9. Musimy być ze sobą szczerzy
Kolejne dni niewiele zmieniały. Wspomnienia wracały bardzo powoli. Głównie poprzez sny.
Przez większość czasu Dean wpatrywał się po prostu w stare zdjęcia lub chodził po bunkrze, próbując przypomnieć sobie wspólne chwile z Samem i mamą - pamiętał już, że zginęła gdy był dzieckiem i wróciła do życia gdy był już dorosły. Nie pamiętał dokładnie w jaki sposób, a z niewiadomych przyczyn o tą jedną rzecz bał się zapytać Casa.
Chciał przeczytać książki, które opisywały ich życie, jednak Castiel był stanowczo temu przeciwny. Jako argument podawał, iż pamięć powinna wracać mu stopniowo i regularnie, a nie powinna być narzucana przez dość szczegółowy opis jego życia.
Anioł nie brzmiał jednak przy tym szczególnie przekonywująco, co sprawiało tylko, że Dean tym bardziej chciał sięgnąć po te książki, gdyż miał wrażenie, że kryje się za tym coś więcej i miał zamiar dowiedzieć się co.
Co wieczór prosił Casa by nad nim czuwał. Nie chciał powiedzieć tego głośno, ale bał się, że wiedźma ich znajdzie i znów odbierze mu wspomnienia z życia, które wiódł jako Dean Winchester. Miał jednak wrażenie, że anioł dokładnie wiedział o co chodzi.
Codziennie rano odczuwał ulgę orientując się, że wciąż jest w bunkrze i że Cas cały czas tu jest i go pilnuje. Niczym jego osobisty anioł stróż.
Codziennie wieczorem zasypiał spokojnie, wiedząc że jest bezpieczny.
Gdyby nie to, że w jego glowie wciąż panował istny chaos, byłby pewnie szczęśliwy. A tak były to jedynie ułomne chwile szczęścia.
Castiel zaczął "uczyć" go strzelać. O dziwo nie szło mu tak źle, a wręcz odwrotnie. Podświadomie pamiętał jak trzyma się broń, jak się wycelowuje... Przez lata nie był nawet świadomy tego, że gdyby dostał broń do ręki, tak po prostu potrafiłby się nią obsłużyć. Że potrafiłby strzelić, nawet zabić niczym profesjonalista. Bo strzelał naprawdę dobrze.
Walkę wręcz też pamiętał. Kiedy Cas dał mu nieco fory, bez problemu go pokonał. Problem narodził się jednak gdy anioł faktycznie zaczął walczyć - był przecież wyszkolonym żołnierzem. Mimo wszystko Dean dawał radę.
Niespełna po tygodniu Cas stwierdził, że Dean jest gotowy na polowanie.
Podczas gdy anioł szukał jakiejś sprawy, Dean udawał, że też to robi. W rzeczywistości jednak postanowił robić tego czego Castiel kategorycznie mu zabronił - zaczął czytać Supernatural*.
O dziwo książki czytało się dość szybko - kiedy po trzech dniach anioł oświadczył, że znalazł sprawę, Dean był już fabularnie na momencie, gdy gotów był powiedzieć Tak Michałowi.
- Sprawdzę w bibliotece kilka informacji i jutro rano możemy ruszać - zadeklarował anioł, a Dean skinął głową.
Kiedy Cas wyszedł z pokoju, wrócił do lektury i niemal zamarł czytając kolejne zdania.
Gdyby Dean tylko wiedział jak bardzo ranił Castiela próbując się poddać. Jak bardzo Castiel starałby się argumentować jego zachowanie heroizmem, nie potrafił tego znieść. Ta świadomość, że człowiek, którego darzył uczuciem, którego żaden anioł nie powinien być w stanie kiedykolwiek poczuć, będzie cierpiał w męczarniach aż praktycznie umrze i w najlepszym przypadku zachowa jedynie podstawowe funcje życiowe... To było coś, czego Castiel nie mógł znieść.
Pobił go. Pobił go by go uratować...
Każdy zadany cios bolał go jeszcze bardziej. Wiedział jednak, że to konieczne. Że tylko tak jest w stanie go uratować.
Przełknął ciężko ślinę, wpatrując się ślepo w ekran.
Był świadomy, że Castiel wielokrotnie go uratował, ale to co właśnie przeczytał... Tu już nawet nie chodziło o to, że anioł ratował mu życie. Chodziło o to, jak traktował Castiela.
Podejmując decyzje rzadko o nim myślał.
Naprawdę rzadko zastanawiał się nad uczuciami anioła.
Ranił go. Raz za razem.
Wszystko tłumaczył tym, że to po prostu Cas.
A mimo to on zawsze był. Zawsze próbował mu pomóc, uratować go. Zbuntował się by ratować Deana. Poświęcił dla niego wszystko...
A on nie potrafił mu się odwdzięczyć.
A teraz?
"Człowiek, którego darzył uczuciem, którego żaden anioł nie powinien być w stanie kiedykolwiek poczuć" - te słowa nie dawały mu spokoju. Łącznie z tym wszystkim, co już wiedział o Castielu, tworzyło to wspólną całość, z której wniosek mógł być tylko jeden: Cas go kochał tak bardzo, że nie odważył się tego powiedzieć.
Chyba, że coś się zmieniło przez kolejne lata, ale szczerze w to wątpił - spędził z nim w bunkrze prawie dwa tygodnie i anioł jeszcze ani razu nie zrobił nic co świadczyło o tym, że chciałby czegoś więcej. Po prostu dusił w sobie te uczucia.
Czy zabronił mu czytać te książki w obawie, że dowie się o tych uczuciach?
To miało sens. Prawdopodobnie zamierzał ukrywać się z tym co czuje do kolejnej śmierci.
Nie miał zamiaru na to pozwolić. Nie mógł też jednak zgodzić się na więcej niż przyjaźń. Przynajmniej nie teraz - miał w glowie zbyt duży chaos by próbować czegokolwiek więcej. Potrzebował czasu.
Jednak z rozmową nie miał zamiaru czekać.
Odłożył laptopa i wstał z łóżka, a następnie ruszył w stronę biblioteki, bo wiedział, że tam właśnie znajdzie Casa. Nie mylił się.
Anioł siedział przy stole, czytając stare księgi i podniósł wzrok, gdy Dean wszedł do pomieszczenia.
- Cas, możemy porozmawiać? - spytał nieco niepewnie. Stresował się. Bał się, że go straci.
- O czym? - spytał nieco zdezorientowany anioł.
Dean uznał to za tak i usiadł obok Castiela, patrząc na niego z widocznym zmartwieniem.
- Dlaczego się zbuntowałeś? - zaczął nieco zbyt stanowczo, za co się skarcił. Musiał nauczyć się panować nad tonem swojego głosu, bo brzmiał tak, jakby to co zrobił Cas było czymś złym i niewybaczalnym.
Anioł spojrzał na niego kompletnie zaskoczony i widocznie nie wiedział, co ma odpowiedzieć.
- Dlaczego poświęciłeś dla mnie wszystko, Cas? - spytał już zdecydowanie łagodniej.
- Bo jesteś moim przyjacielem, Dean.
Spojrzał aniołowi w oczy.
- Cas, przyjaźń polega między innymi na szczerości. Musimy być ze sobą szczerzy...
- Jestem szczery.
- Wobec mnie może i jesteś, ale wobec siebie?
Przechył lekko głowę nie rozumiejąc pytania.
- Czy między nami było coś więcej niż przyjaźń? - spytał wprost. Musiał wiedzieć.
Castiel spojrzał na niego kompletnie zdezorientowany.
- Nie. Nigdy.
Skinął głową i przygryzł wargę - miał rację - Castiel nigdy nie przyzna się do swoich uczuć. Chyba, że...
- Ale czujesz do mnie coś więcej? - spytał, wciąż lekko przygryzając wargę.
Anioł otworzył usta by coś powiedzieć. Nie miał jednak pojęcia co.
- Cas, powiedz po prostu prawdę. Szczerość, pamiętasz? - bardzo niepewnie dotknął dłonią jego podbródka, by wymusić na aniele kontakt wzrokowy, którego ten tak bardzo starał się teraz unikać. - Tak czy nie?
- Tak.
* - przepraszam, ale ciągle nie mogę przeprawić polskiego tłumaczenia
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro