naprawdę Gilbert, cieszył się jak cholera, że na nowo spotkał się ze swoim byłym przyjacielem, a jednak z drugiej strony, denerwował się tym faktem. Nie warto wspominać o Feliciano i Erizabecie, którzy prawie mieli zawał serca.

***

          Rozpoczęcie roku szkolnego dobiegło końca i wszyscy mogli rozejść się do domów. No dobra, jedynie mogli zrobić to uczniowie i rodzice, którzy jakimś cudem przyszli na tą uroczystość ze swoimi dziećmi, jakby nie mogli posiedzieć w domu. Nauczyciele musieli zostać, obgadać wiele spraw, przyszykować kilka rzeczy na zajęcia, i psychicznie nastawić się do nowego roku szkolnego. Pokój nauczycielski żył w chaosie, jednak nie było to dziwne i zaskakujące od samego początku istnienia tej placówki i nawet Francis nie potrafił ogarnąć tego burdelu, zwanego obradom nauczycieli i ich wspólnym gabinetem.

          Francis dostrzegał kilka zmian w swoich współpracownikach. Arthur mimo tego, że nadal był przygaszony i pałał do niego żywą nienawiścią za zabranie mu posady dyrektora liceum, wydawał się jakiś spokojniejszy. Będzie musiał go dopytać co się stało, choć będzie tym ryzykować swoje piękne ciało i zdrowie. Yekaterina nie kłóciła się z Ivanem co pięć minut i nie reagowała płaczem na jakieś obraźliwe zaczepki, a często takie miały miejsce w tamtym roku. Widocznie udało jej się temu zapobiec.

          Brakowało Antonia, lecz on złamał nogę w Madrycie i musiał siedzieć w rodzinnym domu przez jeszcze miesiąc. Berwald i Tino nie mogli oderwać od siebie wzroku i trzymali się za ręce, co dla każdego było cholernie urocze, chociaż nie wszyscy tutaj byli tolerancyjny. Owa dwójka zaręczyła się w lipcu i teraz jeszcze bardziej byli nierozłączni. Kiku spokojnie czytał książkę i postanowił odpuścić sobie żywiołowe rozmowy z innymi nauczycielami. Yao był zajęty częstym spoglądaniem na Kiku oraz myśleniem nad czymś intensywnie. Pozostali pracownicy nie wyróżniali się niczym ważnym.

          No i oczywiście była nowa trójka pracowników, do których Francis żywił niemałą sympatię. Mimo tego, że był to ich pierwszy dzień pracy, już dostrzegał różnicę w ich zachowaniu przed uroczystością rozpoczęcia nowego roku nauki i po tej uroczystości. Jako, że jeszcze obrada nie zaczęła się porządnie, gdyż brakowało kilku uczących duszyczek, postanowił ich spytać o co chodzi z tymi przestraszonymi twarzami.

          -Co się wam dzieje? - Zapytał blondyn, dosiadając się na krzesło bliżej przyjaciół. Ci spojrzeli na niego niechętnie i zastanowili się nad sensem tej rozmowy i tłumaczenia wszystkiego.

          -Nie sądziliśmy, że po jedenastu latach znowu ich spotkamy. - Odpowiedział Gilbert, jednak taka odpowiedź nie była zbyt satysfakcjonująca dla Francisa. - Kojarzysz Feliksa, Feliciano i Erizabetę? - Albinos sam się dziwił, że zapamiętał te imiona, lecz były one dla niego zbyt ważne i charakterystyczne, żeby ich zapomnieć.

          -No oczywiście, że ich kojarzę! Feliciano jest moim kochanym kuzynem, którego traktuję jak młodszego braciszka. Feliks i Erizabeta są jego dobrymi przyjaciółmi, więc nie ciężko również ich znać. Przecież ta trójka jest nierozłączna od prawie kołyski.

          -No właśnie. Znaliśmy ich, kiedy sami byliśmy jeszcze dziećmi, ale musieliśmy się przeprowadzić do Monachium i kontakt się niestety urwał. Nie mamy wątpliwości, że to są oni. Ani trochę się nie zmienili od tamtego czasu. No, może trochę. - Ludwig miał w myślach wspomnienia z Feliciano. Ich beztroskie dzieciństwo i masa godzin spędzonych na wspólnej zabawie. I pomyśleć, że z tego trochę grubszego chłopca wyrósł chłopak, który zdecydowanie nie jadł odpowiednio dużo, lecz chyba to nie była już anoreksja. Nie puściliby go do szkoły z tą chorobą.

         -No nie gadajcie, że wy się znaliście za dzieciaka! - Trójka nauczycieli przytaknęła, co tylko utwierdziło niebieskookiego w przekonaniu, że taka jest prawda. - Wiecie, że powinienem wam teraz opierdol zrobić za to, że tak bezczelnie urwaliście z nimi kontakt? Oni tyle się nawspominali o tym, jak to tęsknią za swoimi przyjaciółmi z dzieciństwa i jak bardzo chcieliby ich znaleźć, a gdybym tylko wiedział, że to o was chodzi, od razu bym im kazał jechać do was do Monachium! Macie zamiar się ujawnić czy zaczynacie wszystko na nowo?

          -Oni nie są głupi. Pewnie szybko się zorientują, że jesteśmy ich przyjaciółmi sprzed lat, a nie będzie to trudne, kiedy mamy z nimi kilka godzin zajęć tygodniowo. - Roderich poważnie zaczął się obawiać o to, jak potoczą się sprawy w tym temacie. Miał nadzieję, że nie wynikną z tego jakieś problemy czy inne nieścisłości. Wystarczyło być dobrej myśli, a chyba będzie dobrze.

          -No dobrze, mam nadzieję, że nie spierdolicie tematu ponownie. - Francis zaśmiał się cicho i postanowił jeszcze przez moment pociągnąć temat, skoro inni pracownicy nie przywiązywali wagi do punktualności. - Mam dla was trochę złe wieści na temat poziomu uczenia się waszych księżniczek sprzed lat. Do Erizabety nie mamy zbyt wielu zastrzeżeń, okazjonalnie dostanie piątkę lub szóstkę. Niestety, Feliks i Feliciano nie są zbyt wzorowymi uczniami, a szczególnie w pewnych przedmiotach. Feliks sobie nie radzi w fizyce, a Feliciano w matematyce, więc liczę moi drodzy przyjaciele, że porządnie ich tych przedmiotów nauczycie. - Francis postanowił wykorzystać fakt, że jego bliscy znajomi byli dawnymi przyjaciółmi jego kuzyna i przyjaciół, jego koledzy uczą fizyki i matematyki, a Roderich i Erizabeta kompletnie nie pasują do ogółu. I nie, nie chodziło mu już o swatanie kogoś z kimś, a zwykłe podciągnięcie uczniów w przedmiotach, w których sobie zdecydowanie nie radzą i wykorzystanie do tego dawnych relacji.

          -Wymagasz od nas za wiele, jak na sam początek. - Powiedział krótko Gilbert, a Francis jedynie się cicho zaśmiał.

          -Taka praca, kochany. Taką sobie wybrałeś i w takiej będziesz siedział. - Blondyn odszedł od kumpli i postanowił rozpocząć obradę nauczycieli, a pewnie im śpieszyło się do domu. Zresztą, mu również. Chciał czym prędzej spotkać się z siostrą i swoim uroczym kundelkiem, za którym zdążył się stęsknić. - No dobrze, moi drodzy! Zaczynajmy gadać na ważne tematy i nie przejmujmy się tymi, którzy się spóźnią. To ich strata, że nie przygotują się porządnie do nowego roku pełnego edukacji. - Nauczyciele zasiedli przy swoich miejscach i przeszli do tych ważnych rozmów, w których i tak w większości brał udział tylko Francis, Yao, okazjonalnie odezwali się Kiku i Yekaterina, a pozostawali w większości milczeli. Zobaczymy czym wykażą się nowi pracownicy.

***

          Arthur spokojnie wracał do domu i myślał o nowym roku szkolnym. Wydawało mu się, że nie będzie tak źle i z uśmiechem przejdzie do ponownego uczenia angielskiego, lecz uczniowie już na wstępie mu pokazali, że nie będą okazywać mu szacunku, tak samo jak on nie okazywał go im w poprzednim roku szkolnym. Nie powiedziałby, że żałuje swojego zachowania, gdyż ci gówniarze zasługiwali na takie traktowanie, jednak trochę bolało, gdy wyzywano go od starych skurwieli, który nie osiągnął w życiu nic konkretnego, poza zawiedzeniem całej rodziny.

          Drogę do domu przerwał mu młody chłopak, licealista o wyjątkowo charyzmatycznym i głupkowatym charakterze, Alfred F. Jones. Kirkland wolał go zignorować i nie wdawać się w dyskusję z debilami tego świata, lecz szybko miało się okazać, że Jones miał inne plany, które nijak się pokrywały z jego własnymi.

          -Dlaczego nic się nie odzywasz? Nie podszedłem do ciebie po to, żeby słuchać ciszy, a twojego denerwującego głosu i narzekania na szkołę. - Zielonooki westchnął i przyśpieszył kroku, ale mało to dało. Od samego początku znajomości z blondynem wiedział, że ten jest szybki i dogoni każdego, kto będzie chciał mu się wymknąć w jakikolwiek sposób. - No porozmawiaj ze mną, a nie.

          -Czego chcesz?! Już nawet nauczyciel nie może spokojnie wrócić do domu, bo uczniowie za nim łażą. Pominę fakt, że powinieneś najpierw powiedzieć "dzień dobry" i nie traktować mnie, jakbym był twoim kolegą z podwórka. Nie zapominaj, że nadal uczę cię angielskiego. - Alfred zaśmiał się w odpowiedzi, co Arthur uznał za denerwujące i zaczął podziwiać brata tego kretyna za to, że wytrzymał z nim osiemnaście lat życia. On nie dałby rady, a świat postanowił mu udowodnić, że będzie jeszcze gorzej. - Powiedz dlaczego za mną chodzisz.

          -Wszyscy nienawidzą cię w tej szkole i tobą gardzą, a że zawsze uwielbiałem się wyróżniać na tle innych, będę jedynym, który cię lubi i chcę spędzać z tobą czas! Świetny plan na siebie w tym roku, co nie? - Kirkland oficjalnie stwierdził, że ten chłopak ma coś nie tak z głową. Po pierwsze, nie powinien tak odnosić się do nauczyciela, a po drugie, co on sobie wyobrażał?!

          -Zapomnij, że zgodzę się na taki chory układ. - Odpowiedział Arthur i jeszcze bardziej przyśpieszył, ale to również nic nie dało. Alfred ponownie był obok niego i patrzył smutno, jakby wszystkie jego marzenia legły w gruzach.

          -No, ale czemu? Nie podałeś żadnego konkretnego powodu, a zawsze wymagałeś od nas, żeby mieć dobry powód do niewykonanej pracy domowej. Mógłbyś przynajmniej spróbować być z nami fair. - Zielonooki westchnął i skręcił w boczną uliczkę, z której była już prosta i krótka droga do jego niewielkiej kawalerki w jednej z kamienic. Może nie było to duże mieszkanie, lecz podstawy dobrego domu spełniało, a jeszcze był po remoncie i kawalerka prezentowała się cudownie. No niestety, ludzie na FaceBooku nie docenili jego starań.

          -Wystarczy sam fakt, że jestem nauczycielem, a nie Francisem, który nie widzi różnicy między przyjaciółmi, a swoimi uczniami. Tylko czekam, aż ktoś posądzi go o pedofilię. - Niebieskooki fuknął i zatrzymał się na chwilę, myśląc nad słabymi relacjami Arthura i Francisa. To fakt, Kirkland nienawidził Bonnefoy'a za zabranie mu kariery dyrektora, ale wina była tylko po jego stronie. Sam doprowadził szkołę do gównianej sytuacji i trzeba było szukać kogoś odpowiedzialniejszego.

          -Arthur, zaczekaj! Mógłbyś przynajmniej dać mi szansę i pozwolić nam na wyprowadzenie naszych relacji poza szkołę. Jesteś przecież taki samotny, nikt cię nie lubi, a bracia ponoć nie dzwonią do ciebie na urodziny i święta z życzeniami, więc przełam się i zakoleguj ze mną, bo nikogo innego nie masz. - Anglik poczuł jak coś ponownie w nim pęka. Nie były to przyjemne słowa, a zostały wypowiedziane przez osobę, która ponoć chciała się z nim zaprzyjaźnić. Alfred chyba nie wiedział jaką moc mają jego słowa, a ich siła była ogromna.

          -Wracaj do domu, rodzice czekają z obiadem. Porozmawiamy kiedy indziej. - Arthur w ostatniej chwili przeszedł przez ulicę, tym samym zostawiając Alfreda samego. Amerykanin westchnął i postanowił wrócić do tego cholernego domu, w którym pewnie będzie się nudzić. Od dłuższego czasu był zainteresowany Kirklandem, oczywiście w kontekście przyjacielskim, żeby sobie ktoś nie pomyślał o romantycznych głupotach.

          Niechętnie zaczął kierować się do swojego domu, wzrokiem jeszcze odprowadzając Arthura do najbliższego zakrętu, a kiedy już go nie widział w tłumie przechodniów, odwrócił się oraz powoli zaczął kierować do siebie. Miał nadzieję, że jutro uda mu się złapać Kirklanda i porozmawiają, a jeszcze lepiej będzie jeśli ten zgodzi się na większą relację, niż jedynie uczeń-nauczyciel. Naprawdę chciał dać mu swoje towarzystwo, a widział jaki on jest samotny.

***

          Feliks i Feliciano huśtali się na huśtawkach na placu zabaw, a Erizabeta smutno patrzyła przed siebie. Można powiedzieć, że nowy rok szkolny na dobre się zaczął, a zaczęli go w niespodziewanie przyjemny sposób, bo ponownym spotkaniem starych przyjaciół. Mimo tego, było w tym coś dołującego. Teraz będą ich uczyć, relacje mogą nie być takie przyjacielskie, a bardzo prawdopodobne, że będą ich trzymać na dystans i nie pozwolą na taką bliskość, jak za dzieciaka. Nawet nie wiedzieli czy ich rozpoznali po tych wszystkich latach.

          -Jesteśmy jak podłoga, a szkoła jak odkurzacz. Potrafi wyssać z nas wszystkie brudy i zrobić z nas lepszych ludzi, ale czasami wsysa w siebie ważne dla nas rzeczy, takie jak wolny czas i chęci do życia. - Blondyn podchodził wyjątkowo depresyjnie do nowego roku szkolnego, chociaż nadal cieszył się z faktu, że ponownie spotkał swojego bliskiego przyjaciela. Starał się uśmiechnąć, lecz marnie mu to wychodziło.

          -Nie nastawiaj się tak negatywnie, Fela. Przecież na nowo ich spotkaliśmy i możemy odnowić relacje! - Rudowłosy starał się pocieszyć zielonookiego, jednak odpuścił, widząc jego dalej zasmuconą twarz. Eliza jedynie westchnęła i rozejrzała się po placu zabaw, na którym roiło się od małych dzieci, takich nieświadomych co czeka ich za kilka lat. Szkoła nie była taka fajna, jak ją niektórzy przedstawiali.

          -Skąd możesz mieć pewność, że będą chcieli ponownej przyjaźni? Bardzo dobrze mogą nas traktować jak każdego innego ucznia i nie będzie ich obchodzić, że kiedyś spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę. - Erizabeta uśmiechnęła się, myśląc o wszystkich pięknych chwilach z nim. Nie miała wątpliwości, że ten szatyn, to był Roderich. Tak samo, jak nie miała wątpliwości, że tamta dwójka, to byli Gilbert oraz Ludwig. Teraz chyba nie wypada nazywać ich debilami. 

          -Musimy pozostać dobrej myśli. Jutro, po zajęciach, podejdę do Ludwiga i zapytam go czy mnie pamięta i czy chciałby odnowić znajomość. - Feliciano był pozytywnie nastawiony i zaplanował sobie cały jutrzejszy dzień, a pierwsze godziny ponownej edukacji chciał zakończyć właśnie rozmową z Ludwigiem. Ten plan był doskonały i warty realizacji.

          -Ja pierdolę, czy oni nas stalkują?! - Feliks wolał tego nie zauważać, lecz był pewny, że na ławce w oddali siedziała trójka ich nowych nauczycieli i o czymś rozmawiali. Miał nadzieję, że nie o nich, a robili naprawdę dziwne rzeczy na tych huśtawkach, które były warte przedyskutowania. - No nie wierzę, to oni. - Łukasiewicz wskazał palcem na germańskie rodzeństwo, które chyba ich zauważyło, bo krótko na nich zerknęło ze sceptycznym wyrazem twarzy. Pewnie pomyśleli, że trójka nastoletnich debili ich obgaduje.

          -Ty, no faktycznie! Nie sądziłem, że w tym wieku będą sobie chodzić po placach zabaw i rozmawiać o jakichś rzeczach. - Rudzielec zaśmiał się i zaczął planować podejście do Beilschmidta już teraz, jednak plany na jutrzejszy dzień skutecznie go od tego powstrzymały. Musiał zaczekać, to tylko kilka godzin.

          -Ja bym zaczęła zbierać się do domu. Niedługo będzie późno i słońce całkowicie zajdzie, a nie mam zamiaru wracać do domu w środku nocy. - Erizabeta wolała nie ryzykować, że spotka się z Roderichem już teraz. Chciała jeszcze troszkę poczekać i przygotować się do tego pięknego momentu po latach, jakim będzie ponowna rozmowa. Przyjaciele zgodzili się na taki układ i odeszli od huśtawek, chcąc wrócić do domów i odpocząć po tym emocjonującym dniu.

          Feliks jeszcze wziął do dłoni trochę mokrego piasku, który był przy kilku dziecięcych zabawkach i butelce z wodą. Uformował go w kulkę i spojrzał na Gilberta, który dalej rozmawiał o czymś z braćmi i nawet nie zwracali na nich uwagi. Zaraz sprawi, że wszyscy się na nich spojrzą i wezmą za niedorozwojów umysłowych. Feliciano i Erizabeta woleli nie wnikać w głupie zachowanie przyjaciela i to, że skutecznie przybliżają się do swoich nauczycieli. Kiedy byli w odpowiedniej odległości, blondyn rzucił piaskową kulką w albinosa i szybko zaczął uciekać, a rudzielec i brązowowłosa za nim.

          -Ja pierdolę, jakie gówniarze! - Krzyknął Gilbert, łapiąc się za plecy i koszulkę, za którą miał masę mokrego piachu. Nie było to przyjemne uczucie, a wręcz przeciwnie. Roderich jedynie się zaśmiał, a Ludwig westchnął i spojrzał na trójkę młodych uczniów, którzy właśnie pośpiesznie wychodzili z placu zabaw.

          -Widzę, że zaczynają ponowną znajomość od wygłupów. - Powiedział młodszy Beilschmidt i uśmiechnął się lekko, widząc jak starzy przyjaciela śmieją się po drugiej stronie ulicy. Już nie mógł doczekać się jutrzejszego dnia i ponownego spotkania z Feliciano. Miał tylko nadzieję, że on również wykazywał chęci ponowienia znajomości i te zaczepki nie były tylko jednorazową głupotą. A Gilbert nadal starał się pozbyć piachu i zastanawiał się co to wyrosło z tego Feliksa. Tak, doskonale wiedział, że sprawcą była ta pchła. A Roderich dalej się śmiał

***

Udało się napisać ten rozdział pierwszy i nawet jestem z niego zadowolona. Liczy on sobie 5460 słów bez mojego końcowego gadania, więc też nie jest aż tak dużo w porównaniu do tego, co czasami potrafię napisać. Mimo tego, nie wykluczam faktu, że kiedyś pojawi się rozdział na 10k słów. Chociaż będę się starała pisać krótsze rozdziały. 

Jak wrażenia po przeczytaniu tego? Podoba się? Coś byście zmienili? Macie jakieś pytania? Mam nadzieję, że nie wyszło mi to jakoś masakrycznie i rozdział wystarczająco bardzo zachęca do dalszego czytania. Pewnie jest masa rzeczy, jakie mogłyby zostać poprawione, lecz niech już tak pozostanie, a najwyżej zwrócę uwagę na te rzeczy w następnych rozdziałach, a następny będzie już w czwartek! 

A teraz kilka anegdotek związych z tym opowiadaniem. 

-Pierwotnie, Ivan miał być psychopatycznym woźnym, ale skończył jako trochę dziwny wuefista. 

-W planach wstępnych, Feliks miał mieć ADHD, ale po dokładniejszym zagłębieniu się w tę chorobę stwierdziłam, że jest to dla mnie za trudne. Potem postawiłam na zaburzenia osobowości, jeszcze później na aspołeczność, następnie zaburzenia lękowe, a teraz będzie się zmagał z... Raczej już wiecie z czym. 

-UsUk tutaj nie miało być. Arthur miał być normalnym, specyficznym nauczycielem angielskiego, a Alfred jednym z uczniów, który czasami będzie towarzyszył głównym bohaterom. 

-Francis miał być dyrektorem szkoły bez wątku tego, że Arthur kiedyś nim był i doprowadził szkołę do ruiny. 

-To Gilbert miał uczyć matematyki, Ludwig miał wziąć się za chemię, a Roderich miał uczyć muzyki, a jak jest teraz, to dokładniej zostanie pokazane w następnych rozdziałach. A zresztą, już teraz wiemy, że Gilbert jest fizykiem, Ludwig matematykiem, a o Roderichu dowiemy się w następnych rozdziałach. 

Więcej nie pamiętam z początków tego opowiadania, ale naprawdę wiele się zmieniło. Myślę, że to już na tyle w tym rozdziale. Nie będę zabierać wam czasu i do zobaczenia w czwartek o godzinie 18:30! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro